Poniewczasie
Lekturę zbioru wykładów umieszczonych w książce Nowe Światło. Kościół a teologia dwudziestego wieku rozpocząłem oczywiście od autorów dominikańskich. Bo jakże miałoby być inaczej, skoro sam od 25 lat jestem w tym zakonie. I od razu natknąłem się na tekst charakteryzujący ojca Marie-Dominique’a Chenu: bardzo często ogłaszał znakomite recenzje z książek, których nie czytał, ale przeczytał cudzą recenzję, zrozumiał najważniejszą myśl książki, zrozumiał, że tamten recenzent jej nie zrozumiał, i pisze genialną recenzję z książki, której nie czytał! Uśmiechnąłem się, bo znając wagę i klasę jego intelektualnego dzieła, pomyślałem o tych polskich recenzentach, także omawiających publikację Tadeusza Bartosia, którzy naśladują ojca Chenu tylko w tym, że recenzowanych książek nie czytują. No cóż, bywają i tacy intelektualiści.
Lektura omawianej książki była dla mnie dużą przygodą, ponieważ pozwoliła mi wejrzeć we współczesną teologię, to znaczy teologię drugiej połowy XX wieku, trochę metodą sondy zapuszczającej się w tereny nieznane dobrze polskiemu czytelnikowi, a trochę spojrzeniem obejmującym dużą część zmagań teologicznych. Zaraz na wstępie wyrażę też podwójny żal. Najpierw dlatego, że nie znalazłem czasu, aby na żywo uczestniczyć w tych wykładach, gdy odbywały się w warszawskim klasztorze Dominikanów na Służewie. Wiele mi o nich opowiadał Tadeusz Bartoś w tamtym czasie i dziś słyszę o tych spotkaniach wiele dobrego. Słyszę od tych, którzy z ich pomysłodawcą byli i są w jakimś konflikcie. To dobrze świadczy o tych ludziach, ale i o samych wykładach. A żal drugi dotyczy tego, że tych wykładów już w dominikańskim klasztorze nie ma. Są kontynuowane w innym miejscu, ale przecież ich sens i tematyka wyraźnie należą do misji i charyzmatu dominikańskiego.
Często, żeby zrozumieć jakąś sytuację czy jakiś tekst, książkę – poszukuję słowa klucza. Tym razem już we wstępie Tadeusz Bartoś używa słowa „poniewczasie”, które bardzo mi się spodobało. Mówiąc o odnowie teologii katolickiej, ale też i Kościoła powie, że dokonała się „poniewczasie”. A ja odniósłbym to piękne i dziś rzadko używane polskie słowo do tej książki: ona wychodzi, tu i teraz, „poniewczasie”. To znaczy za późno. I coś w tym jest. Bartoś we wprowadzeniu powie: Dwudziestowieczna teologia katolicka dokonała wielkiego dzieła. Zainicjowała proces przechodzenia od mówienia o wierze w duchu scholastycznym, prawniczym i formalnym, do mówienia o Bogu na sposób ludzki, bliski zarówno duchowi naszej epoki, jak i duchowi biblijnych historii. „Poniewczasie” dostrzegamy to w Polsce, przynajmniej w szerszym, nie tylko akademickim, kontekście. A i w uniwersyteckim wydaniu teologia katolicka wielu prądów nie chce lub nie potrafi dostrzec. Dalej Bartoś powie, że: Autorzy zamieszczonych w niniejszym zbiorze tekstów opowiadają o historii tych zmagań. Do pewnego stopnia zdołano dokonać wewnątrz teologii katolickiej recepcji nowej wiedzy o świecie, o historii, o sposobach rozumienia ludzkiego losu. Rodzi się nadzieja, że nowa teologia dotrze z czasem „pod