Maryja Martysiewicz. Wiersze

Spis treści numeru 3/2015

 

Ojciec i Niemen

Zawsze marzyłam
by zatrzymać się na moście samochodowym
nad Niemnem –
manewr sprzeczny
z wszelkimi regułami
ruchu drogowego.
I oto nasz samochód zepsuł się,
przejeżdżając przez ten most.
„Och, Niemnie, ojcze mój, Niemnie!” –
wołam z radością.
„Kto jest twoim ojcem?” –
niezadowolony krzywi się ojciec.
I ojciec wymienia świece,
a ja przechylając się przez poręcz
próbuję zobaczyć Niemen,
czy bije on, czy się bawi
swoją błękitną falą –
i niczego nie widzę:
noc, mgła, droga.
I tylko polskie ciężarówki
z gwiazdami zamiast ładunku,
z reflektorami-szperaczami w kształcie serca,
i tylko wysoko nad nami
Wielki Wóz na awaryjnych światłach.
i tylko Niemen i ojciec,
ojciec i Niemen.

 

Wiersz środka lata

                                Dla Mikaela Niemi

Mieszkańcy wiosek na północy Szwecji
odpowiedzialnie podchodzą do święta
środka lata.
Najważniejsze, uważają, jest to,
żeby twoje ognisko
było wyższe niż wszystkich sąsiadów,
żeby było najwyższym ogniskiem w okręgu.
Dlatego ściągasz wszystko, co się pali,
I układasz w stertach na łące.

Gdyby z dziećmi północy Szwecji
miał możliwość zetknąć się
sąsiad mojej babci
z północy Białorusi,
taki jeden Miszka,
mógłby im dać mnóstwo korzystnych porad
w takiej oto kwestii:

Podstawa ognia – to opony
powiedziałby Miszka, wypluwając pod nogi
przeżutą skórkę sała –
zapamiętajcie, kumple, opona
nigdy nie jest za mała,
im więcej opon
tym lepiej się uda kupała.

Im więcej opon,
tym ona jest bardziej prawidłowa,
z oponami twój ogień wygląda fajowo.

W Domanowie mówią, że opon
powinno być po jednej na faceta,
wtedy przez cały rok będą dawać dziewczyny,
ale my w Zareczczu w takie bajdy nie wierzymy,
u nas nie takie zadupie – niektórzy uczą się na uniwerku.

Kupałę świętuje się tak:
Z opon układa się górkę
jak gumowe mrowisko,
dobry antracytowy tort,
potem dodaje się rodzynkę – gazetę polaną benzyną.
Skąd wziąć dużo opon? Wszystkie sposoby są dobre
Na przykład ja dwa lata temu przebiłem wszystkich osiem kół
w traktorze wujka.
Wujek był zmuszony wyrzucić opony do rowu.
Och, kiedy się dowiedział, ale klął, o rety,
złamał mi żebro i nogę taboretem,
ale powtarzam to było superlato,

Tak powiedziałby Miszka
facetom z północy Szwecji –
ale takie pacany
mają zapisane,
że zadymiać nie wolno
oponami od volvo
niskiego szwedzkiego nieba,

choć osobiście czuję –
że faceci z północy Szwecji
mają potrzebę
takiego doświadczenia.
Miszka nie umie mówić po angielsku,
a tym bardziej po szwedzku,
ani nawet po fińsku,
i gdyby się spotkał z facetami
z północy Szwecji,
z pewnością by się pobili,
a potem napili,
ale wszystko to w milczeniu,
rozpaczliwie gestykulując za to,
i nawet nie podejrzewając,
jak wiele
mają wspólnych tematów.

Dlatego dzisiaj
z okazji zakończenia letniej sesji
w przededniu święta letniego przesilenia
kiedy wy,
rządzący moim krajem,
myślicie jak uczynić
życie nasze
jeszcze lepszym
(bo o tym myślicie zawsze),
wzywam was:

dla porozumienia narodów,
dla harmonii boskiej,
uczcie wieś,
wysyłajcie języki obce do wsi.

 

Urodź prezydenta

Mówisz, że igłą cenzury zaszyte są twoje usta
I gorzej niż dziś już nie będzie, ach przestań marudzić,
Wszystko jest w twoich rękach, co leżą na twym brzuchu.
Urodź sobie prezydenta, jakiego chcesz – dla siebie i dla ludzi.

Mówisz, Naród i Język upadły do szczętu.
Nad czym tu się rozwodzić. Urodź prezydenta.

„Jak panie Lincoln i Kennedy” – powiedz
I urodź sobie.

A on dorośnie i zdoła zło całe ze świata wyplenić
I Papież siądzie sobie po jego lewej stronie,
I gołąbek pokoju przycupnie mu na ramieniu
A królowa brytyjska u stóp, nie na tronie.

Bo zuch z ciebie, mamo, wszystko zrobiłaś jak trzeba,
I wszystko teraz już będzie w imię Ojca i Syna,
I nimb demokracji będzie świecić nad twoją krainą,
Choć może to będzie tylko banalne spokojne niebo.

