Spis treści numeru 3/2013
Kabaret bez numerów
Kim zatem jest Irosław Szymański? Gdy zakładał z kolegami „Lożę 44”, studiował medycynę na Akademii Medycznej, dziś pracuje w Lublinie jako ginekolog-położnik. Scena była zawsze obecna w jego życiu gdzieś obok medycyny, ale ostatecznie nigdy nie wybiła się na pierwszy plan i Szymański zdecydował się na robienie kariery w wyuczonym zawodzie. Ale po kolei. Do szkolnego kabaretu Irosław Szymański należał już w liceum. Na studiach, w 1964 r., założył zespół bigbitowy Szkielety. Grupa istniała pięć lat, tworzyli ją przede wszystkim studenci Akademii Medycznej. Szymański pisał dla Szkieletów teksty piosenek, w czym nie przeszkadzał mu brak znajomości nut. Ostatecznie jednak to z kabaretem związał się na dłużej.
„Loża 44” przyniosła swym członkom popularność i liczne nagrody na ówczesnych przeglądach kabaretowych. Bycie satyrykiem stało się przepustką do pracy w radiu i telewizji. Pro-fanacje, Memento Mori Blues, Skrypty z krypty, Wyrobisko, retrospektywny Rozpuszczalnik, a następnie Fragment większej całości i Dyskuteka – to kolejne widowiska przygotowane przez grupę. W 1980 r. odbyła się premiera Notatek z marszu, natomiast rok później niektóre z występów zostały nagrane i pokazane przez krakowski ośrodek TVP. Członkowie zespołu brali udział w popularnym wówczas telewizyjnym programie TVP Kraków Spotkanie z balladą. Szymański był jego współautorem, więc „Loża 44” mogła się pokazać z jak najlepszych stron, bez konieczności rezygnowania z własnego, wypracowanego przez lata, stylu.
Po wprowadzeniu stanu wojennego kabareciarze zostali wyrzuceni ze swojej siedziby w Akademii Medycznej, przepadł przechowywany tam sprzęt i kabaretowe archiwum. Artyści nie zrazili się, ale szukali nowych możliwości. Udało się. W następnych latach „Loża” odbywała próby w Teatrze Osterwy, powstały kolejne przedstawienia: W kolejce, W czwartym wymiarze, Cesarskie cięcie. Picnic miał swoją premierę wyjątkowo nie w Lublinie, ale w Krakowie. W międzyczasie doszło do współpracy z telewizją, głównie ośrodkiem w Krakowie, oraz miała miejsce kilkuletnia przerwa w przygotowywaniu premierowych widowisk. Wspominając 2000 rok, twórcy kabaretu na swojej stronie internetowej www.loza44.pl odnotowali: Zmusiliśmy go (Irosława Szymańskiego, przyp. – M. S.). I napisał! Napisał duży spektakl dla telewizji. Nazywało się to „ARKA NO(W)EGO”. Prawdziwy klimat „Loży”, acz schrzaniony realizacyjnie. Później w Lublinie został pokazany jeszcze Kolędnik polski, a w maju 2009 r. premierę miało widowisko pod tytułem W noclegowni.
Swoje satyryczne teksty Irosław Szymański opublikował w dwóch książkach: Tak to widzę ukazało się nakładem Krajowej Agencji Wydawniczej w 1987 r., trzy lata później ta sama oficyna wydała Notatki z marszu. W jednym miejscu zebrane zostały teksty kabaretowe, które budują przedstawienia będące ze swojej natury bytami niezwykle ulotnymi. Wyuczone słowa dialogów stanowią dla kabareciarzy fundament, na którym opiera się występ. Wiele zależy od tego, z jaką publicznością w danej chwili artyści mają do czynienia. Tekst kabaretowy żyje w reakcji na śmiech. Czasami osoba wypowiadająca kolejne zdania może sobie pozwolić na większą lub mniejszą improwizację, w innym miejscu postawić akcent, zrezygnować z pauzy albo – wręcz przeciwnie – wydłużyć ją. Tekst kabaretowy – zahartowany w konfrontacji z zawsze wymagającą publicznością – zazwyczaj traci, jeśli podamy go sauté. Przy tym domyślanie się, które wypowiedzi wywoływały przed laty spontaniczny wybuch śmiechu publiczności, staje się rodzajem intelektualnej łamigłówki.
Najważniejsze propozycje „Loży 44” powstawały w rzeczywistości PRL, nie dziwi więc, że na pierwszy plan wysuwały się w nich aluzje polityczne – nawet najdrobniejsze niuanse tego typu były dla ówczesnej publiczności oczywiste, a widzowie wyłapywali je w mgnieniu oka. Tak opowiada o tym Irosław Szymański: PRL miała być krainą wiecznej szczęśliwości. Cenzura zatrzymywała nawet aluzje do nieurodzaju czy brzydkiej pogody. Teraz mogę się przyznać, że ja miałem taki cichy układ z moją przyjaciółką Hanną Leszczyńską, która skądinąd była dosyć groźną cenzorką. Umawialiśmy się u mnie w domu i ja jej czytałem treść nowego programu. Mówiła mi: „to na pewno musisz zmienić”. Wiele razy, żeby przemycić ogólny sens, musiałem szukać innych słów. To nie było trudne, bo mieliśmy publiczność wyczuloną na wszelkie dwuznaczności. Po czym twórca tekstów i reżyser „Loży 44” dodaje: Najgęstsze sito było w telewizji, nigdzie nie spotkałem się z tak silną cenzurą, jak właśnie tam. Mimo to zdarzały się paradoksalne sytuacje. Zapis telewizyjny „Fragmentu większej całości”, który odłożono na półkę na jedenaście miesięcy, poszedł w końcu miesiąc przed wprowadzeniem stanu wojennego. Odpowiedzialny za to redaktor z TVP Kraków po fakcie szedł do przełożonych jak na ścięcie, bojąc się ich reakcji, a usłyszał… pochwałę. Pytali się go nawet, kto zrobił tak dobrą, propagandową robotę. Później ten właśnie program publiczność uważała za nasz flagowy głos przeciw władzy.
Czasami jednak trzeba było iść na większy kompromis, jak wówczas gdy piosenkę Korowody objęto całkowitym zakazem wykonywania. Jej słowa nie mogły być wydrukowane w książce Tak to widzę z 1987 roku – ukazały się dopiero w tomie Notatki z marszu w roku 1990. Oto początkowy fragment:
Patrz jak czas biegnie tutaj w przeciwną stronę,
Jak ślepy kapelmistrz Braille’m tony podaje,
Jak głucha kapela stroi już sto instrumentów,
I popatrz jak karnie tłum marionetek
Do tańca staje!
Patrz, chlewy stroją niby pałace,
Bal, maskarada znów się zaczyna,
Na nowych sznurach tańczą pajace,
Dzisiaj czas igrzysk, chleba i wina!
Patrz!
Już!
Już się sposobią!
I zaraz w tany pójdą społem!
Rusza korowód – już w pierwszej parze,
Sprzedajny anioł z płatnym aniołem!
(…)
Konieczność liczenia się z cenzurą spowodowała, że autor tekstów dla „Loży 44” często korzystał z możliwości, jakie stwarza język ezopowy, a piętrowe znaczenia poszczególnych fragmentów budował na niedomówieniach i aluzjach. Wszystko to czynił w połączeniu z najwyższej próby ironią, niekiedy z wisielczym humorem i fantastycznym wyczuleniem na absurd ówczesnej rzeczywistości.
Co po latach zaskakuje w tekstach lubelskiego kabaretu?
(…)