Ewa Dunaj. Spopielałe brzegi kartek

Spis treści numeru 1/2005

Spopielałe brzegi kartek

 

Debiutancki tom wierszy Anny Marii Goławskiej ukazał się w 2003 roku. Autorka zdołała już wcześniej skupić wokół siebie spore grono sympatyków i admiratorów własnej poezji. Stało się tak między innymi za sprawą jej strony internetowej, stanowiącej formę pośrednią pomiędzy blogiem a e-bookiem, coraz częściej stosowaną formą komunikacji artysty z odbiorcami. Goławska prezentuje się za pośrednictwem Internetu nienachalnie i ze smakiem, zamieszczając na stronie wiersze własne i cudze – „ślinki”, pozostawiając też miejsce na wypowiedzi i komentarze czytelników. Ta forma kontaktu z odbiorcą stała się już pewnym standardem w odniesieniu do literatury najmłodszej, nie zawsze jednak sprawdza się tak dobrze, jak w przypadku autorki Sumiennej rzeźniczki.

Przystępując do pisania o wierszach Goławskiej, czuję się niejako zobowiązana do wytłumaczenia się z opóźnienia w powstaniu tej recenzji. Winna temu nie jest jedynie banalna choroba naszego wieku – brak czasu i pośpiech. Ta książka jest we mnie, noszę ją od miesięcy, niektóre z zamieszczonych w niej wierszy znam na pamięć, prezentuję przy okazji np. zajęć akademickich. Jest to bowiem moim zdaniem poezja wymagająca skupienia i cierpliwości, jedynie z pozoru prosta, efektowna i łatwo poddająca się klasyfikacji. Wiersze Goławskiej wymykają się etykietkom, w miarę obcowania z nimi ukazują kolejne warstwy znaczeniowe, otwierają coraz to nowe skojarzenia i konteksty.

Czytelnikom, którzy dopiero teraz sięgną po omawiany tomik, zwracam uwagę na świetny tytuł – prowokujący przez swą enigmatyczność i wieloznaczność.

Z pozoru Goławska wpisuje się swoimi wierszami w nurt poezji neofeministycznej, coraz wyraźniej obecny w polskiej literaturze. „Ja liryczne” jej wierszy to nie tylko kobieta świetnie panująca nad własnymi emocjami, dominująca nad partnerem zgodnie z filozofią gender, każąca na nowo odczytywać archetypy męskości i żeńskości. Bohaterka wierszy Goławskiej to zdolna manipulatorka, świadoma własnej siły reżyserka codzienności, kreatorka, rozdzielająca role i funkcje:

ty jesteś facet
jeść spać robota seks
w kolejności zależnej od wieku
żadna tam
wielowarstwowość treści

to ja dotwarzam cię
do moich potrzeb
przez zdrady czynię furiatem
przez wymagania wynalazcą
przez pytania kłamcą
kasanową przez zazdrość
wymieniam ci oblicza
sprawnie niby pieluchę

(***)

Niektóre z wierszy wchodzących w skład Sumiennej rzeźniczki mogą kojarzyć się z poezją takich znakomitych poetek, jak Anna Janko i Ewa Sonnenberg. Goławska pozostaje w podobnym kręgu tematów, a także, pomimo iż jest przecież debiutantką, prezentuje wyrafinowanie i precyzję słowa godną skalpela (ale i siłę topora „rzeźniczego”). Równocześnie jednak lektura jej wierszy pozostawia dominujące wrażenie świeżości. Chciałoby się zapytać – jak to możliwe, że autorka potrafiła dobitnie zaznaczyć swoją oryginalność, indywidualność w polifonicznej masie, przytłaczającej czytelnika współczesnej poezji.

