Bartek Kruk. Rokendrol iz ded

Spis treści numeru 1-2/2002

Rokendrol iz ded

 

Jakiś czas temu pismo literackie „Lampa i Iskra Boża”, założone przez Pawła Dunina-Wąsowicza i Krzysztofa Vargę, wydało numer w całości poświęcony latom osiemdziesiątym widzianym jednak oczami twórców pisma, wtedy młodych ludzi, nastolatków. Nie ma tu jednak mowy o opozycyjnej względem reżimu martyrologii czy o specyficznej atmosferze środowisk kulturalnych tamtego okresu. Są za to, oprócz młodzieńczych tekstów literackich, etykietki po tanich winach, słodyczach i napojach, które dla ludzi odczuwających w pewien sposób różnicę między teraźniejszością a okresem dzieciństwa czy dorastania są świadectwem powrotu do przeszłości niemal mitologicznej. Każdy taki element przywołuje od razu w pamięci chwile, kiedy nie uczestniczyło się w ówczesnej polityce czy literackich wydarzeniach, żyło się jedynie własnym światem. Dzięki takiemu podejściu ludzi, którym wówczas moje pokolenie, wpatrzone w nich jak w starszych braci, zazdrościło pasji i niezależności względem wszelkich autorytetów, stworzono całkowicie odrębne i oryginalne środowisko Trzeciego Obiegu. Były to czasy eksplozji polskiego punk rocka, czasy powstawania polskiego undergroundu. Do dziś pamiętamy o działalności wrocławskiej Pomarańczowej Alternatywy czy trójmiejskiego Tot Artu. Do dziś także usłyszeć można o muzykach, którzy wtedy dopiero zaczynali grać. Wytworem tamtego okresu są działające dziś takie zespoły rockowe, jak Püdelsi i Homo Twist z Maciejem Maleńczukiem, Pidżama Porno, Świetliki z Marcinem Świetlickim czy wreszcie scena jassowa z Ryszardem Tymonem Tymańskim. Są to wykonawcy, których rzadko usłyszeć można w rozgłośniach radiowych. Poprzez rock przemawiają do odbiorców posługując się literackim językiem, jaki obecny był ongi na łamach „bruLionu” czy wspomnianej już „Lampy”.

I właśnie fotografia takiego zespołu zdobi okładkę najnowszej powieści Krzysztofa Vargi pt. Tequila: utrzymana w czarno-biało-zielonej tonacji przedstawia ubranych na czarno, krótkowłosych muzyków rockowych: trzymającego statyw mikrofonu wokalistę (niestety nie jestem w stu procentach pewien, czy jest to Marcin Świetlicki) oraz gitarzystę z imponującym modelem Gibsona Les Paula. Dokładnie tę atmosferę niegdysiejszego podziemia artystycznego, dziś nieco już przebrzmiałego, współtwórca „Lampy i Iskry Bożej” uczynił tłem dla swego najnowszego utworu. Środowiskowe puby, ubrana na czarno młodzież, zespoły grające ambitniejszą muzykę i śpiewające ambitniejsze teksty, koncerty, życie towarzyskie niszowych gwiazd rocka – taki świat przedstawia Varga w Tequili. Postacie przewijające się przez kartki powieści dużo mówią o alkoholu, o gwiazdach rocka, o anarchistycznej walce z „systemem”, o zaprzedawaniu się komercji, o ekologii, o wegetarianizmie, o filozofiach Wschodu, o bólu istnienia, o dekadenckich postawach rozpoetyzowanych dziewcząt, o nieżyjących idolach – w pewnych kręgach są to kwestie wręcz „dyżurne”, na ich temat należy mieć swoje zdanie, dyskutować o nich, śpiewać o nich piosenki. Do tego obowiązkowo zakładać czarne stroje, skórzaną kurtkę, mroczny makijaż, efektowną fryzurę – taka mała pozostałość po punkowych prowokacjach. Oto mamy do czynienia z bohemą artystyczną, jaka w świecie popkultury promującej techno i bezwartościową papkę w pięknych opakowaniach jest czymś zanikającym, niszowym, ale też bardziej zwartym i rozpoznawalnym. Zarówno dla fanów rocka, jak i wielbicieli współczesnej literatury Marcin Świetlicki jest postacią kultową, by trzymać się odpowiedniej poetyki. Aura otaczająca jego wiersze, ale i koncerty Świetlików, jego publiczność, jest dość łatwo rozpoznawalna i charakterystyczna. Dlatego też najnowsza książka Vargi jest o nim – rockowym poecie zanurzonym w artystycznym getcie z wszelkimi tego konsekwencjami w jego uczuciach, przeżyciach, dystansie do rzeczywistości, czasem nawet w jego fizjologii. Autor opisał nam świat, który sam wykreował się przed naszymi oczami – świat o jasno określonych barwach, pociągający swą odrębnością od reszty rzeczywistości, ale jednak także sztuczny i, po prostu, literacki.

