Tadeusz Zubiński. Inferno

Spis treści numeru 3/2007

Inferno*

 

Biorąc szczyptę piasku ze srebrnego dzbanuszka do osuszenia kończonego właśnie pisma mistrz Akken polecił Kacprowi uważnie słuchać, niczego nie uronić i z namaszczeniem celebransa wywodził – Skup się i przywołaj cały zasób swych zdolności. Powziąłem dalekosiężne projekta wedle twojej osoby. Jesteś jak to źrebię, dotąd nie znające dobrodziejstwa wędzidła, jesteś zdrowy, mocny, ale chaotyczny i popędliwy, co zrozumiałe, bo jeszcze nie ujeżdżony. Prosty wniosek się nasuwa: szczególne wędzidła ci trzeba nałożyć i właściwy krok ustawić. Wędzidła wiedzy i stosowny krok do obyczajów. Będziesz się uczył języków, to najważniejsze, każdy nowy język to jak nowa para rąk. Łaciny, która matką naszej mowy ojczystej, bo to obowiązek, niemieckiego – przyniesie ci pożytek, i francuskiego, gdyż osiągniesz przez to radość. Tymczasem grekę sobie darujemy, item hebrajski, odsuńmy je na lepszą przyszłość, poza tym znajomość hebrajszczyzny może przysporzyć ci kłopotów, zwłaszcza że twoje pochodzenie jest niepewne, a ludzi złej woli nie brakuje. – Kiedy wypowiedział słowo „przyszłość” spochmurniał nieco, odchrząknąwszy, w brodzie pogmerał, nim podjął przerwany wątek. – A co do innych dyscyplin to i do tego z czasem dojdziemy. Widzę po tych oczach, że gryzie cię robak ciekawości, zezwalam, pytaj, może cię zaspokoję.
– Jeśli taka wasza wola albo wam kaprys pozwala, proszę, wyjawcie mi mistrzu, ile wy sami znacie języków?
Mistrz Akken lekko zawahał się („kaprys” jakże miłe słówko, a kąsa niezgorzej niż łasiczka), ale to wahanie jawiło się przyjemnym, nie zrodziło się z niewiedzy, lecz z wrodzonego zamiłowania do utrzymywania tajemnicy wokół swojej osoby, którą niczym niewidzialną zbroją zwykł się osłaniać i weszło mu to w krew, jak innym dłubanie w nosie. Popatrzył na czubki swych wytwornych butów, jakby na tych czubkach Boża Opatrzność stosowną odpowiedź podpowiadała. Na złocistych cholewkach przewalały się złote refleksy. – Zaiste, zaskoczyłeś mnie chłopcze – tu skłamał, bo zdając sobie sprawę z dociekliwości Kacpra spodziewał się takiego pytania, ale uznał, że na tę swoistą formę nagrody młodzian zasłużył. – Dociekać należy, czy tak w mowie i w piśmie, to trudno jednoznacznie orzec, ale do siedmiu można się doliczyć. Nie wliczam tych, w których ogólne osłuchanie posiadłem i z rozmowy treść wysnuć mogę. Na przyszłość wiedz, że nie każdemu i nie zawsze takie pytania stawiać można. Słyszałem o pewnym studencie w mieście, na północy, w szwedzkim kraju żyjącym, którego spalono, gdyż wyuczył się siedemnastu języków, w czym wysoka władza świętego Kościoła dojrzała robotę Szatana. Z tego trzeba wynieść naukę, że niebezpieczne jest popisywanie się podobnymi zdolnościami. Teraz przejdźmy do naszych obrachunków. Postanowiłem, że będziesz miał domowe nauczanie, szkoły są tępe, ale szkolne podstawy musisz mieć, infimę i kwartę przerobisz w jeden rok, oczywiście będzie to wymagało od ciebie wiele trudu, ale podejmiemy tę orkę na ugorze. Nie ma innej rady. Ufam, że podołasz, bo spodziewam się, że w zdobywaniu wiedzy się rozsmakujesz – zmarszczki na czole mistrza nieco się wygładziły.
