Notatnik 2001-2002
(fragmenty)
Wracam do domu rowerem. Puste ulice, bo nie tylko noc, ale jeszcze i pogoda marna. No i to, że sporo ludzi wyjechało na wakacje. Pędzę z górki jak szalony, wsłuchując się z przerażeniem w dźwięk opon. Potem, dla odmiany, pedałuję z wysiłkiem pod górę, starając się oddychać głośniej niż lokomotywa. Po piętnastu minutach, a więc o cztery dłużej niż taksówką, jestem u siebie.
U siebie? Hm. Które to już – niech policzę – mieszkanie? Piąte w ciągu dwudziestu kilku lat, nie biorąc pod uwagę czterech stancji w czasie studiów oraz trzech konspiracyjnych w stanie wojennym. Jeśli dodać, że jako dziecko przeprowadzałem się z rodziną trzy razy, że wziąwszy dziekankę wyjechałem na półtora roku do Krakowa, a potem na pół do Warszawy, plus kilka razy na Zachód…
Życie jako wędrówka, włóczęga, taki topos, a raczej taki klops… To wytworzyło stan tymczasowości. Bycia wszędzie i nigdzie, prawie że bliski chrześcijaństwu – które samo osiadło jednak i okrzepło, zapuściło korzenie w kościołach, plebaniach i klasztorach… zostawiając sobie ruchliwość w sferze ducha.
Ma rację Gombrowicz, gdy mówi o określającej nas grze międzyludzkiego, sferze międzyludzkiej. Ważne jest, z kim przebywamy, tak – ale równie ważne jest i to, gdzie mieszkamy. Nie chodzi o kraj czy kontynent, to oczywiste. Chodzi o dzielnicę miasta, tego, w którym jesteśmy od lat. Idzie nawet o piętro czy widok z okna. Inaczej się poruszam i wychodzę na spacery mieszkając na Kalinowszczyźnie, a inaczej w wieżowcu na LSM-ie czy na parterze bloku, jak teraz. Obawiam się nawet, że o czymś innym myślę siedząc na dziesiątym, a jeszcze o czymś koczując w suterenie domku. Może nie w generaliach, kto jednak wie, czy nie w niuansach.
Teraz na przykład, w tej chwili, słysząc przez kiepskie drzwi czyjeś kroki na korytarzu, a potem na chodniku, nie mogę opanować męczącej skłonności, by spojrzeć przez okno, kto to i jak wygląda… Przecież z dziesiątego piętra bym tego nie robił.
I – rodzaj budynku. Czyż nie myśli się inaczej w kamienicy czynszowej, a inaczej w bloku – w wieżowcu – a jeszcze inaczej we dworze czy pałacu?
A uroda budynku? Wpływa na długość życia lokatorów: „W ładnym człowiek żyje dłużej” – mówił chłop spod Kazimierza, pracowicie rzeźbiąc ozdoby dla wiejskiej chałupy. A jak nie przyznać racji Franciszkowi Starowieyskiemu, gdy patrząc na architekturę sejmu mówi, że tam nie może się narodzić żadna wielka myśl. Szczególnie, gdy wziąć pod uwagę, iż powstał dla innych celów – służył damom Księstwa Warszawskiego jako… ślizgawka!
Żarty żartami… niemniej bardzo często i chętnie zdarza mi się cytować uwagę, że kto zmienia miejsce zamieszkania, zmienia przeznaczenie [Talmud].
Jest w tym prawda, męcząca. Nie odczytamy przeznaczenia, więc nie możemy wiedzieć, czy coś w naszym losie zmieniliśmy. Musielibyśmy posiadać dwie co najmniej możliwości – i mieć możność ich porównania. Tymczasem Wielki Konduktor wręczył one way-ticket… i wszystko, co znamy, to nazwę stacji końcowej. (…)