Granice. Pogranicza. Nieograniczoność
Wyszczególniona w tytule rodzina wyrazów – „granice”, „pogranicza”, „nieograniczoność” – ma w swoim rdzeniu „grań”. Kojarzy się ona przede wszystkim z wąskim i ostrym grzbietem górskim, na którym nie sposób się długo utrzymać. Przekonali się o tym bohaterowie humoreski Henryka Sienkiewicza Na grani, na których pod wieczór spadła nagle gęsta mgła. Nie widząc jeden drugiego, spędzili całą noc sparaliżowani przez strach. Gdy rano opar się podniósł, ujrzeli ze zdumieniem, iż to, co brali za ostrą grań, kończyło się po paru krokach łagodnie nachyloną łączką.
Ta anegdota może pomóc rozjaśnić wieloznaczność fenomenu zarówno grani, jak i pochodnych od niej granic oraz pogranicza.
Granica ma w swoim tle wyraźne, a czasem wręcz ekstremalne, różnice oddzielające „a” od „nie a”: Hiszpanów od Francuzów, Polaków od Niemców, swoich od nie swoich, naszych od cudzych i obcych. W definicji granicy tkwi milczący zakaz jej przekraczania pod groźbą kary. Wprawdzie da się czasem zawierać sojusze – i nawet zaprzyjaźniać się z sąsiadami – jednakże pod warunkiem respektowania oficjalnych umów i innych aktów prawnych. Niemniej sama granica jest bezwzględna, zaznaczona grubą linią na mapie, a niekiedy też obwiedziona zasiekami z kolczastego drutu. Czuwają nad nią warty, straże, urzędy celne i inne instytucje ochrony granic. A już zupełnie spektakularny okazał się wynalazek „żelaznej kurtyny”, nie tak dawno fizycznie i mentalnie oddzielającej dwa „bloki”: Zachód i Wschód. Nieliczni przybysze spoza żelaznej kurtyny – a potem zza muru berlińskiego – postrzegani byli prawie jako kosmici. Jednakże najczęściej – jako polityczni i kryminalni przestępcy, co rychlej aresztowani. Chociaż istota granicy (limes) jest stała, to mogą się zmieniać jej „nośniki”. Od twardych i opornych: mur, okopy, po symboliczne, jak słupek graniczny, linia na asfalcie, zabronowana plaża – po to, by było widać ślady stóp zbiegów. Trzeba podkreślić, iż granica zwykle zaznacza własność, w sensie posiadania pewnego terytorium. Naruszyć granicę to tyle co wtargnąć na cudzy teren (por. słowa polskiego hymnu: co nam obca przemoc wzięła – szablą odbierzemy). W rzeczy samej wszelkie granice zawierają w sobie pewien moment przemocy lub co najmniej groźby jej użycia. „Cnotą” wobec granic jest ich respektowanie, występkiem zaś – naruszanie lub ignorowanie, nie mówiąc już o samowolnym przesuwaniu.
W porównaniu z granicą, obwarowującą różnice, pogranicze jest zasadniczo „liberalne”. Nie waha się granic zacierać – miast je pogłębiać i wyolbrzymiać. Co więcej, czyni z tego zaletę, powód do radości z odkrytego pokrewieństwa. Naczelną wartością nie jest już – jak przy granicy – jednorodność i homogeniczość, a przeciwnie: heteronomiczność. Czyli przemieszanie i pomieszanie. Mistrzami myślenia pogranicznego byli starożytni Grecy, lubujący się w hybrydach takich jak Syrena, Centaur, Meduza, Cerber, ale również – herosi. U podstaw wszelkich hybryd leżała wyobraźnia twórcza. Nie zadowalała się ona zwykłą mimesis, lecz zwracała się ku fantazyjnej kombinatoryce elementów wyjętych z jednych całości, a poskładanych w inne, często całkiem odrębne: Pegaz to koń, który ma skrzydła i zamiast chodzić po ziemi – fruwa jak ptak. Podobnych „mieszańców” można tworzyć dowolnie dużo. Każdy z nich wskazuje na nowy, oryginalny aspekt danej „kompozycji”. Tadeusz Konwicki posłużył się żartem, tytułując jedną ze swoich powieści Zwierzoczłekoupiór. To doskonały przykład myślenia pogranicznego, nie zważającego na podziały logiczne i biologiczną systematykę; zawsze od niej odstaje jakiś dziobak…
Najbardziej jednak doniosły wynalazek myśli mitycznej to heros: pół bóg, pół człowiek. Jest to jakościowe novum, jako że miesza dwa poziomy ontologiczne; immanentne z transcendentnym, ziemskie z niebiańskim, śmiertelne z nieśmiertelnym. To już nie jest po prostu przekraczanie granic, ale ich znoszenie i przenikanie. W takiej wielowymiarowej przestrzeni istnieje i rozkwita człowiecza kultura i religia.
