Tadeusz Szkołut: Tajemnice „Lapidariów”

Spis treści numeru 1-2/2003

Tajemnice „Lapidariów”

Wystąpienie z okazji wręczenia Ryszardowi Kapuścińskiemu medalu Wschodniej Fundacji Kultury AKCENT

 

Ryszard Kapuściński słucha wystąpienia prof. Tadeusza Szkołuta w Trybunale Koronnym w Lublinie, 20 lutego 2003 r. Fot. Iwona Burdzanowska

Ryszard Kapuściński słucha wystąpienia prof. Tadeusza Szkołuta w Trybunale Koronnym w Lublinie, 20 lutego 2003 r. Fot. Iwona Burdzanowska

Podstawowy kłopot, który się wiąże z moim wystąpieniem polega na tym, że mam za zadanie prezentować książkę autora, którego prezentować nie trzeba, gdyż jest powszechnie znany, czytany i ceniony. Najlepiej byłoby po prostu oddać mu głos. Może jednak dla samego autora będzie rzeczą interesującą usłyszeć, jak jest rozumiany, czego czytelnicy głównie szukają w jego pisarstwie, za co szczególnie go lubią i szanują.

Powiem więc krótko o tych pożytkach intelektualnych, które dzisiejszy człowiek, pragnący zorientować się w labiryncie współczesnego świata, może wynieść z lektury książek Ryszarda Kapuścińskiego. Niemodny dziś klasyk – Karol Marks – napisał niegdyś, że z powieści Balzaka można więcej dowiedzieć się o społeczeństwie francuskim doby Restauracji niż z solennych studiów wielu ekonomistów. Otóż uważam, że książki Ryszarda Kapuścińskiego dostarczają pełniejszej wiedzy o dramatycznych dylematach naszego czasu niż uczone rozważania niektórych socjologów, politologów, kulturologów. Badacze ci z dużą nieraz siłą perswazji ogłaszają swe rewelacje o „końcu historii”, o upadku wszelkich utopii i ideologii (zwanych dzisiaj „metanarracjami”), o „zderzeniu cywilizacji”; mają odwagę snuć dalekosiężne wizje przyszłych losów świata. Ich opinie są skwapliwie nagłaśniane przez żądnych sensacji dziennikarzy i przemielone w młynie mass mediów, wracają do czytelników, widzów, słuchaczy w postaci obiegowych haseł i sloganów. Kiedy jednak bliżej przyjrzymy się tym diagnozom (będącym zwykle ocenami skrytymi pod maską sądów opisowych i wyjaśniających), to okazuje się, że:

– nie ma żadnego „końca historii”; co więcej, historia szykuje dla nas – jak tego dowiodły wydarzenia z 11 września 2001 – tragiczne niespodzianki;

– ideologie (te stare, i te całkiem nowe) mają się zupełnie dobrze, co – nawiasem mówiąc – nie jest wcale dobrą wiadomością;

– konflikty między cywilizacjami zawsze były i są też dzisiaj, ale raczej nie zanosi się na wojnę cywilizacji, gdyż wojny prowadzą między sobą państwa a nie cywilizacje.

Na tym tle rozmyślania Kapuścińskiego o obecnej rzeczywistości społeczno-kulturowej rysują się jako nader wyważone, trzeźwe, wolne od elementu sensacyjności. Nie znaczy to, że autor Szachinszacha nie jest zaniepokojony biegiem wielu spraw w naszym świecie, że nie dostrzega nierozwiązywalnych niekiedy sprzeczności, w jakie obfituje dzisiejsze życie. Rzecz w tym, że udaje mu się uniknąć tonu katastroficznego, nie głosi rychłego nadejścia apokalipsy. Oczywiście, Kapuściński jako człowiek niezwykle oczytany zna książki tych modnych autorów (Fukuyamy, Huntingtona, Barbera, Baudrillarda i innych). Do każdego tomu Lapidariów dołączony jest wykaz literatury, z której autor korzystał przy jego pisaniu. Pojawiają się tam ciągle nowe pozycje, ale też niektóre powtarzają się, co świadczy, że pisarz powraca do swych ulubionych lektur (jedną z nich jest np. Kłopot z istnieniem H. Elzenberga). Swoje refleksje związane z lekturą tych dzieł Kapuściński konfrontuje z własnymi spostrzeżeniami i przemyśleniami z niezliczonych podróży po globie, zawsze bardziej ufając swemu doświadczeniu niż najbardziej nawet sugestywnym proroctwom. Pod tym względem pozostaje wierny swemu reporterskiemu powołaniu.

