Fragmenty szerszej perspektywy
I dlatego właśnie Chrystus-Odkupiciel, jak to już zostało powiedziane, objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi.
Jan Paweł II, Redemptor hominis, n.10
Jan Paweł II, Redemptor hominis, n.10
Można by się spodziewać, że w tomie Mrok jak światło. Antologia dramatów inspirowanych życiem, myślą i twórczością Jana Pawła II znajdziemy hagiografię, uładzone i jasne w swej wymowie „kwiatki” czy udramatyzowane anegdoty. Tego rodzaju oczekiwania wynikają oczywiście z naskórkowego, emocjonalno-„kremówkowego” odbioru postaci polskiego papieża, który to w opinii wielu dominuje we współczesnej Polsce. Gdzieś za tą opinią kryje się sugestia, że miniony pontyfikat nie zdołał przeorać „duszy polskiej”, że liczne pielgrzymki, a nawet przejmujące konanie, śmierć i pogrzeb Jana Pawła II były tylko kolejną okazją do ogólnonarodowego zrywu, masowych wzruszeń, bez których nie potrafimy się obejść, ale o których jednocześnie szybko zapominamy.
Tego typu opinie są jednak tylko częściowo prawdziwe – szereg inicjatyw, działań, trudne do jakiegokolwiek zweryfikowania wewnętrzne przemiany, które zaszły u konkretnych osób, przeczą tezie o wyłącznie powierzchownym odbiorze papieskiego nauczania. Jedną z inicjatyw służących pogłębieniu artystycznego odbioru dzieła papieża był ogłoszony przez warszawskie Centrum Myśli Jana Pawła II konkurs na dramat „inspirowany życiem, myślą i twórczością” Karola Wojtyły, którego owocem jest wydana w 2007 roku antologia. Zawiera ona sztuki nagrodzone i wyróżnione przez jurorów, wśród których znaleźli się wybitni teatrolodzy (Dariusz Kosiński, Tomasz Kubikowski, Maria Prussak), scenarzysta i dramaturg Wojciech Tomczyk oraz znany dominikanin i teolog o. Jacek Salij.
Po lekturze siedmiu dramatów składających się na antologię pojawia się pytanie, na czym polega ich związek z postacią Jana Pawła II? Wątpliwości te wzmacnia sekretarz jury Michał Mizera, który we wstępie stwierdza: w niektórych przypadkach odnalezienie punktu zaczepienia z tematyką konkursu jest bardzo trudne czy wręcz niemożliwe. W zasadzie wszystkie z nich prezentują rzeczywistość zdegradowaną, ludzi pogrążonych w rozpaczy (czy jak powiedzieliby psychologowie i psychiatrzy – w depresji), zagubionych w świecie rozmytych wartości. Tytułowy mrok wypełnia niemal każdą szczelinę projektowanego w tych sztukach świata. I choć Mizera krytykuje współczesne polskie dramaty za to, że brak w tych tekstach szerszej perspektywy spojrzenia na fenomen ludzkiego życia niż jednostkowa, prywatna, często patologiczna i wykrzywiona wizja człowieka, to na pierwszy rzut oka sztuki z antologii tego obrazu nie zmieniają. Jeśli rzeczywiście tak jest, to co sprawiło, że uznani często autorzy wysłali te właśnie teksty na ten, a nie inny konkurs? I co sprawiło, że to właśnie one zostały nagrodzone? Powierzchowna lektura nie pozwala dojrzeć wymaganej przez organizatorów inspiracji, gdy jednak przyjrzymy się tym dramatom bliżej, to ujawnią się mniej lub bardziej istotne nawiązania do papieskiej myśli i twórczości.