Jedną z przyczyn, dla których wiersze Goławskiej brzmią zaskakująco świeżo i oryginalnie, może być prezentowana w nich postawa wobec świata i wobec siebie samej. Mam tu na myśli skromność (a może właśnie ambicję)   t y l k o   o p i s y w a n i a, to jest prezentowania obrazu świata bez przeładowanego komentarza, nadmiaru emocji, w przekonaniu, że słowo poetyckie broni się samo, a wrażliwy czytelnik zainteresowany jest wielowymiarowym obrazem rzeczywistości, a nie jej płaskim i zniekształconym odbiciem:

chciałabym umieć tylko o p i s a ć obraz
nie wpuścić weń własnej
natrętnie pytającej osoby
(…)
nie próbować zmieniać
zastanych między rzeczami
nieobliczalnych kątów
w kąty proste

(Próba spokojnego niezrozumienia) [podkr. moje]

Goławska posiadła umiejętność patrzenia i widzenia rzeczy i ludzi takimi, jakimi są w rzeczywistości, bez tandety nadmiaru, bez zbędnej kreacji i autokreacji, koturnowości konwencji poetyckich. Jej zaletami są obiektywizm, dystans, odwaga przyznania się do niezrozumienia świata i – czasem – samej siebie. Jednocześnie jednak poetka jest tych konwencji świadoma, potrafi nimi umiejętnie grać, zdystansować się do nich, wykorzystać jako kontekst dla własnej poetyckiej wypowiedzi. Za przykład niech posłuży chociażby taki cytat:

(…)
z półgodzinnej wizyty
zapamiętać powinnam przede wszystkim
żyrandol
ale pamięć wciąż zsuwa się
ku fragmentom ciała
mam do bólu pamięć
więc żyrandol to równie obojętnie
mogła być goła wytrzeszczona żarówka

(wiersz niepoprawny)

Umiejętność opisu skupionego na szczególe przywodzi z kolei na myśl sposób obrazowania z wierszy Josipa Brodskiego, niektóre frazy wprost odsyłają do jego erotyków, takich jak Objąłem te ramiona… czy Gwóźdź. Goławska potrafi połączyć tragizm i ironię, a chłodny dystans jej opowieści – dzięki wyrazistej aluzji – otwiera w pamięci czytelnika ciąg myśli i skojarzeń, umiejętnie charakteryzujący sytuację opisaną w wierszu i relacje łączące parę bohaterów. Uderza sugestywność nakreślonego w kilku zaledwie frazach obrazu, stanowiąca jeszcze jeden dowód opanowania warsztatu literackiego. Zwraca uwagę trafność epitetów (i to, że „goła”, i to, że „wytrzeszczona”).

Goławska umiejętnie wykorzystuje konwencję posmodernistyczną, operując intertekstualnymi odwołaniami i aluzją literacką. Nie zawsze zresztą czyni to przy pomocy obrazu czy motywu, czasem – bardziej subtelnie – jedynie poprzez nawiązania rytmiczne czy wersyfikacyjne, odwołując się do poezji klasycznej czy romantycznej – jak w wierszu bez tytułu (*** można spotkać ją w parku/oszalałą z nadziei…).

Swoboda w posługiwaniu się frazą poetycką jest najlepszym świadectwem literackiego słuchu i wrażliwości. W tomiku zawierającym niespełna 50 wierszy znajdziemy różnorodność form, z przewagą wiersza wolnego i białego, ale także nawiązania do tradycyjnych systemów wersyfikacyjnych. Umiejętnie stosowane przerzutnie i pauzy (przypominają się słowa Szymborkiej, że „poeta rodzi się z UCHEM”) tworzą napięcie, wyrażają rozdarcie emocjonalne, ambiwalencję uczuć, wieloznaczność opisywanych sytuacji i scen:

ten nieznajomy co przystanął
na moje słowa które
wysyłam przed siebie
jak ślepych gońców
od razu wyciąga rękę
w stronę cienia gdzie stoję
niezdecydowana tak
że bieleje mi skóra
na kostkach palców
ten nieznajomy
niewiadoma jeszcze
multipotencjalność

(***)

