Edyta Antoniak-Kiedos. Poezja w ekskluzywnym wydaniu

Spis treści numeru 4/2018

Poezja w ekskluzywnym wydaniu

Książkę taką jak ta bierze się do rąk zupełnie inaczej niż przeciętne tomiki poetyckie. Nie można jej ot tak, po prostu, czytać w autobusie albo kartkować, stojąc w zatłoczonym metrze. Już sposób wydania, okładka, papier, jego gramatura skłaniają do lektury zaangażowanej, pełnej namaszczenia, szacunku i uważności. Taką książkę otwiera się bowiem jak stary album ze zdjęciami lub klaser na znaczki, w którym zamknięta jest historia czyjegoś życia, jego pasji, poszukiwań i emocji. Uśmiechy na rodzinnych fotografiach czy radość filatelisty, gdy odnajdzie wyjątkowy okaz, są tak samo cenne jak wiersze – ślady czyjegoś istnienia, odczuwania i doświadczania. Ewa Mazur, ofiarując czytelnikowi swe liryki w tak starannej, wycyzelowanej formie, czyni z nich wyjątkowy dar. Dodatkowo, mając świadomość, że w Muzeum Książki Artystycznej w Łodzi powstało zaledwie 35 egzemplarzy tego tomu, a każdy został ręcznie ponumerowany, zyskuje się poczucie obcowania z prawdziwym unikatem.

Należy zatem podejść do zbioru Inne klęski jak do dzieła ważnego i niezwykłego. Owszem, można uznać, iż stanowi wyraz swoistej ekstrawagancji autorki, ale wybór zaledwie kilkudziesięciu tekstów, oszczędność słów przy rozrzutności materii – warunkują (po)wagę publikacji. Mamy do czynienia z tym, co dla poetki ważne, kluczowe, do czego należy wrócić, co nie zostało dotąd wyraźnie zaakcentowane. Najlepszym dowodem jest już sama okładka, na której umieszczono czarno-białą grafikę Haliny Wierzbowskiej-Andrukaniec. Jej praca pojawiła się po raz pierwszy na okładce tomu Mazur Wspomnienia i przepowiednie (1992), a następnie w wersji kolorowej zdobiła o dwa lata późniejszy zbiór Był ogród. W tej drugiej wersji dostrzec można, jak namiętna czerwień sukni, głęboka zieleń tła i rozbłyski żółcieni zapowiadały tom erotyków, w którym na pierwsze miejsce wysuwały się miłość, kobiecość, seksualność. Eden, ogród rozkoszy, ten raj na ziemi mieszczący się w męskich ramionach, dawno prysł. Nadszedł sąd „nie ostateczny”, zaspy nie mogą już tajać od ognia kochanków – wyznaje w cichej rozpaczy bohaterka tamtych wierszy.

