Sylvia Szymańska. Motel w Żądzokościołach

Spis treści numeru 1-2/2002

Motel w Żądzokościołach

 

Nie dostałabym żadnej pracy, gdybym ciągle nie kłamała, że już wszystko potrafię i że tak naprawdę bardzo lubię to robić. Wymyślam się na nowo dla moich kolejnych szefów, którzy są bogaci i szybcy jak bohaterowie niemieckiego kryminału. Zachwycają się mną, wtajemniczają we wszystko i od razu dużo opowiadają. Jak bardzo ociężali i brudni są inni pracownicy! Wszystko trzeba po nich poprawiać. Dwa razy powtarzać.

Tak, moi szefowie, są zniewalająco porządni i pilni i mawiają często, że przy najlepszych chęciach nie potrafią zrozumieć, że ten i ten jest tak leniwy i że może robić tyle błędów.

„To przecież od razu widać! To niemożliwe!”

Tak mówią. Ciasno pojmują życie, ta droga jest właściwa.

Próbuję nastawić ich łagodnie do pogardzanych osób, do których zapewne też należę. Nienawidzę tej pracy. Ale muszę przecież „coś robić”. A „coś” to w końcu obojętnie co, nieprawdaż? Bynajmniej, owieczko, bynajmniej. Ale jeszcze tego nie wiem. Ciągle nie wiem zbyt wiele o życiu w formie kalendarza adwentowego, z drzwiczkami za kolejnymi drzwiczkami i trupem w piwnicy.

Rano śniadanie, potem zrobić pokoje, po południu recepcja. Za to dostaję tak okropnie mało pieniędzy jak w jakiejś bajce. Ale jak oni mi zazdroszczą!

– Pani jest jeszcze taka młoda! Pani na pewno wiele potrafi! – mówi do mnie szef, ot tak, nagle, przechodząc obok. Wygrał, ale już mu się nie podoba to co wygrał. Teraz chciałby być znowu wolny.

Szefie, no to już, wyjedźmy stąd! Pan jest taki bogaty, szefie, pan może robić tyle innych rzeczy! Szefowie nie słuchają chętnie tego, że są bogaci. Boją się, że każdy tylko na to czeka że będą rozdawać pieniądze. Chcą uchodzić za biednych, od których już niczego nie można oczekiwać.

O, szefie.

Ucieczka to nie jest wyjście. Zostać też nie.

 

Ten motel ma zabójczo sterylną atmosferę. Mam sucho w ustach od nudnej pracy tutaj, która właściwie nią nie jest. No co ja mam tutaj jeszcze sprzątać? W ogóle nie widzę brudu! Wszystko jest czyste! Ta bezsensowna dokładność, jakiej się wymaga. I jeszcze ten cholerny-cukiereczek-na-poduszeczce. To jest żałosne. Ci, którzy tu mieszkają, już dawno nie są dziećmi. Tak, tak, jeszcze tylko uzupełnić luki w mini-barku, śmiesznie małe lekarstwa w zawyżonych cenach.

Dlaczego światło dzienne tutaj jest szare? Pomocy, to mnie zamorduje! Aaa, o kurczę, chyba zaraz się przekręcę.

Uciekaj! Ten dom jest zły, ratuj się! Ale dokąd? Motel znajduje się w regionie przemysłowym, niska cena, w pobliżu autostrady, tu jest jak na Księżycu, nie można stąd uciec, bo wszystko wygląda tak samo, wszystko.

Czasami muszę jechać samochodem szefa albo któregoś z gości do myjni. Jest na tej samej ulicy co motel. Pracujący tam mężczyzna jest cały dzień sam. Tak wygląda, na wpół zwariowany, okropnie samotny, jak latarnik, dzwonnik z Notre Dame albo zesłaniec na bezludnej wyspie. Opryskuje auta gumowym wężem. W zimie musi mu być okropnie zimno, wiatr świszcze między ścianami myjni. O tej porze roku zawsze ma na sobie sweter, sfilcowany i przyciasny tak samo jak on, bo jest gruby. Zarabia tam tyle, ile ja powinnam – pięć marek za godzinę. Ale załatwiłam to z szefem, teraz dostanę sześć. Przy najlepszych chęciach nie jestem warta więcej.

Córka mojego szefa jest wysoką blondynką, rodzaj, o którym mówi się „solidnie zbudowana”. Ona mi też zazdrości. Jej też się wydaje, że jestem wolna.

Kochani, bez obaw! Gdybym była taka wolna i szczęśliwa, jak myślicie, czy pracowałabym u was za sześć marek na godzinę? Dlaczego miałabym to robić? Bo tak mi z wami miło? Bo was tak lubię? Nie mam nic do was i życzę wam wszystkiego najlepszego, bo mnie to nic nie kosztuje. Ale chciałabym być daleko stąd. Gdybym tylko mogła.

W pokojach mieszkają miłe, supersłodkie pary Amerykanów z dzieckiem, mąż lotnik, wieczór w kręgielni z przyjaciółmi. Są sympatyczni, chwalą wszystko, chcą mieć zdjęcie przed bufetem śniadaniowym, zachwycają się pyszniutkimi cukierkami na poduszkach. Zaraz znikają, myślę że na lotnisko, tam czeka generał, na imię ma na przykład Horst, najgłupsze imię męskie. Horst, Ernst, Witali, tak nazwę moich synów. Będą trenować judo, karate i takie rzeczy. Będą rabusiami, a wieczorem położą na moim stole w kuchni skradzione skarby, a ja się zajmę resztą. Założę im konta w banku i dobrze zainwestuję pieniądze. Będę im gotować to, co najbardziej lubią. Będę gruba, brudna i zaniedbana, będę mieć potargane, czarne włosy, brodę, żylaki i wodę w kolanie. Będę im mówić, kiedy mają się wziąć do roboty.

