Muzeum Węgierskiej Polonii
Jest takie muzeum. Istnieje od 10 lat. Głównym kręgiem tematycznym jego zbiorów są ponadtysiącletnie kontakty polsko-węgierskie i dzieje społeczności polskiej na Węgrzech. Owa instytucja znajduje się w nizinnej – peszteńskiej – części Budapesztu, ale posiada też filię w małej polskiej wsi Andrástanya (Dolna Drenka), leżącej na północ od wojewódzkiego miasta Miskolc. W lipcu b.r. otwarta zostanie druga filia – nad granicą słowacką, na terenach Parku Narodowego Aggtelek – gdzie przez dwieście dwadzieścia pięć lat istniała, do czasów II wojny światowej, duża polska wieś Derenk (Drenka).
Niesłychanie bogate i frapujące są bezustannie splatające się ze sobą dzieje Polski i Węgier. Wszak nasze kraje i narody oddzielone były od siebie jedynie szczytami północnego pasma Karpat. Była to jedna z najtrwalszych granic Europy. Tak było od czasu, kiedy plemiona węgierskie przybyły w końcu IX wieku do Niecki Karpackiej, jako spuścizny przejętej po swoich poprzednikach – Hunach i Awarach – obejmując ją we władanie i tworząc tu swoje państwo. Powstał niespotykany w historii duchowy związek dwóch narodów, pomagających sobie w potrzebie na przestrzeni wielu setek lat. Trafnie napisał Stanisław Worcell jeszcze w 1849 roku: Węgry i Polska to dwa wiekuiste dęby, każdy z nich wystrzelił pniem osobnym i odrębnym, ale ich korzenie, szeroko rozłożone pod powierzchnią ziemi, i splątały się, i zrastały niewidocznie. Stąd byt i czerstwość jednego jest drugiemu warunkiem życia i zdrowia.
I tak było aż do XX wieku, kiedy to mocarstwa, kreślące po I wojnie światowej nowe granice kontynentu, pozbawiły Węgry – dyktatem w wersalskim Trianon w 1920 roku – olbrzymich połaci ich rdzennych terytoriów oraz milionów rdzennej ludności na rzecz innych krajów, w tym dwóch nowo wtedy utworzonych. Tym zabiegiem odsunęły Węgry od Karpat i od powstałej właśnie z prochów, niepodległej Polski, uniemożliwiając kontynuację ich dawnej, bezpośredniej, sąsiedzkiej przyjaźni, która w okresie późnego średniowiecza i renesansu uczyniła z tych krajów, na jakiś czas, największą siłę Europy. Wspólna granica została jeszcze, choć tylko częściowo, odtworzona w marcu 1939 roku i trwała do hitlerowsko-bolszewickiego najazdu na Polskę we wrześniu tego samego roku. Ona właśnie umożliwiła ewakuację na południe ponadstutysięcznej rzeszy polskich uchodźców wojskowych oraz cywilnych i bezinteresowną, wzruszającą opiekę nad nimi zarówno węgierskiego państwa, jak też jego mieszkańców.
Powyższy przykład jest dość szeroko znany, wszak mamy go jeszcze w pamięci, szczególnie starszego pokolenia. Podobnie jest z wiedzą o polskiej pomocy udzielonej krwawiącym Węgrom w 1956 roku. Z wcześniejszej wspólnej historii nie ulegają z kolei zapomnieniu takie wydarzenia jak żywot św. Kingi, umowy wyszegradzkie (nie vyszehradzkie przez „h”, jak wymawiają to i piszą Czesi oraz Słowacy, a za nimi również Polacy) Kazimierza Wielkiego oraz Roberta Karola, zasługi królowej (teraz już świętej) Jadwigi, śmierć króla obydwu państw – Władysława – pod Warną, polskie panowanie Stefana Batorego i wreszcie – jako ukoronowanie wszystkich poprzednich – udział kilkutysięcznych wojsk polskich – z generałami Bemem i Dembińskim na czele – w antyhabsburgskim węgierskim powstaniu narodowym podczas Wiosny Ludów (1848-49).
