Lechosław Lameński. Ekspresyjne portrety i nostalgiczne pejzaże Stanisława Baja, ostatniego romantyka w malarstwie polskim

Spis treści numeru 3/2013

Ekspresyjne portrety i nostalgiczne pejzaże

Stanisława Baja, ostatniego romantyka w malarstwie polskim

 

Wydaje mi się, że po raz pierwszy usłyszałem o Stanisławie Baju i jego malarstwie jakieś dziesięć lat temu. Nie widziałem wówczas o nim absolutnie nic. Nie zdawałem sobie sprawy, kim jest, co reprezentuje swoim malarstwem, dlaczego ludzie tak chętnie i dobrze mówią o jego twórczości, którą – ich zdaniem – należy obowiązkowo zobaczyć i poznać. Najpierw było więc oglądanie katalogów i zamieszczonych w nich reprodukcji portretów starych ludzi oraz pejzaży (szczególnych, przedstawiających nieustająco jeden i ten sam motyw – zakole rzeki), czyli dwóch głównych tematów malarskich obecnych w artystycznym dorobku tego twórcy pochodzącego ze wsi Dołhobrody, położonej kilkanaście kilometrów od Włodawy, tuż nad graniczną rzeką Bug. Następnie, w listopadzie i grudniu 2005 r., odbyła się kameralna wystawa portretów Stanisława Baja w lubelskiej Galerii Sztuki Sceny Plastycznej KUL Leszka Mądzika, w trakcie której mogłem nareszcie zobaczyć obrazy artysty z bliska, poznać technikę i sposób ich malowania. Pomału zaczynałem rozumieć i smakować ten specyficzny typ twórczości, zwłaszcza że w moim musée imaginé – w miarę upływu czasu – było coraz mniej białych plam w kolorowej układance pt. Malarstwo Stanisława Baja.
Osobiście poznałem artystę jednak dopiero dwa, trzy lata temu, gdy trochę przez przypadek znalazłem się w – położonym w pobliżu Chełma – Dworze Pieńków, niezwykłej posiadłości dra Marka Marii Pieńkowskiego, do której przyciąga wielu ludzi kultury i sztuki zarówno osoba gospodarza, jak i jego ciągle rozwijająca się kolekcja współczesnego malarstwa polskiego, eksponowana w specjalnie przygotowanym pawilonie wystawowym. Pieńkowski, wrażliwy na otaczające piękno, kolekcjonuje prace artystów już obecnych na rynku sztuki oraz ich najzdolniejszych uczniów, studentów Akademii Sztuk Pięknych z najważniejszych ośrodków w kraju. To także rzutki marchand, twórca oraz inicjator sprawnie funkcjonującej fundacji, której jednym z głównych celów jest – od kilkunastu już lat, najpierw w USA, a od 2008 r. także w Polsce – wspieranie dobrze rokujących młodych twórców (stypendiami i nagrodami) i promowanie ich prac za granicą (zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych).
Od pierwszej chwili Staszek Baj – szybko przeszliśmy na ty – ujął mnie bezpośrednim sposobem bycia, ciepłym tembrem głosu z lekkim zaśpiewem, życzliwym uśmiechem i pogodnym spojrzeniem, zwłaszcza chyba jednak spokojem i obiektywizmem w głoszeniu poglądów na bliskie mi tematy artystyczne.
Już wówczas pomyślałem, że warto poświecić mu esej na łamach „Akcentu”. Minęło jednak trochę czasu i znów wyprzedził mnie redaktor Bogusław Wróblewski ze swoim rozeznaniem w sprawach artystycznych. Gdy któregoś dnia przyszedłem do redakcji, zastałem w niej wyjątkowo pękatą kopertę zawierającą cztery płyty CD z audycją radiową i trzema filmami, których bohaterem był Stanisław Baj oraz jego malarstwo, kilka efektownie wydanych katalogów ze świetnymi reprodukcjami i ciekawymi – chociaż, jak się później okazało, nie wzbudzającymi w większości mego entuzjazmu – wstępami, a także parę wycinków z prasy codziennej i fachowej. Przesyłce towarzyszyła krótka informacja od redaktora, że to ja mam napisać esej o artyście.
