Marek Danielkiewicz. Wiersze

Spis treści numeru 4/2018

Pani Lidia

Alkoholik, nie mąż – wrzeszczała na całą ulicę pani Lidia
Zawsze w piątek wypłacano robotnikom tygodniówki
i wtedy murarze pili na umór i wszczynali awantury
Do niedzieli trzeźwieli, szli na spacer, przytulali żony
kupowali dzieciom lody i cukierki mordoklejki
Ten uroczy rytuał wzbudzał zazdrość

Na kolację pani Lidia smażyła placki kartoflane
pachnące cebulą i ociekające wieprzowym tłuszczem
Masz Maruś, kuszaj – podsuwała mi talerz
a sobie zaparzała herbatę w litrowym kubku
i opowiadała o głodzie na Ukrainie
skąd uciekła, by już nigdy nie powrócić

Pietruszka

To naprawdę nic takiego
domek ze słów, kruche ciasteczko sensu
pas de trois po latach ćwiczeń

Namalowana uliczka skręca w lewo
gdzieś za nią upudrowany ogród ze ścieżką donikąd
i jarmarczna buda z drewnianymi ptakami

Chłopiec z podziwem patrzy na Pierrota
Pietia, Pietruszka – woła
Tymczasem mróz ściska w pasie sprzedawczynię blinów

Psu mało ciepła, dlatego tuli się do stygnącego garnka
półmisek z pierogami faluje ponad głowami
a czarnoskóry chłopak skrada się na pointach

Przykre, ale zawsze nie w porę opada kurtyna
Publiczność biegnie do bufetu po kanapkę z kawiorem
Konfitura z wiśniowego sadu pozostawia na języku osad

Kobieta podobna do Elsy Triolet mówi mi do ucha:
Kto niczego nie pragnie, nie ma żadnych nadziei
i niczego się nie lęka, ten nie może być artystą.

2018

Więcej wierszy w wydaniu tradycyjnym „Akcentu”.