Przejdź do treści
Dostosuj preferencje dotyczące zgody

Używamy plików cookie, aby pomóc użytkownikom w sprawnej nawigacji i wykonywaniu określonych funkcji. Szczegółowe informacje na temat wszystkich plików cookie odpowiadających poszczególnym kategoriom zgody znajdują się poniżej.

Pliki cookie sklasyfikowane jako „niezbędne” są przechowywane w przeglądarce użytkownika, ponieważ są niezbędne do włączenia podstawowych funkcji witryny.... 

Zawsze aktywne

Niezbędne pliki cookie mają kluczowe znaczenie dla podstawowych funkcji witryny i witryna nie będzie działać w zamierzony sposób bez nich.Te pliki cookie nie przechowują żadnych danych umożliwiających identyfikację osoby.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Funkcjonalne pliki cookie pomagają wykonywać pewne funkcje, takie jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób użytkownicy wchodzą w interakcję z witryną. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o metrykach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania użytkownikom spersonalizowanych reklam w oparciu o strony, które odwiedzili wcześniej, oraz do analizowania skuteczności kampanii reklamowej.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Łukasz Janicki. O wieszaniu na wiele sposobów

Spis treści numeru 1/2008

O wieszaniu na wiele sposobów

 

W Wieszaniu Jarosław Marek Rymkiewicz prowadzi z czytelnikiem wyrafinowaną grę – mnoży sensy, nieustannie zmienia punkty widzenia, zaciera różnice między odrębnymi typami dyskursu (historycznym, publicystycznym, filozoficznym, literackim etc.), anarchizuje i obala stereotypy. Gdy XX-wieczne teorie literackie dowartościowały w procesie lektury i interpretacji rolę kontekstu, system powiązań między elementami struktury dzieła a porządkiem rzeczywistości stracił stabilność – opowieść przekroczyła granice jednoznaczności, stała się z gruntu niejednorodna i otwarta na niestandardowe (a przede wszystkim niezamierzone przez autora) odczytania. Pisarze ulegli pokusie konstruowania dzieł z pozoru niespójnych, których zasadniczym celem są brawurowe intelektualne roszady i gambity. Wydaje się, że niezaprzeczalne bogactwo tematyczne Wieszanie zawdzięcza w dużej mierze – nieukrywanej zresztą – autorskiej akceptacji takiej niekoherencji: Moja książka (jak wszystkie moje książki) jest fragmentaryczna, a to znaczy, że zlepiona jest z czegoś takiego, co się rozpadło, rozłączyło, rozleciało, rozproszyło – z mniejszych i większych kawałków, które trochę do siebie pasują, a trochę nie pasują, trochę się ze sobą łączą, a trochę nie łączą, może chciałyby się połączyć, ale połączyć się nie mogą. W dodatku nie wiadomo, dlaczego tak właśnie jest – ja przynajmniej tego nie wiem.
Trzydzieści trzy rozdziały – każdy stanowi oddzielny mikroesej – poświęcone są wypadkom ściślej lub luźniej związanym z rewolucyjnymi wydarzeniami, które miały miejsce podczas insurekcji kościuszkowskiej – z wieszaniem osób podejrzanych o zdradę ojczyzny. Wycieczki w niedaleką od tych faktów przeszłość i przyszłość służą odmalowaniu warunków życia ówczesnego społeczeństwa; hierarchia i decorum zresztą nie obowiązują – równie dobrym tematem jest etymologiczna i semantyczna analiza słowa „pospólstwo”, podagra Igelströma – ambasadora rosyjskiego w Warszawie, jak i funkcjonowanie teatru zwierzęcego oraz problem wywozu ekskrementów ze stolicy. Opisywane są trzy zbiorowe egzekucje: 9 maja 1794 roku Sąd Kryminalny na wniosek Rady Zastępczej Tymczasowej skazał w popisowym procesie na powieszenie cztery osoby współpracujące z Rosją i działające na szkodę kraju, 28 czerwca podburzony i rozwścieczony lud warszawski dokonał samosądu na kolejnych ośmiu podejrzanych, a 26 lipca zawiśli na stryczku winni czerwcowych rozruchów, skazani pełnomocnym wyrokiem przez Sąd Kryminalny.
