Maria Pałasińska. Całości i fragmenty

Spis treści numeru 3/2015

Całości i fragmenty

Nie zamieszkałam we Włoszech z powodu zamiłowania do sztuk pięknych albo przyjemnego klimatu, tylko z powodów politycznych. W momencie ogłoszenia stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku wraz z dwójką moich małych dzieci znajdowałam się w Warszawie, czekając na planowany na następny dzień powrót męża Jacka z Rzymu. Oboje byliśmy zaangażowani w działalność związanego z KOR-em podziemnego wydawnictwa Nowa, czego konsekwencją były przesłuchania, zatrzymania i rewizje u nas i rodziny, nasi koledzy i przyjaciele zostali internowani lub się ukrywali. Mężowi w razie powrotu groziło internowanie, więc choć nie działały telefony, za pośrednictwem znajomych zagranicznych dziennikarzy udało się nam porozumieć i zdecydować, że on zostanie we Włoszech, a ja będę starać się o paszport. Jacek był jednym z założycieli i pierwszym przewodniczącym Komitetu Solidarności z Solidarnością powstałego w Rzymie przy federacji włoskich związków zawodowych CGiL-CISL-UIL. Dzięki kontraktowi na współpracę ze znanym włoskim architektem udało mi się uzyskać paszport na wyjazd z dziećmi do Rzymu.

Maria Pałasińska, ekorelief ''Czas odnaleziony 3'' z cyklu Martwa Natura, 1999

Maria Pałasińska, ekorelief ”Czas odnaleziony 3” z cyklu Martwa Natura, 1999

W kwietniu 1982 roku wyjechałam z szarej, bardzo smutnej komunistycznej Warszawy do słonecznego Caput Mundi, ale wtedy nie cieszyłam się tym słońcem, gdyż była to wymuszona, niechciana emigracja.
*
Pierwsze lata stanowiły trudną walkę o byt, na sztukę nie miałam wiele czasu. Naturalną kontynuacją działalności podziemnej w Polsce była współpraca poprzez Komitet Solidarności z włoskimi związkami zawodowymi, instytucjami, partiami politycznymi wspierającymi Solidarność i opozycję w Polsce stanu wojennego. Dostawałam zlecenia na projekty plakatów i afiszów, które drukowane były w dużych nakładach i rozwieszane w różnych zakątkach Półwyspu Apenińskiego, najwięcej w Rzymie. Przypominały one Włochom, że daleko za żelazną kurtyną jest Polska, cierpiąca, biedna, ale z determinacją walcząca o wolność, niepodległość, demokrację. Moje kilkuletnie dzieci, patrząc na słup ogłoszeniowy w pobliżu placu zabaw i karuzeli, wołały: „Patrz, mamo, nasze plakaty wiszą!”.
W 1985 roku związek zawodowy UIL zorganizował w Rzymie wystawę, która później objechała wiele włoskich miast: 100 plakatów z całego świata – Solidarność żyje – niech żyje Solidarność. Prezentowano aż 10 moich plakatów, ale nie mogłam ich podpisać (najwyżej inicjałami), gdyż w tych czasach nie było wiadomo, jak potoczy się historia i czy rodzina w Polsce nie ucierpi z tego powodu.

Maria Pałasińska, ekorelief ''Jeansy Agnieszki'' z cyklu Second Hand Collection, 2002, Bellagio

Maria Pałasińska, ekorelief ”Jeansy Agnieszki” z cyklu Second Hand Collection, 2002, Bellagio

Ostatnio moje solidarnościowe plakaty znalazły się na różnych wystawach organizowanych we Włoszech (np. Bibuła – drugi obieg w Instytucie Polskim w Rzymie oraz Solidarność w dokumentach Fundacji Feltrinelli w Mediolanie i Rzymie) i w Polsce (np. Koniec Jałty Ośrodka Karta oraz Wyłącz system. Sztafeta do wolności. 1976-1989 w Warszawie).
We Włoszech plakaty przekazałam Fundacji Feltrinelli, gromadzącej największy poza Polską zbiór dokumentów dotyczących Solidarności, a w Polsce – Ośrodkowi Karta.

