Utopiści i sceptycy
Najnowsza książka Aleksandra Wójtowicza jest próbą ponownego przyjrzenia się formacyjnemu doświadczeniu lat 1918-1939 w Polsce. Próbą – dodajmy – udaną i zarazem niezwykle interesującą z uwagi na przyjętą przez autora perspektywę oglądu, pozwalającą dojrzeć to, co dotychczas pozostawało w cieniu, a jednocześnie dającą możliwość lepszego zrozumienia istotnych procesów zachodzących na zapleczu głębokich przemian kulturowych fundujących nowoczesną (modernistyczną) literaturę. Rozważania Wójtowicza przynoszą odświeżające spojrzenie na określony historycznie przedział czasu, równocześnie wskazując tropy łączące go z bliską nam teraźniejszością, co – niejako wbrew przyjętej cezurze 1939 roku – skłania do myślenia raczej o ciągłości niż o gwałtownym zerwaniu, zachęca do poszukiwania ewentualnych aktualizacji międzywojennego dyskursu zamiast standardowego archiwizowania wiedzy i wreszcie prowokuje do dyskusji w miejsce pasywnej, choć przecież wciąż pożytecznej lektury zorientowanej na przyswajanie nieznanych nam dotąd informacji. To bez wątpienia duża zaleta omawianej książki, która pomimo niewielkiej objętości rzeczywiście daje do myślenia i nie pozostawia obojętnym.
Aby lepiej zrozumieć istotę konceptu wpisanego w badawczy dyskurs Wójtowicza, należy poświęcić choćby chwilę uwagi tytułowej metaforze „epoki wielkiego zamętu”. Jak na samym wstępie wyjaśnia autor, określenie to zostało zaczerpnięte z powieści Herberta George’a Wellsa Ludzie jak bogowie. W źródłowym kontekście nazywany tak był długi okres w historii Utopii (krainy, do której trafili bohaterowie powieści brytyjskiego pisarza), w którym błyskawiczny rozwój cywilizacyjny doprowadził do przejściowego chaosu spowodowanego zarówno trudnościami w asymilacji przez społeczność owoców nagłego i niekontrolowanego postępu, jak też wykorzystywaniem tej sytuacji przez nieliczne, zdemoralizowane jednostki używające zdobyczy nauki i techniki do osiągania swoich partykularnych celów. Co ważne, w czasie kiedy bohaterowie dotarli do Utopii, opisywany kryzys dawno już został przezwyciężony, a o wcześniejszych problemach mogli się oni dowiedzieć jedynie z opowieści mieszkańców doskonale urządzonego i funkcjonującego bez zarzutu nowoczesnego państwa. Tym samym owe wydarzenia z dziejów Utopii jawią się jako modelowy przykład nieuniknionych trudności, jakie trzeba i można pokonać w procesie rozwoju, kiedy stare zostaje zastąpione nowym, kiedy rewolucja technologiczna i organicznie z nią związany globalny postęp stają się zaczątkiem gruntownej ewolucji dotychczasowego kształtu znanego nam świata. „Zamęt”, jakkolwiek dotkliwy i rozciągnięty w czasie, jest zatem jedynie pewnym etapem na drodze ku lepszej przyszłości i jak każdy etap ma swoje specyficzne uwarunkowania sytuacyjne oraz charakterystyczne cechy jakościowe – jedne i drugie dające się opisywać i analizować w różnych swoich przejawach.
Zaczerpnięta od Wellsa metafora jest więc wygodnym pojęciem umożliwiającym uchwycenie specyfiki opisywanych przez Wójtowicza zagadnień. Nie tylko z tej przyczyny, że autor Ludzi jak bogów był pod względem ideowym szczególnie bliski interesującym lubelskiego badacza postaciom dwudziestolecia międzywojennego (w takim przypadku moglibyśmy mówić jedynie o zgrabnym zabiegu retorycznym), ale przede wszystkim dlatego, że odwołanie do historii powieściowej Utopii staje się dobrym punktem wyjścia do opisu tego rodzaju myślenia, zgodnie z którym lata 1918-1939 określić można jako swoistą epokę zamętu: okres gwałtownej modernizacji i cywilizacyjnego rozwoju, ale też – na skutek negatywnych cech ludzkiej natury – wypaczeń i odstępstw od założonych ideałów.