Lecz Kapuściński jest jednocześnie kimś więcej niż reporterem, czy też ściślej: jest reporterem wyjątkowym. Jest reporterem i zarazem znakomitym pisarzem, mistrzem słowa polskiego. I jako pisarz tworzący swoistą „literaturę faktu” ma świadomość tego, że w społeczeństwie, historii i kulturze coś takiego, jak tzw. obiektywny fakt nie istnieje. To, co nazywamy „opisem faktu”, jest zwykle przekształconą już przez reportera (a często przez cały zespół ludzi) opowieścią („narracją”), a więc faktem już częściowo zinterpretowanym, przepuszczonym przez filtr światopoglądu wraz z organicznie wpisanymi w ów światopogląd wartościami. Ten pierwiastek ludzki, czy też „współczynnik humanistyczny”, jest stale obecny na kartach utworów Kapuścińskiego. I Kapuściński jako reporter-pisarz, dążący przede wszystkim do uchwycenia obiektywnej prawdy o świecie, nie stara się wcale rezygnować z tej osobistej, humanistycznej perspektywy. Dzięki temu ta historia globalna, której tendencje stara się w miarę wiernie opisać, zyskuje ludzki wymiar: w małych jednostkowych historiach odbija się wielka światowa historia. W jego optyce bohaterem historii jest zawsze konkretny człowiek – cierpiący, skrzywdzony, poniżony. To on ponosi koszty przemian społecznych, ekonomicznych, politycznych; to z nim utożsamia się pisarz-reporter; to jego oczyma stara się patrzeć na dramat zbiorowych dziejów. W przypadku Kapuścińskiego humanistyczne zaangażowanie pisarza nie tylko nie koliduje z rzetelnością poznawczą, której oczekujemy od reportera, lecz – co więcej – nadaje owej reporterskiej prawdzie głębszy, ludzki sens.

Pora wyjaśnić tytuł mojego wystąpienia: „Tajemnice Lapidariów„. Otóż chciałbym przyjrzeć się bliżej już nie tyle treści Lapidariów (ich zawartości intelektualnej), ile niektórym elementom ich warsztatu; temu, „jak są one zrobione”. Zresztą w autentycznej literaturze (a taką niewątpliwie jest pisarstwo Kapuścińskiego) nie można oddzielić tego, co zostało napisane od tego, jak zostało napisane.

Zapytajmy zatem: cóż to za szczególny gatunek pisarski, nazwany przez Kapuścińskiego „lapidariami”? Dlaczegóż to pisząc o współczesnym świecie, Kapuściński posługuje się formą maksymalnie otwartą; dlaczego stosuje poetykę fragmentu, kolażu, cytatu? Czy nie jest to przypadkiem uleganie temu, co niektórzy lekceważąco nazywają „modą postmodernistyczną”? A może jest to próba ułatwienia sobie zadania poprzez zrzucenie na czytelnika trudu całościowania obrazu świata; próba uniknięcia intelektualnej odpowiedzialności za jednoznacznie sformułowane sądy o obecnej rzeczywistości? Uważam, że ani jedno, ani drugie.

Pisarz świadomie wybiera mozaikową kompozycję, gdyż jest ona najbardziej adekwatna dla dzisiejszego złożonego i coraz bardziej komplikującego się świata, pędzącego na oślep w niewiadomym kierunku. Świat naszego życia jest zbyt nieprzejrzysty, zbyt nasycony sprzecznościami, żeby można go było – jak się wyraził Kapuściński – „ująć w jedną formułę dramaturgiczną”. Dlatego kierując się zasadą swoistej „homologii strukturalnej”, pisarz za najwłaściwszą metodę opisu zdekomponowanego świata uznaje odwołanie się do formy mozaiki zbudowanej z nieprzystających do siebie elementów. I w tym właśnie – paradoksalnie – ujawnia się jego uczciwość intelektualna oraz szacunek dla czytelnika. Pisarz unikając jednoznacznych diagnoz i ocen bynajmniej nie jednoznacznego świata, traktuje tym samym czytelnika z powagą, tzn. stawia mu wymagania intelektualne, skłania do myślenia wraz z autorem, a niekiedy nawet przeciwko niemu.