Maria Pałasińska, ekorelief ''koszula'' z cyklu Second Hand Collection, 2002

Maria Pałasińska, ekorelief ”koszula” z cyklu Second Hand Collection, 2002

*
Mój pierwszy projekt zrealizowany we Włoszech zawdzięczam nieocenionemu księdzu Adamowi Bonieckiemu. Jako dyrektor polskiego wydania „L’Osservatore Romano” zamówił u mnie plakat reklamujący ten miesięcznik w polskich parafiach na całym świecie. Była to pierwsza praca w moim włoskim portfolio, pustym przez kilka miesięcy, gdyż nie przywiozłam żadnych dzieł z Polski, bo przecież musiałam udawać, że wyjeżdżam tylko na cztery miesiące. A prace, z których byłam najbardziej dumna, zostały wydrukowane w podziemnym wydawnictwie Nowa, więc wolałam nie ryzykować szmuglowania ich, kiedy wyjeżdżałam z dziećmi. (Dwadzieścia lat później za działalność na rzecz wydawnictw podziemnych dostałam Odznakę Zasłużonego Działacza Kultury przyznaną przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.)

Maria Pałasińska, ekorelief ''Relikt 5 '' z cyklu Martwa Natura, 1996, Castel Madama

Maria Pałasińska, ekorelief ”Relikt 5 ” z cyklu Martwa Natura, 1996, Castel Madama

Nie było to łatwe, ale z czasem udało mi się nawiązać kontakty zawodowe w dziedzinie grafiki użytkowej, głównie wydawniczej. Włosi w tamtych latach mimo wielkiej życzliwości i poparcia dla Solidarności nie byli otwarci na współpracę z cudzoziemcami ze Wschodu, traktowali nas z niedowierzaniem, wątpili, czy możemy pracować na dobrym poziomie. Wynikało to z ich kompletnej nieznajomości świata zza żelaznej kurtyny, wizja białych niedźwiedzi snujących się po ulicach Warszawy była rozpowszechniona.
Włoskiego dopiero się uczyłam, ale na szczęście zawód projektanta graficznego to jeden z nielicznych, który można uprawiać, nie znając dobrze języka. Język grafiki jest prawie uniwersalny, choć w różnych krajach i w różnych środowiskach pewne znaki graficzne mają jednak odmienne znaczenie. Musiałam nauczyć się, jak moje wykształcenie plastyczne z warszawskiej ASP przystosować do gustów włoskich odbiorców, a zwłaszcza do wymagań klientów zamawiających u mnie projekty. We Włoszech w tamtych latach rozwiązania plastyczne zbyt oryginalne, zbyt śmiałe nie były chętnie przyjmowane.
My, w Polsce, byliśmy przyzwyczajeni do tego, że ważny jest pomysł; że trzeba zaproponować coś inteligentnie wymyślonego, coś nowatorskiego, coś, co skłania do myślenia, i przywiązywaliśmy mniejszą wagę do estetyki. Włoscy zleceniodawcy rozumują odwrotnie: należy tak projektować, żeby odbiorca nie musiał się męczyć, za to estetyka projektu jest zawsze istotna. Musiałam się dostosować, ale usilnie starałam się o znalezienie takich klientów, którzy byli zainteresowani oryginalnymi propozycjami, i parę razy miałam szczęście trafić na odpowiednie środowiska.
W latach 80. na zlecenie ambasady litewskiej przy Stolicy Apostolskiej projektowałam plakaty postulujące wprowadzenie swobód religijnych i politycznych na Litwie. Wtedy państwo litewskie nie istniało, Litwa była republiką radziecką, jedynie Watykan nadal uznawał niepodległą Republikę Litewską sprzed 1940 roku. Realizacja projektów na rzecz podziemnej Solidarności czy zniewolonej Litwy dawała mi poczucie użyteczności mojej pracy.
Współpracowałam z włoskimi wydawnictwami, projektując okładki do książek i czasopism, układy graficzne czasopism i książek, materiały reklamowe i informacyjne.
Interesująca dla mnie była praca dla wydawnictw religijnych, takich jak „Messaggero di sant’Antonio” w Padwie, „San Francesco Patrono d’Italia” z bazyliki w Asyżu czy dla zakonu Fatebenefratelli w Rzymie. To są bardzo ważne ośrodki kultury katolickiej i ekumenicznej, prowadzące bogatą działalność wydawniczą, skierowaną na cały świat.
Miałam również zaszczyt projektować dla CEI – Konferencji Episkopatu Włoskiego. Moje plakaty i broszury znalazły się we wszystkich włoskich parafiach.
W Padwie mogłam przeprowadzić eksperyment projektowania serii wydawnictw religijnych bez odwoływania się do figuratywnej tradycji sztuki chrześcijańskiej. Nawiązując do teorii i praktyki sztuki XX wieku, budowałam kolorem i formą nastrój odpowiadający treściom poszczególnych tematów. Z dużą satysfakcją projektowałam książkowe serie wydawnicze oraz wiele okładek i obwolut do książek i czasopism. Bardzo lubię te projekty, ponieważ są to wydawnictwa religijne, liturgiczne, książki o życiu duchowym, o modlitwie. I choć publikowane były często w bardzo wysokich nakładach, na szczęście nikt ode mnie nie wymagał podejścia czysto ilustracyjnego. W tym punkcie zbliżył się świat religii i świat sztuki. Moja grafika stała się bardzo malarska i uduchowiona. Wykonywane różnymi technikami, charakterystycznymi dla sztuki współczesnej, kompozycje abstrakcyjne przyjęto z dużym zainteresowaniem jako coś zupełnie nowego w tym środowisku.
*
W 1987 roku mój mąż i ja poznaliśmy Alka Rozenfelda, który usiłując reemigrować z Izraela do Polski, zatrzymał się w Rzymie. Aby opublikować wiersze poety-tułacza (Nie bądź mi Polsko macochą), założyliśmy z mężem maleńkie wydawnictwo PSIK editore. Interesowały nas nie tylko sprawy polskie; na przykład we współpracy z innymi wydawnictwami opublikowaliśmy w językach włoskim, francuskim i niemieckim wspomnienia słynnego polskiego himalaisty Jerzego Kukuczki. Zajmowaliśmy się też publikacją tekstów religijnych w języku staro-cerkiewno-słowiańskim, przeznaczonych do przemycania do Związku Radzieckiego. Wszystkie nasze książki sama opracowałam graficznie, wykonałam też ilustracje. Z przyjemnością projektowałam tomiki poezji dla PSIK-a (robiłam to też dla oficyny Nowa, np. Krzyże i miecze Kazimierza Wierzyńskiego). Jeden z wydanych przez nas tomików, Wygłodzone myśli własne Marka Lehnerta, wystawiany był w 1998 roku na towarzyszącej Międzynarodowym Targom Książki wystawie Polska sztuka książki w Warszawie, Krakowie i innych miastach.