Otwierający antologię, nagrodzony pierwszą nagrodą Mrok Mariusza Bielińskiego to rozpisane na szereg monologów studium duszy bohatera, w którym mieszają się wspomnienia, projekcje i przywidzenia. Główna postać – Marek, odbywa swego rodzaju podróż wewnętrzną przez dzieciństwo, lata dorastania, pierwsze próby samodzielnego zmagania się z rzeczywistością. Nie wiemy do końca, co tu jest prawdą, a co majakiem, czy drastyczne i krwawe obrazy to produkt chorej wyobraźni, czy prawdziwe wydarzenia. Być może kluczem do zrozumienia bohatera jest jego marzenie o przezroczystej tylko w jedną stronę kuli, w której mógłby tkwić, widząc wszystko wokół, a jednocześnie wybierać z zewnętrznego świata wyłącznie to, co by mu odpowiadało. Postawa taka sprawia, że Marek pogrąża się w tytułowym mroku i traci rozeznanie pomiędzy tym co realne a tym co zmyślone. Marek odrzuca świat i ma pretensje do Boga, iż ów świat nie jest taki, jaki według niego powinien być. Miotając się pyta Boga: „dlaczego Cię nie ma?”, by zaraz dodać „dlaczego nie potrafię Cię zrozumieć?” Pojawia się więc pierwiastek uzdrowieńczej pokory i taka kolejność pytań rodzi iskierkę nadziei dla bohatera, sugerowaną w zakończeniu, a przede wszystkim we fragmencie Psalmu 139 umieszczonym jako motto dramatu, z którego zaczerpnięto również tytuł całej antologii:
Jeśli powiem: Niech mię przynajmniej ciemności okryją
i noc mnie otoczy jak światło:
sama ciemność nie będzie ciemna dla Ciebie,
a noc jak dzień zajaśnieje:
mrok jest dla Ciebie jak światło.
W Mroku dostrzec można jeszcze jedną zaskakującą inspirację twórczością papieża – ów ciąg monologów wyraźnie wydaje się być pokrewny dramaturgii Karola Wojtyły – zwłaszcza jego najbardziej znanemu dramatowi – Przed sklepem jubilera z 1960 roku, którego podtytuł („medytacja o sakramencie małżeństwa przechodząca chwilami w dramat”) znakomicie oddaje formalny kształt tekstu. Forma ta, będąca wypadkową teologiczno-duszpasterskich i teatralnych poszukiwań przyszłego papieża, nie znalazła do tej pory zbyt wielu naśladowców, choć na przykład Janusz Majcherek dostrzega w niej zapowiedź techniki równoległych monologów zastosowanej później przez Samuela Becketta m.in. w Komedii z 1962 roku czy przez Sarah Kane w sztuce Łaknąć1 .
Akcja kolejnego z dramatów – Dotkniętych Pawła Grabowskiego, rozgrywa się wśród bezdomnych, do których trafia po wyjściu z więzienia Adam. Świat skonstruowany przez wyrzutków społeczeństwa, będący ersatzem „normalnego” domu, rozpada się wraz ze śmiercią jednego z nich i wizytą „biznesmenów” – reprezentantów nowego porządku, opartego na dążeniu do zysku i pogardzie dla słabszych. Wydarzenia te mają miejsce w pamiętnych pierwszych dniach kwietnia 2005 roku, co sprawia, że można zaryzykować czytanie dramatu jako metafory narodzin czegoś nowego w życiu społecznym. Finał, podobnie jak w przypadku zakończenia Mroku, niesie jakąś mglistą nadzieję, że Adam i Ewa (imiona oczywiście nieprzypadkowe) znajdą drogę do siebie i do społeczeństwa.
Trzeci z dramatów – Bez podłogi, napisany przez najmłodszego w gronie nagrodzonych w konkursie autorów Roberta Jarosza, absolwenta Wydziału Reżyserii Teatru Lalek białostockiej filii warszawskiej Akademii Teatralnej (którego notabene debiutem reżyserskim jest Pinokio przygotowany w lubelskim Teatrze im. H. Ch. Andersena), w poetyckim kształcie ujmuje problem świata pozbawionego metafizycznych, niewzruszonych odniesień. Jarosz sięga po jeden z najpopularniejszych w tradycyjnym teatrze lalek motyw Fausta, który jednak podobnie jak język rozpada się, traci pierwotny sens. Roszczący sobie prawo do „ludzkiego” lekarza pies, w którym łatwo rozpoznać można mefistofeliczny pierwiastek, na początku dramatu obwieszcza, że słowa to kłamstwa – odbiera im pierwotne znaczenia, usuwa tytułową podłogę. Doktor zostaje poddany kolejnym kuszeniom Biabła (nawet samo imię diabła uległo w tym świecie jakiemuś bełkotliwemu zniekształceniu), który przypomina mu, że na początku był grzech, czyli słowo. Słowem tym okazuje się być „skrócenie cierpień”, jak nazywa Doktor eutanazję swojej własnej Matki. Jarosz w pogłębiony sposób ujawnia konsekwencje językowej manipulacji, która w Bez podłogi wydaje się być ciągiem dalszym kuszenia „będziecie jak Bóg”. Końcowa prośba brzmiąca jak żądanie, by Bóg przybył i uzdrowił Doktora, zanim policzy on do dziesięciu, pozostaje bez odpowiedzi. Jednocześnie jednak bohater nie potrafi przestać liczyć i w kółko powtarza „dziewięć”, wciąż czekając na wymuszoną szantażem epifanię. Nawet Bogiem w tym świecie ludzie chcieliby dyrygować – podsumowuje sztukę Jarosza o. Jacek Salij.