Ten sposób myślenia o świecie był skorelowany z przeświadczeniem, że przyszłość przyniesie realną nadzieję na przezwyciężenie tymczasowych trudności i umożliwi osiągnięcie oczekiwanego stanu utopijnej harmonii i powszechnego szczęścia. Jak zauważa Wójtowicz: Zapowiedź nadejścia nowego renesansu wpisywała się w ramy nowoczesnych wizji, którym patronowało przekonanie, że ludzkość jeszcze nigdy nie była tak blisko ziszczenia marzeń o stworzeniu doskonałego społeczeństwa (s. 10). Przekonanie to wynika ze swoiście rozumianej koncepcji determinizmu historycznego, według której proces dziejowy odznacza się wewnętrzną logiką i prowadzi – mimo konieczności pokonywania przez ludzkość różnego rodzaju przeszkód – ku wykrystalizowaniu się możliwie najdojrzalszych i najdoskonalszych form życia społecznego. Historia toczy się zatem w ściśle określony sposób (wszelkiego rodzaju odstępstwa i pozorne nieregularności mieszczą się w skali rozpoznanych uprzednio wariantów), zmierzając ku własnemu celowi, jakim jest jak najpełniejsze w danych okolicznościach urzeczywistnienie społecznej utopii nowoczesności. Wierze w postęp towarzyszył jednoczesny brak transcendentnej (niekoniecznie religijnej) instancji, która stanowiłaby gwarancję ziszczenia marzeń o idealnym świecie. Modernizacja sama w sobie nie dawała takiej rękojmi, ponieważ nawet najbardziej niewinne jej dzieła i osiągnięcia mogły zostać bez większych trudności użyte – co pokazywała codzienność dwudziestolecia międzywojennego – wbrew intencjom (rzeczywistym lub domniemanym) twórców i wbrew założonemu dobru wspólnemu.
W tym właśnie można się prawdopodobnie doszukiwać jednego z głównych źródeł niezachwianej wiary w profetyczne zdolności literatury i pisarzy. Tak oto autor Epoki wielkiego zamętu wspomina o wyznawczej naturze recepcji dzieła Wellsa: Ostatni rozdział nadawał sens całej opowieści. W przeciwnym razie niepodobna byłoby mówić o powszechnie wówczas opisywanym „tryumfie postępu”, którego moc przewyższa siłę oporu barier stojących na jej drodze. Wizja taka przekonała wielu rodzimych autorów, to właśnie za jej sprawą Antoni Słonimski wytrwale wypatrywał sygnałów nadejścia nowego ładu, nawet mimo napiętej sytuacji w Europie. Konflikty, spory i lokalne niesnaski układały się w jego mniemaniu w konstelację faktów zwiastujących globalne przesilenie, w jednym z tekstów zapytywał z nadzieją: „Czyżby epoka wielkiego zamętu, jak nazwał nasze czasy Wells, ten najmądrzejszy z ludzi żyjących, dosięgła swego momentu szczytowego?” (s. 10).
