Piotr Gutowski. Czy możliwa jest metafizyka w literaturze współczesnej?

Spis treści numeru 2/2020

Czy możliwa jest metafizyka w literaturze współczesnej?

Na kanwie wykładów noblowskich Wisławy Szymborskiej i Olgi Tokarczuk

(…)

Pracę metafizyka, podobnie jak pracę uczonego, można podzielić na co najmniej cztery etapy: 1) stawianie problemu, 2) rozważanie różnych możliwości jego rozwiązania i 3) uznanie jednego z możliwych rozwiązań za właściwe oraz uzasadnienie wyboru, 4) ukazywanie pożądanych konsekwencji uznania tego stanowiska w różnych obszarach, np. w etyce, polityce, relacjach międzyludzkich, relacjach człowieka z naturą itd. Literatura może wspomagać metafizyków na każdym z tych etapów poprzez: 1) inicjowanie myślenia metafizycznego dzięki umiejętnemu stawianiu odpowiednich pytań lub przynajmniej wzbudzaniu ciekawości czytelnika prowadzącej go do ich sformułowania (taką rolę spełnia choćby następująca konstatacja Olgi Tokarczuk: „Jestem” – najważniejsze i najdziwniejsze słowo świata); 2) przedstawianie we właściwym sobie języku (np. za pomocą rozbudowanych narracji lub zwięzłych obrazów poetyckich) sposobów, na jakie świat może być urządzony – filozofowie też to niekiedy czynią, ale w ograniczonym zakresie, bo podobnie jak np. fizycy nastawieni są na jak najbardziej precyzyjne uzasadnienie swoich koncepcji metafizycznych, często w dość technicznym języku, a jeśli już je ilustrują, to przy użyciu metafor (np. platońskiej metafory jaskini) lub tzw. eksperymentów myślowych o maksymalnie skróconej narracji (takich jak np. „posąg Condillaca” czy „chiński pokój”); 3) sugerowanie wizji rzeczywistości preferowanej przez autora oraz 4) sugerowanie negatywnych konsekwencji uznania poglądów przeciwnych i dobroczynnych skutków akceptacji poglądów właściwych.

Metafizyczność Wisławy Szymborskiej przejawia się głównie na pierwszych dwóch z wymienionych etapów: jej poezja jest znakomitym przykładem formułowania pytań metafizycznych i możliwych odpowiedzi na nie. Poetka ma własną wizję rzeczywistości, raczej monistyczną i naturalistyczną, ale nie redukcjonistyczną: pierwszoosobowe punkty widzenia, świadomość, liczby są częścią natury, choć ich oczywista inność nie pozwala na proste sprowadzenie ich do materii. Jeśli szukać jakichś historycznych podobieństw, to można wskazać na Montaigne’owski naturalizm, powiązany z łagodnym sceptycyzmem, który znajduje wyraz w pogodnej akceptacji życia i spraw codziennych. Szymborska stawia problemy, zarysowuje własną wizję świata niedokończonego jeszcze, wzbudzającego ciekawość, zapraszającego do eksplorowania go, ale nie jest chyba zainteresowana zbyt mocno krytyką wizji opozycyjnych i wykazywaniem ich zgubnych konsekwencji – z jednym wyjątkiem: pewnego siebie dogmatyzmu, który uważa za niebezpieczny i którego boi się, o czym wprost pisze w tekście wykładu noblowskiego (i także bardzo sugestywnie w znakomitym wierszu Utopia).

Metafizyczność Olgi Tokarczuk przejawia się głównie na trzech ostatnich poziomach. Tokarczuk ma bardziej wyrazistą, ale także naturalistyczną i ewolucyjną wizję rzeczywistości, która stanowi całość w sensie przestrzennym i czasowym, a z powodów kulturowych dostępna jest nam dzisiaj niemal wyłącznie we fragmentach i epizodach. Noblistka uważa za swoją powinność budowanie narracji wiążących to, co wydaje się osobne i niepowiązane. Tkwi w tym pewne niebezpieczeństwo, kryjące się za modnym dzisiaj słowem „holizm”: przykładem niech będzie tzw. medycyna holistyczna, której generalne założenie wydaje się słuszne, ale niemal każda praktyczna realizacja kuleje – ostatecznie właściwą pomoc uzyskujemy od specjalistów, a nie od holistów. Tokarczuk zdaje sobie sprawę z tego zagrożenia, marzy więc o narracji z „czwartoosobowego” punktu widzenia, nieskażonego interesami konkretnego „ja”.

