Eliza Leszczyńska-Pieniak. Między nostalgią a spełnieniem. O życiu i twórczości Jana Popka

Spis treści numeru 4/2010

Między nostalgią a spełnieniem

O życiu i twórczości Jana Popka

 

Zmarł młodo. Życie wiódł burzliwe. Pił, romansował i malował obrazy. Doskonały materiał na legendę. Co z tej legendy przetrwało do dziś? Kilkadziesiąt dobrych obrazów. Garść wspomnień. Czas je zresztą zaciera, bo ci, którzy pamiętają, też odchodzą. Jan Popek nie miał co do tego złudzeń. W swoim Dzienniku prowadzonym przez ostatni rok życia napisał: Gdy mnie zabierze czas, czy moja praca zgaśnie? Życie jest jak spacer po plaży. Gdy przyjdzie deszcz i wiatr zetrze ślady na piasku1.
Jan Popek urodził się 29 stycznia 1942 roku w Korytynie. Wśród jego obrazów nie ma prac, które byłyby bezpośrednim nawiązaniem do dzieciństwa. Stanisław Popek, starszy brat malarza, profesor na Wydziale Pedagogiki i Psychologii UMSC wspomina, że ich dzieciństwo przypadło na okres wojny i trudne lata po wyzwoleniu. Profesor gra na skrzypcach, maluje, pisze wiersze: Już ponad 30 lat badam ten problem i wiem, jak olbrzymi wpływ na późniejsze życie i na kształtowanie się osobowości każdego człowieka ma dzieciństwo, nawet to nie w pełni świadome. Janek urodził się w czasie okrutnym. To była przyczyna jego nadwrażliwości – powiedział profesor, kiedy zapytałam go o losy brata.
Jan Popek rzadko wracał do tych zdarzeń. W jego wspomnieniach nie ma śladu po doświadczeniach wojny czy biedy, która doskwierała rodzinie. Przywołuje jedynie obraz siebie jako małego chłopca leżącego na plecach w wysokiej trawie. Cisza i szum traw powracają podczas malowania. Jednak fakty, o których nie wspomina, mogą mieć spore znaczenie. Wychowuje się na wsi położonej między Grabowcem a Hrubieszowem. Podczas pierwszej pacyfikacji płonie większość wiejskich zabudowań. Rodzina musi uciekać. Kiedy Jan ma kilka miesięcy, na zapalenie opon mózgowych umiera jego czternastoletnia siostra; w domowych szufladach zachowały się jej wiersze. Z tymi problemami matka borykała się sama, ojciec musiał się ukrywać, gdyż zbiegł z hitlerowskiej niewoli.
Stanisław Popek wspominał podczas wernisażu w zamojskim BWA: Więź między nami była ogromna, często byłem inspiratorem tego, co brat robił. Jan Popek nie postrzegał tej relacji tak jednoznacznie, pod koniec życia zapisał w Dzienniku: Jak we śnie. Szedłeś pierwszy, z jasną, czystą twarzą i czystym sumieniem, ale bardzo zły i zagniewany, pewny swej wyższości. Szliśmy w oddaleniu kilku lub kilkunastu metrów. Ty coraz bardziej wyprostowany, a ja coraz bardziej cienki i zgięty do ziemi, jak łachmaniarz. Byłeś na mnie zły, że ja spadam coraz niżej, chociaż jesteśmy od tej samej matki2. Jan Popek wcześnie opuszcza rodzinny dom, rozpoczyna naukę w Liceum Pedagogicznym w Leśnej Podlaskiej, ale po roku rezygnuje i zdaje do Liceum Sztuk Plastycznych w Zamościu. To miasto powraca na artystycznej drodze malarza kilkakrotnie. Tutaj kształtowały się jego zdolności. Na talent Popka zwrócił uwagę Władysław Żurawski, wybitny grafik, nagrodzony w 1938 roku na Biennale Sztuki w Wenecji. Tutaj też Jan zyskał wiernych przyjaciół. Należał do nich bez wątpienia Stanisław Surdacki, również nauczyciel tej szkoły. W opowiadaniu poświęconym bratu Stanisław Popek nazywa Surdackiego „zapalną pochodnią” – do Zamościa przyjechał po ASP w Krakowie, wojnę spędził w lasach janowskich, gdzie służył w AK. Na poddaszu kościoła Franciszkanów, w którym wówczas mieściło się kino Stylowy i szkoła plastyczna, Surdacki malował cykle Grzybów i Gołębi na strychu. Mebli prawie nie miał, pod ścianami piętrzyły się stosy książek. Był nauczycielem wyjątkowym – inspirował, zachęcał do pracy, cenił uczniów zdolnych. Po wielu latach Popek odnalazł jego grób na cmentarzu w Urzędowie. Nikt już o nim nie pamiętał, rodzina obrazy sprzedała za bezcen. Ubolewał, że tak niewiele po człowieku zostaje.
