Przejdź do treści
Dostosuj preferencje dotyczące zgody

Używamy plików cookie, aby pomóc użytkownikom w sprawnej nawigacji i wykonywaniu określonych funkcji. Szczegółowe informacje na temat wszystkich plików cookie odpowiadających poszczególnym kategoriom zgody znajdują się poniżej.

Pliki cookie sklasyfikowane jako „niezbędne” są przechowywane w przeglądarce użytkownika, ponieważ są niezbędne do włączenia podstawowych funkcji witryny.... 

Zawsze aktywne

Niezbędne pliki cookie mają kluczowe znaczenie dla podstawowych funkcji witryny i witryna nie będzie działać w zamierzony sposób bez nich.Te pliki cookie nie przechowują żadnych danych umożliwiających identyfikację osoby.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Funkcjonalne pliki cookie pomagają wykonywać pewne funkcje, takie jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób użytkownicy wchodzą w interakcję z witryną. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o metrykach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania użytkownikom spersonalizowanych reklam w oparciu o strony, które odwiedzili wcześniej, oraz do analizowania skuteczności kampanii reklamowej.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Tadeusz Chabrowski: Wiersze

Spis treści numeru 1-2/2003

Diabeł na smyczy

Z samego rana widziałem Jezuitę
w czarnej sutannie prowadzącego na smyczy
– diabła: turlał się po trotuarze jak małpa,
świecił białymi kłami z porcelany
i udawał hardego jeżowca z nastroszonymi
kolcami.

W głowie zagrały mi fletnie strachu,
przykucnąłem jak wątła mysz w bramie.
Spostrzegłem, że rozmawiali na migi,
jezuita kciukiem pokazywał coś w chmurach,
diabeł pchał kciuk ku ziemi,
jezuita rękawem jakby zgarniał wiatr w żagle,
żeby przyśpieszyć przeznaczenie,
diabeł prychał z nozdrzy ciężką mgłą niepokoju
i rozczarowań.

Coś knują podstępnego – pomyślałem –
i nakryłem głowę płaszczem,
żeby uniknąć jeszcze jednego zgrzytu:
między ich twarzą publiczną i moją prywatną.

 

Kodycyl według Villona

Wiedziałem, ze mnie los nie pobłogosławił,
gdy rumaka białego nie było pod oknem
a słońce jak młoda wdowa
wstydliwie zanurzało się w morze.
Wiedziałem, ze biskup pełen czci
i sławy też nie pomoże.
Jak nieoswojony Cerber
skryłem się w mrocznej piwnicy
niekontrolowanych nastrojów.

W nocy śniły mi się piachy pustynne
podrzucane łapami lwów,
wypukłe ślepia diabłów wystające
ze skały, ćmy ogromne jak nietoperze,
małe wyspy z koralu.
W świt wkraczałem z lękiem, z nerwami
zszarpanymi jak ośle postronki,
bliski chęci odłączenia duszy od ciała.
Mój umysł mętniał jak woda w studni,
gdy w nią grom uderzy.
I byłbym nadal niczym,
gdyby nie przyjaźń ze słowem;
potrafiłem wślizgnąć się w każdą sylabę
jak ropucha w mokrą skórę,
protestować pełnymi zdaniami
przeciw wrzaskom cywilizacji,
przeciw tyranii ludzi bez wyobraźni,
przeciwko frustracjom,
doprowadzającym psychologów do szału.

Gorącym oddechem słów można przecież
zmienić miskę z cyny w Martwe Morze,
miałki żużel w złoconą pszenicę, wołową skórę
w deszczodajną chmurę nad miastem,
głąb kapusty w małe Himalaje pod Krakowem,
a włosek z brody w powróz, którym
można aż siedem razy owinąć planetę.
Wiem dziś jasno, ze pięknym szalbierstwem
słowa można zbawić naród.

 

Staruszek ze skrzydłami

Któregoś ranka Witalis na głównej ulicy
spostrzegł staruszka z olbrzymimi skrzydłami,
promieniowała od niego osobliwa uległość,
być może – starcza świadomość końca
wszystkich rzeczy; domy schodziły mu z drogi,
gdy przypadkowo zmylił kierunek w lewo
lub w poprzek.

Zapytany przez Witalisa gdzie podąża,
odpowiedział: – razem z dymem z komina chciałbym
unieść się ku niebu, moje usta jak tuby
dętej orkiestry namawiają do czynienia dobroci,
nagromadzoną w sercu życzliwością mogę
obdzielić ludzi i zwierzęta,
żarem oczu mogę podpalić całe miasto.

Nim zmrużę powieki chciałbym na własnych
skrzydłach odfrunąć – tam, gdzie Osobowy Byt
potrąca rozpędzone koła, trapezy i elipsy,
gdzie Cherubini i Serafini na obrzeżach tęczy,
śpiewają Alleluja Alleluja Alleluja
a wieczność rozżarzony żużel gwiazd
sypie w coraz to inne zakątki wszechświata.

Więcej wierszy w papierowym wydaniu „Akcentu”.

Wpłać dowolną kwotę na działalność statutową.
"Akcent" jest czasopismem niezależnym. Wschodnia Fundacja Kultury -
współwydawca "Akcentu" utrzymuje się z ograniczonych dotacji
na projekty oraz dobrowolnych wpłat.
Więcej informacji w zakładce WFK Akcent.