Furtka w murze
Czy przewodnik turystyczny może być książką o miłości? W niejednym z „Pascali” czy „Bezdroży” znaleźć można działy dotyczące uczuciowości bądź zwyczajów erotycznych mieszkańców opisywanych krajów, jednak żaden nie został poświęcony tylko temu zagadnieniu. Sposób prowadzenia narracji w typowym bedekerze również nie kojarzy się z romansem. Najważniejsza musi być przecież „podróżnicza” użyteczność, mniej istotne zaś, czy informacje o tym, jak dojechać do danego miejsca, gdzie i za ile przenocować, co zobaczyć i w jakim sklepie zrobić zakupy, zostaną przekazane z kancelaryjną bezosobowością, angielską dezynwolturą czy też lirycznie i emocjonalnie. O swoistości tego typu publikacji decyduje także ich budowa: krótkie, tematyczne rozdziały, wyodrębnione całostki dotyczące konkretnych zagadnień, na końcu zaś – zdjęcia, indeksy, mapy.
Czy zatem najnowsza książka Anny Marii Goławskiej Włochy. Podróż na południe jest przewodnikiem turystycznym? Pobieżna lektura skłaniałaby ku twierdzącej odpowiedzi. Za bedekerowską proweniencją przemawiają m.in. układ rozdziałów, prawie setka kolorowych zdjęć i umieszczony na końcu indeks miejsc. Podróż na południe składa się z czterdziestu trzech kilkustronicowych części, z których czterdzieści jeden poświęcono miastom bądź regionom Italii odwiedzonym przez Goławską i Grzegorza Lindenberga (autora fotografii). Kompozycja odpowiada marszrucie wytyczonej przez autorkę: od centralnych partii kraju, poprzez południowe rejony Półwyspu Apenińskiego, na Sycylii skończywszy. Zdjęcia zamieszczone w dalszej partii książki, dzięki starannemu doborowi i sposobowi ułożenia, dokumentują „podróż na południe” równie wyraziście jak sam tekst. Korzystając z indeksu, łatwo odnaleźć informacje ważne podczas wędrówki po Italii. Ponadto argumentu za tym, że najnowsza książka Anny Marii Goławskiej może być uznana za przewodnik, dostarcza biografia literacka autorki. Goławska, poetka, prozaik, a prywatnie – wielka miłośniczka kotów i podróżowania, wydała przed kilku laty wraz z Lindenbergiem wznawianą kilkakrotnie Toskanię, Umbrię i okolice. Przewodnik subiektywny. Książka ta sytuuje się pomiędzy klasycznym bedekerem a relacją z podróży opatrzoną praktycznymi wskazówkami dla czytelnika. Można było zatem podejrzewać, że i następna „włoska” publikacja autorki będzie utrzymana w podobnej konwencji.
Ale najnowsza książka Goławskiej nie jest przewodnikiem turystycznym. Sformułowanie „przewodnik subiektywny” z poprzedniej książki również nie pasuje do Podróży na południe, chyba że potraktujemy je jako oksymoron. Subiektywny stosunek autorki do opisywanych zdarzeń jest przeciwieństwem przewodnikowej użyteczności. Najwyraźniej uwidocznia się to wtedy, gdy Goławska wymienia indywidualne motywacje, które skłoniły ją do napisania książki poświęconej południowej Italii: Ta opowieść narodziła się z pasji, z tęsknoty do palącego słońca i oślepiającej bieli fasad, z przyspieszonego bicia serca na myśl o zbliżającym się dniu wyjazdu (…). Jest to książka o miłości.