*
Po ponad dwóch tysiącleciach europejskich dziejów, wypełnionych niezliczonymi historycznymi dramatami, można się pokusić o uogólnienie, przedstawiając je jako kontrast między mnożeniem partykularyzmów i nacjonalizmów a tendencją do uniwersalizacji i globalizacji. Dziś obie te narracje wydają się nieaktualne i niewłaściwe. Nadmiar różnic okazuje się bowiem równie szkodliwy, co i ich niwelowanie.
Na takiej planszy problemowej zarysowana została antologia tekstów Na pograniczu narodów i kultur, obejmująca trzy koncentryczne kręgi, jakimi są Polska, Europa, Ameryka. Nim powstał ów szczęśliwy zamysł redaktorów, wpierw musiała zaistnieć osnowa, w którą wprowadzono wiele różnobarwnych nici, stopniowo poszerzając całość splotu. Osobiście ciekawią mnie szlaki, na jakich pojawiają się pewne pojęcia, istniejące z dawien dawna, lecz niezauważalnie awansujące do rangi centralnych dla danej epoki. Pisał o tym filozof Andrzej Nowicki, który swoich studentów uczulał na ich wychwytywanie i odróżnianie od tych peryferyjnych. Autorzy antologii za taka centralną kategorię słusznie uznali pogranicza. Zważmy, że zazwyczaj występujące w liczbie mnogiej.
Na okładce czytamy: Kwestia relacji międzykulturowych to bez wątpienia najważniejszy problem, z jakim musi uporać się świat w XXI stuleciu. W publikacjach „Akcentu” – czasopisma będącego rówieśnikiem „Solidarności” – już w latach 80. ubiegłego wieku zakreślony został nowy sens pojęcia „pogranicze”, jako kategorii obejmującej nie tylko sąsiedztwo geograficzne. (…) Współistnienie różnych systemów kulturowych prowadzić może do konfrontacji (oznaczającej w najlepszym razie izolację, w najgorszym – otwarty konflikt), do dyfuzji (przenikania) albo do synergii, wzmocnienia wspólnych wartości. Wszystkie te warianty „pograniczności” rozważane sąnałamach tej książki.
Zadaję sobie pytanie: co za dobry duch – pewnie Heglowski Duch Dziejów – w mniej więcej tym samym czasie tylu myślicieli naprowadził na fascynację pogranicznością. Bez wątpienia był on spokrewniony z duchem transformacji: radykalnych przemian „starych reżimów”, ich rozsypywania, upadków, przekształceń oraz wybuchów swobody. Z miejsca trzeba zaznaczyć, iż ta swoboda nie zagościła w świecie na długo. W obecnej dobie, w związku z dramatem uchodźców, następuje wyraźny regres myśli pogranicznej. Społeczeństwa konserwatywne, ksenofobiczne, z niechęcią odnoszą się do prób uchylenia narodowych i państwowych granic – nie bez lęku o swój materialny i konsumpcyjny status. Powołują się na argument nieprzekraczalnych różnic cywilizacyjnych między chrześcijaństwem a islamem etc. Z ironią odrzucają „multikulti” w imię fundamentalnej jednorodności i spójności etosu i ethosu. Grecki duch, sławiący płodność i owocność pluralizmu, został w ten sposób zagłuszony przez archaiczne widmo „ducha pruskiego”, hołdującego nakazowi „Ordnung muss sein”. Wyrównującego wszystkich do szeregu, z wykluczeniem zmiany miejsca dla „obcokrajowców” i wszelkich „obcych”. Ideałem „postępu” jawi się tedy Kunderowski „Wielki Marsz” równymi kolumnami, od którego nie wolno odstąpić żadnej jednostce.
