Tomasz Kłusek. Kalendarz polski Danuty Mostwin

Spis treści numeru 4/2019

Kalendarz polski Danuty Mostwin

(…)

Wydana w Instytucie Literackim powieść Ameryko! Ameryko! została opatrzona informacją, że jej akcja i ukazane w niej postaci są fikcyjne, a wydarzenia powieściowe nie łączą się z wydarzeniami, które mogły mieć miejsce w rzeczywistości. Jednocześnie tym, który schodzi ze statku z walizką w jednej ręce i synem trzymanym drugą, jest Andrzej Bask. A pseudonimem „Bask” posługiwał się w czasie wojny mąż Danuty Mostwin – Stanisław Edward Niedbał. Niemniej jednak podkreślanie, że pisarka korzystała w swych utworach z własnych doświadczeń życiowych, nie może prowadzić do interpretowania jej twórczości jako posuniętej w swym autobiografizmie do granic pamiętnikarstwa. Zmieniają się w niej często nazwiska i imiona ludzi, którzy zdają się postaciami znanymi już z utworów wcześniej opublikowanych. I tak Andrzej z Ameryko! Ameryko! w Domu starej lady nazywany jest Stasiem. Jego żona Boga w londyńskiej opowieści miała syna Jacka, natomiast w amerykańskiej jest już matką dwóch czteroletnich bliźniaków: Pawła i Marka. Wszystkie te niezgodności łatwo wytłumaczyć tym, że powieści owe w chwili napisania nie były tworzone jako części cyklu. Zamiar napisania Sagi polskiej zrodził się znacznie później – pod koniec lat 80. Natomiast konieczność włączenia do cyklu wcześniej napisanych powieści uzmysłowiła sobie Mostwin dopiero w trakcie pracy nad Nie ma domu, tj. mniej więcej w połowie lat 90.1 Stąd te wszystkie różnice między Domem starej ladyAmeryko! Ameryko! czy tą ostatnią powieścią a Tajemnicą zwyciężonych. Doświadczenia życiowe autorki stanowiły niewątpliwie tworzywo literackie, które w procesie powstawania powieści i opowiadań ulegało daleko nieraz posuniętym modyfikacjom. Jest to literatura, a nie pamiętnikarstwo. Celem Mostwin było nie tylko utrwalenie przeżyć, ale i poddanie ich refleksji, z wykorzystaniem niekiedy subtelnych środków artystycznych. Kolejne utwory odznaczały się właśnie coraz wyższą wartością artystyczną, co zauważać zdawali się ich recenzenci. O ile co do formy najwcześniejszych powieści, w tym do Domu starej lady, zgłaszano zastrzeżenia, o tyle późniejsze książki charakteryzują się zachowaniem odpowiednich proporcji między pewnego rodzaju dokumentalizmem a wymogami natury artystycznej.

Truizmem jest już stwierdzenie, że nie można przeciwstawiać literatury emigracyjnej i krajowej, ponieważ obie one doskonale się uzupełniają, a z samego miejsca powstania nie wynika, czy dany utwór jest wartościowy, czy lichy. Istnieje jeden wielki skarbiec literatury polskiej, do którego wiele wnieśli pisarze, którzy po 1945 roku postanowili pozostać za granicą, ale przecież i wkład autorów tworzących w kraju pod presją ograniczeń cenzorskich był ogromny. Poza tym na przykładzie Danuty Mostwin wyraźnie widać, jak trudno wyodrębnić motywy typowe dla literatury emigracyjnej i krajowej nawet w obrębie jednego dzieła literackiego, a cóż dopiero w przypadku wielotomowego cyklu powieściowego. Tu jedno z drugiego wynika, łączy się przez reminiscencje, antecedencje i antycypacje. Z próby zrozumienia tych wzajemnych związków uczyniła Mostwin zasadniczy temat swego pisarstwa. Właściwie trudno jest wskazać kogoś, kto dorównałby jej w tym przedsięwzięciu. Już Jan Bielatowicz2, niesłusznie dziś zapomniany prozaik i krytyk, uznał przed laty, że Danuta Mostwin należy do najciekawszych talentów literackich pokolenia, które przyszło do głosu po wojnie, a jej powieść (…) „Ameryko! Ameryko!” można zaliczyć do najlepszych książek, jakie się ukazały na emigracji w ciągu ostatniego piętnastolecia3. Późniejszymi dziełami pisarka potwierdziła, że opinia Bielatowicza nie była na wyrost.

