Marta Panas-Goworska, Andrzej Goworski. Bohiń: tu ich nie ma

Spis treści numeru 3/2023

Bohiń: tu ich nie ma

W drogę

W podróż z Bohinią Konwickiego ruszyliśmy zainspirowani tekstami publikowanymi w „Akcencie”. Alina Kochańczyk w Moim Konwickim („Akcent” 2020, nr 2) opisała autora Małej apokalipsy jako „litewskiego guślarza”, który ćwiczył polskich czytelników w mało im wcześniej znanych grach z tradycjami i konwencjami literackimi. Z jej osobistego, a przy tym wnikliwego tekstu wyłania się obraz prawdziwego mistrza. Drugim bedekerem stał się artykuł Jak kręciłem „Lawę” napisany na prośbę redaktorów „Akcentu” przez samego Konwickiego i opublikowany w numerze 2-3 z 1992 roku. Dodajmy, że pisarz był członkiem rady programowej Wschodniej Fundacji Kultury „Akcent”, współwydawcy lubelskiego kwartalnika. Może dlatego w Jak kręciłem „Lawę” tak lekką ręką odsłaniał swoje tajemnice. Choć wiele z jego uwag dotyczy pracy reżysera czy scenarzysty, nawet i one okazały się inspirujące podczas naszej lektury Bohini. Inne, ogólne, niekiedy z pozoru błahe, stały się drogowskazami, dzięki którym trafiliśmy w absolutnie nieoczywiste rejony środkowoeuropejskiej tożsamości.

Tak ukierunkowani odebraliśmy Bohiń nie jako romans osadzony w dziewiętnastowiecznych realiach, ale raczej jako wielowarstwowy palimpsest. Podejście takie było dla nas tym oczywistsze, że niespełna miesiąc wcześniej wróciliśmy z podróży po Litwie śladami Henryka Sienkiewicza i bohaterów Potopu. Podczas lektury książki Konwickiego mieliśmy zatem na podorędziu całe imaginarium zapamiętanych kraj­obrazów oraz sylwetek ludzi, z którymi się spotykaliśmy. Równocześnie historia opowiedziana w Bohini wydała się nam idealnym pretekstem do głębokiej rozmowy o naszej części Europy. Tym bardziej że nastał czas siewców wiatru, szukających zapomnianych grzechów czy nawet dawnych grobów, aby użyć ich jako narzędzia do swoich celów. Wszystko to, zdawać by się mogło, wyłaniało się z twórczości Konwickiego – z perspektywy minionych dziesięcioleci jawiącej się jako kapsuła czasu i przestroga dla współczesności.

Bogini losów

Z Bohini najpierw wyłoniła się babka. Moja babka – pisze Konwicki – której nigdy w życiu nie widziałem, i nie wiem, gdzie i kiedy umarła. I dalej: Idzie [ona] przez (…) nieduży kraj podobny do starożytnej Grecji. Tak trafiamy na Wileńszczyznę końca XIX stulecia – przy okazji: zapamiętajmy tę Grecję, bo na końcu odegra jeszcze swoją rolę. I oto jesteśmy nad brzegami Wilii, w okolicy miasteczka Bujwidze, które bez trudu znajdziemy na mapie. Nie dajmy się jednak zwieść, nie jest to miejsce do końca realne. Ci, którzy szukaliby zaścianków pojawiających się w powieści, szybko spostrzegą, że świat Konwickiego rozszerza się jak nadmuchiwany balonik. Bo na wykreślonej tam mapie droga na Daugiele oddalona jest nie o kilkadziesiąt, a o kilka kilometrów od miejsca akcji.

Problem jest też z nazwą tytułowego majątku. Bohiń odnajdziemy w spisie dzisiejszych miasteczek Białorusi. W linii prostej leży o ponad dziewięćdziesiąt kilometrów na północny wschód od Bujwidzów; odległości między tymi punktami, nawet najlepszą linijką, nie da się pokonać w godzinę. „Ale mógł istnieć taki majątek, a potem, w czasach sowieckich, zaorano go pod kołchoz” – podpowie ktoś. Przeglądamy liczącą trzy i pół setki stron księgę Wileńska Gubernia. Pełny spis zamieszkałych miejsc ze statystycznymi danymi o każdej osadzie z 1905 roku. Jedyne odwołania do Bohini – a raczej „Bogini”, bo tak pisano po rosyjsku – znów prowadzą do mieścinki na Białorusi.

Podobnie jest z Miłowidami, w książce dwukrotnie zwanymi też Małowidami. To dawny majątek bohaterki, a więc i rodowe gniazdo powieściowych Konwickich, które po 1863 roku zarekwirowano Michałowi, ojcu babki Heleny, za udział w powstaniu styczniowym. Szukamy tego miejsca na mapie i większość odniesień znów prowadzi na Białoruś, tym razem w głąb kraju, w okolice Baranowicz, ponad dwieście kilometrów na południe od Bujwidzów. W połowie drogi musielibyśmy przejechać przez Puszczę Nalibocką, o której w Bohini wspomina się dwukrotnie, tak jakby przeplatały się dwie topografie – zmyślona i faktyczna. Niemniej w Pełnym spisie zamieszkałych miejsc… Miłowidy znajdziemy również na Wileńszczyźnie. To „usad’ba”, a więc właśnie dwór lub zaścianek, który w 1905 roku zamieszkiwało dwadzieścia sześć osób – trzynaście kobiet i trzynastu mężczyzn. Leżał on, jak czytamy, nad Solczą. Ale trop znów się wikła i ostatecznie rwie, bo do tej rzeczułki z Bujwidzów w linii prostej jest siedemdziesiąt kilometrów, a to dystans nie do przebycia dla sąsiadów odwiedzających się przed kolacją.

Czyżby pisarz oszukał czytelnika albo się pomylił? Przyjdzie nam jeszcze zmierzyć się z tym pytaniem. Teraz powiedzmy, dlaczego do świata Bohini, rozrysowanego przez Konwickiego na spłachetku ziemi nieopodal Wilna, a faktycznie rozlewającego się na Białoruś i Żmudź, kołataliśmy z taką nadzieją.

(…)

Ciąg dalszy w wydaniu tradycyjnym „Akcentu”.