Aby nie zabrzmiało to zbyt abstrakcyjnie, posłużę się przykładem. Jednym z najważniejszych wątków ostatniego tomu Lapidariów jest kwestia globalizacji. Jak wiadomo, jest to fenomen nader niejednorodny, trudny do uchwycenia nawet dla wybitnych ekonomistów, politologów czy socjologów. Kłopoty związane z wyraźnym określeniem globalizacji wynikają przede wszystkim z tego, że w odniesieniu do dzisiejszego świata równie prawdziwy wydaje się sąd o tym, że dokonuje się w nim postępujący wzrost złożoności w różnych dziedzinach, jak i konstatacja, że zachodzi w nim coraz większa unifikacja.

Kapuściński odnotowuje i jedną, i drugą tendencję. W jednym miejscu reporter zauważa, że świat się jednoczy (komunikacja elektroniczna przekracza wszelkie bariery, rynek towarów nie zna granic, miliony ludzi przemieszczają się bez ograniczeń po świecie, kurczą się czas i przestrzeń itp.). W innych z kolei fragmentach Lapidariów Kapuściński stwierdza, że świat w widoczny sposób się dzieli, fragmentaryzuje, na miejscu starych wznoszone są nowe granice. Na przykład u dawnych kolonialnych narodów rodzi się poczucie dumy kulturowej, ale też pojawiają się dążenia nacjonalistyczne i plemienne (nowy trybalizm). Narastają różnice między bogactwem i biedą i to nie tylko w skali globalnej (Północ – Południe), ale i w obrębie poszczególnych społeczeństw (także tych ogólnie rzecz biorąc zamożnych).

Jak to więc jest? – pyta zdezorientowany czytelnik. Jednoczy się świat, czy też dzieli? Dopiero wnikliwa lektura Lapidariów odsłania fakt, że oba te procesy nie są bynajmniej oderwane od siebie; wręcz przeciwnie: stanowią one – jak niegdyś mówiono – „dialektyczną jedność”. Innymi słowy, okazuje się, że globalizacja ma charakter paradoksalny w tym sensie, że współtworzące ją przeciwstawne zjawiska wyrastają w istocie z tego samego podłoża. Z jednej strony burzliwy rozwój masowych środków komunikacji powoduje ujednolicenie kultury (zalew kultury masowej w wersji amerykańskiej), z drugiej zaś potęguje skłonność całych społeczności do zamykania się we własnych „niszach kulturowych”. A zatem odpowiedzią na globalizację w sferze handlu, przemysłu, finansów, turystyki, wymiany informacji itp. staje się ucieczka w lokalność. Lęk przed utratą własnej tożsamości kulturalnej przeradza się w próbę odizolowania się od obcych wpływów i zamknięcia się w opłotkach „miejscowej” kultury (trafnie wyraża to termin „glokalizacja”, będący zbitką słów „globalizacja” i „lokalność”).

Mógł Kapuściński wyłożyć nam tę myśl expressis verbis, mógł ukazać wzajemny związek tych zjawisk w jednej przejrzystej formule. Tak właśnie czyni w swych tekstach dyskursywnych – wykładach, wywiadach, artykułach prasowych. W Lapidariach obrał drogę ambitniejszą: pozostawił czytelnikowi trud zestawienia tych faktów i wyciągnięcia z tego własnych wniosków. Pobudził w ten sposób odbiorcę do współtwórczości; tak właśnie jak to czyni autentyczna literatura, która stawia pytania światopoglądowo-aksjologiczne, a znalezienie odpowiedzi pozostawia czytelnikowi. W rezultacie myśl, którą czytelnik sformułował samodzielnie, tym silniej zapada w jego umysł i stymuluje dalszą aktywność intelektualną.

