Jak się pozbyć literatury, czyli krótka historia „Czystej opowieści”
Stachura już na początku swojej przygody z pisaniem stanął przed poważnym problemem: w jaki sposób nadążyć z zapisywaniem życia. Nie był pierwszym, który zmagał się z takim zagadnieniem. Dużo wcześniej Zofia Nałkowska zanotowała w dzienniku:
Jedynym powodem pisania u mnie jest chęć zatrzymania życia, ustrzeżenia go przed zgubą i zniszczeniem. Ponieważ najtrudniej jest mi zapisywać zdarzenia, utrwalać jakieś cudze sprawy, wychodzi więc na to, że ostatecznie tylko utrwalam siebie. Przemijanie bez śladu napełnia mnie przerażeniem.
Dziennikowi przypadło zadanie zatrzymania upływającego życia, uchwycenia go jak w kadrze filmu. Z tego względu opis rzeczywistości, notowany w pośpiechu, jest surowy (bezrefleksyjny) i na tyle wierny, na ile to możliwe: Pisząc – spieszę się zawsze, by umieścić jak najwięcej, by możliwie mało opuścić – o formę nie dbam, fakty tłoczę jeden na drugim, opuszczam refleksję i efekty. Tym sposobem osiągam pewną bezpośredniość, pewną świeżość życia, którą bardzo cenię (…) Jest [tu] akcent pośpiechu i szczerości jak w starej „letopisi”, jak w szkicu, z którego artysta zrobi obraz, jak w notatce do psychologicznego studium. Diarystka spostrzega, iż nie podoła zadaniu. Nie nadąży z pisaniem za życiem: [J]estem kimś w łodzi, płynącej pod prąd, (…) sama woda, sama istota ruchu życia wciąż mi się wymyka. Tak płynąc, zostawiam wciąż siebie na tych brzegach i zarazem sama siebie opływam tą wodą. – I zamiar utrwalenia nie daje się wykonać. Nigdy nie zdołam, nigdy nie zdążę, nie ogarnę, nie poradzę, nie spamiętam. Dziennik jest miejscem przechowywania pomysłów literackich i polem ćwiczeń, z czasem funkcję tę przejmować będą „równoległe kanały”. Notatki do planowanych powieści umieszcza Nałkowska na oddzielnych paskach papieru. Następnie komponuje z nich większe całostki. Dziennik, który diarystka określa, jako pisanie luksusowe, stopniowo staje się formą aktywności autobiograficznej, skoncentrowanej na osobie piszącej.
Stachura także zdał sobie sprawę z tego, iż nie jest w stanie zrealizować postanowienia notowania wszystkiego „na bieżąco”: 24 XII 1971, Damaszek, Wigilia „Fabula rasa”: Nigdy nie nadążałem z pisaniem za życiem. Przez ostatnie dwa, trzy, cztery nawet, tak cztery lata – nawet w jednej czterechsetnej nie nadążałem z pisaniem za życiem, tak ono, życie obłędnie galopowało. Jak suchoty w chudych piersiach młodego, genialnego poety, którego już nie spotkam, bo zalała go krew. Cały mokry był, był mokry cały od krwi. Ani suchej nitki na nim. I nerwy doszczętnie stargane.
Świadomość porażki nie spowodowała zaprzestania prób łapania życia „w biegu”. Notatniki Stachury, inaczej niż dzienniki Nałkowskiej, oprócz tego, że były miejscem gromadzenia literackich pomysłów i ćwiczeń, przede wszystkim miały posłużyć jako materiał do „Czystej opowieści”. Stachura stanął przed dwiema krańcowymi możliwościami. Pierwsza to ciągłe pisanie, w drodze, wtedy, kiedy się idzie. Zapisywanie wszystkiego, co wyłapią oczy i o czym się pomyśli (przepisywanie z powietrza) . Stachura rzadko rozstawał się ze swoimi zeszytami podróżnymi. Wciąż notował. Drugą jest milczenie. Ponieważ nie można nadążyć z pisaniem za życiem, trzeba spróbować innego języka, bardzo wymownego, chociaż zapomnianego. Języka, którym mogłaby być napisana bezkompromisowa i konsekwentna opowieść Fabula rasa – „Czysta opowieść”. Nie tylko nasycona zapachem drzew, wody, powietrza i wszystkich czterech żywiołów, przesilona trudem licznych wędrówek, spotkań i rozczarowań, lecz także opowieść będąca tym wszystkim jednocześnie. Oczywiście, sprzeczność nie do przezwyciężenia. Utopia. Stachura próbował na różne sposoby. Chciał wprowadzić do książki kącik porad praktycznych po to, by każdy „ewentualny czytelnik” wiedział, co zrobić we wszelkiej możliwej życiowej „okoliczności-przypadłości”. Myślał o wprowadzeniu do tej opowieści dużo światła, przerw i pustych miejsc – przemilczeń – aby uzyskać jedność czasów fabularnych, pisarskich i życiowych. Na stronie tytułowej widniałby napis Fabula rasa i nic więcej.