Rymkiewicz (a właściwie narrator), korzystając z bogatej spuścizny dokumentalnej i pamiętnikarskiej ocalałej z tamtych czasów (wszystkie źródła są zebrane w bibliografii, umieszczonej na końcu książki), z wielką dokładnością stara się zrekonstruować przebieg owych wydarzeń. Skrupulatność jego poczynań jest iście pedantyczna, spojrzenie narratora wyodrębnia nawet najbardziej drobne i poboczne fakty – miniaturowe elementy, które znalazły się w zasięgu autorskiego mikroskopu. Kolosalne znaczenie wydaje się mieć kolor szlafroka, w jaki ubrany był skazaniec w chwili śmierci, materiał, z jakiego zrobiono wisielczy sznur, gdy zabrakło liny, to, czy hetman Ożarowski „dusząc się, wypluł (nie do końca) swoje sztuczne zęby”, czy „wbił zęby (niekoniecznie sztuczne) w wargi”, czy szubienica była mocno okopana, czy może chwiała się podparta prowizorycznie pikami i szablami. O ile powyższe pytania można tłumaczyć pisarską dociekliwością realisty, o tyle kilkakrotne przeliczanie pieniędzy, które otrzymał z Rosji Stanisław August Poniatowski, przypomina już ekspertyzę prawniczą (ach, ta lustracja!) lub nerwicę natręctw. Wielokrotnie złożone podrzędnie zdania, przyczynowo-skutkowe ciągi argumentów drobnym maczkiem szczelnie wypełniają strony książki (brak nawet podziału na akapity). Mimo łatwej do odczytania intencji satyryczno-groteskowej, jest coś niepokojącego w obsesyjności, z jaką narrator stara się przeniknąć każdy, nawet najbardziej mroczny i kompromitujący fakt.
Przeważnie nawet liczne dokumenty nie dostarczają odpowiedniej ilości informacji, czasem ich wiarygodność budzi wątpliwości, zdarzają się sytuacje, że są ze sobą sprzeczne. Narrator dedukcyjnie i indukcyjnie stara się wypełnić „luki i miejsca niedookreślenia” (termin Ingardena jest użyty przeze mnie nieprzypadkowo, historia wydaje się w tej perspektywie rodzajem wymagającego konkretyzacji tekstu), a gdy jest to niemożliwe, zdaje się na działanie intuicji i wyobraźni. Należy dodać, że hipotetyczny charakter scen „wizyjnych” (zaczynających się zwykle od zwrotu „wyobraźmy sobie”) jest często zaznaczany i czytelnik może dość łatwo ocenić stopień wiarygodności danego sądu. Dla Rymkiewicza jednak granica między historią a fantazją jest niemożliwa do określenia: jeśli coś wydarzyło się, zaistniało (…) i nawet jeśli zaistniało jedynie jako ewentualność, jedna z możliwości, hipotetycznie, nie na pewno, jeśli mogło się zdarzyć i może zdarzyło – to czy można to wyrzucić z historii? I czy mogą to pominąć – takie hipotetyczne zaistnienie – jej nauki? Moim zdaniem – nie mogą. Jednym słowem: kaftanik, w który ubrany był Ankwicz, „hipotetyczna pętelka” tego kaftanika, istnieje tak samo, jak z jednej strony Jakub Jasiński umierający na Pradze, z drugiej Stanisław August Poniatowski powieszony na Krakowskim Przedmieściu podczas polskiego Grande Terreur (co zresztą zdarza się w Wieszaniu, oczywiście, hipotetycznie).
O ile już sam status ontologiczny faktów historycznych budzi wątpliwości, o tyle odgadywanie motywów przemian dziejowych, a nawet pojedynczych wydarzeń jest tylko nieustannym wróżeniem z fusów albo – skorzystam z pomysłowości dekonstrukcjonistów – nieuzasadnionym nadawaniem pewnemu rodzajowi wypowiedzi znaczenia metajęzyka. We wcześniejszej książce, dotyczącej młodości Adama Mickiewicza, Rymkiewicz stworzył metaforę „żmutu”: Żmut to poplątane włosy, sznurki, tasiemki. (…) Poplątanie samo w sobie (…) To, co nazywamy przeszłością, albo czasem przeszłym, jak jest nam dane? Właśnie pod postacią żmutu, z którego tu i ówdzie wystają jakieś nici czy sznurki, ale nie widać ich drugiego końca, bo wikłają się, plączą, splatają ze sobą. Umysł bezskutecznie próbuje zaprowadzić w tym jakiś porządek. Teraz pisze wprost: Sprawa porządkowania oraz całości jest niezwykle zawiła – każdy porządek, wedle którego historyk układa fakty, istnieje