Ewa Lachnit w grzeszącym nadmierną rozwlekłością dramacie Wybierz kamień, którym będziesz rzucał dokonuje swego rodzaju eksperymentu, mającego na celu określenie granic moralnego maksymalizmu. Główna bohaterka Marta, zawiedziona etyczną pustką reprezentantka pokolenia yuppies, zostaje skonfrontowana z ludźmi, którzy całe swoje życie poświęcili dla innych. Lachnit unika jednak zbyt łatwych generalizacji, każe odbyć swojej bohaterce długą drogę, doznać upokorzeń, by w finale odkryła nadzieję, której źródłem okazują się być zwykli, znani jej na co dzień sąsiedzi. Ludzie ci, wcale nie wolni od grzeszków, nie zdążyli mimo wszystko nasiąknąć materializmem i brutalnością świata, dzięki czemu zachowali podstawowe moralne odruchy.
Ciekawszy i zapewne bardziej teatralny niż sztuka Lachnit jest dramaturgiczny debiut prozaika i dziennikarza Daniela Odiji pt. Podwórko. Krótki, zbudowany na czytelnych, tylko pozornie banalnych metaforach tekst, nazwany w podtytule „kompozycją na 9 osób”, zaczyna się się od obyczajowych obserwacji, by w końcu wzbudzać metafizyczny niepokój. Bohaterowie – skupieni wokół robotników „budujących” z pełną świadomością absurdalności swej pracy pozbawioną wody fontannę z pustych skrzynek po piwie – zostają po serii dialogów zmuszeni do popularnej, niewyszukanej weselnej gry w „krzesełka”. Odpadnięcie z tej gry oznacza śmierć i każdy z bohaterów, w sposób lepszy lub gorszy, musi zejść ze sceny. Pozostaje na niej tylko emigrant-nieudacznik, który porzucił ciężarną dziewczynę, twierdząc że musi zarobić na mieszkanie. Jako jedyny nie dojrzał jeszcze do „zejścia” ze sceny, niewiele ze świata rozumie, jest porażająco nieporadny i choć stwierdza, że dobra trzeba się uczyć, a zło dane jest nam od zaraz, to jednocześnie dodaje, że może powiedzą coś o tym w telewizji. Okazuje się zatem, że nawet mądre słowa to w jego ustach zwykłe językowe kalki zasłyszane w mediach. Pomimo ironii Odija patrzy na bohaterów z dużą wyrozumiałością, doszukuje się w postawie każdego z nich racji, sugerując że droga dojrzewania do „zejścia” ze sceny wcale nie musi przebiegać według tylko jednego, z góry określonego wzoru. Warto zwrócić uwagę na trzy dysonanse tej „kompozycji” – pomiędzy potoczne dialogi Odija wplótł bowiem trzy pieśni: tęsknoty, miłości i samotności. Pisane trochę na wzór poezji znanej z czasopism dla nastolatek, starają się zamknąć doświadczenia tych podstawowych uczuć w języku ludzi, którzy rozpaczliwie szukają dla nich wyrazu, nie znając w zasadzie niczego poza tym, co zasłyszane w telewizji czy w radiu.
Tradycyjny, napisany nieco na wzór greckiej tragedii dramat Synu Michała Olszewskiego porusza problem moralny, którego osią jest temat lustracji, inspirowany zresztą autentycznymi wydarzeniami. Kmita (krakowski historyk, syn znanego intelektualisty będącego symbolem antykomunistycznej opozycji) odnajduje w podległym sobie archiwum dokumenty świadczące o wieloletniej współpracy jego ojca z bezpieką. Nagle okazuje się, że cała beztroska młodość, bezkarne błędy licealisty, także udział w nielegalnych organizacjach studenckich odbywały się pod parasolem stworzonym przez ojca-konfidenta. Lektura dokumentów zmusza go do wewnętrznej podróży we własną przeszłość (któryż to tego typu zabieg w tej antologii), rozliczenia się ze wstydliwymi epizodami, rewizji mitu ojca – niezłomnego historyka, mającego odwagę nawet w PRL-u pisać prawdę. Olszewski, rozdzielając swego bohatera w końcowej części sztuki na „dziecko faktów” (historyka-naukowca) i „dziecko swego ojca”, zestawia ich racje, ale ostateczną decyzję podejmuje Chór, który wydaje Kmicie komendę: „SIADAĆ! PISAĆ!”, jakby jednocześnie zwalniając bohatera od wyboru. I chyba to właśnie problem prawdy łączy Synu z papieskim nauczaniem, choć Olszewski wydaje się być daleki od ewangelicznego wezwania „Prawda was wyzwoli”.