Uwzględniwszy tę emocjonalną deklarację, a także indywidualne sympatie, którymi Goławska kierowała się podczas planowania trasy, Włochy. Podróż na południe należałoby określić jako cykl miniesejów bądź szkiców z podróży (autorka ominęła np. sycylijskie Agrigento, ponieważ jego mieszkańcy źle traktują bezdomne koty; nie zwiedziła rezerwatu przyrody dello Zingaro z braku „ciekawości i pasji”). Za taką klasyfikacją gatunkową przemawiają także zamieszczone w książce dwa rozdziały, Podróż i Egle, których lektura nie przyda się pragmatycznie nastawionemu turyście. Pierwszy z nich poświęcony został prezentacji wrażeń powstałych w czasie przejazdu Autostradą Słońca z Rzymu na południowe krańce półwyspu. W drugim, na niespełna czterech stronach, Goławska opisała poznaną podczas wizyty na Sycylii młodą kobietę o imieniu Egle. Jej zainteresowanie zwróciła właściwa charakterowi dziewczyny (a może także charakterowi wielu Polaków?) sprzeczność – zabobonne przywiązanie do tradycji katolickiej w połączeniu z deklarowanym ateizmem. Oba te rozdziały mogłyby stanowić samodzielne opowiadania.
Użyteczność przewodników turystycznych wiąże się pośrednio z ich komercyjnym charakterem. Autorzy „Pascala” nie przytaczają fragmentów z książek wydanych przez „National Geographic”, gdyż byłaby to promocja konkurencyjnej marki. Goławska przywołuje co najmniej pięć bedekerów. Są to zarówno przewodniki współczesne, jak i te, które ukazały się w XIX i na początku XX wieku. Odniesienia do Przewodnika po Włoszech Południowych i Sycylii wraz z Wyspami Liparyjskiemi, Maltą i Tunisem opracowanego przez Leona Sternklara (Lwów 1907 r.) i Podróży do Włoch, Sycylii i Malty Michała Wiszniewskiego (wyd. I Warszawa 1848 r.) wzbogacają książkę o wiadomości z historii polskiej turystyki. Bywa także, że Goławska wykorzystuje je w nieco mniej dydaktycznych celach – przywołajmy chociażby cytat z Wiszniewskiego, którym autorka dowcipnie zamknęła własną dygresję: Ale zanim moje antropologizujące filozofowanie zwiedzie mnie na grząski grunt i skusi do wygłoszenia wniosku w rodzaju: „Lud wśród żyznej okolicy bardzo ubogi, obchodzi się małym; kawałek chleba i kilka fig indyjskich wystarczy mu na dzień; wreszcie żyje na ulicach i ubieraniem ołtarzów z namiętnością zajmuje się” – idę spać.
Ponadto książki – nie tylko bedekery, ale także przywołane w Podróży na południe utwory beletrystyczne i publikacje historyczne poświęcone południowej Italii – są dla Goławskiej źródłem informacji równie istotnym co doświadczenia zmysłowe. Sformułowanie „mój ulubiony towarzysz podróży”, którym określiła Guida Piovenego (1907-1974, włoski pisarz i publicysta), świadczy zaś o tym, że autorka ma zdolność nawiązywania erudycyjnych znajomości i przejawia chęć opowiadania o nich.
W polskiej dwudziestowiecznej historii literatury najważniejsze relacje z wypraw do Italii wyszły spod pióra Jarosława Iwaszkiewicza, autora Książki o Sycylii oraz Podróży do Włoch, i Zbigniewa Herberta, twórcy zbioru esejów Barbarzyńca w ogrodzie. Goławska prezentuje sylwetki obu literatów i z zadowoleniem konstatuje fakt, iż odwiedzane przez nich okolice pokrywają się z trasami jej włoskich marszrut. Skrupulatność oraz plastyczność opisów Iwaszkiewicza sprawia, że autorka chętnie konfrontuje jego literacką topografię Włoch z rzeczywistością. Często przywołuje uwiecznione przez niego obrazy i zdarzenia, np. wspomina zapamiętanego przez pisarza pieska ze stacji kolejowej w Conegliano czy wrażenia z katedry w Palermo, gdzie „obfitość i piękno mozaik przytłacza mimo woli”. Poświęca także rozdział opisom Syrakuz, w których Iwaszkiewicz kończył Panny z Wilka. Jednak mimo tych odwołań bliżej jest Goławskiej do Herberta – porozumienie umożliwia przede wszystkim podzielane przez obydwoje autorów przeświadczenie o śródziemnomorskich korzeniach współczesnej cywilizacji. Goławska daje mu wyraz opisując np. bogactwo zabytków poszczególnych regionów Italii: Niemal każda miejscowość tutaj, w Murge, warta jest zobaczenia, niemal wszystkie szczycą się długą historią i posiadają kościoły, z których najmniej znaczący i najuboższy stałby się pewnie wielką turystyczną atrakcją w innym i mniej zasobnym w zabytki turystyczne kraju.