Studia na ASP w Warszawie upływają Popkowi na intensywnym malowaniu i dobrej zabawie. Pije U Hopfera i w Dziekance, wdaje się w dyskusje na temat sztuki. Po jednej z awantur milicja odwozi go do Zakładu Psychiatrycznego w Tworkach. Spędza tam sześć dni, dzięki którym udaje mu się uzyskać zaświadczenie o niezdolności do służby wojskowej – słono opłacone grafikami. Do tego czasu powróci później w obrazach. Epitafium dla Benia to nie tylko opowieść o bliskim człowieku, który zanim popełnił samobójstwo borykał się z własnym losem, to także czytelna aluzja do czasów studenckich – jest portret przyjaciela, mundur, głowa konia, szyld kawiarni. Obraz gra konwencjami – został namalowany płasko, jak plakat, ale w kompozycji całości przypomina wizję senną, gdzie zdarzenia nakładają się na siebie.
Mieczysław Herman, artysta malarz, profesor Wydziału Artystycznego UMSC w Lublinie, w wywiadzie udzielonym Amadeuszowi Popkowi mówił: Ojciec był ostatnim reprezentantem cyganerii warszawskiej, gdzie zachowanie, sposób myślenia – może powiem niezręcznie – młodopolski, poddany był regułom cyganerii. To było szalenie ciekawe, szalenie bulwersujące ludzi, ale to było prawdziwe.3 Popek studiuje dwa kierunki – malarstwo ścienne i grafikę. Uczy się u Aleksandra Rafałowskiego, Andrzeja Jurkiewicza, Andrzeja Rudzińskiego i Józefa Pakulskiego. Brat artysty wspomina, że dyplom u Artura Nachta-Samborskiego staje się dla niego udręką – nie może rozwijać własnych pomysłów i zmuszony jest robić prace pod dyktando. Prace upycha później w piwnicy i nigdy do nich nie wraca. Ale Popek w Dziennikach kilkakrotnie wspomina Nachta-Samborskiego – zawsze z szacunkiem, bez śladu pretensji. Samborski pozostaje dla niego Wielkim Malarzem i Mistrzem.
Po studiach artysta wraca do Zamościa i zatrudnia się w liceum plastycznym. Dużo pracuje, robi rysunki i gwasze. Ma za sobą burzliwą miłość i rozstanie. Tu jednak poznaje swoją żonę. Była jego uczennicą, na imię miała Janka. Pewnego dnia powiedział – ja jestem Jasiem, a ty będziesz Małgosią. I tak zostało. Dziś nawet najbliżsi przyjaciele tak do niej mówią. Zaczęli się spotykać. Tuż przed maturą okazało się, że jest w ciąży. Popek przygotowywał się do indywidualnej wystawy w zamojskim BWA, kiedy pokazał prace, po kątach szeptano, że to ona pozowała do aktów. Skandal wokół wystawy sprawił, że stracił posadę nauczyciela i wyjechał do Lublina.
Zmiany w życiu prywatnym łączą się z nową stylistyką prac. Miejsce grafik zajmują początkowo akwarele i gwasze, a potem duże kompozycje wykonywane temperą na bristolu i kartonie. Dominuje żywa kolorystyka. Nowym motywem w twórczości Popka są tryptyki. Nie były to jednak trzy zestawione ze sobą obrazy, a jedna praca podzielona tematem. Tak powstały trzy szafy, skrzypce, krzesła. W obrazach powracają też fragmenty zdarzeń. Jak w pracy Ego, w której malarz wprowadził również liternictwo. Z biegiem lat napisów przybywa. Prace Popka komentują rzeczywistość, apelują do odbiorcy, zmuszają do przyjęcia określonej postawy – tak jak w dziele Wycinanie drzew surowo wzbronione przedstawiającym polanę pełną pni.
Obrazy te można zaliczyć do rodzimego nurtu wywodzącego się z amerykańskiego pop- i op-artu, a preferowanego przez pokolenie artystów wkraczających w życie twórcze właśnie na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Popek należy jednak do tej grupy twórców, którzy nie powtarzają bezmyślnie efektownych pomysłów Roya Lichtensteina, Roberta Rauschenberga czy Andy’ego Warhola, lecz czerpią ze zdobyczy Zachodu tylko tyle, ile jest im potrzebne do stworzenia własnego, indywidualnego języka znaków plastycznych – pisał Lechosław Lameński we wstępie do katalogu wydanego przez Muzeum Okręgowe w Lublinie w 1986 roku z okazji wystawy retrospektywnej artysty.