W związku z tym warto przypomnieć następujące uwagi Anny Marzec, która na początku lat 90. w jednym ze szkiców opublikowanych w tomie dotyczącym polskich prozaików współczesnych pisała: Staraniem Biblioteki „Akcentu” – kwartalnika poświęconego literaturze i sztuce – został wydany pokaźny zbiór opowiadań Danuty Mostwin „Odkrywanie Ameryki” (1992). Pozostaje ubolewać, że ta mądra książka tak późno – i po tylu perypetiach – ukazała się na rynku księgarskim. Jest to jeszcze jeden smutny dowód na to, że nasza krytyka uprawia stale ten sam ogródek, w którym króluje dwóch, trzech pisarzy emigracyjnych, na nich czekają na klęczkach wydawcy i skrzętni gloryfikatorzy. Z tych m.in. względów rozległe obszary literatury emigracyjnej pozostają jakby na marginesie życia literackiego. A szkoda4.

Od tego czasu dużo się zmieniło. Powojenna literatura emigracyjna doczekała się wielu opracowań o charakterze naukowym i popularnym, na półkach księgarskich pojawiły się utwory, które w PRL-u ze względów cenzuralnych nie mogły dotrzeć do krajowego czytelnika, ale przecież niezmiernie trudno jest naprawić wszystkie szkody zideologizowanej polityki kulturalnej całego niemal półwiecza. Powiem więcej: jest to tak naprawdę niemożliwe. Nawet dzieła o najbardziej zuniwersalizowanej wymowie winny być czytane również na bieżąco, a co dopiero mówić o książkach, których celem było oddziaływanie na czytelnika hic et nunc. Większość tej literatury doskonale czyta się teraz, po latach, z dystansu, gdy autorzy już nie żyją, ale jest to lektura zupełnie inna. Nic jednak nie usprawiedliwi okaleczenia świadomości czytelniczej, którego dopuścili się samozwańczy wychowawcy narodu, propagatorzy jedynej słusznej ideologii i pozostający na ich usługach cenzorzy. Taki też los spotkał pisarstwo Danuty Mostwin.

Zresztą ciągle pozostaje ona pisarką nieznaną szerszemu ogółowi czytelników, choć bez wątpienia ta kontynuatorka tradycji literackich Elizy Orzeszkowej i Marii Dąbrowskiej zasługuje na rozpropagowanie jej dorobku. Bogusław Wróblewski, pisząc o tzw. pokoleniu emigracji żołnierskiej, zestawił powieści i opowiadania Mostwin z prozą Zygmunta Haupta i Pawła Łyska, uznając, iż dorobek autorki Domu starej lady jest największy i najbardziej wartościowy pod względem artystycznym5, w swej twórczości zaś kontynuuje ona najlepsze tradycje wielkiej polskiej epiki kobiecej6. To znamienna opinia, ponieważ Wróblewski, skądinąd redaktor naczelny „Akcentu”, nie tylko sam jest znawcą tej problematyki, ale też opiera się na wypowiedziach takich badaczy jak Irena Sławińska, Stanislaus A. Blejwas, Marian Stępień, Alina Kochańczyk czy Ewa Nowakowska. Warto też odnotować, że współpraca pisarki z lubelskim kwartalnikiem rozpoczęła się już w drugiej połowie lat 80.: publikowała ona na jego łamach swe krótkie formy prozatorskie, a redakcja zamieszczała omówienia jej twórczości. Ponadto Bogusław Wróblewski wraz ze Stanislausem Blejwasem7 i Jerzym Święchem tworzył Komitet Redakcyjny Pism Danuty Mostwin, które zaczęły się ukazywać w wydawnictwie Norbertinum pod patronatem ministra spraw zagranicznych i ministra kultury. Wypada tu wyrazić żal, że ta cenna inicjatywa nie została doprowadzona do końca i ograniczyła się do trzech tytułów, tj. Ja za wodą, ty za wodą, Olivia i Tajemnica zwyciężonych, wydanych w 2003 roku. Już w następnym roku toruńska Oficyna Wydawnicza Kucharski wraz z Archiwum Emigracji Biblioteki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika podjęły się publikacji wszystkich prac literackich i naukowych Mostwin w ramach jednolitej serii edytorskiej. To jak dotychczas najpełniejsza edycja dzieł pisarki, choć jest niestety pozbawiona walorów opracowania krytyczno-naukowego, jakie było celem lubelskich wydawców.