Martinez – gitara prowadząca, Abdul – gitara basowa, Gruby – bębny, bezimienny narrator powieści na wokalu – taki jest skład zespołu, z którym mamy do czynienia w powieści. Sex, drugs & rock’n’roll. Żyj szybko, kochaj mocno, umieraj młodo. Każdy zna stereotyp codzienności rockowego muzyka: koncerty, alkohol, imprezy, piękne dziewczyny na jedną noc, próby, nagrania, czasem jakieś przemyślenia będące inspiracją do kolejnych tekstów. Tak to mniej więcej wygląda. Do tego jeszcze legendy „przeklętych”, zmarłych w wyniku przedawkowania używek bądź na skutek spektakularnych samobójstw. Powieść zaczyna się w chwili, kiedy narrator wynosi w trumnie zwłoki Grubego, przyjaciela z zespołu. Znany z obżarstwa, raczej mało rozmowny, bez żadnych artystycznych aspiracji, posiadający niewielką ilość najzwyklejszych ciuchów, raczej nie zainteresowany erotycznymi podbojami, nie prezentujący sobą żadnej ideologii manifestowanej strojem czy zachowaniem – typowy okaz przeciętniaka. Tyle, że nieźle grał na perkusji. Ale i śmierć miał banalną – na skutek awarii wadliwego piecyka gazowego. Trudno o bardziej wyrazisty antywizerunek rockmana. I właśnie ten fakt staje się dla narratora impulsem do przedstawiania nam swych przemyśleń i wspomnień. Zaczyna się opowieść. […]

 

Varga należy do generacji, dla której właśnie rock był młodzieńczą ucieczką od ponurej rzeczywistości …jej twórczość – poza kilkoma wyjątkami – jest w przeważającej części również językowo głęboko zakorzeniona w subkulturach alternatywnych, w kulturze masowej. Język jest tu bodaj głównym impulsem i środkiem radykalnej kontestacji. Tak w Próbie scalenia pisał o pokoleniu twórców urodzonych w latach 60. Tadeusz Drewnowski. To się nie zmieniło, taki jest też język Tequili. A ponieważ obcujemy tu z autonomicznym światem, wiele jest też sformułowań odwołujących się do terminologii muzycznej, ale tych kolokwialnych, bo przecież to tylko rock’n’roll – zamknięty świat, jaki wypierany jest już coraz bardziej przez tandetę wypełniającą muzyczną telewizję. Tequila Krzysztofa Vargi staje się świadectwem, które może będzie kiedyś jednym z niewielu przykładów (oprócz nagrań), czym był podziemny rock, jak wyraźnie wpisywał się w literacki świat naszej kultury. Ciekawe, czy powstanie kiedyś powieść opiewająca świat dzisiejszej kultury techno, czy okaże się, że pretenduje do miana kulturowej mitologii.


Krzysztof Varga: Tequila, Wyd. Czarna Lampa, Warszawa – Wołowiec 2001, ss. 110.