Interesują ją także praktyczne konsekwencje (ekologiczne, społeczne, polityczne) stanowisk opozycyjnych wobec jej własnego i sposoby zapobiegania temu, co niepożądane. Jednym z takich sposobów jest antropomorfizacja natury i mitologizacja ludzkiego losu. Montaigne’owski naturalizm Szymborskiej sprzyja raczej wycofaniu się, zdystansowaniu, a bardziej biologiczny, witalistyczny naturalizm Tokarczuk znajduje wyraz w zaangażowaniu, włączeniu się do walki o lepszy świat. Szymborska, choć sama też ma całościową wizję natury, woli raczej – w zgodzie ze swoim umiarkowanym nastawieniem i chyba też z przenikającym ją lękiem przed dogmatyzmem i fundamentalizmem – formułować problemy, zajmować się epizodami i fragmentami oraz powstrzymywać się od twierdzenia. Tokarczuk stawia diagnozy (np. że „coś ze światem jest nie tak”) i twierdzi, tzn. stara się zaproponować lekarstwa na chorobę, zarówno takie o szerokim spektrum działania (muszę opowiadać tak, jakby świat był żywą, nieustannie stawającą się na naszych oczach jednością, a my jego – jednocześnie małą i potężną – częścią), jak i wycelowane w problemy szczegółowe (np. w kryzys ekologiczny czy w kolonializm). Kryje się za tym – trafne, jak sądzę – przekonanie, że obowiązkiem intelektualisty jest bronić tego, co uważa się za słuszne, choć jest to trudniejsze i bardziej ryzykowne niż przeczenie, krytykowanie i problematyzowanie1.

U podstaw metafizyki naszych noblistek tkwi, jak sądzę, towarzyszące ludziom żyjącym współcześnie mocne poczucie zmienności świata. Obie autorki zdają sobie świetnie sprawę, że w takiej sytuacji potrzebne są mechanizmy zabezpieczające przed gwałtownością przemian kulturowych, dlatego rozumieją funkcję tradycyjnych religii oraz konserwatywnych poglądów społecznych i politycznych. Jednocześnie akceptują nieuchronność tych zmian i – mimo różnych negatywnych skutków ubocznych, jakie one niosą – także zasadniczą ich słuszność. Starają się więc znaleźć nowe punkty oparcia dla osób myślących podobnie. Wisława Szymborska znajduje je w skłaniającym się ku naturalizmowi umiarkowanym agnostycyzmie w odniesieniu do pytania o istnienie jakiegoś obiektywnego porządku i w sceptycyzmie wobec tendencji do ujednolicania wielości i różnorodności sytuacji i ludzkich postaw. Olga Tokarczuk także ceni sobie wewnątrzświatowy pluralizm, ale poszukuje porządku i dostrzega go w witalistycznym, panteizującym naturalizmie, stymulującym młodsze pokolenie do ekologicznej kultury samoograniczania się, która zastąpi, a może jedynie przemieni, tradycyjne religie i światopoglądy. Pisarka nie ma nadziei, że stare słowa, takie jak „miłość” czy nawet „współczucie”, adekwatnie wyrażą te nowe intuicje, dlatego poszukuje słów świeżych, zawierających wszystko to, co jest warte przejęcia z dawnych terminów, ale jednocześnie pozbawionych konotacji negatywnych, jakie te ostatnie ze sobą niosą. Ta nowa metafizyka i epistemologia jest jeszcze dość mglista, na tyle jednak stabilna, że może stanowić oparcie dla współczesnego człowieka, targanego gwałtownymi zmianami.

(…)

1 Ponieważ w kwestii całościowej wizji wszechświata i powiązań między rzeczami nasza wiedza jest szczątkowa i brakuje nam wystarczających dowodów wspierających konkurujące hipotezy, tacy filozofowie jak np. Thomas Huxley i William Clifford zaproponowali, aby za najbardziej racjonalne uznać stanowisko agnostyczne. Jeśli nie ma wystarczająco mocnych dowodów przesądzających np. prawdziwość tezy o istnieniu bądź nieistnieniu Boga, należy zawiesić sąd w tej sprawie i poprzestać na stwierdzeniu „nie wiem”. Zdecydowanie sprzeciwiał się temu wybitny psycholog i filozof William James. Uważał on, że z ewolucyjnego punktu widzenia stan wahania się, niepewności jest najbardziej ludzki w tym sensie, że prawdopodobnie dał początek umysłowym funkcjom, które w rozwiniętej postaci określamy jako rozum. Jednak z perspektywy poszczególnych osób stan niepewności jest nienaturalny, niepraktyczny i trudny do zniesienia. Naturalnym stanem umysłu jest mieć przekonanie, wierzyć w coś. Przekonanie stanowi bowiem projekt działania, stymuluje do określonego zachowania, a zawieszenie przekonania pozostawia nas w najlepszym przypadku w stanie kwietyzmu i niepewności, a w najgorszym – w stanie wewnętrznego rozdarcia. Jest więc w nas, twierdzi James, wola wiary (czy posiadania przekonania – ang. belief) i do tej wiary (przekonania) mamy prawo, jeśli – mówiąc najogólniej – nadaje ona naszemu życiu cel i sens, mimo że nie jest wsparta powszechnie uznanymi dowodami. Taka postawa jest jednak racjonalna wyłącznie w pewnych ściśle określonych sprawach. Por. W. James: Prawo do wiary. Przeł. A. Grobler. Kraków 1966; a także moją książkę Nauka, filozofia i życie. U podstaw myśli Williama Jamesa. Lublin 2011 (w wersji elektronicznej jest ona dostępna darmowo na stronie internetowej https://academicon.pl/wp-content/uploads/2016/11/2_oda_gutowski_james.pdf, 05.03.2020).

Całość w wydaniu tradycyjnym „Akcentu”.