Muzeum i Archiwum Węgierskiej Polonii wskazuje na te aspekty historii na wystawie stałej zatytułowanej „Tysiąc lat powiązań polsko-węgierskich” i rozbudowanej tak, aby choć symbolicznie pomieściła owo bogactwo tematyczne, podzielone na sześć działów: związki królewskie i państwowe, przyjaciele w potrzebie (jako związki militarne i uchodźstwo polityczne), powiązania gospodarcze, powiązania kulturalne, powiązania religijne, dzieje węgierskiej Polonii. Jest to zatem jedyna na świecie instytucja, dla której splatające się ze sobą dzieje Polski i Węgier stanowią tematykę podstawową, a nie uboczną. Muzeum jest w związku z tym placówką, gdzie publiczna prezentacja zbiorów (pokazywanych nie tylko na wystawie stałej, ale także w formie ekspozycji czasowych) uzupełniana jest – w zakresie interesującej muzeum tematyki – działalnością archiwalną (gromadzeniem dokumentów, dzieł sztuki i druków), a także popularyzatorską, poza tym wzbogacana jest materiałami z organizowanych przez nie konferencji naukowych oraz wydawnictwami książkowymi. Gromadzenie zbiorów, kwerendy i prace badawcze związane są naturalnie z całością dawnych – istniejących do 1920 roku – obszarów historycznych Węgier (a więc także części terenów dzisiejszej Słowacji, przyłączonej do Ukrainy tak zwanej Rusi Zakarpackiej, przekazanego Rumunii Siedmiogrodu…). Dotyczą one zatem całej Niecki Karpackiej, tak samo jak w odniesieniu do Polski tych wszystkich ziem, które na przestrzeni dziejów wchodziły w skład naszego kraju.
Pragnę zwrócić uwagę przynajmniej na dwa niesłychanie ciekawe – można rzec: nieomal romantycznie intrygujące – a jednocześnie prawie nieznane, choć ważne, tematy cząstkowe, którymi obecnie się zajmujemy. Są to: młodość wybitnego króla węgierskiego – św. Władysława oraz polska pomoc dowodzonemu przez księcia Franciszka II Rakoczego węgierskiemu powstaniu narodowemu.
Władysław pochodził po mieczu z panującego rodu węgierskich Arpadów, po kądzieli zaś był prawnukiem Bolesława Chrobrego. Romantyczna jest właściwie polska historia jego ojca, księcia Beli, który po śmierci (w 1038 roku) pierwszego króla Węgrów – (późniejszego świętego) Stefana – musiał ujść z kraju i znalazł schronienie na dworze Kazimierza Odnowiciela. Książę, dzielny wojownik, a przy tym człowiek otwarty i potrafiący zyskiwać sobie mir, wsławił się w walkach państwa polskiego z Pomorzanami. W nagrodę Kazimierz oddał mu za żonę swoją córkę, Rychezę. Z małżeństwa tego urodziło się dwóch późniejszych królów węgierskich, w tym Władysław (po węgiersku László). Urodzony około 1040-1042 roku – w Polsce, ale gdzie? W Krakowie, stającym się już wtedy stolicą kraju? A może w Poznaniu, w pobliżu terenów najbardziej zagrożonych przez Pomorzan i Prusów?
Mediawiści pytani o możliwość znalezienia naukowej odpowiedzi w kwestii daty i miejsca urodzenia Władysława są bezradni. Brak jest dokumentów źródłowych. Wiadomo tyle, że książę Bela, który w późniejszych latach został władcą Węgier (panując tam w latach 1060-1063 jako Bela I), żył w Polsce do 1047 roku. Na Węgry powrócił zatem – zabierając ze sobą całą rodzinę – kiedy Władysław miał około 5-7 lat. Gal Anonim nie był precyzyjnym kronikarzem, jak zresztą większość ówczesnych historyków, odnotował jednak, że chłopiec od dzieciństwa chowany był w Polsce i pod względem obyczajów i życia stał się Polakiem. Do Polski Bela musiał ujść raz jeszcze około 1058 roku, pozostając w naszym kraju przez półtora roku. Można mieć nadzieję, że książę Władysław – wtedy już podrastający, wysoki i silny młodzieniec – odświeżył przy tej okazji swoją dawną znajomość języka polskiego oraz polskich obyczajów.
