Amir Gutfreund. Pocztówka z Waldsee

Spis treści numeru 2/2011

Pocztówka z Waldsee

 

W każdy czwartek ojciec wracał do domu rozgorączkowany całym tygodniem handlu. Jeszcze zdejmując płaszcz, klął na klientów, a różnorakie wyzwiska pod adresem konkurentów wykrzykiwał w stronę wieszaków. Dopiero wtedy stawał się dostępny dla nas, synów. Mógł zasiąść do wieczornej kolacji, a później do cotygodniowego sądu nad członkami rodziny Halperin.
Handel bławatny bardzo ojca obciążał i zawsze kiedy wracał nasiąknięty jak gąbka wydarzeniami całego dnia, widział w nas reprezentantów tych samych sił, które czyniły jego życie tak gorzkim. Nie dosyć, że przyszło mu być kupcem żydowskim w Polsce lat trzydziestych. Nie dość, że w tym przetrąconym świecie jego sumienie nakazywało mu bezwzględną uczciwość. To proszę – jeszcze do tego my. Każdej nocy mama relacjonowała mu nasze wszystkie występki, a on przyjmował jej słowa w milczeniu, z udawanym opanowaniem na twarzy. Wyrównaniu rachunków i wymierzeniu kary służyły wieczory czwartkowe.
Tata zasiadał wówczas uroczyście za wielkim stołem jadalnym i rozpoczynał sądzenie. Na stole kazał rozkładać biały obrus, a mama przynosiła mu Tanach1, kodeks podatkowy dla przedsiębiorców oraz pożółkły duży zeszyt, którego brzegi spłowiały od światła. Ona sama występowała na zmianę w roli oskarżyciela i świadka, choć gdy ton dyskusji zaczynał się zaostrzać, w sposób naturalny i bezpośredni przechodziła do obrony. W posiedzenia sądu ingerowała, podając kolację, lecz tata, częściowo jej ulegając, a częściowo opędzając się od niej, i tak prowadził obrady z taką surowością, że nie mogły jej złagodzić nawet najwymyślniejsze dania.
Porządek dyskusji był prosty. Tata wymieniał z pamięci występek, który został mu przedstawiony w ciągu tygodnia, kiedy tkwił jeszcze po uszy w zmartwieniach spowodowanych opóźnieniami w dostawie lub potajemnymi knowaniami konkurenta próbującego podebrać mu klienta sprzed nosa. Czystym głosem opisywał zdarzenie we wszystkich szczegółach, dokładnie tak, jak mu je przedłożono. Nie przestawał zaskakiwać nas niezwykłą zdolnością wychwytywania najdrobniejszych niuansów, którą skrywał pod zmęczonym i znudzonym wyrazem twarzy. Kiedy kończył prezentować akt oskarżenia, mama musiała potwierdzić jego treść skinieniem głowy lub westchnieniem, po czym oskarżony mógł przystąpić do obrony.

(…)

przełożyła Agnieszka Podpora