Źwiartów
Źwiartów
Izraelu
twoi synowie i córki dla mnie
przez wiele lat jedynie byli
byli
byli w naszej wsi do wojny
trzy rodziny
krawiec sklepikarz i szmaciarz
ich imiona
pewnie Icek Jojna Mosiek Sara Salcia
może Ryfka Chaim
ich nazwiska
po co komu nazwiska we wsi
w której czas mierzy się od
Godnich Świąt do Wielkanocy
od Wielkanocy do żniw
od żniw do wykopków
od wykopków do Dnia Zadusznego
i znowu do Godnich Świąt
a geografię wyznacza pompa
sklep i krzyż z jednego końca
a z drugiego figura Matki Boskiej
to tutaj
pod krzyżem albo pod figurą
swój stawał się cudzy
cudzy nie jak śmierć
ona u nas na wsi była swoja
ale cudzy gdyż mieszkający
poza wsią
oni zaś
to byli nasi Żydzi
w szabat za grosz
nasze matki podpalały ogień
pod ich kuchniami
słyszały co prawda o krwi
chrześcijańskich dzieci w macach
ale przecież nasi Żydzi byli zwyczajnymi Żydami
i maca smakowała prawie tak samo
jak wigilijny opłatek
albo komunia
a kiedy na weselu
państwo młodzi pod baldachimem
jak proboszcz za procesją
na szczęście tłukli kieliszek
pospołu klaskano w ręce
polskie ruskie i żydowskie
wszyscy przecież
nasze ludzie ze Źwiartowa
owszem czytano w gazetach
że Żyd to parch i wrzód na polskim ciele
ale na razie dotyczyło to Żydów miejskich
powiedzmy z Zamościa albo Tomaszowa
a na pewno z Warszawy lub Lwowa
a nie naszych wsiowych
Izraelu
twoje dzieci znają moc słowa
mówionego pisanego czytanego
nie dziwiły się więc że
coraz częściej kamienie spadały na ich głowy
a słonina do wiader z wodą
ja jednak
narodzony po was widzę was
ot żydki łachmaniarze garbate
dusigrosze kaprawe jak kocięta
chytrusy podstępne
widzę was śmieszne niedorajdy
z dojałogu na Trzech Króli
oto rebe czyta z grubej księgi
nieważne co
ważne że śmiesznie
trochę po waszemu trochę po naszemu
a resztę po rusku
widzę was jak przybijacie do krzyża
naszego Pana Jezusa
a potem w szkole
a potem jeden ksiądz i jeden dawny polityk
powiedzieli że nie
nie łachmaniarze szmaciarze
ale żydokomuna i żydomasoneria
oto mechanizm światowej polityki
nie powiem
że im nie uwierzyłem ale też nie mogę powiedzieć
że uwierzyłem
jest w tym jednak jakieś przedziwne światło
które gąszcz dziejów
owo wężowate kłębowisko wydarzeń
stawia na baczność
i z łatwością można już oddzielić
cudze żmije zawsze jadowite
od swoich zawsze niejadowitych
mijały lata
na studiach poznałem twojego syna Izraelu
o imieniu Jeszua ben Josef
i on wreszcie otworzył przede mną
ową grubą księgę Żyda z dojałogu na Trzech Króli
zamieszkałem w tej księdze
i kiedy znowu po latach Jeszua
zaprowadził mnie do swojej ojcowizny
omal że nie uwierzyłem Buddzie
byłem znowu tam gdzie już byłem
choć tego nie pamiętam a jedynie wiem
że tu już byłem a może nawet że tu jestem
od zawsze
a że zaprowadzono mnie na ziemię Boga
który z oślicy uczynił prorokinię
zatem i ja dostąpiłem cudu
przeziębiłem się
i kiedy w hotelu kurowano mnie bayerowską aspiryną
i winem z winnic Karmelu
pomyślałem
w jaki sposób winni są Żydzi temu że ja
mam katar
wybacz Izraelu ten żart
jestem pewien przebaczenia
gdyż ty wiesz
że to co się mówi jednemu i na ucho
zawsze mówi się wszystkim i to z dachu
najpierw jednak przed Jeszuą
przyszedł Hitler a przed nim jeszcze
do Źwiartowa przyszedł Stalin
a my tutaj znaliśmy jedno z najgorszych przekleństw
które zawsze domagało się krwi
niechby tylko z nosa
ty kumunistu
i trochę łagodniejsze
ty księdzu
kiedy przyszedł Stalin
nasi Żydzi na rękawy nałożyli czerwone opaski
dostali karabiny na sznurkach co prawda
stare ale karabiny
i zaczęli rządzić
nie tylko oni
również paru ukraińskich i polskich sałdatów
cara Mikołaja i weteranów rewolucji bolszewickiej
choć walczyli raz po białej raz po czerwonej stronie
też paradowali w tych opaskach
nu co zrobić mówili we wsi
może się to jakoś odmieni
no i przyszedł Hitler
i zaraz zaczęto szukać komunistów
ale wtedy już nikt niczego
nie pamiętał
kiedy więc zimą przyjechali z Rachań
gestapo i granatowi
żeby naszych Żydów postrzelać
wieś zmartwiała
jak w Wielki Piątek
zamkniętych w remizie pilnował granatowy
siedzieli cicho jak przepiórki w życie
o których mówili
że jeśli któregoś roku nie wrócą one
z ciepłych krajów
będzie to ostatni rok Żydów na tym świecie
siedzieli cicho
tylko co jakiś czas ktoś chyłkiem podbiegał
do zakratowanych okien
przystawał na chwilkę
i jeszcze prędzej wracał
mówiono
dzisiaj oni jutro my
rano postrzelano wszystkich
na wygonie pod skarpą
z której braliśmy glinę
na mazanie polepy w chałupie
wieś płakała po nich
tak samo jak po każdym nieboszczyku
i jak płakała po rozstrzelanych w tym samym miejscu
tylko nieco później
za pomoc partyzantom
obeschły łzy
trawą porastał wygon
trzeba było nadal żyć
w innym miejscu
lecz w tym samym czasie
czarnooka i kruczowłosa
smukłonoga łania
twoja córka Izraelu
rozkochała w sobie goja
chłopaka z Frampola
i kiedy prowadzili ją na kirkut
aby rozstrzelać
poszedł za nią
po wszystkim przyszedł ojciec
zabrał obydwoje
mówiąc
co Bóg złączył
człowiek niech nie rozdziela
trzeba było żyć
nosić w sobie zmarłych
twarze i słowa
przywoływać je w zaduszki
nie z zaświatów
ale z owego Bożego wszędzie
nie dziw się tedy Izraelu
że dół w którym zakopano twoje dzieci
porosła trawa
a nawet przez jakiś czas wywożono tam
śmieci
to znaczy roztrzaskane na śmierć
gliniane garnki przepalone na wylot
rondle zbutwiałe gałęzie
przegniłe szmaty
ale
twoje i nasze ludzie
żyją nadal
patrząc wielkimi oczami
jak prawosławni święci w cerkwi
przecież
co Bóg złączył
człowiek tego nie rozdzieli
a Bóg łączy
na dobre i na złe
być może na złe
przede wszystkim
(Pierwodruk: „Akcent” 1990 nr 1-2)