Obszar śródziemnomorski bywa utożsamiany – na planie symbolicznym – z całym światem: tak jak dla muzułmanów centrum świata znajduje się w Mekce, tak dla miłośników cywilizacji antycznej jego środkiem i kolebką są Ateny i Rzym. Nie bez kozery zatem Goławska swą „podróż na południe” zaplanowała we Włoszech, a nie – na przykład – w krajach Ameryki Łacińskiej. Ponadto zdarza się jej, tak jak autorowi Barbarzyńcy, przemawiać do czytelnika w sposób dyskretnie dydaktyczny. Maniera ta widoczna jest w partiach tekstu poświęconych średniowiecznej historii i kulinariom Italii. Wzór stanowią w tym wypadku Herbertowskie relacje dotyczące antycznych teorii architektonicznych (np. wykład o proporcjach kolumn) oraz opisy napojów i potraw spożywanych przez południowców zawarte w Barbarzyńcy w ogrodzie (np. campari-soda, czerwony trunek o piołunowatym smaku, od którego kołowacieje język i płonie przełyk). Za kolejny argument świadczący o podobieństwie obu książek uznać można wspólne dla autorów zamiłowanie do historii Italii. Goławska zadbała o warstwę erudycyjną swojego tekstu, a interesuje ją zwłaszcza okres panowania Normanów (zapewne większość czytelników nie wiedziała, że rdzenni mieszkańcy Sycylii są potomkami Szwabów) oraz historia muzułmanów (ich los na Półwyspie Apenińskim przypomina przywołane przez Herberta dzieje albigensów).
Fascynacja włoską architekturą mogłaby być najważniejszym dowodem na istnienie więzi łączących książkę Goławskiej z dziełem Herberta. Włochy. Podróż na południe można by w tym kontekście określić mianem udanej kontynuacji Barbarzyńcy w ogrodzie. Jednak dziewczęca wrażliwość autorki uniemożliwia tak jednoznaczną konstatację. Kierując się emocjami, Goławska „zawiesza” czasem erudycyjne rozważania, zapomina o problemach cywilizacyjnej tożsamości czy o pragmatyzmie przewodników, i po prostu cieszy się na widok piękna Włoch albo spontanicznie docenia możliwość spotkania z tamtejszymi wyjątkowymi mieszkańcami: Stolicą „truli” (niskie, ok. 2-metrowe, stożkowate domy, przyp. A.G.) jest Alberobello, miasteczko obłędne i nierealne, po którym chciałoby się skakać na jednej nodze. Herbert nie pozwoliłby sobie na podobne „rozprężenie” stylu.
Można się także zastanawiać, czy Podróż na południe nie jest cyklem tekstów inspirowanych Facebookiem czy Twitterem? Argumentów da się przywołać nie mniej niż w przypadku tezy o jej przewodnikowej bądź eseistycznej proweniencji. Najpełniej odpowiedzą na to pytanie miłośnicy podróży mentalnych, do których ta ciekawa i wartościowa publikacja jest przede wszystkim skierowana.
Anna Maria Goławska: Włochy. Podróż na południe. Nowy Świat, Warszawa 2010, ss. 280.