Tu także – jak łatwo się domyślić – można upatrywać przyczyn słabości podobnych koncepcji, których życzeniowy charakter w dużym stopniu rozminął się z rzeczywistą dynamiką zdarzeń zachodzących w XX wieku. Emblematycznie w tym kontekście brzmią chociażby, przytoczone przez Wójtowicza w zakończeniu książki, słowa Brunona Winawera, zdradzające – w dużym stopniu uzasadnione, choć nieco naiwne w swej formie – wątpliwości wobec samego sedna projektu modernizacji cywilizacyjnej: Co po nas odziedziczy i o nas pomyśli archeolog z roku 8113 tej ery? Może historia umieści nas w ogóle bez pardonu w najgorszej kartotece, w ponurym albumie przestępców? Niszczyliśmy bez pardonu w straszliwym obłędzie cenne zapasy węgla i nafty, paliliśmy i wycinali lasy, rozsadzaliśmy góry, tępiliśmy lwy, tygrysy, słonie, małpy, okapi, białe niedźwiedzie i wieloryby. Szaleliśmy od bieguna do bieguna na tym globie i żaden okaz zoologiczny, botaniczny ukryć się przed nami nie mógł. Ginęły trawy, rzadkie drzewa, ciekawe ptaki, ostrygi, żółwie na wyspach Galapagos. Długa jest lista tych grzechów i strach pomyśleć, co to kiedyś będzie, kiedy zasiądziemy wszyscy – dwa miliardy chłopa – na ławie oskarżonych… Kiedy staniemy przed sądem potomności (s. 159).
W książce wyróżniono trzy części (podzielone na mniejsze podrozdziały): Głosy z „epoki wielkiego zamętu”, Molekuły, elektrony i natura ludzka oraz Meandry, bieguny, granice. Każda z nich z nieco innej perspektywy ukazuje kluczowe aspekty schyłkowej epoki chaosu, z której lada chwila ma się wyłonić dojrzała postać urzeczywistnionej utopii postępu. Jednak to właśnie część pierwsza najbardziej przybliża nas do owej myśli o zmierzchu chaosu i początku nowej, wspaniałej ery w dziejach świata. Autor w kilku precyzyjnych zbliżeniach pokazuje charakterystyczne cechy interesującego go sposobu postrzegania świata i historii. Punktem wyjścia jest znana z łamów „Wiadomości Literackich” programowa publicystyka m.in. Antoniego Słonimskiego, Brunona Winawera, Pawła Hulka-Laskowskiego. Oczywiście przegląd ten jest z założenia wybiórczy i koncentruje się wokół kilku zespołów zagadnień, które Wójtowicz uznał za charakterystyczne dla omawianej wizji nowoczesności. Mamy tu zatem na przykład kwestie związane ze sfunkcjonalizowanym opisem wybranych osiągnieć dwudziestowiecznej ludzkości i przewidywaniami dotyczącymi efektów dalszego postępu – i to zarówno w perspektywie krótko-, jak i długoterminowej. Osobne miejsce znalazły także rozważania dotyczące nowoczesności w wymiarze moralnym, problematyki emancypacyjnej oraz retorycznego ukształtowania dyskursu publicystycznego.
Autorom „Wiadomości Literackich” patronuje rzecz jasna Wells, jeden z najważniejszych autorytetów całego środowiska. Po nakreśleniu ogólnej charakterystyki ideowej Wójtowicz pochyla się nad czterema bardziej szczegółowymi kwestiami, uwagę swą poświęcając tekstom Winawera dotyczącym osiągnięć nauki i ich wpływu na kształt świata, pacyfistycznym rozważaniom Słonimskiego, poglądom Boya-Żeleńskiego na temat koniecznych zmian w zakresie obyczajowości oraz interesującym i pozornie nieoczekiwanym sympatiom, jakie piewcy nowoczesności i postępu przejawiali wobec zdobywających ówcześnie coraz większą popularność koncepcji eugenicznych.
