Wacław Oszajca. Słowo, jego hipostaza i sakramentalność

Spis treści numeru 3/2008

Słowo, jego hipostaza i sakramentalność

 

Ulepiwszy z gleby wszelkie zwierzęta lądowe i wszelkie ptaki powietrzne, Pan Bóg przyprowadził je do mężczyzny, aby przekonać się jaką on da im nazwę. Każde jednak zwierzę, które określił mężczyzna, otrzymało nazwę „istota żywa”. I tak mężczyzna dał nazwę wszelkiemu bydłu, ptakom powietrznym i wszelkiemu zwierzęciu polnemu, ale nie znalazła się pomoc odpowiednia dla mężczyzny (Rdz 2, 19-20).
Powyższy tekst biblijny przywołał Jan Paweł II w przemówieniu wygłoszonym do świata nauki 9 czerwca 1987 r. na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Według Papieża tekst ten mówi (…) poniekąd o pierwszych, elementarnych prawdach (nadawał NAZWY), poprzez które człowiek stwierdził i potwierdził swoją podmiotowość wśród świata. Można równocześnie powiedzieć, że w tym opisie jest zapowiedziany i niejako zaantycypowany cały ten proces poznawczy, który stanowi o dziejach ludzkiej kultury.
Na pierwszy rzut oka papieski komentarz do Rdz 2, 19-20 można uznać za komentarz teologiczny, za wypowiedź teologa. Bowiem do zadań teologów należy stawianie pytań o ostateczny cel i o pierwszą przyczynę bytu. Sama Genesis jest również dziełem teologa i jest zapisem jego pytania i odpowiedzi. Pytania o sens zastanej rzeczywistości, a więc o sens zastanej kultury. Cofa się zatem autor Genesis w przeszłość z zamiarem odnalezienia, odkopania źródła, z którego wypływa, rodzi się teraźniejszość. Stawiając pytania przeszłości spodziewa się on w odpowiedzi, jak każdy teolog, usłyszeć uzasadnienie teraźniejszości, dzisiejszości. Odpowiedź, jaką daje autor przywołanego fragmentu Biblii, jest jakby nieteologiczna. Mało tego. Ta odpowiedź burzy zastany porządek teologiczny przez to, że oddziela Boga od świata. Czyni go transcendentnym wobec wszystkiego. W Biblii świat odzyskuje autonomię i zaczyna się sekularyzować. Więź Boga ze światem traci dotychczasowy magiczny, a więc automatyczny charakter. Bóg, człowiek i świat wyzwalają się z manipulacyjnych poczynań względem siebie.
Cytowany przez Jana Pawła II tekst biblijny i jego komentarz do tego cytatu ukazują więc człowieka współtrudzącego się z Bogiem, współdziałającego we właściwy sobie sposób w stwarzaniu świata. Oczywiście, że mamy tu na razie stworzenie i Stwórcę, glebę, muł i Garncarza. Ale jest to przecież zaledwie początek procesu poznawczego. Mamy już jednak motyw przewodni, wokół którego ten proces będzie się rozwijał aż doprowadzi do momentu, w którym człowieka, mieszkańca Nazaretu o imieniu Yehoszua, inny teolog piszący Biblię, Jan Apostoł, nazwie Słowem Ojca, które stało się Ciałem.
Jan Paweł II w swoim komentarzu do Rdz 2, 19-20 nadaje temu fragmentowi Biblii niebywałą rangę. Opis stworzenia świata i człowieka jest dla Papieża nie tylko owocem z drzew poznania teologicznego. Teologiczny sens tego opisu jest oczywiście wartością podstawową, ale nie jedyną. Wydaje się, że Papież widzi Genesis jako tęczę, pieczęć, słowo, w którym zbiega się cała ludzka wiedza o świecie i o jego dziejach, o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. W cytowanym fragmencie Biblii zbiegałyby się zatem wszystkie ścieżki i drogi poznania, proces poznawczy dosięgałby pełni.
Jeśli tak jest, to nasuwa się następne spostrzeżenie. Rozważany tekst jest fragmentem poematu. Świadczy o tym choćby budowa pierwszych rozdziałów tej księgi. A więc poemat, dzieło poety, słowo poetyckie okazuje się być najbardziej właściwą formą na wyrażenie tych treści, które człowiek zdobywa na innych drogach poznawczych i przy pomocy innych sposobów badania świata i myślenia. Jan Paweł II stwierdza ponadto, że poemat o stworzeniu świata jest nie tylko świadkiem zastanego przez autora stanu rzeczy w panującej wówczas kulturze, ale także antycypacją jej rozwoju. I rzeczywiście. Zgoła niewiele lub może tylko to ocalało z „naukowego obrazu świata” wmontowanego w poetycki obraz tegoż świata, co jest odpowiedzią na pytania właściwe filozofii i teologii. Chociaż, czy znowu aż tak wielka różnica istnieje pomiędzy lepieniem z gliny i syntezą białka?
Pozostała więc poezja i metafizyka i one ocaliły „świętą resztę” tamtego świata. Może dlatego Jan Paweł II tak wysoko postawił te kilka wierszy z Genesis?