Wymowę wielu utworów Mazur zawrzeć można w formule, którą poetka odnosiła w swej pracy naukowej do wierszy Andrzeja Bursy – „od poezji czującej do poezji myślącej”. I jest to o tyle istotne, że autorka, będąc jednocześnie badaczką literatury polskiej, metodykiem nauczania m.in. analizy i interpretacji tekstów, znacznie świadomiej postrzega mowę wiązaną. Wiedza teoretyczna, dorobek naukowy Ewy Mazur (publikującej teksty historycznoliterackie i krytyczne pod nazwiskiem Ewa Dunaj-Kozakow) pozwalają sądzić, iż jej własny program artystyczny będzie w jakimś stopniu balansował na osi uczuć i intelektu. Widać to już w debiutanckim tomie Nikt nie chciał ponosić odpowiedzialności z 1983 roku, w którym na przykład w wierszu *** [trzeba było przejść] próby kochanków, by wymazać imiona byłych partnerów, podsumowuje dwuwers: zabieg był prosty / jak wyłuskanie orzecha (NNChPO1, s. 11). To z pozoru banalne stwierdzenie pozwala doszukać się nowych znaczeń, gdy pomyślimy o „sercu suchym jak orzeszek” ze słynnej Gawędy o miłości do ziemi ojczystej Wisławy Szymborskiej. Wiersz nabiera wówczas znamion przestrogi. Niszczenie śladów przeszłości, wybielanie dawnych przeżyć i znajomości prowadzi w stronę „malutkiego losu”, w stronę jałowości, bezowocności. Ponoć każda miłość jest pierwsza, ale to, co było, kształtuje nasze „tu i teraz”, nasze „ja”. Skoro takie wymazywanie przeszłości nie przynosi zamierzonych skutków, to nie dziwi przeświadczenie o straconych dniach i nocach – jak czytamy w jednym z wierszy: na próżno mordowałam czas / umierające godziny mściły się powrotem (NNChPO, s. 15). Historia lubi się powtarzać, a palenie mostów nigdy nie było dobrym wyjściem. Mimo młodego wieku ówczesna debiutantka niezmiennie obserwowała czas, wyznaczniki jego upływu. Lęk przed własną starością jeszcze nie występuje, jednak już postać zmęczonej życiem matki, „która niedługo umrze” (NNChPO, s. 25), zwiastuje nieuchronne. W każdym kolejnym tomie w sposób naturalny będziemy obserwować ów postępujący zmierzch (ale nie rozkład) ciała, który wpisuje się w „sztafetę pokoleń” (WiP, s. 67).

Młodzi nie myślą o śmierci, dlatego nie ponoszą za nią odpowiedzialności, nawet gdy umiera ktoś w ich wieku, nie widzą w niej sensu, nie dostrzegają logiki dziejów, bo „wszystko było jeszcze / (w porządku)” (NNChPO, s 38). Puenta ostatniego wiersza debiutanckiego tomu również odnosi się do poczucia odpowiedzialności, tym razem chodzi o odpowiedzialność za sny. Ponosi ją osoba, która śni, nikt inny – ani kochanek, ani rodzice, ani święci, ani autorytety. „Tylko ja” sama jestem odpowiedzialna, a zatem jak u Kafki jestem winna – przyznaje bohaterka tomu.

W debiutanckich, ale i późniejszych wierszach więcej niż chęci zemsty czy nadziei jest rozpaczy, zwielokrotnionej skamleniem: umarła nasza miłość umarła umarła (WiP, s. 37). Kochając, człowiek staje się jak ćma, która nieuchronnie zbliża się do światła – miejsca i powodu swego końca. W tym sensie tematem poetyckiej refleksji jest również samounicestwienie; w jednym z wierszy z tomu Wspomnienia i przepowiednie sformułowana zostaje nawet odpowiedź na pytanie o samobójstwo doskonałe, które należy zacząć „od zatarcia wszelkich śladów” (WiP, s. 12). Nie ma w tej książce ani grama dowcipu, a ironia kryje się w kulturowych nawiązaniach – za sztafażem antycznych motywów Prometeusza czy Kasandry. Tytuł „wieszczy” to, co na kolejnych kartach będzie dramatyczną próbą zachowania godności, „gdy jestem dla ciebie niepotrzebnym sprzętem” (WiP, s. 47). Bohdan Zadura we wstępie do trzeciego tomu Ewy Mazur słusznie zauważy, że „ratunku szuka się tu w elegancji” (PCG, s. 5). Dowodzi tego już sam tytuł, który sugeruje, że skoro światło przynosi ból i śmierć, trzeba uprawiać Pochwałę ciemnych godzin. Czyż nie jest to wyszukane wyjście z sytuacji? Dzień za dniem ucieka, dając bohaterce wierszy tylko złudne poczucie panowania nad własną egzystencją, a noc – czy ta bezsenna, czy pełna namiętności – to czas autentyzmu, większej świadomości, odrzucenia pozorów, gier i fasadowej niezależności, chwilami wolności czy pewności siebie. Nie bez powodu księżyc jest wytrychem, słowem-kluczem do wielu zagadek, przyjacielem lub towarzyszem, cichym sprawcą i wybawicielem. Słońce oślepia, jego satelita wskazuje drogę, a nawet:

(…) w pełni był mi przyjazny wiele nocy

i sypał garściami złoto w głąb ciemnych przedrannych godzin

(PCG, s. 27)

Księżyc nie pozwala zgubić drogi, rozprasza mrok, ale też podpowiada, w którym kierunku zmierzać. Opuszczone miasta, porzucone ulice, domy, zapomniane ślady dzięki niemu nie przerażają zbyt mocno. Jednakowoż samotność, pustka, tęsknota, smutek dopadają coraz częściej. A wszystkiemu winna młodość, która przeminęła bezpowrotnie, nie zostawiając nic oprócz doświadczenia.

W poezji Mazur ciemność zawłaszcza liryczną wizję świata, konotuje określone pojęcia, wartości, uczucia i sytuacje, które każą nam postrzegać kolejne wiersze jako pesymistyczne, pozbawione ciepła, a nawet mroczne, zgorzkniałe czy defetystyczne. Emocje budzą i kryją się w ciemności, na szczęście wciąż istnieje nadzieja: Podnieś głowę na moment – Bóg ciągle śpiewa dla ciebie (PCG, s. 38). Czasem księżyc jest jak „macocha ze złej bajki”, ale przecież są jeszcze „inne (niekoniecznie gorsze, większe) klęski”…

I tak dochodzimy do miejsca, w którym wypada przywołać wiersze z najnowszego tomu Ewy Mazur. Nim jednak do nich przejdziemy, warto zwrócić uwagę na niezwykle istotne motto, wprowadzające czytelnika w odpowiedni klimat, nastrój. Opatrzone dedykacją Dla A. – zawsze, jest ono fragmentem utworu U kresu Konstandinosa Kawafisa:

Zupełnie inna klęska, nigdy nie przeczuwana,

nagle jak burza na nas spada

i nie przygotowanych – czasu już brak – zagarnia.

Adam Zagajewski w słowie wstępnym do jednego ze zbiorów greckiego poety stwierdza, iż Kawafis jest w znacznej mierze poetą klęski, ale klęski eleganckiej, pełnej godności, nieomal chwały, naznaczonej stoicką obojętnością i estetycznym powabem. Jest poetą przegranych, ale przegranych nie z własnej winy, pokonanych, którzy byli subtelniejsi niż najeźdźcy, mądrzejsi, mówiący arcyjęzykiem, językiem greckim (…). Jest poetą porażki, schyłku, ale unika banałów mówienia o życiu, które nigdy nie kończy się dobrze2. Jakże słowa te pasują do twórczości Mazur, ona też z gracją znosi to, co daje los, nie skamle i nie złorzeczy, mimo iż nie brak jej kobiecej egzaltacji, która nie pozwala na ostateczny chłód Zenona z Kition, zimno i obojętność starego mędrca. Warto jednak odnotować, iż wymowę motta wzmacnia wybór przekładu: w przywołanym przez poetkę tłumaczeniu Zygmunta Kubiaka mowa o klęsce, a nie – jak w wersji Antoniego Libery – o kataklizmie czy – jak u Jacka Hajduka – o katastrofie. Klęska zdaje się ostateczna, nieodwołalna, po kataklizmach i katastrofach zawsze można się podnieść, odbudować to, co zniszczone. Wydają się mniej zależne od człowieka i jego wyborów, bardziej od sił natury, nacisków z zewnątrz. Intuicyjnie zatem można rozumieć tytułowe klęski jako coś, co jest ostateczną przegraną niesioną przez nas samych dla siebie. Czy w istocie bohaterka tych wierszy tak tragicznie postrzega swój los? Nie do końca, skoro jej Wyznanie wiary brzmi:

Póki wierzysz – wygrywasz.

Póki wątpisz – przegrywasz.

