Chłopak w oknie wiersza
Obok ostatniego zbioru wierszy Marka Danielkiewicza nie można przejść obojętnie. To zdecydowanie najlepszy wybór poezji tego autora. Starannie skomponowane teksty tworzą spójną, wyciszoną i jednolitą w nastroju, całość. Poeta daje nam próbkę dojrzałego, w pełni ukształtowanego stylu. Przyjrzyjmy się mapie jego poetyckich obsesji i fascynacji.
Danielkiewicz przede wszystkim portretuje rzeczywistość, która bezpowrotnie odeszła. W posłowiu do Chłopaka z prowincji nazywa ją „sennym światem”. Poeta obsesyjnie stara się nadać jej kształt, przywrócić do życia. Skupia się na pedantycznym odmalowywaniu pozornie nieistotnych szczegółów codzienności. Nie eksperymentuje z formą, nie dąży do zaszokowania czytelnika kontrowersyjnym ujęciem tematu. W najnowszym tomie próżno szukać erotyków, które zdominowały chociażby Powrót do Pustej Doliny. Znakiem rozpoznawczym stylu autora staje się spokojny ogląd świata. Wiele z jego wierszy rozpoczyna się od obrazu, czasami sceny, odmalowywanej starannie dobranymi frazami. Danielkiewicz, stale dążąc do poetyckiego skrótu, rekonstruuje drobne gesty i ulotne zapachy. Dzięki temu abstrakcyjne słowo zyskuje sensualny wymiar. Kredens pałacu w Kozłówce przechowuje zapach imbiru. Żydowskie sklepiki pachną wędzoną rybą, plastrami koszernego mięsa i solonymi śledziami. W innym wierszu Zapach nafty miesza się z zapachem medykamentów. Poeta fetyszyzuje świat materialny, nie jest on dla niego wyłącznie tłem, ale pełnoprawnym „podmiotem mówiącym”. Nie bez powodu jeden z pierwszych utworów tego tomiku nosi tytuł Przedmioty. Ta poezja wyrasta z konkretu, ale na nim nie poprzestaje. Metafizyczny wymiar Chłopaka z prowincji odsłania się na każdym etapie lektury. Świat Danielkiewicza zaludniony jest zjawami, bezimiennymi duchami, które tylko on, dzięki swej nadwrażliwości, dostrzega. Jednak kontakt z nimi nie jest możliwy, bo:
Umarli nie słyszą
żywi nie rozumieją
(Pamięci Georgesa Pereca)
Poszukiwanie utraconego czasu i motyw pamięci od dawna pełnią w twórczości lubartowskiego poety istotną rolę. Przepełnia go tęsknota za mityczną przeszłością, w której:
Wszystko zdawało się być pewne:
Dom, stół, kobieta i wódka
(Droga do Kozłówki II)
Każda próba powrotu do tego uporządkowanego i harmonijnego czasu kończy się porażką. Poetę otacza niema pustka. Jej materialnym znakiem są połamane lub wycięte drzewa.
Wchodzę wejściem dla mężczyzn
lecz na próżno stukam obcasem
Nie ma podłogi i nie ma arki
spopielałe rodały pozostały w pamięci
(Aronkodesz)
Widzi rozbite macewy i stertę śmieci na miejscu zburzonej synagogi. Na szczęście, w podobnych momentach poecie udaje się uniknąć popadnięcia w ton ckliwego sentymentalizmu.
Przestrzeń poezji Danielkiewicza nigdy nie zostaje ostatecznie doprecyzowana. Jest zaledwie naszkicowana kilkoma niezbędnymi słowami, przez co uniwersalizuje się. Sam tytuł zbiorku niejako definiuje zakres zainteresowań autora. Oczywiście „prowincjonalność” nie ma tu odcienia pejoratywnego. Już we wcześniejszych wierszach Danielkiewicz chętnie wykorzystywał ten właśnie motyw. W przestrzeni swego poetyckiego świata często umieszczał postaci związane z ukochanym Lubartowem. Reprezentatywne dla tego nurtu są następujące wiersze: Do Matyldy Aleksandrowiczównej zmarłej w czerwcu 1865 roku w Lubartowie, Stephanie, czy Liciński – portret XIX-wiecznego, urodzonego w Lubartowie, poety i etnografa. W debiutanckim tomie z 1987 roku – noszącym tytuł Nie ma miejsca dla przyjezdnych – rodzinne miasto pojawia się aż w ośmiu tekstach poetyckich. Lubartów staje się symbolem Miasteczka – prywatnego kosmosu, w którym zawiera się wszystko. Poeta wprost określa je swoim „centrum miasta”, wpisując tym samym w sferę sacrum. Czas płynie tutaj zdecydowanie wolniej. Ale poetycki obraz Lubartowa w miarę upływu czasu ewoluuje, staje się mniej jednoznaczny. W Nie ma miejsca dla przyjezdnych to mimo wszystko jeszcze miejsce konkretne, osadzone w PRL-owskiej rzeczywistości. W ostatnim tomiku nie jest już tak skonkretyzowane. Ale odnajdziemy je w dwóch tekstach – wierszu Pamięci Georgesa Pereca1 oraz epickim obrazie Halucynacje II. Bohaterem tego ostatniego jest, zmarły w 1908 roku, poeta Ludwik Stanisław Liciński, który tuż przed śmiercią wraca do rodzinnego, prowincjonalnego miasteczka. Lubartów widzimy jego oczami.
Na szczególną uwagę zasługuje sześć ostatnich wierszy, których wybór oraz układ nie jest przypadkowy. Poeta świadomie podkreślił ich znaczenie. Utwory dzieli od innych wierszy krótkie opowiadanie. Teksty te tworzą odrębną, zamkniętą całość. Mają bardzo osobisty, nie waham się nawet powiedzieć, autobiograficzny charakter. Świadczą o tym chociażby ich tytuły – Dom, Ojciec, Matka. Powrót do Arkadii nie należy do najłatwiejszych. W snach przychodzą do poety zmarli rodzice. Śmierć i Pamięć stanowią jedność. Dom traci status bezpiecznego schronienia.
Domy tylko na fotografiach
Oficyny z małymi oknami, drewniane werandy
Zapadające się pod ziemię psie budy
Myślałeś, że stąd uciekniesz
Śniłeś rozstanie
(Obsesja)
Marek Danielkiewicz: Chłopak z prowincji. Miejska Biblioteka Publiczna im. A. Mickiewicza w Lubartowie, Lubartów 2004, ss. 30.