Lublin otwiera przed Popkiem nowe możliwości – przez rok pracuje w III Liceum im. Unii Lubelskiej, a potem angażuje się w tworzenie i organizację Instytutu Wychowania Artystycznego UMCS, gdzie wykłada malarstwo i rysunek. Na prośbę Bogusława Wróblewskiego artysta projektuje szatę graficzną „Akcentu” wraz z winietą i od pierwszego tomu (wiosna 1980) wchodzi do zespołu jako redaktor odpowiedzialny za dział plastyki. „Akcent” prezentuje wówczas m.in. sylwetkę Jana Ziemskiego, twórcy grupy Zamek, artystycznie bliskiego Popkowi.
Uchodził za człowieka pryncypialnego w sprawach sztuki i konkretnego, nie pozwalał na bzdury i niedociągnięcia. To był dobry czas dla artysty – mógł się czuć doceniany. Już w 1967 roku jego praca dostała nagrodę w Bejrucie na Międzynarodowej Wystawie Grafiki Młodych. W latach siedemdziesiątych otrzymał ponad dziesięć nagród i wyróżnień, m.in. za najlepszą wystawę indywidualną zorganizowaną w 1973 roku w lubelskim BWA, ale także za prace prezentowane na międzynarodowych wystawach. Sukces nie poprawił jednak sytuacji materialnej Popków – by utrzymać powiększającą się rodzinę malarz brał sporo zleceń. Światło w jego pracowni paliło się do późnej nocy. Popek lubił też otaczać się pięknymi przedmiotami, zbierał antyki, stare zegary, książki. Pracownia mieściła się na ostatnim piętrze wieżowca przy ulicy Pana Balcera, dziś mieszka tu jego syn – Amadeusz. Z dawnych lat pozostał fotel, regały na książki, kartka z bożkiem płodności i lalka, która powraca na obrazach. Z okna rozciąga się widok na panoramę Lublina. Pracownia to miejsce szczególne. Obwieszona obrazami, zawsze posprzątana i czysta, była azylem, w którym chował się przed światem, ale była też miejscem spotkań. We wspomnieniach przyjaciół powraca często opis postaci Popka, który co pewien czas pucuje stół. Był nieznośnym pedantem.
Marian Gryta, artysta plastyk: Mieliśmy pracownię po sąsiedzku na dachu. To były piękne lata, wtedy zresztą kwitło jakieś życie towarzyskie, takie fajne, na dachu. Są tam cztery pracownie, jak w którejś z nich wybuchało pijaństwo, to kurierzy biegali po dachu i zwoływali wszystkich w jedno miejsce. Tak poznałem jego malarstwo.
Obraz Zadziwiający wykop z 1976 roku to także reminiscencja rzeczywistego doświadczenia. Popek przez wiele miesięcy oglądał z okien pracowni wielką dziurę – na jej temat stworzył cztery wariacje, za każdym razem wykop wypełniając po swojemu. W pracy z 1976 roku na dnie wykopu umieszcza wielkie skrzypce. To także odwołanie do życia, bo malarz uczył się grać na tym instrumencie.
Mikołaj Smoczyński, malarz, uczeń i przyjaciel Jana Popka: Wtedy w Lublinie nawet nikt nie myślał, że w ogóle można tak malować, ale w Polsce był jednym z kilku, którzy tej nowej estetyce hołdowali. To był zresztą jego dramat, ponieważ on w jakimś sensie był w tym mieście osamotniony.
Nowa stylistyka oznaczała płasko malowane obrazy, w środowisku nazywano go „słowiańskim popartystą”. Twórczość Popka oscyluje wokół kilku ważnych cyklów – jednym z nich są Krzesła, które najlepiej oddają ewolucję artysty. Pierwsze obrazy z tym motywem wychodzą z pop-artu, prace późniejsze są zapisem dojrzewania artysty. Popek tworzy małe formaty, stosuje monochromatyczny kolor. Krzesła to wędrówka do wewnątrz, to symbol, którym próbuje opisać zmiany własnej świadomości. Maluje dziwne siedziska naszpikowane szpilkami, oparcia wbijające się w kark – albo się z nich spada, albo się na nich siedzi uparcie i na przekór. W Dzienniku notował: Moje krzesła namalowane są dla ich czystej i prostej formy, ale przede wszystkim są symbolem losu i duszy człowieka. Są fatalistycznym symbolem życia4. Malował je dla urzędników, oszustów, tchórzy, artystów spełnionych i zapomnianych, alkoholików i dyrektorów, bo każdy z nich próbował się na swoje krzesło wdrapać i jak najdłużej na nim utrzymać, mimo że kolce gniotły go w tyłek, a śruby na oparciu wbijały się w kark. Ale krzesła to dla Popka również znakomita rzeźba, wyobraża sobie te kilkunastometrowe obiekty monumentalne na tle wspaniałej architektury.