Władysław jako król Węgier panował w latach 1077-1095, rządząc mądrze i sprawiedliwie, jakkolwiek surowo. O jego znaczeniu i randze, jaką zyskał w całej chrześcijańskiej, rycerskiej – choć i okrutnej – Europie, świadczyć może dobitnie fakt, iż miał zostać obrany jednym z wodzów, a może nawet głównodowodzącym pierwszej wyprawy krzyżowej do Ziemi Świętej, która rozpoczęta została w 1096 roku. Nagła choroba i zgon w drodze na poświęcony wyprawie sobór przeszkodziły w urzeczywistnieniu tego zamiaru. W niecałe sto lat po śmierci Władysław został kanonizowany. Ogólnokrajowy Samorząd Mniejszości Polskiej na Węgrzech przyjął go w 1996 roku za patrona węgierskiej Polonii. Pomimo tych wszystkich faktów Polska właściwie nic nie wie o swoim znakomitym półrodaku.
Inną ważną białą plamą wspólnych dziejów Polski i Węgier jest zryw narodowy pod wodzą księcia Franciszka II Rakoczego (po węgiersku Rákóczi). Trwał on od 1703 do 1711 roku. Były to zatem ośmioletnie zmagania z cesarską potęgą Habsburgów, wymagające wojska, broni, amunicji, zaopatrzenia w żywność oraz mundury. Potrzebne były fundusze i organizacja i prowadzenie zabiegów dyplomatycznych. Powstańcy posiadali dwóch naturalnych sprzymierzeńców: Francję Ludwika XIV – walczącą wtedy z Austrią o sukcesję w Hiszpanii, oraz sąsiadującą z Węgrami Polskę – w której jednak toczyły się boje między dwoma obozami: Augusta II Sasa i Stanisława Leszczyńskiego. Bezpośrednim zapleczem powstania były mimo tego (ze względu na bliskość) sąsiadujące z węgierskimi obszary polskie oraz wspomagające Rakoczego magnackie rody, szczególnie Sieniawskich i Lubomirskich.
Rakoczy doświadczał zresztą polskiej gościny jeszcze przed wybuchem powstania. Nie skądinąd, a z Polski wyruszył, by stanąć na jego czele, a w drodze na Węgry towarzyszył mu 600-osobowy polski oddział wojskowy. W dużej mierze w Polsce odbywał się też i później werbunek regularnego, zaprawionego w bojach wojska. Poza tym do Polski docierały i w większości w Polsce były wykorzystywane – na odpowiednie cele wojenne – pieniądze słane z Francji. Istnieją przypuszczenia oparte – jak na razie – jedynie na danych szacunkowych, iż w przeciągu ośmiu lat walk znalazło się w armii powstańczej przynajmniej kilkanaście tysięcy – a może i więcej – żołnierzy przerzucanych na Węgry z Polski.
