Wątpliwości
(…) Docieram do celu, żeby przekonać się, że na polanie stoi betonowy odlew wnętrza domu. Rachel Whiteread – autorka m.in. postawionego w 2000 roku w Wiedniu niezwykłego pomnika pamięci ofiar austriackiego Holokaustu i pierwsza kobieta uhonorowana nagrodą Turnera (w 1993 roku) – poprzez odlewanie w betonie daje rzeczom codziennego użytku szansę na nowe istnienie. A nam na nowe skojarzenia. Stoję na wprost domu, do którego nie mogę wejść. Za kilka godzin wrócę do swojego, nacisnę klamkę i przekroczę próg. Nie mam wątpliwości: na świecie nie wszyscy mają ten przywilej.
A oto i stado białych danieli, o którym słyszeliśmy po wielekroć. Białe daniele z Houghton Hall to jedna z wizytówek Norfolku. Obserwujemy, jak pasą się między kilkunastoma potężnymi pniami.
– Ciekawe, dlaczego ktoś posadził drzewa w kręgu? – zastanawia się B.
Podchodzimy bliżej i wtedy okazuje się, że to pnie z korzeniami ustawionymi ku górze. Kto i dlaczego tak zdecydował? Wracam myślami do jednej z naszych minionych wypraw. Na plaży Holme na północy Norfolku wielokilometrowy odpływ odkrył w 1998 roku drewniany krąg z epoki brązu. Ogromny pień dębu zakopano korzeniami do góry. Wokół niego umieszczono pięćdziesiąt pięć drewnianych słupków wyciętych z mniejszych dębów. Krąg nazwano Seahenge, ponieważ przypominał Stonehenge w Wiltshire. Drzewa wykopano i przeniesiono do muzeum (gdyby zachowano krąg w pierwotnym miejscu, uległby degradacji). Wywołało to wiele emocji. Druidzi sprzeciwiali się temu z powodów religijnych. Inni uważali, że pozostawienie kręgu na plaży przyciągnęłoby turystów, a tłumy odwiedzających spowodowałyby zakłócenia w życiu licznie obecnych tu ptaków z rezerwatu przyrody Holme Dunes. Do dziś nie wiadomo, do czego krąg służył naszym przodkom. Najczęściej pojawia się hipoteza, że na korzeniach układano zwłoki zmarłych. Że był to rodzaj grobowca służącego do ekskarnacji. Ale skąd wziął się taki krąg tutaj, na równo przystrzyżonym trawniku? Zaczynamy wątpić, czy to, co widzimy, jest dziełem XVIII-wiecznego architekta terenów zielonych Houghton Hall, Charlesa Bridgemana. O tym, że nasze wątpliwości są słuszne, przekonujemy się, kiedy wyjmujemy z kieszeni mapę. White Deer Circle, instalację z szesnastu ogromnych pni z korzeniami zwróconymi ku górze, ustawił tu w 2016 roku angielski rzeźbiarz Richard Long. Podobno od tamtej pory lubią odpoczywać pomiędzy nimi białe daniele, chociaż wcześniej nie interesowały się tym miejscem.
Nas interesowałyby jeszcze inne rzeźby w parku, ale jeśli przed zamknięciem Houghton Hall chcemy dotrzeć do faktycznego celu naszej wizyty, czyli na czasową wystawę prac Seana Scully’ego, musimy się pospieszyć.
Mam nadzieję, że z czasem Houghton stanie się miejscem obowiązkowym dla osób zainteresowanych sztuką współczesną i rzeźbą – pisze lord Cholmondeley na stronie internetowej Houghton Hall. To palladiańska rezydencja zbudowana dla pierwszego premiera Wielkiej Brytanii sir Roberta Walpole’a. W Houghton Hall mieszka teraz potomek Walpole’a David Cholmondeley z żoną Rosą i dziećmi. Po sąsiedzku i po przyjacielsku (wbrew plotkom o romansie księcia Williama z piękną Rosą) z Anmer Hall, wiejską posiadłością księcia i księżnej Cambridge. David Cholmondeley udostępnił część parku i słynnego domu zwiedzającym. Organizuje też wystawy, których skala przekracza możliwości niejednego miejsca wystawienniczego.
Sean Scully prezentuje tu swoje prace na wystawie zatytułowanej Smaller than the Sky. Irlandzki artysta z pokorą przyznaje, że Anglia jest zależna od nieba. Przywołuje obrazy Johna Constable’a i codzienne rozmowy Anglików o pogodzie, która wbrew zapowiedziom potrafi się tu zmienić w ułamku sekundy. Kiedy więc artysta wystawia rzeźbę na zewnątrz, ona też zależy od tego, w jakim nastroju jest niebo. Oglądamy prace Scully’ego najpierw w deszczu, a później w słońcu. I mamy wielką radość z odkrywania powiązań rzeźb z otoczeniem. I z obserwowania, jak znakomicie na tle i we wnętrzach palladiańskiej architektury czują się na wskroś współczesne prace. (…)