strzechy” i przemieni życie Kościoła. I tu nie jestem już takim optymistą jak Bartoś. Bo przecież kamienie eklezjalne, ale i właśnie teologiczne mielą powoli. To jest proces długi, często okryty nie tylko cierpieniem, ale i porażkami. Bartosia czyta dzisiaj wielu głównie jako krytyka Kościoła czy Jana Pawła II, lecz jest on też pełen nadziei, dlatego pragnę jeszcze na jedną jego myśl zwrócić szczególną uwagę. Dziś prawda wiary nie tyle jest zamkniętą formułą, ile raczej procesem: zapisem historii wspólnej drogi Boga i ludzi. Ortodoksja to czynne uczestnictwo w tym procesie. Dzieje pokoleń uczniów Chrystusa są wyrazem owej dynamicznie rozumianej ortodoksji: prawdy wiary odnajdują nowe ujęcie, nowe zrozumienie. Rzec by można, że prawda w ciągu wieków jest polifoniczna. I przychodzi do nas ciągle nowa. Terminologia muzyczna to nie tylko pokłosie pierwotnego wykształcenia Bartosia (saksofon), ale także wcale nie dalekie echo spojrzenia Hansa Ursa von Balthasara. Gdzie wiara jest symfoniczna, świat odbierany w tej perspektywie różnych głosów może układać się w jeden utwór. W tym jest nadzieja chrześcijańskiej teologii i życia Ewangelią na co dzień.
Wspomniany von Balthasar jest w książce przywoływany w opozycji do Rahnera, lecz akurat obaj mają swoich polskich naśladowców. Może bardziej Rahner niż Balthasar. Czy muszą być odczytywani w opozycji do siebie? Ksiądz Dzidek proponuje coś innego: Estetyka Balthasara i antropologia Rahnera nie powinny być traktowane jako dwie odrębne metody teologiczne, ale jako dwa nierozdzielne i dopełniające się momenty jednego procesu teologicznych poszukiwań. O tym, jak bardzo Balthasar był u nas niezrozumiały i budził lęk, mogę zaświadczyć sam, gdy wydając jego książkę musiałem w Poznaniu toczyć boje z cenzorem kościelnym. Balthasar został kardynałem w uznaniu swoich teologicznych zasług, a o owym cenzorze prawie nikt już dziś nie pamięta. I to jest moim zdaniem dobry przykład, aby pokazać konieczność uczciwego przeczytania tej książki. Mamy w niej prezentację dominikańskiej szkoły teologii „Le Saulchoir”. A więc myślenia i zmagania ojców Chenu i Congara. Ich uczniów i oponentów. Prześledzenie dziejów tej szkoły to zadanie frapujące nie tylko dla dominikanina. A odkrycie znaczenia badań historycznych dla teologii jakże dobrze wyraził właśnie Congar: Moją pierwszą wielką łaską była historia, w Saulchoir odkryłem historię. I nauczyłem się pracy historyka, która pozwala zrozumieć to, co się dzieje. Historyk może zrozumieć to, co się wydarzyło, i to, co się dzieje. Jego praca polega więc na rozumieniu. Jednocześnie, jak powiedział Congar – posuwając się znacznie dalej – pewien stan rzeczy może nas doprowadzić do głębszej tradycji. Kiedy ktoś mówi: „Tak to już jest w Kościele!”, trzeba odpowiedzieć: „Nie, tak nie zawsze było! Istniała głębsza tradycja, która sprawia, że dzisiaj albo możemy do niej powrócić, albo stworzyć coś nowego”. Historia pozwala zatem zrozumieć, a także daje wolność – dodaje Jean-Pierre Jossua OP, ostatni rektor szkoły teologicznej „Le Saulchoir”.