Albo odwrotnie

Po tytule Inne klęski można się spodziewać zestawienia, summy, z której wyłoni się obraz przeżytych dni lub refleksja nad własną egzystencją. Poetka kojarzona z liryką miłosną, z erotykami, niegdyś urzeczona twórczością Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej (była m.in. autorką wstępu do wyboru jej wierszy), otwiera swój tom krótkim lirykiem Sierpień i Grudzień, w którym dwa z tzw. polskich miesięcy symbolizują – kolejno – entuzjazm wynikający z porozumień sierpniowych i gorycz klęski stanu wojennego. W utworze wyczuwalna jest naiwność młodego Polaka, wierzącego, że papierowe deklaracje coś znaczą. A gdy wybucha „wojna polsko-jaruzelska”, temu samemu człowiekowi szybko zaczyna towarzyszyć bolesne kłucie rozczarowania. Nie rozczaruje się jednak ten, kto liczył na znaną już z poprzednich tomów Mazur bohaterkę. Autorka nie odchodzi od notowania ulotnych wrażeń na rzecz poetyckiej publicystyki. Ten otwierający zbiór wiersz zaskakuje, a wręcz wprowadza w błąd. Mazur nie oddala się ani na krok od ulubionych motywów, tematów. Kolejny raz przedkłada prywatność, intymność nad obserwację otaczającego świata, wewnętrzny dialog zaś kieruje bardziej w stronę odbicia w lustrze niż konkretnego człowieka. Lustra są wręcz biedne. Dręczone obsesjami i paranojami, / codziennie zmuszone oglądać nierzeczywiste światy, / które pojawiają się i znikają. Wiersze z Innych klęsk stają się „echem myśli” (z wiersza Pamięć pamięci), a cała książka jawi się jako niezwykle intymny zapis najważniejszych emocji, tych wyrytych w pamięci i na skórze, przeżytych, doznanych i doświadczonych. Nie ma tu miejsca na fałsz i kreację, jest pozbawione wstydu wyznanie. Może właśnie dlatego tak mało egzemplarzy, tak pięknie wydanych – mają przecież trafić tylko w powołane ręce…

Motywy miłości i śmierci splecione są u Mazur równie mocno co ciała kochanków. Może nawet mocniej, bo wizja unicestwienia tej drugiej połówki jest silniejsza niż zmysłowy uścisk: ja zabijam ciebie / ty zabijasz mnie / ale oboje jesteśmy jak trawa (NNChPO, s. 21). Trawa – niepozorna, codziennie deptana bez cienia jakiejkolwiek refleksji nad sensem istnienia i kolejami dziejów – staje się niezwykle ważnym symbolem, znakiem nadziei. Od niego wychodzi Mazur w poetycki świat, do niego wraca, zamykając wiersze z najnowszego tomu – trawa bowiem wbrew logice podnosi się, rozrasta i zielenieje ku uciesze wiosny i naszego oka. Tom niesie więc ważne przesłanie, że nawet po śmierci kogoś bliskiego można stanąć na nogi i – choć to zdawałoby się szalone – zacząć wszystko od nowa. Cykl utworów napisanych niejako na pożegnanie ukochanego mężczyzny jest zresztą najbardziej przejmującym elementem zbioru, próbą dialogu, która musi zostać bez odpowiedzi, a którą mimo to trzeba podejmować do końca… Czy tym końcem jest przepracowanie żałoby, rozliczenie z przeszłością czy zamknięcie pewnej historii w pięknym albumie – to już inna sprawa…
1 Cytując wiersze z poprzednich tomów Mazur, stosuję następujące skróty: NNChPO – Nikt nie chciał ponosić odpowiedzialności (1983), WiP – Wspomnienia i przepowiednie (1992), PCG – Pochwała ciemnych godzin (2001), i podaję numer strony.

2 K. Kawafis: Kanon. 154 wiersze. Tłum. J. Hajduk. Wrocław 2014, s. 16.


Ewa Mazur: Inne klęski. Muzeum Książki Artystycznej, Łódź 2018, 62 karty nlb., edycja bibliofilska.