O polskich losach w „historii spuszczonej z łańcucha”
(…)
W ósmym tomie dzieł zebranych Melchiora Wańkowicza dominuje tematyka martyrologiczna, w którą wprowadzają Dzieje rodziny Korzeniewskich, stanowiące egzemplifikację losów Polaków z Kresów Wschodnich. Książka ukazała się po raz pierwszy w 1944 roku w Nowym Jorku, a następnie w „Bibliotece Orła Białego” we Włoszech. Polscy czytelnicy doczekali się jej oficjalnej edycji dopiero w 1991 roku, ale już wcześniej krążyło około dwudziestu dziewięciu wydań w tzw. drugim obiegu. Już po publikacji na Zachodzie znalazła oddźwięk w wypowiedziach krytyków. W Posłowiu znajdujemy obszerne fragmenty recenzji, warte zacytowania, gdyż najpełniej ujmują znaczenie owego reportażu. Jan Olechnowski w „Dzienniku Żołnierza” napisał: Wartość literacka utworu polega na sztuce przedstawienia prostego opowiadania w ten sposób, że wywołuje ono w nas świeży, głęboki dreszcz zgrozy, dreszcz najgłębszego wzruszenia. Osiągnął to autor przez sprowadzenie całego opowiadania do maksimum prostoty. Żadne komentarze osobiste autora nie zamącają strumienia tej tragicznej opowieści. Zniknął gdzieś tak dobrze znany styl. Pozostał tylko strumień ludzkiego cierpienia (…).
Trudno dodać więcej i dzisiaj, choć na temat tragedii mieszkańców Kresów napisano wiele książek. Wańkowicz uczynił to jako jeden z pierwszych, spisując relację Hanki Korzeniewskiej – jedynej w rodzinie ocalałej z sowieckiej gehenny, i przytaczając pamiętnik jej siostry Oli. Jednocześnie, pomimo wręcz kronikarskiej formy zapisu, dostrzegamy emocje pisarza, który poznał Korzeniewskich dwa lata przed wybuchem wojny. Relacjonując ich losy, z goryczą powtarza zasłyszany komentarz: „szablonowa historia”… W tejże „szablonowej historii” przejmujące i bolesne epizody nakładają się na siebie. Czytelnicy na wiele lat zapamiętają m.in. chwilę, w której brzemienna Ola z rozpaczy próbuje popełnić samobójstwo, czy scenę, kiedy Uzbecy na wiadomość, że w Polsce nie ma kołchozów, całują Polaków po rękach…
Reportaż Wańkowicz kończy krótkim zdaniem: Takie były dzieje wymordowanej rodziny Korzeniewskich – resztę pozostawia wrażliwości i pamięci czytelników. Warto w tym momencie przywołać Wstęp Masłonia, zamykającego swą wypowiedź wezwaniem do budzenia sumień. Otóż w czasach gdy powstawały reportaże Wańkowicza, ze względu na sytuację polityczną kwestia wywózek polskiej ludności w głąb ZSRR stanowiła temat tabu. Po roku 1989, gdy zaczęto mówić o powrocie do Polski potomków ofiar, rozbudzono nadzieje. Lecz w wirze rozgrywek politycznych problem zszedł na dalszy plan. Władze przerzuciły koszty pomocy repatriantom na samorządy i gminy. Liczba powracających drastycznie malała…
Dramat Kresowiaków od momentu wywózki przez Sowietów stanowi także jeden z wątków podjętych w Drogą do Urzędowa. Cytowany w Posłowiu Andrzej Bobkowski, trawestując tytuł cyklu Balzaka, nazwał książkę „Polską komedią nieludzką”. W liście do Wańkowicza stwierdza, że drażniące początkowo elementy błazenady i groteskowości służą w istocie obnażeniu spraw bolesnych. Natomiast Maria Dąbrowska (również cytowana) użyła określenia: „Panorama polskiego losu”, które można by uzupełnić o słowa – „na tle historii spuszczonej z łańcucha”, gdyż pisarz nie omieszkał wypunktować kontekstu politycznego, a nawet historiozoficznego.
Drogą do Urzędowa to powieść reportażowa, ilustrująca w pełni Wańkowiczowską koncepcję sztuki reporterskiej, której tak wiele miejsca autor poświęcił we wstępie do Od Stołpców po Kair. Domagał się tam poszerzenia konwencji reportażu poprzez beletryzację, szczególnie w sytuacji nadmiaru materiału dokumentarnego. Swą technikę nazwał „mozaikową”, ponieważ polegała ona na układaniu jednego prawdopodobnego życiorysu z „kamyczków”, czyli faktów z życia wielu osób. Zakładał także prawo do wprowadzania fikcyjnych dialogów i dopisywania niewyrażonych myśli rozmówców, udowadniając, iż fikcja nie jest sprzeczna z naturą reportażu, o ile w sposób prawdziwy wyraża autentyczne wydarzenie. Dążył w ten sposób do uzyskania prawdy „syntetycznej” o Polakach. Opierając się na własnych doświadczeniach, relacjach świadków i uczestników, stworzył iście homerycką epopeję na temat polskich losów, opisując kampanię wrześniową, formowanie pierwszych oddziałów partyzanckich (fragment poświęcony Hubalowi), pierwsze masowe egzekucje, a także exodus w Zaleszczykach i pobyt wygnańców w Rumunii, ZSRR, na Cyprze, Bliskim Wschodzie, w Iranie, Egipcie, Francji i we Włoszech.
Podobnie jak w epopei fabuła rozwija się poprzez epizody, a z wojennej polskiej diaspory, oprócz Hansa Haukego, wyróżniona została grupa postaci, których losy przeplatają się lub na zawsze ze sobą rozłączają. Tak jest w przypadku rodzin z kresowej Szyrynówki. Czytając o dziejach bliskich Sielickiego, widzimy, że po wkroczeniu bolszewików powtarza się „szablonowa historia” Korzeniewskich. Wraz z innymi mieszkańcami zostaje wywieziona za Ural z trójką małych dzieci butna Marusia Sielicka, która przez krótki czas udawała prosowieckość, by ratować uprawę kawonów i zemścić się na ludziach ze wsi za obelżywe nazywanie jej „chochłaczką”. Wobec nieludzkich warunków i głodu bezsilny okazuje się inżynier Czubalski, którego pomoc przedłużyła na jakiś czas życie matce i dzieciom. Najpierw z wycieńczenia przy wyrębie lasu umiera Marusia, potem Jadwinia, pragnąca młodszemu rodzeństwu zastąpić matkę. Scena, kiedy Czubalski oddaje ostatnią przysługę dziewczynce, na długo wbija się w pamięć: Ciałko zdradzało wyraźny kontur szkieletu. Nóżki były piszczelami, pośladki były wklęsłe, modelując profil kości miednicznej. Łopatki, nieściągane przez pozbawione więzi muskuły, rozlatywały się jak ptasie skrzydła. Na twarzyczce przez wpadłe oczy, przez wyrżnięte kości policzkowe, zarysowywał się kontur trupiej czaszki. W tej papierowej twarzy nienaturalnie czerniało mięso warg, jakby pozbawionych naskórka. To dziecko, matka rodu, w ostatni dzień życia pamiętające o imieninach Zuzi, umarło pasowane na kobietę.
(…)
Melchior Wańkowicz: Dzieje rodziny Korzeniewskich. Drogą do Urzędowa. Reportaże z Wołynia. Od Stołpców po Kair. Prószyński i S-ka, Warszawa 2010, ss. 684.