Tołstoj I
Na moich oczach zniknął Bóg
– kiedyś poznałem Go przelotnie –
miliard lat jeszcze przeżyć mógł,
ale zdarzyło się odwrotnie.
Na moich oczach umarł Bóg,
inni śmierć Jego też widzieli.
Tylko jak w transie Dymitr brat
tańczy wciąż w cerkwi. Cały w bieli.
Na oczach mych Wołodia M.,
gimnazjalista – rozum czysty,
powiedział kiedyś: – Bóg jest snem!
I skreślił Go ze świętej listy.
Szepcząc pacierze tuż przed snem,
wszczepione do dziecięcej mowy,
wtedym nie wiedział, choć dziś wiem,
że Bóg w nich był, lecz kwadransowy.
Wolter, jak igła, wszedł mi w krew.
Religia – mawiał – musi skonać,
więc wiary mej szukałem nie w
świątyniach, lecz w kobiecych łonach…
Na moich oczach sczezł wasz Bóg,
a mój się jeszcze nie narodził.
Gdybym Go dla was stworzyć mógł,
słońce przestałoby zachodzić…
Tołstoj VIII
Powiedź mnie – Panie – choćby na dzień do arkadii
przystoi przecież Tobie odejście od tronu.
Może ujrzę tam przodków, którzy już odgadli
na spirali wszechczasu Postać z mandylionu.
Tam, na jasnej polanie, w cieniu Twoich oczu
ułożę Zmartwychwstanie w kształt ikonostasu
i niczym jasna plamka na ciemnym przezroczu
zanurzę się w zieleni z Twojego atlasu.
I ożyją z dzieciństwa dawne aromaty;
Kozacy będą śpiewać swoje tropariony,
a Ty – Panie – przebrany w liturgiczne szaty,
Uwolnisz z mej pokory czułe feromony.
Będziemy się jak tęcze zachwycać nawzajem,
Uczynisz mnie kołatką, która budzi zmysły,
Lub nazwiesz mnie jabłonią pogodzoną z rajem,
A wąż zmieni się zwolna w różdżkę egzorcysty.
Przylecą pierwsze szczygły, rozwidnią się dale,
fantomy zawirują w ogrodowym tlenie
i poczniesz cząstkę wiary w mej duszy krysztale,
a sobór Zbawiciela zbawisz przez kuszenie.
Pojedźmy, Boże Panie, na dzień do arkadii,
archaniołowie Twego dopilnują tronu.
Może wrócą do Ciebie ci, co gdzieś przepadli
I ci, co odmówili Twej biblii – pokłonu.
Zabierz mnie z sobą – Panie – na dzień do arkadii,
A piekło niech zabiorą z sobą wszyscy diabli…
Rybie – Lublin; ukończono 13.12.2006 r.