Czytelnik uświadamia sobie, że wprawdzie świat w erze globalizacji niewątpliwie się unifikuje, ale nie uniwersalizuje: kultury pozaeuropejskie chętnie przejmują zachodnią naukę i technikę, zachodnie wzory konsumpcji, ale nie kwapią się do przyswojenia zachodnich wartości i ideałów, które do tej pory w swej naiwności uważaliśmy za powszechne. Jak odnieść się do tego faktu? Czy utwierdzać się w swym anachronicznym europocentryzmie, czy też w imię pozytywnej tolerancji głosić ideę równowartościowości różnorodnych kultur, wyrzekając się tym samym jakicholwiek prób ich oceny? Czy propagować postawy izolacjonizmu i obrony przed wszelkimi obcymi wpływami jako jedynego środka na zachowanie tożsamości kulturowej, czy też podjąć wyzwanie twórczej konfrontacji z odmiennymi kulturami w nadziei na wzbogacenie naszej własnej? Sądzę, że lektura Lapidariów nie pozostawia wątpliwości, jakie jest stanowisko autora w tej sprawie. Kapuściński jest „patriotą kultury europejskiej”, ma odwagę oceniać inne kultury z pozycji naczelnych wartości naszej kultury, z których rzeczywiście możemy być dumni – tolerancji, krytycyzmu, racjonalizmu, otwartości na inność itp. (por. ocena kultury islamskiej ze względu na jej „ekskluzywistyczny” stosunek do prawdy). Jednocześnie jednak pisarz nieustannie podkreśla to, jak wiele cennych rzeczy możemy przejąć od innych kultur, jak wielkie szanse rozwoju kryją się w możliwości wykorzystania ich oryginalnych osiągnięć. Autentyczna tożsamość kulturalna może być zatem budowana tylko w nacechowanym życzliwością dialogu z Innym. W tym kontekście za szczególnie cenne należy uznać wprowadzone przez autora rozróżnienie między słusznym podtrzymywaniem własnej lokalnej kultury (regionalizm) a niepożądanym zamykaniem się na wszelkie wpływy zewnętrzne (prowincjonalizm).

Kapuściński toczy na kartach Lapidariów nieustanny dialog z czytelnikiem na temat doniosłych kontrowersji aksjologicznych naszego czasu, zmusza go do zajęcia postawy krytycyzmu i samokrytycyzmu, do postawienia trudnych pytań sobie samemu i współczesnemu światu. Czytelnik ma też okazję śledzić swoisty „dialog wewnętrzny”, toczący się od momentu, w którym ukazywały się kolejne tomy Lapidariów (1990, 1995, 1997, 2000, 2002). Chodzi o dialog autora obecnego z autorem z tomów wcześniejszych. Taką rolę pełnią – jak sądzę – „autocytaty”, czyli powtarzanie pewnych własnych, wcześniej sformułowanych myśli, które autor w ten sposób na nowo potwierdza. Jednocześnie mamy też do czynienia z dezawuowaniem niektórych dawniejszych sądów, które nie zostały zweryfikowane przez czas.

Pora na krótkie podsumowanie. Mógłbym wymienić trzech wybitnych Polaków znanych i uznanych w całym świecie z powodu przenikliwości i głębi swych refleksji na temat kondycji dzisiejszej cywilizacji. Są to: Ryszard Kapuściński, Leszek Kołakowski (jako autor esejów zebranych m.in. w tomach Cywilizacja na ławie oskarżonych i Moje słuszne poglądy na wszystko) i Zygmunt Bauman. Każdy z nich działa w innej dziedzinie humanistyki: Kapuściński jest reporterem-pisarzem, Kołakowski – filozofem i historykiem idei, Bauman – filozofującym socjologiem kultury ponowoczesnej. Ich diagnozy znakomicie się jednak uzupełniają (por. np. nawiązanie przez Baumana w jego ostatniej książce Globalizacja. I co z tego dla ludzi wynika do spostrzeżeń Kapuścińskiego na temat niektórych etycznych aspektów funkcjonowania mass mediów, a ściślej – chodzi o to, jak media zachodnie manipulują obrazami biedy w świecie, jakich wybiegów używają, żeby uwolnić swoich odbiorców od odpowiedzialności za nieszczęścia spotykające innych ludzi na naszej planecie). Wszyscy trzej są intelektualistami, tj. wysokiej klasy profesjonalistami, ludźmi posiadającymi imponującą wiedzę w swej dziedzinie. Ale też są czymś więcej: są myślicielami troszczącymi się o sprawy publiczne, o dobro wspólne; są tymi, którzy starają się chronić fundamentalne wartości humanistyczne – solidarność z cierpiącymi, tolerancję dla odmienności, pokojowe współistnienie. Nie przestając być obrońcami tego, co najlepsze w kulturze europejskiej, krzewią szacunek dla innych kultur, upowszechniają postawy otwartości, dialogu, współpracy. Są to wartości niezbędne dla przetrwania świata.