*
Wyrażając głęboką satysfakcję, że antologia Na pograniczu… objęła kilkadziesiąt tekstów zawierających „intuicje i racje” autorów myślących kategoriami wzajemnych podobieństw i wpływów, miejmy nadzieję, iż wspomniany regres będzie uznany za niechlubny epizod. Potęga przyciągania przez Innych zapisała się w niezliczonych świadectwach kultury, sztuki i literatury. Poważnym kłopotem dla czytelnika i recenzenta antologii jest jedynie kryterium ich uporządkowania. Po kilku przymiarkach zdecydowałam się… zasadniczo zeń zrezygnować. Zamiast szukać podziałów i konstruować sztuczne rubryki lepiej jest oddać się we władanie silva rerum. Ten łaciński termin ma w intencji podkreślenie maksymalnego zróżnicowania zbioru. Tym niemniej zawarty w nim żart można wykorzystać z całą powagą.
Zamiast prokrustowej pracy przycinania lub naciągania tego, co nie pasuje do schematu, można wszak zachwycić się różnorodnością i niepowtarzalnością zjawisk, ich kształtów i form. Zadziwić się urokiem „gąszczu lasu”, jego matecznika: drzew liściastych, szpilkowych, kaktusowych, chlebowych, jak i wszelkich dotąd niewidzianych i nienazwanych. Tak jak to urządziła sama przyroda, hołdująca mieszaninie i symbiozie, nieznosząca jałowej i nudnej monotonności. Dająca człowiekowi szansę przygody poznawczej i odkrywczej.
To fakt, iż należy się trochę nagłowić, by rozszyfrować ukryty wieloaspektowy porządek antologii „pogranicznej”. Najprostszy i narzucający się jest podział na poezję i prozę. Bo prozę inkrustują tu świetne wiersze Wacława Oszajcy, Istvána Kovácsa, Aleksandra Jurewicza, Selima Chazbijewicza, Waldemara Michalskiego, Władimira Wysockiego, Tadeusza Żukowskiego, Bohdana Zadury, Wojciecha Młynarskiego, Ryszarda Kapuścińskiego, Anny Frajlich, Jakowa Glatsztejna, Wacława Iwaniuka, Tadeusza Chabrowskiego, Stanisława Barańczaka, Andrzeja Buszy. To doprawdy autentyczna „republika poetów” goszczących w „Akcencie”, nierzadko w podwójnym charakterze (np. Ryszard Kapuściński – jako poeta i eseista). Przy okazji spostrzeżenie: poezja jest bardziej hybrydalna niż proza, lotny Pegaz nierzadko ignoruje granice, jak w utworze Adama Mickiewicza Do przyjaciół Moskali. Ponadto występują gatunki pograniczne, jak poemat prozą czy poetycki esej – przykładem jest przywołany poniżej tekst Łukasza Marcińczaka.
Co do typowej prozy – w niej też króluje swobodna różnorodność. Objawia się ona jako nieustające czytelnicze zaskoczenie. Poszczególne teksty mają charakter esejów (Wergiliusz pod Somosierrą. Niezwykły świat lubelskich nekropolii Łukasza Marcińczaka), wspomnień (Jak kręciłem „Lawę” Tadeusza Konwickiego, Biłgoraj mojego ojca Israela Zamira), rozpraw naukowych (Schulz – pisarz galicyjski Jerzego Święcha), artykułów literaturoznawczych (Polska w oczach Singerów – awers i rewers Moniki Adamczyk-Garbowskiej), kulturoznawczych reportaży (Lekcje martwego języka Piotra Nesterowicza), porównań i zestawień (Literatura polsko-żydowska: pismo i ranaWładysława Panasa), rozbudowanych omówień ważnych dzieł (Europa i Polska według Normana Daviesa. Trzy odsłony Tadeusza Szkołuta, Zbigniewa Zaporowskiego i Janusza Wrony; Perspektywa postkolonialna w studiach na temat Europy Środkowo-Wschodniej Dariusza Skórczewskiego).
Osobną klasę tworzą teksty programowe: Litwini i Polacy Tomasa Venclovy, Oderwać się od bolesnej przeszłości Dmytra Pawłyczki, Polska, Ukraina, Europa – między wyobraźnią a rzeczywistością Mykoły Riabczuka czy Niedobre dziedzictwo wieków Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela. Są też artykuły poruszające bezpośrednio problem pogranicza językowego: „Z ruska po polsku łagodniejsza mowa”, czyli ojęzyku folkloru na pograniczu polsko-ukraińskim Jerzego Bartmińskiego, Polacy i język polski na Litwie Władysława Makarskiego, Tatarzy w polskiej literaturze Wileńszczyzny Selima Chazbijewicza.