prawdopodobnie tylko w jego głowie; każda całość, układanka, która powstaje wskutek układania faktów, też może być uznana (jeśli tylko ktoś, jakiś umysł krytyczny, na coś takiego się odważy) za całkowicie fikcyjny twór, bytujący jedynie w głowie układającego. Jedynym porządkiem, jaki istnieje w Wieszaniu, jest więc porządek, jaki wykreował sam autor. Mimo manifestowanego bezformia, poszatkowane opowieści składają się na konkretnie istniejący byt – quasi-powieść. Chaotycznie złożone fakty wiążą się w – powichrowaną i meandrującą – ale jednak fabułę. Nawet podejrzliwość i sceptycyzm autora określają jego sposób widzenia świata.
Czasy Oświecenia są postrzegane jako okres przemian w mentalności społecznej, formowania się nowoczesnych koncepcji filozoficznych i państwowych. Wiek osiemnasty symbolizuje wiarę w możliwości człowieka i rozumu – nawet krwawa Rewolucja Francuska to cena, jaką ludzkość musiała zapłacić na drodze od absolutystycznych rządów ku demokracji. Inaczej postrzega te czasy narrator Wieszania. Nad faktami nadbudowana jest uogólniająca refleksja filozoficzno-antropologiczna. Chaotyczność historii wyklucza jakikolwiek ukierunkowany rozwój, a natura ludzka to nieodgadniony, niezmienny splot żądz i instynktów. Warszawskie pospólstwo reprezentuje to, co w człowieku najprawdziwsze, niepoddające się zakazom i ulotnym normom moralnym; fenomen ludowego wieszania polega na tym, że nie ma ono i nie może mieć żadnego powodu, i dlatego jest takie, jakie jest: ciemne, zamknięte w sobie, nieprzeniknione i niepojęte. Ludzie wychodzą na ulice i owładnięci wściekłością przewracają i palą samochody, zdobywają i demolują szkoły oraz przedszkola (…) a jeśli rabowanie i palenie nie ugasi ich niepojętej wściekłości, zaczynają wieszać. Tłum morderców, kurew i żebraków tańczący pod szubienicami, na których wiszą z wybałuszonymi oczami skazańcy, to kwintesencja tego, co ludzkie. Na najwyższym stopniu uogólnienia narrator konstatuje permanentny bezsens ludzkiej egzystencji i istnienia świata. Przeżywanie życia jako fragmentarycznego, niezrozumiałego i nierozumnego oznacza zgodę na to, że jest ono skutkiem jakiejś niepojętej katastrofy, wielkiego wybuchu rozrywającego COŚ na wciąż lawirujące teraz w protoprzestrzeni okruchy. Zadaniem pisarza jest opisanie całej potworności życia, jego bebechowatości, być może dla innej, lepszej cywilizacji: dobrze byłoby zostawić po sobie jakieś świadectwo (…) Jakąś książkę, która by o tej naszej egzystencjalnej potworności i egzystencjalnej grozie mówiła. Taka książka powinna być chyba przeznaczona dla trochę innych czytelników – innych mieszkańców planety.
Rymkiewicz, wychodząc od problemu pętelki u kaftanika marszałka Ankwicza, z zawrotną prędkością rzuca nas w wir rozważań kosmogoniczno-eschatologicznych. Jaki sens ma łączenie insurekcji kościuszkowskiej z teorią Big Bangu? Czy w tym szaleństwie jest jakaś metoda? A może – co niezbyt miłe – autor z nas zażartował? Gwarancją właściwego odczytania książki wydaje się zrozumienie roli, jaką odgrywa w niej postać narratora. Postmodernistyczny gawędziarz jest postacią wyraziście zarysowaną. Jakkolwiek Rymkiewicz nie unika gry, której regułą jest utożsamianie opowiadacza z samym sobą (passus dotyczący Mustafy Baranowskiego, nestora rodziny Baranowskich i domniemanego prapraprapradziadka autora), ważniejsze wydają się konwencje, które wykorzystuje, by podkreślić literacki wymiar kreacji. Jak trafnie zauważa Leszek Bugajski w recenzji Wieszania opublikowanej na łamach „Twórczości”, parodystyczny charakter ma już sam wstęp: Książka ta przeznaczona jest dla miłośników historii ojczystej – takich, którzy lubią czytać o tym, jak wyglądało życie polskie w dawnych czasach i jak żyli nasi przodkowie, jakie mieli przygody oraz obyczaje. Suponowana opowieść historyczna o charakterze