I ty – przyczyna tego, co przeszło pojęcie nasze –
przyjmując w porodówce dziennikarzy maleńkimi grupkami,
zrezygnujesz z willi w Nicei ku radości konserwatywnej prasy
na rzecz małego chutoru gdzieś tam pod Krupkami.

Posadzisz przy domu piwonie, floksy oraz mak.
Czujesz, jak w tobie kopie – to jest dobry znak.

W twoim łonie wiruje już planeta? – pamiętaj,
urodź prezydenta.

 

Hop Mirny

I cały dzisiejszy wieczór z państwem na korcie – Maks Mirny.
Jego ręce to złoto, pot jego – kadzidło i mirra.

Tors jego to tympanon, cyprysy to jego nogi.
Wokół niego lędźwi jego aromat sandałowy.

Piersi jego wyżyny zimowego kompleksu „Siliczy”.
W areny pierwszych rzędach ludzie, których wyleczył,

Ich kule na stos rzucone płoną na jego chwałę,
Wzrok jego leczy wady, dojrzewa w nim hurma wspaniale,

Jego serw – metr sześcienny gazu w białoruskiej wiosce…
…I siedemdziesiąt pięć procent aniołów śpiewa pieśni boskie,

Chirurdzy oddają łapówki, bezpłatnie wożą taksówkarze,
I uczniowie na wycieczkach jak tenisiści dobierają się w pary,

I uczniowie ze skoliozą już nie chodzą krzywo,
I na ulicy wprost z pucharu Davis pije piwo,

I wszystkie miss kraju wyginają plecy jak pantery,
I młode rodziny w chipsach znajdują mieszkaniowy kredyt,

I białoruskaTV transmituje na żywo, jak Nobla wręczają,
I satelity w stratosferze już nie wybuchają,

Kiedy on się pojawia na szybkiej nawierzchni,
Jak śmierć momentalny, od życia piękniejszy.

 

Praktyczny podręcznik tańca na stole
wiersz o wolności

                                 Oksanie Waśkiw
Idź przez parkiet, jakbyś niosła czerwoną flagę –
wtedy egoistyczni geje dopuszczą cię do rury, kolej
następnie na stół, gdy rura ci się już znudzi.
Nic prostszego jak tańczyć na stole.
Sprawdź stół:
przekonaj się,
że jest dostatecznie chwiejny, by spełnić swoją rolę.
(Bezpieczniej, rzecz jasna, żeby był stabilny, ale
ty możesz tańczyć tylko na chwiejnym stole

bo chwiejność – twoja karma,
twój niebezpieczny los,
niejasne pole,
kapryśny Solaris,
marginalna Ultima Thule).

Zamknij oczy,
wczesna jesień,
ty na Brasławach,
czas zbierać żurawinę,
pod nogami darń,
pod darnią tony wiązów,
wikingowie w łodziach
leżą w niej warstwami,
grzechot czajki.
Dzwony Ikaźnia.
Gwizdek łodzi kontroli rybackiej.
Jesteś w domu.
Jesteś wolna.
Musisz.
Otwórz oczy.
Rozluźnij kolana.
Rozrzuć ręce,
Rozsuń stopami pilsy i weisy.
Rozerwij się.

Tańcz raz-dwa
pod tobą bagno.

Tańcz non stop
pod tobą topiel.

Kiedy dusza pragnie,
baw się na bagnie.

Nie żałuj mebli
na cienkiej kruchej grobli.

Skacz opa opa –
na płucach Europy.

To brake to marsh –
shake the marsh

Baw się, biedoto,
niech pryska błoto.

Zamknij oczy

Wszyscy w klubie patrzą na ruchy twojego ciała,
na tym etapie najważniejsze to zachować chłodną głowę.
Ach, to nie Republika Białoruś, całkiem zapomniałam,
wszystko odbywa się w konserwatywnym Lwowie
Facet w wyszywance od tyłu ku tobie płynie,
inny – z tryzubem – podstępnie zachodzi od prawa.
(Hasło: „Sława Ukrainie!”
Odzew: „Bohaterom sława!”)

Wypraszają cię z klubu – ale to przecież Lwów! –
nikt cię nie karze i do więzienia nikt cię nie zamyka.
Pod latarnią para upalonych galicyjskich lwów
uczy kląć po rusku jakiegoś Katalończyka.
Katalończycy przyjeżdżają do Lwowa –
sprawa fajowa,
ale
białoruskiego tańca na chwiejnym stole nie rozumieją wcale.

przełożył Bohdan Zadura


Wiersze są dostępne na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska (CC BY 3.0). Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Marii Martysiewicz, Bohdana Zadury oraz Wschodniej Fundacji Kultury „Akcent”. Utwór powstał w ramach programu współpracy z Polonia i Polakami za granicą w roku 2015. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o programie współpracy z Polonią i Polakami za granicą. Treść licencji jest dostępna na stronie http://creativecommons.org/licenses/by/3.0/pl/