Przyjrzyjmy się tej liczbie. Przecież była ona parokrotnie większa, aniżeli stan liczebny żołnierzy polskich walczących o wolność Węgrów w latach 1848-1849. I istniało wsparcie wielowarstwowego polskiego zaplecza, które w dużej mierze umożliwiało – i to przez szereg lat – utrzymywanie się walk, a także odnoszenie w niektórych okresach powstańczych sukcesów wojskowych. Pomimo tego wiedza o owej pomocy zatarła się w pamięci i Węgrów, i Polaków. No tak, ale w powstaniu Rakoczego nie brali udziału polscy wyżsi rangą oficerowie, zaś werbowane w Rzeczpospolitej oddziały wojskowe wtapiano w wojska węgierskie. Zdarzały się poza tym czasami przypadki niesubordynacji, drobnych grabieży, wszak większość przybyłych żołnierzy pochodziła z zaciągu pieniężnego. W przeciwieństwie do tego podczas Wiosny Ludów walczyli na Węgrzech nasi znani generałowie mianowani na najwyższe stanowiska bojowe. Pod ich dowództwem odnoszono zwycięstwa. W bitwach uczestniczył wielki poeta Sandor Petőfi, który opiewał bohaterskie czyny Bema, a nad wszystkim unosiła się szlachetna, romantyczna idea „za wolność waszą i naszą”. Pomimo owych różnic, które polską obecność na Węgrzech w latach 1848-1849 uczyniły emocjonalnie i etycznie bardziej wartościową, w historii powinno znaleźć się więcej miejsca dla polskiego wkładu w powstanie o sto czterdzieści lat wcześniejsze.
Zagadnień wymagających badań i popularyzacji jest oczywiście więcej. Znajdują się wśród nich również ciekawostki o mniejszym ciężarze gatunkowym, bo mającym znaczenie – powiedzmy – raczej dla żyjącej na Węgrzech Polonii, jak na przykład odpowiedź na pytanie: kiedy powstał pierwszy polskojęzyczny druk na Węgrzech?
Ze względu na tego rodzaju białe plamy i stawiane pytania w Muzeum organizowane są konferencje naukowe. Odbyły się już dwie: w 2002 oraz 2004 roku. W międzyczasie uzyskaliśmy fundusze na rozbudowę budynku muzealnego, dzięki czemu mogliśmy podwyższyć parterowe mury o piętro i podwoić kubaturę. Dlatego trzecia z rzędu konferencja odbędzie się dopiero w listopadzie bieżącego roku. Jej głównym tematem będzie „Rzeczpospolita Polska wobec powstania Franciszka II Rakoczego”, z podtytułem „Polska pomoc powstaniu”.
Jak wspomniałem, Muzeum jest instytucją bardzo jeszcze młodą, ale wprowadziliśmy je już – w 2003 roku – do tak zwanej „Stałej Konferencji Muzeów, Archiwów i Bibliotek Polskich na Zachodzie”, skupiającej najznakomitsze tego rodzaju placówki, jak na przykład Biblioteka Polska w Paryżu, Biblioteka Polska w Londynie, Muzeum Polskie na Zamku Rapperswil w Szwajcarii.
Zapraszając wszystkich odwiedzających Budapeszt do naszego Muzeum, mieszczącego się w dzielnicy Kőbánya, przy ul. Állomás 10, tuż obok siedziby Ogólnokrajowego Samorządu Mniejszości Polskiej na Węgrzech (będącego strukturalnie ewenementem na skalę światową, podobnie jak cały węgierski system samorządności mniejszościowej), niedaleko Polskiego Kościoła Parafialnego oraz Domu Polskiego – pragnę jeszcze tylko wspomnieć o kilku eksponatach, które dodatkowo sprawiają, że warto w stolicy Węgier kilka chwil poświęcić temu Muzeum. Otóż znajdziemy tu kopię płaszcza koronacyjnego patrona Węgier – króla Władysława Świętego (jedyną na Węgrzech; oryginał znajduje się w chorwackim Zagrzebiu), wnętrze przedstawiające transport przednich win tokajskich drabiniastym wozem z Węgier do Rzeczypospolitej; posiadamy też (jako depozyt) jedno z płócien Jana Styki, będące fragmentem Panoramy Siedmiogrodzkiej; makietę Psałterza floriańskiego – jednego z najstarszych zachowanych zabytków polskiej sztuki piśmienniczej… Jednocześnie całość zbiorów na wystawie stałej może stanowić doskonały materiał dla nauczycieli przeprowadzających lekcjie historii – o dwóch narodach, które zaprzyjaźniły się ze sobą jak żadne inne.
styczeń-luty 2008