Maria Pałasińska, ekorelief z cyklu Second Hand Collection 82-sukienka

Maria Pałasińska, ekorelief z cyklu Second Hand Collection 82-sukienka

*

W latach 90. zaczęłam tworzyć ecorilievi, czyli ekoreliefy. Słowo relief oznacza płaskorzeźbę, eko kojarzy się z ekologią. Chciałam, by moje prace można było nazwać jednym słowem, bez długich wyjaśnień. Tworzone przeze mnie przedmioty-obiekty-artefakty, chociaż nie należą do sztuki użytkowej, są projektowane, czyli powstają w wyniku charakterystycznych procesów analizy i syntezy. Maluję, ale nie jest to malarstwo w tradycyjnym pojęciu tego słowa, moje kompozycje są trójwymiarowe, jednak nazwanie ich rzeźbą nie byłoby precyzyjne. Aby uniknąć skomplikowanych tłumaczeń, wymyśliłam własną nazwę dla mojej techniki: ekoreliefy (po polsku) – ecorilievi (po włosku) – ecoreliefs (po angielsku). Po włosku eco oznacza nie tylko środowisko, ale również echo. Ekoreliefy są ekologiczne i są echem własnej przeszłości.
Ich geneza wiąże się z moim projektowaniem graficznym: dla wydawnictwa Edizioni Messaggero Padova miałam kiedyś zaprojektować okładkę do książki religijnej dotyczącej Wielkanocy. Wpadłam na pomysł, żeby projekt tej okładki namalować na kawałku drewnianej deski, ponieważ miałam takie skojarzenie: Wielkanoc – drewno Krzyża opowiadające o Wielkiej Nocy. Ten pomysł rozwijałam w innych projektach graficznych. Aż kiedyś w wolnej chwili zajęłam się taką starą deską nie w celu realizacji jakiegoś zamówienia, lecz dla siebie. I odkrył się przede mną fascynujący eko-mikrokosmos…