Poprzez zagony i ugory wiedzy przechodzili gładko, jako że uczeń był chętny do nauki pisania i czytania, a do rysunków i wszelkich kolorowych malowideł przejawiał tak talent, jak i umiłowanie. Mistrz Akken kredą kreślił (bądź rysował, jak chciał to widzieć Kacper, który wizerunek przedkładał nad ideę) na dużej kwadratowej poczerniałej desce znaki podobne do tych, jakie pozostawiają kury na mokrym piasku, to były litery, a jak się złoży wszystkie litery, to powstanie z nich alfabet. Każdy znaczek, czyli – właściwie nazywając – litera (– Nie waż się nigdy więcej powiedzieć „znaczek”, to jest wielmożna pani litera! – zagroził srogo mistrz Akken i jak trzeba walnął trzcinką po plecach) odzwierciedla jakąś głoskę. Litery tworzą wyrazy, zaś głoski łączą się w słowa. Te litery, już w żadnym razie znaczki, Kacper godzinami i dniami kopiował kredą na ciemnozielonej łupkowej tabliczce, tak mozolnie i tak wielekroć, aż mistrz Akken łaskawie prychnął twardo – jako że uważał, iż nagradzanie innych dobrym słowem to występek przeciw dobremu samopoczuciu – Bene. Następnie nauczyciel, z ochotą, gdyż już podniesiony zapałem ucznia, przystąpił do wykładania podstaw siedmiu sztuk wyzwolonych: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki – wyliczając owe dziedziny na palcach, ale w taki sposób, jakby łamał kolejne pieczęcie. Wszak zapewnienia o tak wyszukanej nauce mistrza Akkena miały uzasadnienie. Dysponował nie tylko przepastną wiedzą, ale i znaczącymi zasobami. Do łaciny uczonej z gramatyki poczciwego Aeliusa Donatusa przykładano wyjątkową staranność. – Na matce czcigodnej łacinie, jak na fundamencie dom, opiera się cała wiedza – z przekonaniem i naciskiem orzekał mistrz, a uczeń schylał głowę.
Znaczne skarby w księgach umiejscowione hołubił i celebrował ich obecność w swym posiadaniu mistrz Akken. Skarby myśli i odwagi – jak objaśnił. W nadzwyczajny sposób demonstrował tego świadomość. Raz po raz zdarzało się, że czy to na półki, czy to na skrzynię pokazując, mawiał z namaszczoną miną nie ukrywając dumy – Zauważ, iż tu mieści się to, co uczenie nazywa się solą ziemi, nie pałace, majątki złoto czy zaszczyty, a wiedza. – Posiadał starodawne księgi, znacznej wartości, przez co okrutnie ciężkie oprawione w dwie deseczki, bodajże bukowe, a na tych deseczkach pergamin, skóra czy tkanina bogato zdobiona barwnymi rysunkami opowiadającymi historie rycerskie. – Uważaj, nie upuść, miej na względzie fatalny przypadek boskiego Petrarki, któremu nieszczęście się przydarzyło, dokładnie takie, przed jakim cię przestrzegam: upuścił taką księgę i cudem nie postradał kończyny.
Pewien foliał solidnie zapieczętowany na pięć srebrnych zamków, nieco przypleśniały pradawnością, oprawiony w szaroczarną skórę, mistrz darzył szczególnym poważaniem i w tajemnicy utrzymywał. Z tego to starożytnego foliału unosiła się ciepła woń obietnic i tajemnic. – Nigdy przenigdy Kacprze nie waż się tknąć tej księgi, jeśli to uczynisz, zmusisz mnie, żebym cię surowo ukarał – przestrzegł mistrz Akken i dla uwiarygodnienia tejże przestrogi porządnie dał Kacprowi w ucho. – Ach, jak boli, szczypie! – Należycie boli, a to dobrze, powinno zaboleć, taki był mój zamiar. Przyjmij, iż to jedynie skromna zaliczka, zapamiętaj sobie moją karząca rękę, nie odważysz się sięgnąć po tę księgę, odpowiedz i patrz mi prosto w oczy.
Nigdy się nie odważę w niczym wam uchybić, zaklinam się, przenigdy, niechby prędzej diabeł dostał moją duszę, niż ja w czymkolwiek będę wam przeciwny, wierzcie mi, mój mistrzu – zapowiedział gorliwie Kacper, spuścił oczy – ale powiedzcie mi, mistrzu Akken, co to za księga, dlaczego tak wam jest droga, będę miał większe przekonanie do stałości – nieznacznie podniósł oczy. (…)

____________________________________________

* Jest to początkowy fragment powieści pod tym samym tytułem.