Mieczysław Herman, malarz: Stosował przenośnię, anegdotę, nawet jakieś filozoficzne swoje wyobrażenia potrafił przedstawić w sposób malarski. Te podteksty Krzeseł z gwoździami, Szaf, które teraz pamiętam, były nośnikami nie tylko obrazu, ale pewnych obrazów filozoficznych, pewnych treści w życiu. Były też wyrazem jego stosunku do rzeczywistości.
W jednym z fragmentów Dziennika Popek żali się, że prawie wszystkie ważne dla niego prace nie są już jego własnością. Kilka gorzkich linijek poświęca też „wyłudzaczom obrazów” – powodzi im się dobrze, ale nie przychodzi im do głowy, że za obraz trzeba zapłacić. Śmietnik świata, obraz fundamentalny dla zrozumienia osobowości Popka, trafił do domu zaprzyjaźnionego psychiatry na skutek niefortunnego zakładu. Założyli się, że Popek przez rok nie tknie alkoholu: On, wytrawny znawca przedmiotu wiedział, że nie mam szans. (…) Już w chwili zakładu ostrzył sobie pazurki chciwości. Gdy więc odkrył, że po ośmiu miesiącach abstynencji upiłem się rozkosznie, przyjechał niezwłocznie po łup5.
Popek pił sporo. Nie był łatwym człowiekiem do życia. Po alkoholu ogarniał go strach. W chwilach rozpaczy i jasnej samoświadomości wielokrotnie postanawiał, że nigdy więcej, że dość, ale potem pił znowu. Notował w Dzienniku: Lęk abstrakcyjny – to znaczy, człowiek potwornie boi się wszystkiego, a najbardziej siebie. Nie ma więc ucieczki donikąd. O Boże, ileż ja się już nacierpiałem przez tę cholerną wódkę?… – po co ja się tak męczę6. Znajomi wspominają, że alkohol odgrywał wówczas duża rolę we wzajemnych kontaktach. Wszyscy pili, więc trudno było w tym świecie funkcjonować i zachowywać abstynencję.
Mimo dużego zaangażowania w pracę i sporego grona znajomych Popek czuł się osamotniony, manifestował własną niezależność. Jego zapiski pokazują, że miał do siebie wiele dystansu. Lubię literaturę o chorych, przegranych, straconych, wariatach i alkoholikach. Być może dlatego, że jestem jednym z nich7 – pisał.
Malarstwo z tego ostatniego okresu, szczególnie cykl Głowy, pokazuje, że artysta szukał nowych rozwiązań. Zmienił kompozycję prac, zrezygnował z mocnych barw, skupił się na jednym obiekcie. Obrazy te, wykonane w technice tempery, nie odnoszą się do jakichś konkretnych osób. Popek malował portret współczesnego mu człowieka – to everyman, który tak jak on staje wobec cierpienia, samotności i rozpaczy. Głowy ukazane z profilu na tle szarego tła są dalekim echem zdjęć robionych skazańcom czy więźniom. Oto, zdaje się mówić Popek, każdy nosi w sobie jakiś wyrok i musi się z nim zmierzyć. Jego anonimowe Głowy są więc wyrazem pesymistycznej wizji losu ludzkiego, nie niosą łatwego pocieszenia, nie rozpraszają nadmiarem przedstawionych „zdarzeń”.
Amadeusz Popek, syn malarza, asystent w Instytucie Sztuk Pięknych na Wydziale Artystycznym UMCS: Kolor był w tych późnych obrazach bardziej wyszukany, ojciec bawił się formą. To malarstwo dojrzałe, refleksyjne, pozbawione pierwotnego optymizmu.
O tym, że cierpi na chorobę wieńcową dowiedział się Jan Popek na dwa tygodnie przed śmiercią. Lękiem przejmowała go myśl o umieraniu w szpitalu. Temat przemijania powracał w jego Dziennikach, myśl o śmierci dręczyła go w snach. 25 grudnia 1980 roku stanęło mu serce w lubelskim szpitalu.

1 Popek: Dziennik, „Akcent” 1982 nr 1 (7), s.162.
2 Tamże, s.161.
3 Wypowiedzi Mieczysława Hermana, Mariana Gryty i Mikołaja Smoczyńskiego pochodzą z pracy magisterskiej, którą Amadeusz Popek poświęcił życiu i twórczości swojego ojca. Praca ta powstała pod kierunkiem dr. hab. Ireneusza Kamińskiego na Wydziale Artystycznym UMCS w Lublinie w 2002 roku.
4 Popek: Dziennik, „Akcent” 1982 nr 1 (7), s.155.
5 Tamże.
6 http://amadeo7.webpark.pl/janpopekdziennik
7 Tamże.