Świadectwem panowania nad językiem może być bez wątpienia precyzja w posługiwaniu się różnorodnymi tropami poetyckimi. Są tu rzadkie, ale udane neologizmy (s p ł a c z [podkr. moje] wszystkie skóry okrycia…), interesujące metafory, ujawniające sporą dawkę ironii i gorzkiej autoironii. Poetka potrafi tworzyć nastrój, nie stroni przed mocną pointą. Ale to, co najciekawsze w wierszach Goławskiej, dzieje się pomiędzy słowami, kiedy – zręcznie je zestawiając – odsłania nowe znaczenia w nich ukryte:

dopuszczam więc do słów
nikotynową lepkość firanek
spragnione drzewko szczęścia przy oknie

(wiersz niepoprawny)

Niezwykłe połączenie delikatności, subtelności, chciałoby się powiedzieć dziewczęcości uczuć z precyzją w operowaniu metaforą, niemal brutalną stanowczością – przynosi efekty doprawdy znakomite, czego przykładem może być chociażby taki fragment z cytowanego już wcześniej wiersza:

na policzku chłód klamry od paska
datę siódmy grudnia spotkania z
tu należałoby jego imię
ale zbiór głosek który
unosił mu głowę wywoływał: co
nie ma naprawdę żadnego znaczenia

(wiersz niepoprawny)

Goławska jest wprawdzie debiutantką, ale już teraz prezentuje rzadko spotykaną maestrię rzemiosła. Walorem jej twórczośći jest wrażliwość i… „sumienność” właśnie, co rozumiem jako poważne traktowanie swojej poezji i szacunek dla czytelnika. Jest poetką dojrzałą, obok talentu prezentującą opanowanie warsztatu i oczytanie. Gry i prowokacje, które składają się na postawę jej „ja” lirycznego, są dobrze konstruowane, uargumentowane sytuacją, osadzone w konkrecie, wbrew – prowokacyjnie zacytowanemu – zdaniu z listu L.N. („Wadami wierszy jest słabe zakorzenienie się w konkretnym miejscu, czasie. Za mało codziennych rzeczowników. (…) Brakuje takiego zwykłego konkretu.”)

czas w którym mi się udaje
ta jego miłość
(kobieta 30-letnia przed lustrem myśli o kochanku)

Jak pisałam na wstępie, poetka potrafiła dotrzeć do czytelnika, zanim jeszcze ukazała się jej pierwsza książka. Goławska ma własną stronę internetową i publikuje swoje wiersze także w wersji elektronicznej – prezentując pragmatyczne i nowoczesne podejście do własnej twórczości, autentyzm, chęć kontaktu z czytelnikiem. Znajdziemy tam zarówno wiersze najnowsze, jak i te wczesne, sprzed debiutu.

wierzę że oddając się każdemu
na wszystkie sposoby
przez nikogo nie zostanę
zabrana od siebie doszczętnie…

(***, ze strony www.golawska.artist.pl)

tej nocy wreszcie się urodziłam
wpadłam nagle we własne ramiona miękko
i tulę się nasycam

niczyich rąk ni słów nie potrzeba
by to potwierdzić
niczyjego patrzenia

krzyczę jestem
obwieszczam sobie
istnieję

(***)

Goławska chce „Żeby opowiadanie ognia spopielało choć brzegi kartek”. I zdaje się, że jej się to udaje.

I na koniec jeszcze refleksja, która najpełniej oddaje drogę, jaką przeszliśmy od wczesnopostmodernistycznych, feministycznych buntów do dzisiejszej „gender-poezji” (i „gender-krytyki”). Przeszło 20 lat temu, przygotowując do publikacji własny, debiutancki tomik poetycki, z satysfakcją słuchałam komplementów kolegów i rówieśników – „ten wiersz mógłby napisać mężczyzna”. Dziś, na stronie internetowej Anny Marii Goławskiej zachwycony czytelnik stwierdził: „Żaden facet by tak nie napisał”.


Anna Maria Goławska: Sumienna rzeźniczka. Posłowie Wiesław Ciesielski. Biblioteka Śladu, Słupsk 2003, ss. 54.