Zatem usiadłem przy biurku i po obowiązkowej lekturze otrzymanych materiałów, zastanawiałem się, co powinienem napisać, aby po pierwsze być w zgodzie z własnym sumieniem i moim odczuciem sztuki, a po drugie aby nie zawieść potencjalnych czytelników „Akcentu”. Pierwszy raz bowiem próbuję zagłębić się w tajniki warsztatu konkretnego, żyjącego w nieodległym miejscu artysty bez odbycia specjalnej rozmowy z nim samym. Może to jednak dobry sposób na uniknięcie zależności od poglądów samego twórcy, próba – mimo wszystko – obiektywnego spojrzenia na malarstwo Stanisława Baja.
Gdy patrzy się na reprodukcje jego obrazów, przede wszystkim jednak na to, co wcześniej napisali o nim krytycy i historycy sztuki (na czele z nestorem krytyków Wojciechem Skrodzkim), ale też twórcy specjalizujący się w innych dziedzinach (m.in. Wiesław Myśliwski), nasuwa się jeden wniosek: Stanisław Baj jest postrzegany generalnie jako ciekawy przedstawiciel nieistniejącej już kultury chłopskiej. Większość piszących o malarstwie tego artysty wręcz ekscytuje się tym faktem, wysuwając na pierwszy plan jego chłopskie korzenie oraz przywiązanie do niewielkiej, położonej na kresach obecnej Rzeczypospolitej wsi Dołhobrody, do pełnego wspomnień domu rodzinnego, w którym spędził szczęśliwe – chociaż zapewne skromne – dzieciństwo i młodość, do obszernej stodoły, w której po wielu latach urządził całoroczną pracownię malarską. W pracowni tej –jak twierdzi – czuje się o wiele lepiej niż w warszawskim mieszkaniu, chciałby w niej spędzać cały czas wolny od pracy dydaktycznej w Akademii Sztuk Pięknych. To przywiązanie do miejsca wynika przede wszystkim z miłości do nieżyjącej już matki (bohaterki wielu jego przejmujących obrazów), choć oczywiście nie bez znaczenia są także życzliwe relacje z sąsiadami i krewnymi (główni modele licznych kompozycji figuralnych) oraz wyjątkowo malownicze zakole leniwie płynącej rzeki – główny motyw jego malarstwa pejzażowego.
Wydaje mi się, że takie spojrzenie na Stanisława Baja i jego dorobek malarski jest z gruntu fałszywe i całkowicie błędne. To, że ktoś urodzony na wsi nie wypiera się swoich korzeni, chętnie o nich opowiada i ciągle powraca do tego szczególnie mu bliskiego świata nawet po upływie kilkudziesięciu lat spędzonych w Warszawie, nie stanowi dla mnie podstawy do utożsamiania go z kulturą chłopską, która jest przecież zjawiskiem znacznie szerszym i bardziej złożonym. Z całą pewnością należy o niej mówić, oczywiście nie myląc jej ze sztuką ludową, nieodwracalnie zniszczoną po drugiej wojnie światowej przez niemające z nią nic wspólnego produkty powstałe na potrzeby Cepelii, ale sprowadzanie kultury chłopskiej wyłącznie do określonych tematów pojawiających się w malarstwie tego czy innego artysty, jest – moim zdaniem – zwykłym nadużyciem. Podobnie jak dorabianie rozbudowanego podłoża i wyrafinowanych kontekstów filozoficznych do kolejnych etapów rozwoju malarstwa figuralnego i pejzażowego Stanisława Baja, któremu – jak sądzę – daleko do tego typu działań. W każdym razie wypowiedzi artysty nie wskazują na to, aby ten trop był prawdziwy i miał jakiekolwiek podstawy w jego sposobie myślenia o malarstwie i późniejszej realizacji na płótnie.
(…)