Wójtowicz z dużym znawstwem i erudycją przybliża te zagadnienia. Stara się możliwie dokładnie zrekonstruować sposób myślenia swoich bohaterów, o czym najlepiej świadczą te momenty, kiedy przywołuje ich wątpliwości, wskazuje na niekonsekwencje oraz podkreśla słabe punkty w argumentacji. W efekcie lektura Epoki wielkiego zamętu pozwala całkiem dobrze zorientować się w meandrach opisywanego nurtu myślowego. Wywód autora jest precyzyjny i prowadzony w przemyślany, czytelny dla odbiorcy sposób, a jednocześnie brak tu uproszczeń lub prób ujednolicenia prezentowanych stanowisk. Klarownie przedstawione postawy, poglądy i sympatie ideowe ukazywane są na szerszym tle, dzięki czemu obraz kreślony przez Wójtowicza nabiera głębi, pozwalając nam uświadomić sobie, w jaki sposób polscy autorzy wpisywali się w światowe trendy myślowe, jak za nimi próbowali nadążyć, a jednocześnie co stanowiło o oryginalności i specyficznym, lokalnym rysie ich zapatrywań. Pewien niedosyt może budzić jedynie brak pogłębionej analizy porównawczej wizji świata reprezentowanej przez przywoływanych publicystów „Wiadomości Literackich” i poglądów konkurencyjnych, częściowo lub całkowicie w stosunku do niej odmiennych.
W częściach drugiej i trzeciej Wójtowicz przechodzi już do samej literatury, aby pokazać, jak nakreślona wcześniej wizja znajduje swój artystyczny wyraz w dziełach z epoki. I tak w części Molekuły, elektrony i natura ludzka szczegółowej analizie poddane zostają sposoby uobecniania się tematu postępu i osiągnięć naukowych w pisarstwie takich twórców jak Słonimski, Winawer czy Lange. I znów – podobnie jak w części pierwszej – autor w pełni panuje nad swoim wywodem, koncentrując się przede wszystkim na wpisanym w analizowane teksty dyskursie ideologicznym, ale poruszając także kwestie czysto literackie. Co istotne, widać tu doskonałą znajomość omawianej literatury i bardzo dobrą orientację w tekstach dzisiaj słabo obecnych, a niekiedy wręcz zapomnianych. A są to teksty na swój sposób fascynujące (chociaż nie zawsze artystycznie udane), pokazujące rzeczywistą skalę wyobraźni ich autorów oraz unaoczniające głęboką wiarę w utopijną myśl o majaczącej w oddali świetlanej epoce, w której człowiek za pomocą swojego intelektu będzie w stanie okiełznać czas i przestrzeń. W tle zaś wciąż pobrzmiewa problematyka związana z blaskami i cieniami ludzkiej natury, jej nieprzewidywalnym i niedającym się w żaden sposób skrępować przemożnym pędem do opanowywania kolejnych aspektów rzeczywistości, ale także z jej różnorakimi ułomnościami stanowiącymi realną przeszkodę na drodze postępu. Właśnie to napięcie wydaje się kluczowe dla zrozumienia omawianego obszaru literatury dwudziestolecia międzywojennego. Charakterystyczne są w tym przypadku uwagi, jakie czyni Wójtowicz w kontekście pisarstwa Słonimskiego (choć dość łatwo można je rozciągnąć na większą część omawianej literatury): Futurystyczne spekulacje Słonimskiego nieustannie podsyca wizja „nowego lądu, który wyłania się z burzliwych odmętów teraźniejszości”, wizja niezmącona jeszcze cieniem totalitaryzmu i wojny. Była ona niewątpliwie odpryskiem optymistycznej fali niosącej europejską nowoczesność w pierwszych dekadach minionego stulecia, jaka stopniowo przenikała na polski grunt, znajdując tam podatne warunki do kiełkowania różnorodnych idei modernizacyjnych oraz pomysłów dostrojenia projektów artystycznych do rytmu, którego dyktando wyznaczać miał sławiony przez Guillaume’a Apollinaire’a „Duch Nowych Czasów”. To właśnie pod jego patronatem Słonimski podejmuje w swoich tekstach wspomnianą przez Wata „podróż w niewiadome”, której towarzyszą zarówno nadzieje, jak i niepokoje związane z procesami modernizacyjnymi (s. 75).
