Spis treści numeru 4/2009
Jak czytać Księgę?
(…)
Krzysztof Babicki przyznał Józefowi – narratorowi opowiadań – status postaci scenicznej i to tak wykreowanej wizualnie, by do złudzenia przypominała Schulza. Specjalnie to nie zaskakuje, bowiem proza Schulza – co wiedzą już licealiści – jest nasycona wątkami autobiograficznymi. W jego utworach rzeczywistość przefiltrowana przez psychikę opowiadającego i jego wrażliwość językową skupia na sobie uwagę.
Hanka Brulińska, Grażyna Jakubecka
Przede wszystkim wyobrażamy sobie pewien obraz, potem dopiero uświadamiamy sobie, że jest on zapośredniczony przez jaźń mówiącego i jego sposób artykułowania własnej wizji. Refleksje nad wpływem doświadczeń, które tak ukształtowały opowiadającego, przychodzą chyba najpóźniej. W przedstawieniu natomiast najpierw widzimy człowieka poddanego wpływowi otoczenia. To narrator, porte-parole autora, staje – poprzez swoją realną obecność na scenie – w centrum naszej obserwacji. I teraz dostrzegamy jego działanie (raczej oszczędne, bo to człowiek wycofany), które już interpretujemy, inne postaci w akcji i, co sobie uświadamiamy z pewnym trudem, opowieść animującą te zdarzenia. Ponieważ obraz ma tak przeważającą siłę nad słowem, udział narratora w budowaniu teatralnej Nocy wielkiego sezonu podlega innej percepcji, a ta modyfikuje wykreowany świat.
Krzysztof Olchawa
odczytaniu intencji reżysera, by dać widzowi możliwość ujrzenia wpisanej w spektakl biografii pisarza, upewnia mnie końcowa scena przedstawienia, w której widzimy lufę pistoletu wymierzoną w głowę Józefa N. – Schulza. W tle zaś słychać głuchy stukot rozpędzonych wagonów. Przed chwilą tłum Żydów z walizkami pakował się do szaf, które w tej inscenizacji są uniwersalnym chwytem konstrukcyjnym scenografii. To może być traktowane jako profetyczna wizja pisarza, wyartykułowana w Wichurze, ale także jako obraz zdarzenia spełnionego – tak przecież zginął autor Na taką podróż zostało skazanych wielu Żydów. Zatem do odkrycia sensu tego przedstawienia możemy zdążać wieloma drogami. Poprzez zhiperbolizowaną wizję spraw domu i miasteczka możemy docierać do podstawowej wiedzy o życiu i bodźcach twórczych znakomitego pisarza – wprawdzie będzie ona ciągle przesłonięta artystycznymi właściwościami tego świadectwa, jednak będzie spod nich wyraźnie prześwitywać obraz jednostkowego losu. Możemy też sycić się w trakcie przedstawienia obserwacją, jak z rzeczy małych i codziennych wyrasta wizja daleko poza nie wykraczająca i buduje universum.
Krzysztof Olchawa, Hanka Brulińska
W opowiadaniach Schulza postacie niemal milczą, właściwie mówi tylko narrator. W lubelskiej inscenizacji kwestiami do wypowiedzenia zostają obdarzeni też pozostali uczestnicy akcji. Na szczęście nie są to dopiski adaptatora, tylko fragmenty tekstu narracyjnego. Ten zabieg zmienia nieco każdego z bohaterów, obdarza ich nową, wyższą świadomością, podczas gdy w utworze literackim to narrator ma całą wiedzę, niemal równą sile sprawczej. Cokolwiek odarty z tekstu, a więc i pozbawiony części możliwości przekazywania rodzących się i kondensujących w postaciach stanów wewnętrznych, Józef N. (Krzysztof Olchawa) nieco zrównuje swój status w relacji z pozostałymi uczestnikami dramatu. Teraz już nie tylko on łączy dziecięce widzenie spraw i ludzi z umiejętnością interpretowania ich poprzez życiową filozofię dorosłego człowieka.
Krzysztof Olchawa, Andrzej Golejewski, Grażyna Jakubecka, Mikołaj Roznerski
Szczególnie odbija się to na sylwetce Ojca (Andrzej Golejewski). Już nie jest kimś w całości uformowanym przez widzenie syna. Ponadto jego fizyczność na scenie nie może ulec tak przejmującej transformacji, jaką zawiera autorski opis. Ale gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że ma on udział w kilku przepięknych scenach ukazujących przeistoczenie w coraz bliższą przyrodzie formę istnienia. Na przykład ta, kiedy leżącego nago aktora zapadnia wydobywa spod podłogi. Przez chwilę ostre światło eksponuje jaśniejący na ciemnym tle kształt. Po czym żona okrywa go brunatną chustą i kształt coraz bardziej zaczyna przypominać karakona. Aż powoli znika nam z oczu, jakby chował się w szparze.
Zatem Ojciec – ten Schulzowski demiurg, mag i herezjarcha – na scenie wymyka się częściowej zależności od syna: mitotwórczej mocy jego słowa. Przestaje być wytworem demonizującej wszystko wyobraźni, która jednak służy odnalezieniu znacznie głębszych sensów ukrytych. Staje się kimś bardziej konkretnym, aktywniejszym w sferze realnej. Ale mimo wszystko pozostaje natchnionym filozofem, szalonym wizjonerem, obsesjonatem materii, który się wyłania z długich kwestii traktatu o manekinach. A nade wszystko człowiekiem nieodpornym na pokusy cielesne, traktowane zresztą jako źródło twórczej inspiracji. To także ktoś, kto, funkcjonując w patriarchalnej rodzinie, doświadcza jej rozpadu, jaki na przełomie wieków ogarnął tę społeczną strukturę. I choć w jego domu i sklepie nie potrafimy zobaczyć „świętego przybytku, gdzie toczy się spory z siłami wyższymi”, to jednak dysputa trwa.
Kinga Waligóra, Agata Moszumańska, Krzysztof Olchawa
O ile dwaj wspomniani już męscy bohaterowie w swym scenicznym bycie mimowolnie stają się zbyt dosłowni, zbyt konkretni w sposobie istnienia, to Adela (Hanka Brulińska) jest ukazana w tej inscenizacji wielowymiarowo. Przypuszczalnie pokazywanie, jak ojciec maleje, kurczy się, wysycha mogłoby się skończyć niezamierzonym efektem komicznym. Postać służącej natomiast świetnie nadaje się do metaforyzacji, jak w scenie ze skrzydłami kondora, kiedy staje się osobą wtajemniczoną. W pozarealny wymiar przenosi także Jakuba – Ojca. Jest przecież nie tylko służącą w jego domu, ale także przedmiotem jego erotycznych ekscytacji. Źródłem jego twórczych podniet (zanim ją zmieni na Poldę i Paulinę). Toteż widzimy ją na przemian w gospodarskim fartuchu i ponętnym gorsecie. Zdaje się panować na scenie. Nawet kiedy jej tam nie ma, części jej porozrzucanej garderoby wnoszą klimat dwuznacznego niepokoju. Także recydywista Szloma (Szymon Sędrowski) przeżywa upojne chwile, znajdując jej czerwony bucik.
(…)
Całość w tradycyjnym wydaniu „Akcentu”.