O elementach niemieckich w kontekście pogranicza politycznego, kulturowego i językowego pisze Jan Miziński w artykule Kompleks polski Güntera Grassa. Autor wspomina m.in. przykry incydent z biografii młodego wówczas pisarza, który się z niego niegdyś publicznie zwierzył. Po latach, na fali wszelkiego rodzaju lustracji, po raz wtóry wyciągnięto mu epizod krótkiej przynależności do Wehrmachtu. Tak jakby należało wielokrotnie karać za te rzeczy, nie zważając na przyznanie się do winy. W ostatniej, przedśmiertnej powieści zatytułowanej Żółteświatło Jerzy Pilch niby testament powierzył tajemnicę swego ojca, podobną do „zdrady” Güntera Grassa. Iluż to ludzi cierpiało wskutek wcielenia do obcej lub zgoła wrogiej armii, choć działo się to we wczesnej młodości, bez ich woli i chęci. Przez całe późniejsze życie musieli cierpieć wstyd i dźwigać jego ciężar.
Do jeszcze innej grupy należą teksty „tożsamościowe”: Państwo a wyobraźnia pisarza Sándora Csoóriego, Tożsamość węgierska a Europa Środkowa Csaby G. Kissa, Bilans straconych szans (Kultura, polityka i moralność w dawnej i obecnej Europie Środkowej – w przededniu integracji) Istvána Kovácsa, Europa czy pół-Azja? Granice kultury według Karla Emila Franzosa Janusza Golca. Wszystkie te rozprawy oscylują wokół dynamiki nowych polityczno-kulturowych tworów, takich jak Europa Środkowa, wykraczających poza tradycyjną opozycję Zachód–Wschód. Zasługuje na wyróżnienie niestereotypowe (i modne) podejście do tych zagadnień.
Poza wszelką klasyfikacją pozostają takie oryginalne artykuły jak: Axis mundi Wschowa Sergiusza Sterny-Wachowiaka, Taniec i obrzędy żydowskie Jacka Łumińskiego, Bronisław Piłsudski – zesłaniec i badacz pogranicza Karola Piaseckiego czy familiarnie zatytułowany „list” Stanislausa A. Blejwasa Czesiu! Jak się mamy!?, w którym autor polemizuje z wypowiedziami Czesława Miłosza.
Ostatnimi czasy ogrodnicy wprowadzili zwyczaj obsiewania części działki nasionami „dzikich” kwiatów polnych i łąkowych. Gdy patrzę na taką rabatkę, nasuwa mi się porównanie do antologii Na pograniczu… Niemal wszyscy autorzy są do siebie niepodobni, ale całość tworzy harmonię. Widać to też w przeglądowym artykule Bogusława Wróblewskiego Europa Środkowa w polskim czasopiśmiennictwie literackim (przed 1992 r.).
*
W genialnym wierszu umieszonym w antologii Ryszard Kapuściński uchwycił istotę dramatu polegającego na „nieprzystawalności” dwóch składowych części człowieczego „drzewa”: korzenie nawadniające cały organizm sprzeciwiają się konarom i gałęziom. To wielka tajemnica ludzkiej tożsamości, pozornej jedności, a jednocześnie – rozdarcia.
* * *
Korzenie mają kierunek pionowy
znikają w ziemi
zagłębiają się drążą
ich byt niewidoczny i ciemny
próbują rozsunąć ziarnka piasku
kamienne skały
przeniknąć lawę i minerał
wyrzucone na powierzchnię
bezczynne
usychają
ich sękate palce wyciągnięte do nieba
ich modlitwa splątana i nieprzetłumaczalna
doświadczenie korzenia:
życie jest z przenikania w głąb
(s. 369)
Metafora „korzeni” – tym razem w aspekcie „pogranicza” – jest niezwykle nośna i plastyczna. Korzenie są skryte i podziemne, pień i korona zaś – nadziemne i w pełni widoczne. Skrzyżujmy te dwie metafory, by uświadomić sobie, jak płytko zazwyczaj pojmujemy „granice”. Mogą się one „ślizgać” po mapie zależnie od okoliczności historycznych i politycznych. Tymczasem ludzie urodzeni i wychowani w danej tradycji, „zakorzenieni” w niej od wieków, i tak nigdy nie potrafią się wyzbyć rodzimego podglebia.