Co ciekawe, literatura, która wyrasta z myśli o możliwości realizacji nowoczesnej utopii, zachowuje wobec swoich źródeł znacznie większy dystans, niż moglibyśmy się tego po niej spodziewać. Można powiedzieć, że jej twórcy przede wszystkim zakorzenieni są w epoce wielkiego zamętu, we własnym tu i teraz. Stąd też w ich dzieła wkradają się niekiedy pesymizm i rozczarowanie związane z obserwacją aktualnego stanu świata i ludzkiej natury. Tak oto autor podsumowuje rozważania na temat projektów stworzenia nowego, doskonalszego pod wieloma względami człowieka: Ten ostatni motyw często powracał w ówczesnych powieściach fantastycznych, być może ze względu na to, że był jednym z nadrzędnych celów nowoczesności, która odziedziczyła po oświeceniu wiarę w możliwość przeobrażenia ludzkiej natury, a zwłaszcza wyeliminowania z niej zła i egoizmu (s. 97). I dalej: Było to marzenie na miarę utopii i nie powinno dziwić, że to właśnie w jej dekoracjach lub za pośrednictwem jej figur bywało artykułowane w tekstach, których logiką rządziły dwa sprzeczne impulsy. Pierwszy z nich, optymistyczny, niesiony był wiarą w możliwość stworzenia doskonałej cywilizacji, natomiast drugi, wyraźnie zabarwiony pesymizmem, podszeptywał, że ludzkość wciąż nie jest jeszcze gotowa na przekroczenie progu utopii, czemu winne są tyleż brak wiedzy, ile barbarzyńskie instynkty (s. 97).
Naturalną konsekwencją oddziaływania tego splotu impulsów było zainteresowanie wielu twórców wszelkiego rodzaju teoriami spiskowymi (np. będącymi próbami wyjaśnienia, dlaczego drogi ku realnemu postępowi są, pomimo oszałamiających zdobyczy cywilizacyjnych, tak długie i trudne), sondowaniem ludzkich zdolności i możliwości (np. w eksploracji niedostępnych człowiekowi dziewiczych fragmentów świata) czy wreszcie postaciami hochsztaplerów i – na przeciwległym biegunie – figurami heroicznymi. Analizie tych zjawisk oraz ich literackich transpozycji poświęcona została ostatnia część książki, zatytułowana Meandry, bieguny, granice… Wśród przywoływanych przy tej okazji autorów znajdują się m.in. Zygmunt Haupt, Tadeusz Dołęga-Mostowicz i Juliusz Kaden-Bandrowski. Ich twórczość wpisuje się zatem w ten wariant nowoczesności, który cechowała znacznie większa dawka historycznego pesymizmu i który w osiągnięciach człowieka epoki wielkiego zamętu dostrzegał także elementy niepokojące i niepozwalające z pełnym spokojem patrzeć w przyszłość.
Taki niejednorodny i wewnętrznie zdynamizowany obraz jednego z nurtów ideowo-myślowych w Polsce w latach 1918-1939 kreśli w swojej książce Aleksander Wójtowicz. Jej lektura wyposaża czytelnika w unikatową wiedzę, wydobywa cały zespół zagadnień do dalszych analiz, a jednocześnie prowokuje do zastanowienia się nad aktualnością niektórych z podnoszonych przez autora zagadnień. Czy dzisiejsze czasy nie przypominają w pewnych aspektach właśnie „epoki wielkiego zamętu” – okresu, gdy rozmach cywilizacyjny oraz ludzkie słabości są lepiej widoczne niż kiedykolwiek w historii? To chyba jedno z głównych pytań (choć nie jedyne), jakie zadaje sobie czytelnik jeszcze długo po skończonej lekturze.
Aleksander Wójtowicz: Epoka wielkiego zamętu. Szkice o literaturze nowoczesnej (1918-1939). Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin 2020, ss. 174.