Maria Pałasińska, instalacja ekoreliefów na Largo Preneste w Rzymie ''dziękuję za Rzym'' i ''Dziękuję'', 2010

Maria Pałasińska, instalacja ekoreliefów na Largo Preneste w Rzymie ”dziękuję za Rzym” i ”Dziękuję”, 2010

Uważam, że sztuki plastyczne są przede wszystkim do oglądania i odczuwania, a nie do opowiadania i nie bardzo lubię tłumaczyć, „co autor miał na myśli”. Pozostawiam odbiorcy swobodę interpretacji, bywam jednak rozczarowana, jeśli odebrana zostaje tylko powierzchowna warstwa moich prac. Dlatego wystawiając ekoreliefy, dołączam moje rozważania na ich temat.
Ekoreliefy powstają z idei zachowywania i ponownego wykorzystywania niektórych przedmiotów poprzez przekształcanie ich w tzw. dzieła sztuki. Inspirowane naturą, są naturą przetworzoną artystycznie.
Moja twórczość jest odnajdywaniem i składaniem różnorodnych elementów otaczającego mnie świata. Z nich powstają nowe formy – ekoreliefy, czyli kompozycje plastyczne będące „artystycznym recyklingiem”.
Pracuję, tworząc poszczególne ekoreliefy i zestawiając je w cykle.
*
Cykl Martwa natura powstaje ze starych, niepotrzebnych desek, kawałków zużytego drewna, zniszczonych mebli, skrzynek ze śmietnika, fragmentów roślin. W tych reliktach usiłuję odnaleźć ukryty szkic do moich kompozycji. Martwa natura to cykl inspirowany niekończącą się siłą natury: życie – śmierć – życie.
Stara drewniana deska jest – pozornie – jedynie „martwą naturą”, przedmiotem niepotrzebnym, skazanym na śmierć. Według mnie jednak ten przedmiot kryje w sobie energię i niewyczerpane siły witalne. Kocham odkrywać te moce ukryte w starych, zapomnianych rzeczach, kocham je rozpoznawać i ich się uczyć. Kiedy już je odnajdę, przy pomocy środków dostępnych artyście wydobywam je na powierzchnię. W ten sposób natura przeradza się w dzieło sztuki. Dzieło sztuki z duszą ukrytą w materii pierwotnej, ale o nowej i oryginalnej wartości. Respektując dawne zapisy natury, odnajduję w niej piękno pełne nowych przesłań i znaczeń.
W ten sposób rodzi się „materia wtórna” – materia sztuki.
Tak rodzą się ekoreliefy.
Ekoreliefy inspirowane są naturą i ukazują naturę zawartą w cyklu życia.
Ekoreliefy są do mnie podobne. Ja również jestem cząstką Wszechświata. Tak samo jak jest nią kot czy jaszczurka, kamień czy patyk, stara drewniana deska czy podarte ubranie. Nie mogę zgodzić się z koncepcją świata, w której liczą się tylko rzeczy nowe, podczas gdy rzeczy stare, zużyte, trafiają na wysypiska. Chciałabym ocalić od zapomnienia chociaż jakiś kawałeczek mojego życia – naszego życia. I właśnie dlatego wyrażam siebie poprzez recykling artystyczny.
Fragment – cząsteczka martwej natury odżywa w sztuce jako ekorelief zatytułowany Martwa natura. I nic nie szkodzi, jeśli któregoś dnia zostanie zjedzony przez korniki i rozsypie się w pył, ponieważ nawet z tego prochu odrodzi się nowe życie. Cykl Życie-Śmierć-Życie nie ma końca, ale czasami zmienia się w cykl Życie-Śmierć-Sztuka.