Hipostaza słowa

Oddzielenie stworzenia od Stwórcy, wyodrębnienie Boga i przeżywanie Go jako kogoś całkowicie innego od tego, co się zna, a zarazem jako kogoś drugiego, bliskiego, obecnego jako osoba doprowadziło do sekularyzacji kosmosu. Ten proces nie doprowadził jednak współczesnych Biblii do ogłoszenia śmierci Boga. Odwrotnie, Biblia jest świadkiem coraz głębszego wrastania Boga w rzeczywistość i to na zupełnie nowych zasadach. Jahwe staje się nie tylko Stwórcą, ale staje się Bogiem plemienia, potem narodu, by wreszcie stać się Bogiem pojedynczych cząstek ludzkiej społeczności, osób. Proces ten można dokładnie prześledzić w Biblii, zwłaszcza w księgach mądrościowych i u proroków.
A więc Bóg Biblii przez swoją transcendencję skazany na bezwzględną, samotniczą egzystencję będzie teraz potrzebował czegoś pośredniego i pośredniczącego, co umożliwi mu wypowiedzenie siebie w obecności człowieka. Będzie potrzebował jakiegoś medium, pośrednika, jakiejś fizycznej, dostępnej zmysłom substancji, która jego metafizyczne słowo w sposób dostępny przekaże Adamowi-Glebie. Takim pośrednikiem okaże się być słowo, mowa. Słowo zatem staje się sakramentem, znakiem i rzeczywistością objawiającą Boga obecnego i działającego tu i teraz, w historii.
U proroków słowo zyska jeszcze jeden walor. Stanie się mocą sprawczą. Oczywiście nie na zasadzie działania magicznego, wynikającego z przypisania mu jakiejś ukrytej mocy wyzwalanej przez określony rytuał, lecz dlatego że wypowiada je Jahwe w proroku i przez proroka. Takie rozumienie doprowadzi wreszcie do rozpoznania w Jezusie z Nazaretu objawianego Bożego słowa. Jezus poprzez swoje dzieje zostanie odczytany przez proroków Nowego Testamentu jako Słowo-Syn, a więc jako ktoś tożsamy z Bogiem. Natomiast wcielenie tegoż Słowa będzie odczytane jako wydarzenie jedyne i niepowtarzalne, aktualne dla całej historii człowieka.
I w tym miejscu dotykamy marzenia pisarzy, być może przede wszystkim poetów. Posiąść słowo, nadać mu moc sprawczą, wewnętrznie je spoić, uczynić jednym bytem metafizyczno-fizycznym, aby nie tylko tworzyć, ale też i stwarzać. Jan Paweł II podtrzymuje to marzenie i to bez obawy, że zagraża ono Bogu, a więc staje się grzeszne. Jako teolog zna on moc słowa sakramentalnego, jego bezwzględną skuteczność i prawdziwość. Jako poeta zna moc słowa wypowiedzianego, zrodzonego z prawdy, z ludzkiej tęsknoty, z zachwytu i z bólu.
W kazaniu wygłoszonym na krakowskich Błoniach w 1987 roku Papież mówił o słowie Jezusa Chrystusa, że było świadectwem tego Świadka Odwiecznego, jakim jest Syn współistotny Ojcu, tego świadka naocznego. W nim wyraziła się prawda o Bogu Przymierza, o Emmanuelu; o Bogu, który cały jest w sobie, w tajemnicy swego trójjedynego Bóstwa – Ojciec, Syn i Duch Święty – a równocześnie pragnie być z człowiekiem: Emmanuel – Bóg z nami. I to Jego pragnienie i zamiar sięga do ostatnich granic. Owszem, poza granice tego, co człowiek może pomyśleć lub wyobrazić. O tym właśnie niemożliwym do pomyślenia, wyobrażenia i wyrażenia Jan Paweł II usiłuje mówić. Przez to samo przedmiot jego zainteresowania staje się identyczny z przedmiotem zainteresowania poety. I jak poeta, teolog, a zapewne każdy człowiek nadający NAZWY, zdany jest na ból i miłość słowa – mowy. Na jego łaskę i niełaskę. Bowiem to, co nie mieści się w świecie matematyki – trójjedyny*, co burzy pojęcia wzięte z psychologii – trzy osoby a jeden Bóg, też przecież osoba; to co spędza sen z oczu filozofom – transcendentny, bez reszty mieści się w immanentnym, to wszystko staje się możliwe w poezji. Mało że możliwe – poezja z tego się rodzi.