(…)

1 Niezamierzona chronologia ujawniła mi się dopiero w pracy nad „Nie ma domu”. Ta najpóźniej napisana książka przylega ściśle do mego debiutu – „Domu starej lady”. Pojęcie domu (utrata i poszukiwanie) łączy te dwie pozycje. Zbliża je następstwo zdarzeń – po ucieczce z Polski akcja przenosi się do Anglii. Różni je nastrój, a także intensywność sondażu psychologicznego. W tej pierwszej i ostatniej książce (jak we wszystkich innych) chciałam przekazać rytm codzienności i okruchy życia, z których składa się nasza egzystencja, i które później, włączone w wielką rzeźbę, stwarzają profil epoki. Dlaczego nie pisałam chronologicznie? Ostatni tom sagi, „Ameryko! Ameryko!”, powstał 35 lat wcześniej od powieści „Nie ma domu”, która opowiada o wydarzeniach odległych od wyprawy amerykańskiej zaledwie o niecałe pięć lat. Pisałam wtedy, gdy czułam się gotowa do opracowania tematu pod względem emocjonalnym i intelektualnym. Muszę przyznać, że dopiero długie lata emigracji i studia amerykańskie przygotowały mnie do pisania o tragedii polskiej bez osobistych emocji i z dystansem. Mam nadzieję, że swoją sagą pomogę czytelnikom w odkrywaniu bliższej i dalszej przeszłości (D. Mostwin: Słowo od autorki [w:] tejże: Nie ma domu. Lublin 1996, ss. 174-175).

 2 Jan Bielatowicz (1913-1965), prozaik i krytyk literacki, związany przed wojną z prasą katolicką i narodową. Publikował m.in. w pismach „Powściągliwość i Praca” i „Prosto z Mostu”. Po wojnie pozostał na emigracji. Artykuły ogłaszał na łamach „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza”, „Tygodnia Polskiego” oraz „Wiadomości”. W Katolickim Ośrodku Wydawniczym „Veritas” w Londynie kierował serią „Biblioteka Polska”. Jako jeden z tomów tej serii ukazała się powieść Danuty Mostwin Dom starej lady. Bielatowicz odegrał dużą rolę w przygotowaniu do druku debiutanckiej książki pisarki. To on był pomysłodawcą tytułu Dom starej lady, który zaakceptowała Mostwin. Pierwotny tytuł brzmiał Młyn starej lady.

 3 J. Bielatowicz: Ameryko! Ameryko! (w:) tegoż: Literatura na emigracji. Londyn 1970, ss. 112-115.

 4 A. Marzec: O trudnym wrastaniu w Amerykę (w:) tejże: Co jest w człowieku. Interpretacje prozy współczesnej. Łódź 1993, s. 134.

 5 B. Wróblewski: Emigranci rocznik 20 w USA. O pisarzach z pokolenia tak zwanej emigracji żołnierskiej debiutujących na obczyźnie (w:) Słowa i metody. Księga dedykowana profesorowi Jerzemu Święchowi. Red. A. Kochańczyk, A. Niewiadomski, B. Wróblewski. Lublin 2009, s. 120.

 6 Tamże, s. 128.

 7 Stanislaus A. Blejwas (1941-2001), amerykański historyk polskiego pochodzenia, znawca problemów emigracji, wykładowca w Central Connecticut State University. Uczestniczył w przygotowywaniu zbiorowego wydania Pism Danuty Mostwin. Przedwczesna śmierć Blejwasa przerwała te prace i w wydanych przez Norbertinum tomach jego nazwisko obwiedzione jest żałobną ramką.