Maria Pałasińska, plakat ''KOR bronił robotników, robotnicy bronią KORu'' (Lavoro Italiano UIL), 1982

Maria Pałasińska, plakat ”KOR bronił robotników, robotnicy bronią KORu” (Lavoro Italiano UIL), 1982

*
Ciemna strona rzeczy i Jasna strona rzeczy to cykle mozaik, układanek z odzyskanych kawałków przeszłości. Ich wygląd zmienia się wraz ze zmianą punktu widzenia.
Świat jest skupiskiem rzeczy, fragmentów, myśli, kolorów, idei, uczuć, impulsów, wspomnień… Wszystkiego.
Zbieram niektóre z tych zagubionych kawałków i składam-rozkładam-składam z nich nowe jednostki: ekoreliefy. Pomagam siłom cyklu Życie-Śmierć-Życie zmaterializować się w sztuce. Ekoreliefy są „materią wtórną”. Rodzą się z natury i są naturą wciągniętą w cykl życia. Zachowane przedmioty, które łączę w ekoreliefach, są echami przeszłości. Zestawiając stare kawałki rzeczy, odtwarzam naturalny porządek świata.
To trochę jak archeologia – odnajdywać, odkrywać, oczyszczać, odkładać w bezpieczne miejsce. Klasyfikować i katalogować. I, przede wszystkim, obserwować.
Patrzę przez moje osobiste filtry i widzę rzeczy rozkomponowane.
Z jednej strony
Z drugiej strony
Od strony ciemnej
Od strony jasnej
Biało-czarne
Kolorowe
W kolorach podstawowych i w kolorach dopełniających
W pełnym kolorze CMYK (Cyan Magenta Yellow Black)