dydaktycznym szybko zresztą przekształca się w spektakularną makabreskę z wyraźną predylekcją do epatowania śmiercią, rozkładem i innymi tanatyczno-barokowymi konceptami. Tym dobitniejszą wymowę mają kilkakrotne zwroty narratora do „miłej czytelniczki”, a także familiarny tok prowadzonej narracji. Zmniejszanie dystansu do wirtualnego odbiorcy, które umożliwia pisarzowi bardziej intymne wypowiedzi, wykorzystuje Rymkiewicz w przewrotny sposób. Refleksje jawnie obrazoburcze albo zwyczajnie kontrowersyjne wypowiadane są jakby mimochodem, jako pozorne oczywistości. Ponury nihilizm i brutalizm kolejnych stwierdzeń jest równoważony przez specyficzne, a rebours, poczucie estetyczne oraz humor. Narrator zachwyca się scenami dość odpychającymi (np. żałuje usuniętej góry gnoju, która wspaniale korespondowałaby z zamieszkami) oraz głosi prowokacyjne postulaty (Polacy dzięki królobójstwu, do którego niestety nie doszło, mogliby, według niego, stać się nowoczesnym narodem).
Humor oscyluje między sarkastycznymi metaforami (obustronna rzeź polsko-rosyjska 1794 roku jako „archetypiczny wzór polsko-ruskiej przyjaźni”), efektownymi paradoksalnymi konstrukcjami (Wieszanie (…) jest głęboko humanistyczne i wyłącznie humanistyczne – jest, w zwierzęcym i roślinnym wszechświecie, czymś zupełnie wyjątkowym) i dość topornymi, swojsko dosadnymi, egalitarnymi konceptami (gnijącą twarz prymasa Poniatowskiego mógł obejrzeć każdy stróż z Krakowskiego Przedmieścia, każdy handlarz kurczakami z Grzybowa (…) każda kurwa zza Żelaznej Bramy (…) Insurekcja zwyciężyła. Wszyscy byli równi). Dowcip i kpina rozładowują pełne patosu napięcie – we fragmencie mówiącym o nonsensowności istnienia narrator pokłada nadzieję w cywilizacji… uczonych jeży i kretów, mądrych brzóz i sosen. Opowiadający często sprawia wrażenie zblazowanego i amoralnego obserwatora, który z cynicznym i sardonicznym dystansem ocenia wszystko i wszystkich. Z zadowoleniem podkreśla, że zalicza się do „ciemniejszej” części ludzkości i spokojnie konstatuje, że także nieuczony, dziki, rozwścieczony lud ma prawo do rządzenia Polską. Deklaruje, iż celem tej książki nie jest oskarżenie, potępianie oraz wzbudzanie moralnego oburzenia, a jedynie opisanie „egzystencjalnej grozy” życia. Rzeczywiście – dezynwoltura, fanfaronada, migotliwość odcieni ironii i sarkazmu utrudniają rekonstrukcję jakiejkolwiek ideologii, ale nie w imię obiektywnego opisu życia, lecz w imię nihilistycznej karnawalizacji tworzonej rzeczywistości.
Głowa księcia Gagarina strącona w 1794 roku toczy się pod koła samochodów, na zagubioną w tym samym czasie czternastoletnią Marysię czyhają dwaj skini, niespełnione marzenia Trembeckiego o maszynie latającej urzeczywistniają się w XX wieku. Czy dzieło Rymkiewicza to paraboliczno-publicystyczny komentarz do wydarzeń dnia dzisiejszego? (autor nie stroni przecież w wywiadach od doraźnych deklaracji i głośnego wyrażania sympatii m.in. politycznych: ach, ta lustracja!). Na szczęście nie, właśnie ze względu na wieloznaczność kreowanej wizji świata (czasem, dodajmy, zbyt wymuszonej, aż tendencyjnej), jej niwelującą pojemność, kilkupoziomowość, groteskowość, symboliczność, fragmentaryczność i umowność. Bo jaka ideologia w finałowej scenie obroni przed bezsensowną śmiercią pilota Challengera, który na sekundę przed eksplozją może jedynie krzyknąć: Uhoho!? Żadna. Pozostaje tylko śmiech. Oczywiście, wisielczy…

_________________________________________________

Jarosław Marek Rymkiewicz: Wieszanie. Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2007, ss. 268.

Wpłać dowolną kwotę na działalność statutową.
"Akcent" jest czasopismem niezależnym. Wschodnia Fundacja Kultury -
współwydawca "Akcentu" utrzymuje się z ograniczonych dotacji
na projekty oraz dobrowolnych wpłat.
Więcej informacji w zakładce WFK Akcent.