Przestrzenie wyobrażone i rzeczywiste Tomasza Kukawskiego
Z czym dzisiaj kojarzy nam się pojęcie grafiki? Wytypowany „z łapanki” przechodzień odniesie się bez wahania do grafiki komputerowej, digitalizacji, obróbki cyfrowej, cybersztuki1. Pokusa wykorzystania możliwości, jakie daje komputer i coraz bardziej rozbudowane programy graficzne, jest ogromna i właściwie nie odbierana w kategoriach pokusy, czyli czegoś nie do końca pozytywnego. Żartem można by skonkludować, że we współczesnym świecie pośpiechu nawet artystom brakuje czasu i trudno ich ganić za to, że starają się dostosować swój warsztat do jego ducha. Czy nowe media mogą jednak wyprzeć całkowicie tradycyjną grafikę warsztatową, pamiętającą czasy Mistrza Albrechta z Norymbergi?
Twórczość białostockiego grafika Tomasza M. Kukawskiego daje zdecydowanie przeczącą odpowiedź na tak postawione pytanie. Ale nie od razu chwycił on za dłutko i rylec. Urodzony w 1964 r. artysta dziesięciolecie poświęcone wyższej edukacji podzielił równo pomiędzy studia na Wydziale Architektury Politechniki Białostockiej (1982-1987) oraz na Wydziale Grafiki ASP w Warszawie (1987-1991), te ostatnie kończąc z wyróżnieniem w pracowni Grafiki Warsztatowej prof. Romana Artymowskiego. Aż korci, żeby postawić sobie, a raczej artyście, pytanie, jak to się stało, że pomimo pozyskania już w roku 1987 intratnego wykształcenia inżyniera architekta zdecydował się podjąć kolejne studia na uczelni artystycznej i poświęcić twórczości graficznej. W rozmowie z dawnym kolegą z lat licealnych w Sejnach, Jarosławem Sieradzkim2, uchyla rąbka tajemnicy swoich wyborów sprzed lat, przypomina kolejne fascynacje artystyczne. Począwszy od bogato ilustrowanej lektury z lat młodzieńczych, przez intensywną pracę nad rysunkiem, po konsekwentne i samodzielne poszukiwanie i odkrywanie wiedzy i praktycznych umiejętności w dziedzinie poszczególnych technik graficznych. Sam przyznaje jak ogromne wrażenie zrobiły na nim prace eksponowane w ramach X Międzynarodowego Biennale Grafiki w Krakowie (od 1989 organizowanego w cyklu trzyletnim jako Triennale), potem podziwiane kolejno zasoby europejskich muzeów sztuki, aż wreszcie stopniowo, ale skutecznie „zaraził” się grafiką. I tak już od lat eksploruje obszary, które historycy sztuk plastycznych określają mianem grafiki warsztatowej.
Eksperymentuje z wszystkimi grupami technik graficznych, zarówno łącząc je ze sobą jak i wykorzystując każdą z osobna. Artysta bawi się nimi, choć przeciętny odbiorca jego prac, starannie wyselekcjonowanych do prezentacji w publicznej przestrzeni galerii, nie zdaje sobie sprawy jak żmudna, praco- i czasochłonna jest ta „zabawa”. Dowolnie żongluje technikami płaskimi, wklęsłymi i wypukłymi, od technik trawionych do linorytu. Szczególnie interesujące formalnie w bogatym repertuarze artysty wydaje się być zestawienie linorytu i kolografii. Ta ostatnia technika daje duże możliwości w pozyskiwaniu odbitek zaskakujących faktur. Patrząc na rezultaty można sobie jedynie wyobrazić co autor mógł wykorzystać do przygotowania poszczególnych kolaży – zapewne wszystko co przyjdzie nam do głowy byłoby do przyjęcia, przykładowo: zmięty papier, sznurek, szeroko pojęte formy organiczne. Sam kolaż w tej technice jest jedynie półproduktem, choć przecież może być równie ciekawy jak ostateczne dzieło, podobnie jak próbne odbitki w tradycyjnych technikach graficznych. Warto byłoby podejrzeć artystę przy pracy w jego warsztacie, żeby sobie uzmysłowić, ile wymaga czasu, wiedzy i sprawności koncepcyjno-manualnej uzyskanie końcowego – czytaj: zaakceptowanego przez autora – rezultatu. W zakresie opracowywania poszczególnych matryc do odbitek Kukawski doskonale posiadł trudną umiejętność przewidywania do końca rezultatu swoich działań, co ostatecznie decyduje o wizualnej atrakcyjności kompozycji.