Zbieram kawałki nieskończonej układanki, zostawiając również i własne ślady. Próbuję uaktualnić mapę świata.
*
Second Hand Collection to cykl kompozycji plastycznych wykonanych z usztywnionych i zastygłych części garderoby, używanych przeze mnie, moją rodzinę i przyjaciół w różnych okresach życia. Dzięki zabiegom artystycznym stare ubrania stają się pięknymi unikatowymi przedmiotami, ale pod warstwami farb nadal tętni w nich poprzednie życie. Zamiast je wyrzucać na śmietnik, próbuję tchnąć w nie nowe życie. Nie ma to nic wspólnego z modą. Uważam ubrania za moją drugą skórę. Eksperymentując „na własnej skórze”, maluję swoje wspomnienia, realizując coś w rodzaju pamiętnika. Jestem wewnątrz i patrzę na siebie z zewnątrz. Moje życie wewnętrzne i życie zewnętrzne przeplatają się i rozdzielają. To dla mnie bardzo ważny rytuał. Specjalny sposób powrotu do siebie. Ubrania, które kiedyś nosiłam, teraz noszą w sobie cząstkę mnie. To moja osobista refleksja nad pamięcią i przemijaniem. Te prace mówią też o sprawach bliskich emigrantom zapuszczającym korzenie w nowym życiu.
*
Na wielu moich wystawach pokazywałam instalację Walizka z cyklu Second Hand Collection. Stara, sfatygowana walizka mojej babci. Stawiam ją na podłodze otwartą, jakby w trakcie pakowania lub rozpakowywania. Panuje w niej chaos, ale zebrane przedmioty są tylko pozornie przypadkowe. Stara koszulka podziemnego wydawnictwa Nowa, znaczek Solidarności, peerelowski paszport, z którym przyjechałam do Włoch, moje zdjęcie z malutkimi dziećmi, zdjęcie naszego ukochanego kota. Ubrania, które nosiłam w różnych ważnych momentach życia. Porozrzucane kostki domina, puzzle. Zielony, biały i czerwony – jak włoska flaga i – po części – jak polska. Ta walizka zawiera fragmenty opowieści z trzydziestu lat mojego życia. Jest w niej i moja polskość, i moja włoskość, które się przenikają. Wyjeżdżając przed laty z Polski do Włoch, zapakowałam warszawskie życie w walizkę; później, wracając z Rzymu do Warszawy, dorzuciłam do walizki wiele wspomnień.
Często fotografuję ekoreliefy poza moją pracownią czy salami wystawowymi galerii. To mój pomysł na street art. Wywożę ekoreliefy „na spacer”, szukam dla nich odpowiednich miejsc. Obserwuję, jak ekoreliefy współgrają z różnymi pejzażami, czy do nich „pasują”. Patrzę na reakcje przypadkowych przechodniów i zastanawiam się, za Arystotelesem, czy to „Sztuka naśladuje naturę”, czy może „Natura naśladuje sztukę”, jak twierdził Oscar Wilde. Pokazuję tymi fotografiami, jak życie splata się ze sztuką, a sztuka łączy z życiem. Jestem przekonana, że ulica miasta, starożytne ruiny, przydrożne drzewo czy wiejski płot są właściwymi miejscami do pokazywania moich prac – uzupełniają ich treść, zwiększają sens ich powstania.
Są w Rzymie miejsca, gdzie ludzie umieszczają tabliczki z podziękowaniem za doznane łaski. Per Grazia Ricevuta, P.G.R. Ja mieszkałam w pobliżu takiego muru przy Largo Preneste i wiele razy, niecierpliwiąc się w ulicznym korku, podziwiałam tę intrygującą kompozycję z ludzkich uczuć i potrzeb. Myślałam o sile wyrazu street art – sztuki ulicy i o tym, że z czasem Rzym stał się „moim” miastem. Postanowiłam więc dołączyć się do ściany P.G.R. jako artystka i umieściłam swoje podziękowanie. Najpierw zawiesiłam dwa drewniane ekoreliefy, jeden z napisem Grazie per Roma (Dziękuję za Rzym), drugi z Dziękuję po polsku. Tabliczka z polskim napisem zniknęła po kilku tygodniach, może po prostu była za słabo przyczepiona, a może komuś przeszkadzał niezrozumiały napis. Później umieściłam tam większy ekorelief zadedykowany Rzymowi a Roma (podwójne znaczenie: „Rzymowi” i „w Rzymie”). Niedawno sprawdzałam – jeszcze wisi, otoczony nowszymi tabliczkami P.G.R., bo życie w Wiecznym Mieście toczy się dalej.
*
We Włoszech miałam wystawy indywidualne i zbiorowe w różnych miejscach, często nietypowych i niezwykle malowniczych. Właściwie najmniej lubię wystawiać w tradycyjnych galeriach, wolę pokazywać ekoreliefy w miejscach znajdujących się bliżej „prawdziwego” życia. Moja pierwsza włoska wystawa odbyła się w 1985 roku w Vallinfredzie, małej górskiej miejscowości letniskowej z niespełna dwustoma stałymi mieszkańcami i czteroma tysiącami letników. Władze miasteczka, organizując różne atrakcje mniej lub bardziej kulturalne z okazji Ferragosto (15 sierpnia), udostępniły mi za darmo (wtedy ze zdziwieniem dowiedziałam się, że artysta prawie zawsze musi płacić za wynajęcie sali wystawowej) pusty lokalik sklepowy przy głównym placyku. Okazało się też, że nie tylko mam sama zająć się urządzeniem tej wystawy, ale że mam stale przebywać tam w czasie jej trwania, pilnując prac i odpowiadając na pytania zwiedzających. To było zupełnie nowe doświadczenie, w Polsce wystawy organizowało się inaczej. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu tę małą wystawę zwiedzili chyba wszyscy przebywający w tym czasie w miasteczku, zadawano mi wiele pytań, słuchałam różnych komentarzy, kupiono kilkanaście prac. Taki jarmarczny charakter wystaw jest we Włoszech bardzo rozpowszechniony i później też wielokrotnie uczestniczyłam w podobnych imprezach. Wystawiałam w Tivoli, Carsoli, na zamku w Santa Severa, w Turynie, Mediolanie, Florencji, nad pięknym jeziorem Garda, w prestiżowej Villi Serbelloni w Belaggio nad jeziorem Como, w wielu różnych miejscach w Rzymie. Moja pierwsza rzymska wystawa odbyła się w feministycznej księgarni na Zatybrzu. Wystawiałam w nieistniejącej już dziś galerii sztuki Navona 42 przy słynnym Piazza Navona. Brałam udział w festiwalu multietnicznym Sconfinata… mente i MIGRA-ART 2005 w Rzymie. Były wystawy zbiorowe polskich artystów, np. w kościele San Andrea przy Kwirynale i w siedzibach obu polskich ambasad (przy Watykanie i w Rzymie). Moje prace wystawiałam również kilka razy w Instytucie Polskim w Rzymie i w polskim konsulacie w Mediolanie.
Instytut Polski w Rzymie rzadko przejawiał zainteresowanie twórczością polonijną, według zatrudnionych tam osób trochę mniej polską. Choć Europa jest bez granic, podziały w kulturze nadal istnieją i ta emigracyjna wzbudza mniejsze zainteresowanie (chyba że ktoś robi wielką karierę). To ja szukałam kontaktu z Instytutem Polskim, co zaowocowało dużymi wystawami w 1997 i 2011 roku. Bardzo dobrze wspominam współpracę z konsulatem polskim w Mediolanie, gdzie dwa razy wystawiałam, a konsulowie generalni Maria Olszańska i Paweł Stasikowski pomogli mi nawiązać ciekawe kontakty artystyczne w północnych Włoszech.
*
Włochy to nie jest kraj dla artystów współczesnych, jeśli marzą o wielkiej karierze, choć organizuje się tu wiele wystaw i artystycznych wydarzeń. Dotyczą one jednak najczęściej sztuki dawnej, czemu w związku z ogromem dziedzictwa kulturalnego nawarstwionego przez wieki na Półwyspie Apenińskim trudno się dziwić. Oczywiście, istnieją targi sztuki współczesnej, są kolekcjonerzy, zasłużeni galerzyści, cały art system, jak wszędzie, ale wystawa np. Rafaela jest zawsze ważniejsza niż wystawa młodego artysty, a nawet niż Biennale di Venezia. Obawiam się, że prawie nie ma takich współczesnych artystów, dla których warto by było tracić czas, jeśli można oglądać arcydzieła Berniniego, Tycjana lub Caravaggia. Wobec tych geniuszy artyści tacy jak ja czują się mali i nieporadni. Włosi, obcując na co dzień z dawną sztuką, nadal są w niej zakochani. Ciekawych współczesnych artystów ma prawie każdy kraj, ale takiego bogactwa artystycznego, jakie mają Włochy, nie ma nigdzie.
Chociaż przez pierwsze lata czułam wielką nostalgię typową dla emigrantów, a życie moje niezbyt przypominało dolce vita, pokochałam moją drugą ojczyznę. Włochy fascynowały mnie od zawsze i nie wyleczyłam się z tego w ciągu trzydziestoletniego pobytu. Im więcej miejsc oglądam w świecie, tym bardziej odczuwam piękno tego kraju. Piękno natury i piękno materialne stworzone przez ludzi. Włochy, a zwłaszcza Rzym, ukształtowały mnie jako artystkę, uzupełniły moje polskie wykształcenie artystyczne. Zrozumiałam, że rola Piękna w sztuce jest aktualna i nie może ulec przedawnieniu. Sztuka współczesna wiele traci, rezygnując z niego. Współcześni włoscy artyści wizualni szokują i skandalizują, ale nie boją się Piękna, które zapewne mają w genach.
Dla mnie najbardziej magiczne miasto we Włoszech to Rzym, będący przekrojem geologicznym przez kulturę stuleci. Piękny i inspirujący do tworzenia Piękna. To wielki tort millefoglie: warstwy życia przełożone są warstwami sztuki. Warstwy starożytne, średniowieczne, później renesansowe, barokowe… W nich tętni współczesne życie wielkiej metropolii. Teraźniejszość i przeszłość przenikają się wzajemnie. A ja i moje ekoreliefy gdzieś w środku, jak drobne rodzynki.
Włochy miałam już zakodowane w moim polskim DNA. Kiedy pracowałam w Padwie, m.in. dla bazyliki św. Antoniego, babcia poinformowała mnie, że w bazylice znajduje się polska kaplica, w której w 1558 roku pochowano Erazma Kretkowskiego, kasztelana gnieźnieńskiego i podróżnika. I że to był nasz odległy antenat…
W ostatnich latach mieszkam głównie w Warszawie, ale ponadtrzydziestoletnie włoskie korzenie trzymają mnie mocno na Półwyspie Apenińskim. Mam dwie ojczyzny, dwa paszporty. Czasem śni mi się Rzym, czasem Warszawa. Myślę, mówię, śnię po polsku i po włosku i tak tworzę.


Utwór „Całości i fragmenty” jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska (CC BY 3.0). Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Marii Pałasińskiej oraz Wschodniej Fundacji Kultury „Akcent”. Utwór powstał w ramach programu współpracy z Polonia i Polakami za granicą w roku 2015. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o programie współpracy z Polonią i Polakami za granicą. Treść licencji jest dostępna na stronie http://creativecommons.org/licenses/by/3.0/pl/

Wpłać dowolną kwotę na działalność statutową.
"Akcent" jest czasopismem niezależnym. Wschodnia Fundacja Kultury -
współwydawca "Akcentu" utrzymuje się z ograniczonych dotacji
na projekty oraz dobrowolnych wpłat.
Więcej informacji w zakładce WFK Akcent.