Zamykający antologię dramat Michała Walczaka Człowiek z Bogiem w szafie należy do najciekawszych w zbiorze. Jak zauważył Dariusz Kosiński, tekst ten twórczo podejmuje temat obecności Jana Pawła II w życiu zbiorowym i osobistym Polaków, znakomicie łącząc to, co wysokie, z tym, co niskie, unikając jednocześnie zbyt łatwych uogólnień. Bohater sztuki – Adam (to już druga postać w tej antologii nosząca to imię) wykorzystuje wyjście rodziców na spotkanie z papieżem, by zaprosić do siebie koleżankę. Po latach okazuje się, że łączy ich coś więcej niż tylko „pierwszy raz”. Bóg jest w tym dramacie bliżej nieznaną postacią przechowywaną w szafie, karmioną pizzą, mającą poczucie humoru, ale i złoszczącą się, gdy sąsiedzi przeszkadzają mu we śnie. Bóg traktowany niczym garnitur, wyjmowany przy szczególnych okazjach, może być przenośnią płytkiej religijności, może jednak równie dobrze oznaczać specyficzną, „franciszkańską” zażyłość. „Przechowany” w ten sposób Bóg „musi kiedyś wrócić tam/ gdy będzie dość silny”, jak mówi tytułowy bohater (uznany przez większość za wariata zdziwaczały sąsiad Adama), i być może właśnie taki sens ma trzymanie Go na razie w szafie, którą zresztą sam sobie obrał za mieszkanie.
Jak się zatem okazuje, w zasadzie we wszystkich tych tekstach, pomimo niezwykłego zapętlenia ludzkich losów, niekiedy wręcz upodlenia bohaterów, dramaturgowie wyprowadzili jakieś pokrętne, ale jednak dające nadzieję przebłyski takich wartości jak wiara, dobro czy prawda. Naczelnym hasłem współczesnych dramaturgów mierzących się z religijną tematyką wydaje się być słynne Claudelowskie stwierdzenie, że Bóg umie pisać prosto po liniach krzywych. Bieliński, Grabowski, Jarosz, Lachnit, Odija, Olszewski i Walczak nie umieją dostrzec w zatomizowanym społeczeństwie, w zagubionym człowieku początku XXI wieku ładu. Nieśmiało zdają się wskazywać fragmenty szerszej (by nie rzec metafizycznej) perspektywy, bo na odważny gest ujawniający ją w całości współczesny dramat zdobyć się nie potrafi.
Czytając teksty zawarte w antologii, nie można zapomnieć, że Karol Wojtyła był również człowiekiem teatru – aktorem, dramaturgiem, a także w pewnym sensie teoretykiem sztuki scenicznej. Jego dzieło wyrosło zatem między innymi z twórczości dramatycznej Mickiewicza, Słowackiego, Wyspiańskiego, z ducha Reduty i Teatru Rapsodycznego. Tradycja ta, nazwana przez Dariusza Kosińskiego polskim teatrem przemiany, dążyła między innymi do likwidacji wszelkich granic oddzielających teatr od życia, zwłaszcza od życia duchowego2 . Granice te wyraźnie zacierają się nie tylko w dramatach Karola Wojtyły, ale także w jego posłudze kapłańskiej, biskupiej i papieskiej. Nie przypadkiem przecież, wspominając wadowicką młodość, mówił, że tu wszystko się zaczęło (…) i teatr się zaczął, i kapłaństwo się zaczęło. I chyba tylko taki „Teatr” jest w stanie sprostać szerszej perspektywie, która przecież prześwituje w antologii Mrok jak światło.
1 J. Majcherek: „Mrok” z liryczną watą. „Gazeta Wyborcza – Stołeczna” 2008, nr 111.
2 D. Kosiński: Polski teatr przemiany. Wrocław 2007, s. 32.
2 D. Kosiński: Polski teatr przemiany. Wrocław 2007, s. 32.
Mrok jak światło. Antologia dramatów inspirowanych życiem, myślą i twórczością Jana Pawła II. Pod red. Michała Mizery. Centrum Myśli Jana Pawła II, Warszawa 2007, ss. 408.