Rosa
Jak ona tam siedziała,
czas w sam raz w środku miejsca
tak nieodpowiedniego, że było gotowe.
To schludne imię śniące sen
o ławce na której można by
odpocząć. Jej rozsądny płaszczyk.
Nic nie robić, to było zadanie:
przejrzysty płomień jej spojrzenia
rzeźbiony fleszem aparatu.
I jak wstawała kiedy oni
schylali się żeby jej podać
torebkę. Taka kurtuazja.