Podstawowy walor tych prac tkwi w ich różnorodności. Jest to ten rodzaj twórczości, w której „coś się dzieje”. Pierwsze co przychodzi do głowy po obejrzeniu zaledwie wyboru tych utworów, to niektóre kompozycje Maxa Ernsta z lat 20. i 30. przedstawiające odrealnione widoki lasu i miasta, wykonane różnorodnymi technikami, opatentowanymi przez samego artystę (frottage, grattage), o wysmakowanych przejściach kolorystycznych i intrygujących efektach fakturowych. Skojarzenie narzucające się samorzutnie, choć może niezbyt oryginalne w kontekście własnych wypowiedzi Tomasza Kukawskiego, który do niegdysiejszej fascynacji twórczością niemieckiego dada- i surrealisty oraz do formalnego z nim powinowactwa sam się przyznaje.
W tytule tych rozważań celowo pojawiło się pojęcie przestrzeni. Jej obecność jest dobitnie zaznaczona we wszystkich kompozycjach Kukawskiego (np. Abandoned and Dream, 2001; The Different Spaces, 2002). Możemy zadawać sobie pytanie, czy jest to przestrzeń realna, czy tylko wyobrażona. Formy dość łudząco przypominające trójwymiarowe podłoża, ścianki kurtynowe i tła dają poczucie bezpieczeństwa i solidnego osadzenia kompozycji, podobnie jak dobrze zaprojektowany dom. Wykształcenie architekta i doświadczenie grafika splata się nierozerwalnie w jedno dążenie artysty do znalezienia harmonii i piękna w obrazie, wartości cenionych już od czasów starożytnych, dzisiaj nieco zakurzonych w lamusach współczesnej krytyki, lansującej głównie skandalizującą awangardę. Świat jego kompozycji nosi znamiona realności, niejako namacalnej i trójwymiarowej. Jest w niej bliższy i dalszy plan, niektóre obiekty rzucają nawet cienie, sugerując konkretne źródło światła.
Jest to jednak rzeczywistość zupełnie nowa, podobnie jak w „pejzażach wewnętrznych” Yves’a Tanguy, który przestrzeń swoich niby landszaftów buduje bazując na elementach przypominających formy organiczne, w rzeczywistości jednak nie istniejące. Ale inna jest tektonika prac Tomasza Kukawskiego (poza oczywistą różnicą stosowanej techniki). Posługuje się on przede wszystkim formami zaczerpniętymi ze świata geometrii. Ich sposób opracowania nie pozwala jednak łączyć tych kompozycji z nurtem „zimnej” abstrakcji. Jest tu zabawa zreprodukowaną na odbitkach fakturą i kolorem. Takie żonglowanie środkami wyrazu w przypadku tradycyjnej grafiki warsztatowej wymaga niebywałej zręczności, cierpliwości i ogromnej wytrwałości w dążeniu do uzyskania pożądanego efektu końcowego.
Autor operuje w zasadzie arsenałem dość tradycyjnych form, które w jego realizacjach tworzą nowy język plastyczny. Znane w różnych kręgach kulturowych znaki dają odczytać się na nowo, w zmienionym kontekście. Motywy spirali, labiryntu, kuli i koła nabierają nowych, tajemniczych znaczeń. Kukawski bawi się z widzem, zadaje nienarracyjne zagadki, chociaż nie można mieć do końca pewności, czy rzeczywiście oczekuje na nie odpowiedzi. Nawiązuje dialog, w czym niewątpliwie pomocna jest mu wiedza z zakresu psychologii percepcji, wykładanej przez artystę studentom Politechniki Białostockiej, zostawiając jednocześnie szeroki margines dla wrażliwości i smaku odbiorcy. Nie narzuca się w sposób natarczywy z jedyną propozycją odczytania swoich utworów.
W cyklu gipsowych reliefów z 2000 roku artysta wychodzi poza ramy grafiki, również tej eksperymentującej z wykorzystaniem kolaży. Pozostawia naturalny kolor silnie bielejącego po wyschnięciu tworzywa. Malarstwo materii w gipsie, materii w stanie półpłynnym podatnej na wszelki kontakt z narzędziem, którym może być niemal wszystko: np. grzebień, sitko czy wyeksploatowana wcześniej do odbitek linorytowych płytka. W tych monochromatycznych układach ogromną rolę odgrywa światło załamujące się w zagłębieniach i bruzdach powstałych jako wynik ingerencji w kształtowaną powierzchnię. Dopiero odpowiednie oświetlenie wydobywa z nicości półprzestrzenne proste formy, trójkąty czy też koncentryczne kręgi o solarnych konotacjach, obecne już we wcześniejszych grafikach. Ramy równie białe jak cały relief zamykają obrazy, tym lepiej odcinające się od czarnego tła ściany, wybrane do ekspozycji na wystawie pod tytułem BIAŁY (Galeria Arsenał, Białystok, luty – marzec 2000). Taki sposób prezentacji cyklu gipsowych reliefów Tomasza Kukawskiego, wyciszony i kameralny, skłania do kontemplacji, jednocześnie przywodzi na myśl reguły percepcji dzieła proponowane przez nowojorskich artystów z kręgu colour field painting (termin Greenberga), m.in. Barnetta Newmana i Marka Rothko.