Unaocznia to Danuta Mostwin, z pespektywy polsko-amerykańskiej analizując figurę emigranta w tekstach Emigrant na pograniczu kultur. Dwa eseje o Polakach w Ameryce. Czy emigrant to ktoś „przesadzony” z jednego miejsca na drugie razem z korzeniami i bryłą ziemi, czy jedynie „przesunięty” w przestrzeni geograficznej? Autorka wprowadza pojęcie „trzeciej wartości” – zapożyczone od filozofa Jana Łukasiewicza: Jeśli za wartość pierwszą uznamy odziedziczoną kulturę, za wartość drugą zaś – kulturę otoczenia, to wartość trzecia będzie w tym układzie wartością niezależną, unikalną dla osoby, która ją stworzyła poprzez własny wysiłek syntezy (s. 393).
Bodaj najszerszy horyzont problemu pogranicza wizualizuje Stefan Symotiuk w eseju Ejdetyka bramy. W podobnej stylistyce utrzymana jest napisana kilka lat później słynna Brama Władysława Panasa. Te teksty sugerują, iż w istocie można się w ogóle obejść bez obu pokrewnych pojęć: zarówno „granicy”, jak i „pogranicza”.
W charakterze syntezy zbierającej wszystkie wątki antologii Na pograniczu… przytoczę pewną opowieść Danuty Mostwin:
Siedzę w ławie kościelnej przejęta niezrozumiałym, przykrym uczuciem straty. Kościół jest pełen, ale nie przepełniony. Twarze ludzi zamknięte, smutne. Nastrój jak na nabożeństwie żałobnym. Wydaje mi się, że ksiądz celebrujący przy ołtarzu nie pasuje do ludzi zgromadzonych w kościele. Oni spokojni, godni, bez emocji. On z trudem opanowuje nerwowość. Szczupła, wysoka postać w brązowym habicie. Ascetyczny zarys głowy, krótka, spiczasta bródka.
Dlaczego – myślę – kardynał odbiera kościół Polakom? Co zrobili? Czego nie zrobili? Co to za ludzie? Kim są? Za kogo się uważają? Jak myślą? Co sądzą o swoim proboszczu – ostatnim proboszczu parafii św. Stanisława Kostki. Nie znam go, widzę go po raz pierwszy.
Franciszkanin odszedł od ołtarza. Oparty o kolumnę, w przejściu między ławkami, rozpoczyna kazanie. Widzę go teraz lepiej; płonące, ciemne oczy i delikatna, szczupła twarz. Mówi całym sobą. W tym słowiańskim kościele jest jak natchniona postać Savonaroli. Głos wilgotny od łez. „Go beyond!” – woła. „Wznieście się ponad. Miejcie odwagę – przerwijcie granice! Go beyond!” – błaga. „Go beyond! Ten kościół, budynek, to tylko cegły, to rzeczy materialne. Miejcie odwagę przejść granice nieprzekraczalne” (ss. 391-392).
*
Antologia Na pograniczu narodów i kultur to dzieło niezwykłe. Stworzone nie tylko przez ludzi, ale i przez Miejsce i Czas. Gdy powstawały kolejne zebrane dziś w niej teksty, niektórzy z autorów tych dawniejszych już nie żyli. Lecz mimo to – i dlatego właśnie wymowa całego zbioru jest podwójnie wzruszająca – wszyscy oni byli natchnieni wspólną ideą: odsłaniania wszelkich „żelaznych kurtyn”, obalania „ceglanych murów”, zaglądania do podziemi tradycji i kultury, wysłuchiwania utalentowanym uchem „modlitwy splątanej i nieprzetłumaczalnej”. Zafascynowani splataniem i splątaniem, urzeczeni mistyką podświadomego, ale i nadświadomego.
Ryszard Kapuściński w jednym z wierszy powiada (cytując):
„dodaj że
nic tak nie jednoczy ludzi
jak śmierć”
(s. 367)
Ale nawet śmierć nie kończy ludzkiego istnienia. Kultura ludzka jest pozaczasowa. Przywołany przez Danutę Mostwin franciszkanin zachęca: „Miejcie odwagę przejść granice nieprzekraczalne”! Do analizy pojęć grań, granica, pogranicze trzeba zatem dołączyć hasło: „przekroczyć nieprzekraczalne”. Na tym polega heroizm poznawczy człowieka, iż ciągle próbuje objąć nieobejmowalne. Przesuwający się horyzont!
27 czerwca 2020 r.
Na pograniczu narodów i kultur. Polska – Europa – Ameryka. Wstęp i suplement Bogusław Wróblewski. Wybór i opracowanie Bogusław Wróblewski i Łukasz Janicki. Czytelnik, Wschodnia Fundacja Kultury „Akcent”, Warszawa-Lublin 2020, ss. 534 + 2 nlb.