Wykłady, które odbyły się tylko w jednym roku akademickim (2005-2006), są przeglądem ciekawym nie tylko dla teologa. Bo gdy spotykamy się z myślą zupełnie u nas zakazanego Hansa Künga, dostrzegamy, że nie jest on takim strasznym diabłem, jak się o nim mówi. Jego podstawowa formuła na dziś: Nie ma pokoju między narodami bez pokoju między religiami. Nie ma pokoju między religiami bez dialogu międzyreligijnego, jest jakże aktualna po ataku terrorystycznym z 11 września 2001 roku. Nie zaszkodzi poznać teksty Künga, a jego światowy program dialogu między wielkimi religiami warto przemyśleć i u nas. Czytając o szkole biblijnej w Jerozolimie, widzimy, że najnowsze badania egzegetyczne idą w stronę nowej metody krytycznoliterackiej, a na to, gdzie dojdą i jakie będą efekty, jeszcze trochę poczekamy. Podkreślić trzeba, że metody te wprowadziły zmianę perspektywy w patrzeniu na Biblię. Podczas gdy metoda historyczno-krytyczna uważa tekst raczej za okno pozwalające obserwować tę czy inną epokę, nowe metody odnawiają w nas świadomość faktu, że tekst funkcjonuje również jako zwierciadło, gdyż wytwarza pewien obraz świata – „świat opowiadania” – który wywiera wpływ na widzenie świata przez czytelnika i zmienia to widzenie. Ten tekst o nowych metodach egzegetycznych, literackich, może być ciekawy również dla czytelników zainteresowanych literaturą piękną.
W książce znajdujemy też lubelskiego autora. Wacław Hryniewicz w bardzo osobistej medytacji zauważa: Niełatwo dziś pojąć, dlaczego tzw. wieki chrześcijańskie przyniosły tak wiele przejawów wrogości w stosunku do ludzi, prześladowań, nietolerancji, cierpienia i okaleczeń. To smutne dziedzictwo przeszłości jest nie tylko przejawem moralnych braków w chrześcijaństwie, lecz również rezultatem błędnych doktryn teologicznych. Trzeba uważnie słuchać tych, którzy wypowiadają się krytycznie o historycznych grzechach i błędach chrześcijaństwa. Jeśli nawet są to oceny zbyt negatywne, pozwalają lepiej zrozumieć sens chrześcijańskiego posłannictwa w świecie, do którego wciąż nie dorastamy. Ten głos z polskiej tradycji, pisany ponadto w jakże pięknym języku, tchnie jak zawsze u Hryniewicza świeżością myśli i formy humanistycznego języka. Tak, aby „o Bogu mówić językiem humanistycznym, a o człowieku mistycznym”.
Nie sposób przytoczyć i omówić wszystkie wątki, a nawet nazwiska autorów zawartych w książce artykułów czy komentowanych dzieł. Są prekursorzy Vaticanum II, jak Edward Schillebeeckx OP, traktowany u nas z wielkim dystansem, lecz nie do końca rozumiany. Zapoznajemy się także z teologią traktowaną dziś jako hermeneutyka i ze spojrzeniem na tzw. teologię wyzwolenia. Bartoś, zapraszając swoich wykładowców, chciał wypełnić lukę, którą sam, jak mówi, miał po swoich studiach teologicznych. Ale zrobił coś znacznie więcej, bo ukazał nowe horyzonty i nowe światło bez lęku. Postąpił jak prawdziwy badacz, który nie boi się otwierających się przed nim przestrzeni. Takie przewietrzenie umysłu jest na pewno czymś zdrowym. A jeśli ktoś patrzy tylko przez kategorię strachu wobec inności, to z pewnością sam w żadnej dziedzinie nic twórczego nie osiągnie.
Balthazar, Chenu, Congar, Gutiérrez, Hryniewicz, Jossua, Lagrange, Küng, Möhler, Rahner, Schillebeeckx, Węcławski – takie postacie są bohaterami tej książki. A ich poglądy i wysiłek intelektualny ukazują tytułowe „nowe światło”. Kościół i teologia dwudziestego wieku wyznaczają przestrzeń zmagań pomiędzy nowymi koncepcjami. Szkoda tylko, że jak wiele ważnych dyskusji i ta rozpoczyna się u nas w szerszym kontekście znowu trochę „poniewczasie”.
Nowe Światło. Kościół a teologia dwudziestego wieku. Opracował Tadeusz Bartoś. Homini, Kraków 2008, ss. 304..