W świecie postępującej globalizacji rzeczą niezwykle trudną jest pokazanie w sztuce własnej tożsamości, dlatego tak ważna jest szczerość wypowiedzi artystycznej, nieczułej na chwytliwe trendy. Tej w pracach Kukawskiego nie brakuje, co potrafią docenić fachowe gremia nie tylko w Polsce, ale również za granicą. W tym miejscu przechodzimy na grunt przestrzeni rzeczywistej, w której artysta funkcjonuje „tu i teraz” – miał on kilka wystaw indywidualnych, brał udział w ponad 100 zbiorowych. Zdobył co najmniej pięć nagród i wyróżnień międzynarodowych za prace graficzne (o tylu wiadomo autorce w momencie pisania tego tekstu, co oczywiście może ulec zmianie w najbliższym czasie). Liczy się także gust artysty w ocenie dokonań innych twórców – jest chętnie zapraszany jako juror.
Tomasz Kukawski to nie tylko grafik pracujący w zaciszu własnej pracowni, ale również animator białostockiego środowiska artystycznego i dydaktyk akademicki. Spiritus movens Kwartetu Graficznego PAKT, w 1997 roku zmobilizował trzy indywidualności artystycznie już ukształtowane – dawnych kolegów i koleżankę z tej samej pracowni (cała trójka związana na stałe z Warszawą), bazując na wzorcach działającej od końca lat 70. grupy graficznej WARSZTAT. PAKT (PiotrAgnieszkaKrzysztofTomasz) od początku działa bez żadnego programu, a swobodną myślą przewodnią jest wymiana doświadczeń i cykliczna działalność wystawiennicza.
Najświeższym osiągnięciem Tomasza Kukawskiego jest zainicjowanie i współorganizacja imprezy, która miała miejsce w połowie grudnia ubiegłego roku pod hasłem Graficzny Białystok. Jej głównym celem było zaprezentowanie dokonań współczesnych grafików polskich, zarówno posługujących się tradycyjnym warsztatem jak i operujących nowymi mediami, w ramach trzech wystaw pokazanych w instytucjach, które zostały zaangażowane do współpracy: Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury, Białostocki Ośrodek Kultury i Białostocki Teatr Lalek. Do tria komisarzy wszystkich ekspozycji oprócz Tomasza Kukawskiego weszli dwaj inni podlascy graficy – Andrzej Dworakowski i Andrzej Kalina. Zgodnie z oczekiwaniami organizatorów białostocka wystawa ma szansę przerodzić się w cykliczny festiwal grafiki, który wzbogaci słabo zagęszczoną mapę takich imprez w kraju.
Graficzny Białystok stał się okazją do podjęcia szerszej dyskusji nad aktualną kondycją tej nieco niszowej dyscypliny. W takich rozważaniach artysta stara się czynnie zabierać głos, czego dowodem jest udział w Ogólnopolskiej Konferencji Grafików Środowisk Akademickich w Luboradowie, zorganizowanej kilka dni wcześniej przez Katedrę Grafiki Artystycznej ASP we Wrocławiu. W czasie spotkania zwrócono szczególną uwagę na potrzebę konsolidacji środowiska.
Tomasz Kukawski dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem ze studentami Politechniki Białostockiej, gdzie jest zatrudniony w Katedrze Rysunku, Malarstwa i Rzeźby na Wydziale Architektury. Zatem na zakończenie, anonimowa oczywiście i subiektywna, ocena zajęć Kukawskiego sporządzona przez jednego ze studentów: b. inteligentny, zmusza do myślenia, nie ma problemu z zaliczeniem, jeśli ktoś regularnie chodzi na zajęcia i coś tam przynosi z sensem, ogólnie lubiany, ale przy nim widzisz dokładnie, jak mało wiesz, aczkolwiek zajęcia zawsze są ciekawe, oparte na dyskusji, naprawdę można się czegoś nauczyć bez stresu.
1Zainteresowanych odsyłam do ciekawych rozważań Piotra Zawojskiego pt. Cybersztuka jako awangarda naszych czasów, w pracy zbiorowej pt. Wiek awangardy, pod redakcją Lilianny Bieszczad, Kraków 2006.
2Wywiad opublikowany w piśmie literacko-artystycznym „Kartki”, nr 31/2003.