Teologowie chcąc rozjaśnić tajemnicę Wcielonego Słowa, a więc związku zachodzącego pomiędzy bóstwem i człowieczeństwem Jezusa Chrystusa, uciekają się do pojęcia unii hipostatycznej. Termin ten bowiem pozwala ocalić wbrew zróżnicowanemu stanowisku monofizytów, zarówno autentyczność ludzkiej, jak i boskiej natury Jezusa z Nazaretu. Dwie natury odrębne, całe, nie pomniejszone i nie wymieszane tworzą jedną osobę Wcielonego Boga. I znowu, na pierwszy rzut oka może się wydawać, że jest to spór czysto religijno-teologiczny. Ale czy na pewno? Czy przypadkiem nie chodzi w tym sporze również o coś jeszcze? Mianowicie o naturę słowa,o jego przystawanie do rzeczywistości, o jego prawomocność względem rzeczywistości, którą usiłuje w sobie pomieścić i przekazać? Czy nie chodzi tutaj, jak zwykle, o prawdę? Dla Jana Pawła II słowo jest trwałą hipostazą, trwałą jednością. Słowo potrafi pomieścić w sobie wyobrażalne i zaznaczyć, zasygnalizować niewyobrażalne. Potrafi przedstawić skończone, ale też wprowadzić w nieskończone. Potrafi zatem pogodzić transcendencję z immanencją, sacrum z profanum, niczego nie pomniejszając, nie zacierając różnic, a nawet je wydobywając, niczego nie mieszając i nie syntetyzując, lecz tworząc całość i jedność w zróżnicowaniu i wielości. I tak materialna strona słowa, jego ciało, staje się objawieniem, epifanią jego wciąż transcendentującego wnętrza, jego duszy, ale duszy rozumianej w sensie judeobiblijnym czy judeochrześcijańskim, a nie platońskim czy chrześcijańsko-platońskim. W ujęciu biblijnym człowiek jeśli jest, to jest równocześnie ciałem, krwią i duszą, jest gliną ożywianą Bożym tchnieniem. Rozłączenie tych elementów człowieka unicestwia i dlatego są one sobie nawzajem konieczne, jeśli ma z nich zaistnieć człowiek.
Podobnie jest ze słowem. Jego cielesność nie jest podporządkowana jego duchowości, lecz – tak jak w człowieku – współbrzmi, wciąż się uładza, harmonizuje. Duch z materią i odwrotnie. Trwają one ze sobą w unii hipostatycznej.
Biblia a za nią Papież wydają się bronić godności słowa. Być może jest to wyciąganiem wniosków z dogmatu o Wcieleniu. W świetle tegoż dogmatu teolog chrześcijański, a zwłaszcza katolicki nie może sobie pozwolić na lekceważenie czy pomniejszanie, a już tym bardziej na potępienie czy demonizowanie materii, cielesności, całej materialnej teraźniejszości. Nie może teolog pozwolić sobie na takie pomniejszanie materii przez na przykład instrumentalne tylko traktowanie człowieczeństwa Syna Bożego. Wcielenie jest koniecznością, bez niego bowiem Bóg przestaje być wiarygodny.
Tak też dzieje się w ludzkiej mowie, a zwłaszcza w wierszu. Materialność słowa, jego fonetyczne brzmienie, barwa głosu, który je wciela i rodzi, muzyka, która słowu nadaje trójwymiarowość. Krój czcionki, jaką zostało ono wydrukowane, kolor farby i gatunek papieru, czyż te okoliczności wcielania się słowa i jego narodzin nie wprowadzają go w tajemnicę betlejemskiej nocy, wciąż trwającej i rozciągającej się na cały kosmos. Hipostaza słowa zależy więc od tego, z jakim duchem materialna część słowa wejdzie w unię. Z duchem złym czy dobrym.

*Chociaż, być może, matemtyka jest najbliższa poezji, bo przecież 1 x 1 x 1 = 1, a w dodawaniu modulo 2 też jest możliwa taka operacja, że trzy dodane jedynki dają 1.