Czwarty wiersz wiejski
Co jakiś czas ktoś się wiesza
I chyba nie ma z tym nic wspólnego
Pora roku, kryzys na światowych rynkach
Brak wiary czy nieregularny seks
Najczęściej w stodole lub w innym
Budynku przydatności gospodarczej
Na sznurku od snopowiązałki, po tanim
Alkoholu, w wyniku czegoś co tli się
W śnie zimowym zwierząt i spojrzeniu
Zakochanych. Odzew zatopionej łąki.
Odeszło już wielu kolegów, mówi mi
Jeden z pijaków, niewielu zostało.
Nowi się nie rodzą, taka genetyka
Jeżeli nie skończę ze sobą, to przeżyję
Katastrofę nuklearną, a wy pomrzecie
Jak psy kurwa wasza mać. Wierzę mu.
Widzę w tym prawidłowość i jest coś
Świętego gdy jeden z nich skończy lub
Zapije się i serce nie wytrzyma
Idą jeden za drugim, stoją w kościele
Później pod cmentarzem gdy cień
Lasu przykrywa im głowy, piją
Za niego, za siebie, za wyblakłego
Chrystusa na skrzyżowaniu gminnej drogi.
Dusza jest namacalna. Jest i odchodzi
W ziemię.
Zostaje odór gumofilców, palona
Za stodołą odzież, drewniana lufka
I scyzoryk w kuchennej szufladzie.
Wola Siennicka, marzec 2012 r.
Drugi wiersz wiejski
Listopad
Przydymiona chałupa. Stare obrazy na
Brudnych ścianach w czarnych różańcach pajęczyn.
Wykrzywiony uśmiech Matki Boskiej.
Zapach śmierci zmieszany z zapachem życia,
Co siedzi czarno w sosnowym drzewie.
Dziura w podłodze, w białej koszuli.
Drzwi wykrzywione, uchylone przezornie
Na kilka centymetrów nadziei.
Wieś zapada się pod ziemię
I ciężkim krokiem przychodzi diabeł.
Wtedy należy pić
Po oborach, stodołach, piwnicach.
Ćwiartki na dobry sen poukrywane
W stosie ziemniaków.
Koty pod kuchnią i w szafach.
Psy na łańcuchach.
Palony węgiel osiada w gardle.
Czasami jakaś rozmowa wieczorna
Między Tobą a nim.
Otwarte okno a przez nie
Smuga zbliżającego się mrozu.
Diabeł już
W sąsiedniej wsi.
Tłucze w garnki.
Zabiera świat.
Wola Siennicka, listopad 2012 r.