Bauman w książce traktującej o kulturowym posłannictwie intelektualistów nowoczesnych o rodowodzie oświeceniowym posłużył się metaforami „prawodawców” i „tłumaczy”. Jego zdaniem, minął już czas intelektualistów-legislatorów, którzy uważając się za wyłącznych posiadaczy prawdy, czuli się z tej racji uprawnieni do określania uniwersalnego modelu dobrego życia. Nie znaczy to jednak, że obecnie intelektualiści stali się zbędni. Są oni nadal potrzebni, lecz w innej roli – „translatorów”, tj. tych, którzy pośredniczą w dialogu między różnymi kulturami, przekładają jedną kulturę na język innej kultury, działając w ten sposób na rzecz zbliżenia między ludźmi. Otóż sądzę, że Ryszard Kapuściński jest wzorcowym wręcz przedstawicielem owego nowego typu intelektualisty. Relacjonując swoje obserwacje i przemyślenia z niezliczonych podróży po świecie, ułatwia nam zrozumienie Innego, a wszak zrozumienie jest niezbędnym warunkiem porozumienia między odmiennymi cywilizacjami opartymi na różnych systemach wartości, kultywującymi różne sposoby życia. Owo porozumienie jest tym bardziej konieczne, że – jak wielokrotnie podkreśla Kapuściński – na różnych kontynentach budzi się dziś poczucie dumy kulturowej i Europa nie jest już traktowana jako pępek świata, a nasze wartości uważane są za partykularne. W uniwersalność wartości własnej kultury powątpiewają zresztą obecnie sami Europejczycy. W tej sytuacji zachodzi niebezpieczeństwo, że słuszny postulat wielokulturowości, tj. podtrzymywania i umacniania różnorodności kulturowej jako bogactwa całej ludzkości, może przekształcić się w izolacjonizm – w swoisty „apartheid kulturowy”.

Metafora „intelektualisty-tłumacza” w odniesieniu do Kapuścińskiego wymaga – moim zdaniem – rozszerzenia. Kapuściński nie tylko przybliża nam inne kultury, ale też jego książki pozwalają nam lepiej poznać naszą własną kulturę, zrozumieć to, co dzisiaj dzieje się z nami samymi. Jak bowiem trafnie mówi M. Bachtin, nie ma lepszego sposobu poznania siebie samego, jak zobaczyć siebie w oczach innego, a w innym dostrzec siebie. Kapuściński uświadamia nam, ludziom często zagubionym w chaosie dzisiejszego świata, jakie są najważniejsze sprzeczności rozdzierające naszą cywilizację. Pogłębia naszą samoświadomość kulturową. Robi to przy tym w sposób nieapodyktyczny, nienatrętny, nie narzucając się ze swoją „lepszą wiedzą”. Kiedy zastanawiałem się, jaką rolę pełnią zdarzające się w Lapidariach dyskretne ale bardzo osobiste uwagi (np. dotyczące obaw o własne zdrowie), doszedłem do wniosku, że autor chce nam – czytelnikom – dać do zrozumienia, że jest jednym z nas, zwykłych ludzi, że nieobce są mu nasze codzienne lęki i troski, że czasami też czuje się przygnębiony i zagubiony, przytłoczony wszechobecnym złem. To bardzo ludzki, bardzo sympatyczny rys pisarstwa Kapuścińskiego – być blisko drugiego człowieka, starać się go zrozumieć, nie pouczając go z wyżyn własnej mądrości. I za to my – wierni czytelnicy – serdecznie mu dziękujemy!