Rrryń, rrryń, rrryń, chrzęści wózek jednostajnie. Wszystko, czego potrzebuję – ścierki, gąbki, środki czyszczące, wiadro. Do pokoju, przelecieć ścierką, gdzie i tak nic nie ma. Wszystkie wyglądają tak samo, pachną identycznie, każdego dnia, nic się nie zmienia. Mam dobre chęci i jestem zrozpaczona. Tu NIE MA żadnego brudu! A mimo to ścierać, chodzi o samopoczucie.

W tygodniu mieszka w tym pokoju monstrum, a raczej monter. Na weekendy jeździ do swoich rodziców. W pokoju leży jego biuletyn pracowniczy. Beznadziejne pismo ze sterylnie trzeźwego świata pracujących i wielbiących technikę mężczyzn. Jeszcze śmierdzi tu jego woda po goleniu. Ten facet jest tak samo straszny i dominujący jak ten zapach. Jesteśmy na ty, bo nie wiedziałam, jak mu tego zabronić, ale żeby go, broń Boże, przy tym nie urazić, idiotka. Ma starannie wygolony, ciemnobrązowy zarost. Jego poglądy są niezwykle skomplikowane, więc dokładnie mi je tłumaczy. Tak, to mężczyzna, który myśli, że ma głowę na karku i zawsze swoje zdanie. Jest reprezentantem skrajnego, doskonale rozwiniętego egoizmu, wojna to dobra rzecz, surowe kary też, niepotrzebnych ludzi należy usunąć, kara śmierci za gwałt, ale on doskonale rozumie, jeśli ktoś bije swoją żonę, bo to ona go sama prowokuje. Jest mi niedobrze, kiedy go widzę i kiedy to wszystko słyszę. Rozmawiam z nim z nudy i grzeczności, a potem nie mogę się go pozbyć.

– Nigdy nie będę latać za kobietą, nawet gdybym miał taką na nią ochotę, żeby mnie skręcało – mawia. Powinien siedzieć cicho! Nie chcę, żeby mnie opanowała ta wizja, jak on strasznie pożąda, jak go skręca razem ze spodniami i jak ma kobietom za złe, że musi za nie płacić i jak potem zastanawia się nad zemstą. Tak mi wciska swoją osobę, że ona wchodzi we mnie aż do połowy i czuję się prawie tak, jakbym musiała iść z nim do łóżka. Wyląduję w jego fałszywym życiu, a on będzie mnie tresować. Nie zadzwonię do moich rodziców, a nawet jeśli, oni już i tak nie będą się mogli ze mną dogadać. Będę siedzieć w jego kuchni i gotować. Będę go podziwiać. On będzie mi wykładał swoje poglądy na świat. Będę szykować kolację dla jego przyjaciół, kiedy będą grać w karty. Potem on będzie mnie pieprzyć. Będzie myśleć tylko o sobie i o tym, jakie to mam u niego wspaniałe życie. Będzie krzyczeć, kiedy będzie mieć orgazm, a ja będę go wtedy tak nienawidzić, że mogłabym go zabić z zimną krwią. Takie byłoby nasze małżeństwo. W całym domu będzie czuć jego wodę po goleniu, żel pod prysznic, charakter albo to, czym on tak śmierdzi jak bóbr.

Cieszę się, że wyjeżdża na weekendy. Chciałabym, żeby zabrał swój zapach i wszystkie myśli o nim z mojej głowy.

Tak tutaj cicho w sobotę wieczór. Jestem głodna, ale mam do jedzenia tylko cukierki przeznaczone do ozdobienia poduszek. W takiej atmosferze nikt nie może myśleć, że jeszcze żyje. Wszyscy wyjechali.

Tak tutaj cicho w sobotę wieczór. Jestem głodna, ale mam do jedzenia tylko cukierki przeznaczone do ozdobienia poduszek. W takiej atmosferze nikt nie może myśleć, że jeszcze żyje. Wszyscy wyjechali.

Upartego montera nie ma. Grzecznego Amerykanina z Amerykanką, który uczy się bombardować tam, gdzie akurat stacjonuje, też nie. Telefon wydaje z siebie elektryzujący dźwięk, który zaraz zaciąży na przyszłości.

„Motel w Żądzokościołach” – śpiewam – „dzień dobry”.

Cisza. Chrząkniecie.

„Dziewcz” – słychać gdzieś na Księżycu, na innej planecie – „Czczy mógłby do cieb wpaaa”.

„???”

„No jaak? Właśnie mi stanąą”.

Trzask, odłożył słuchawkę. Mężczyzna z myjni?

Drrryń, znowu telefon.

„Ty mała dziwko, ty. Robisz to z każdym, co nie? Połykasz to? Ty suko, ty suko, ty suko” – nie może się zebrać do kupy.

Nie dzwoni więcej.

Mam nadzieję, że się tu nie zjawi, żeby sprawdzić swoje uprzedzenia co do mojej osoby.

Uprzedzenia? Tak. Nie robię tego z każdym. Nawet jeśli jestem znudzona. A, do diabła, jestem straszliwie znudzona. A teraz się trochę przejdę po motelu.

Fakt, połykam. Skąd on to wiedział? To głupio wypluć. Każdy ma często całkiem podobne własne substancje w ustach, śluz, ślina, osad nazębny, przełyka i nawet tego nie zauważy. A czy trzeba się bronić, jeśli to od kogoś innego, jeśli już się jest tak blisko?

Ja przełykam i koniec. To proste. (…)

 

przełożyła Anna Serafin