Przejdź do treści
Dostosuj preferencje dotyczące zgody

Używamy plików cookie, aby pomóc użytkownikom w sprawnej nawigacji i wykonywaniu określonych funkcji. Szczegółowe informacje na temat wszystkich plików cookie odpowiadających poszczególnym kategoriom zgody znajdują się poniżej.

Pliki cookie sklasyfikowane jako „niezbędne” są przechowywane w przeglądarce użytkownika, ponieważ są niezbędne do włączenia podstawowych funkcji witryny.... 

Zawsze aktywne

Niezbędne pliki cookie mają kluczowe znaczenie dla podstawowych funkcji witryny i witryna nie będzie działać w zamierzony sposób bez nich.Te pliki cookie nie przechowują żadnych danych umożliwiających identyfikację osoby.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Funkcjonalne pliki cookie pomagają wykonywać pewne funkcje, takie jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób użytkownicy wchodzą w interakcję z witryną. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o metrykach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania użytkownikom spersonalizowanych reklam w oparciu o strony, które odwiedzili wcześniej, oraz do analizowania skuteczności kampanii reklamowej.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Dariusz Bitner. Crumby

Spis treści numeru 1/2016

Crumby

 

Wiemy, że urodził się we wsi Krackow, a raczej w jej okolicach, w na poły zrujnowanej willi zaginionego w wojennej zawierusze inżyniera Kanuta Heckmana. Poród odebrała tęga, ponura pani Helga Schramm, gospodyni inżynierostwa, nawykła do asystowania przy domowych rozwiązaniach. W tym czasie jego ojciec Andreas von Blasius już nie żył. Zadźgali go widłami ukrywający się w okolicznych lasach dezerterzy lub zdziczali partyzanci. Zerwali z niego buty i odzież. Matka, Akne z domu Vogt, błąkała się przez kilka dni po okolicy, zanim dotarło do niej, na jakie niebezpieczeństwo naraża siebie i dziecko. Ruszyła na wschód, wyobrażając sobie, że skoro jej mąż nie żyje, będzie bezpieczniejsza jak najdalej od Berlina. Po prawdzie od dawna nie czuła się bezpiecznie nigdzie, Andreas miał ten niezwykły dar, że otaczał ją cierpliwą opieką, była przy nim spokojna i beztroska, ale to się nieoczekiwanie skończyło. Na decyzję Akne mogła być też wpłynąć świadomość pochodzenia jej matki, z domu Glasberg. Pochodziła z pobożnej rodziny dynowskiej, ale po ślubie zamieszkała w Krakowie i przyjęła świeckie obyczaje męża, architekta i po trosze komedianta. Jako pani Vogt używała imienia Elżbieta, w miejsce Estera. Była fanatyczną czcicielką prozy Witkacego, dlatego jej córka musiała mieć na imię Akne. Miał być chłopiec, ale wyszło jak wyszło. Mama Vogt przelała na córkę całe swoje uwielbienie dla artysty, u którego nawet zamówiła portret. Pozostała wierną żoną, ale obraz, przedstawiający poskręcaną ekstatycznie twarz kobiety z karminowymi ustami przesuniętymi w stronę ucha i z oczami, w których czaiło się szaleństwo, a może tylko dzika namiętność, na tle ni to jaszczurów, ni bazyliszków, wisiał na ścianie jej sypialni i każdego wieczoru odbywał się przed nim niemalże religijny seans zadumy. Kilka razy zaprzysięgła małą Akne, by jej wnuk, jeśli kiedyś przyjdzie na świat, otrzymał imię, które otrzymałaby ona, gdyby nie była dziewczynką. Miał się nazywać Dyapanazy. Przez „y”, powtarzała, zapamiętasz? Dwa „y” w imieniu, cudowne i boskie!

Andreas chciał nazwać syna Hermann. Też miał skłonności do ludzi utalentowanych i związanych ze sztuką. Jego ulubiony poeta, a nade wszystko autor powieści Der Steppenwolf, zasługiwał na takie wyróżnienie. Akne bez żalu zapomniała o Dyapanazym, zwłaszcza że w perspektywie miała zamieszkać w dworku rodowym męża, pod Eberswalde.

Wojna zrządziła inaczej.

Udało jej się dotrzeć do zrujnowanego Stettina, w którym życie na dłuższą metę okazało się jednak niebezpieczne. Strach i głód popchnęły ją dalej, za rzekę. Zatrzymała się dopiero w Altdamm. Tam wszędzie wisiały biało-czerwone flagi, mieścina wydawała się zdecydowanie polska, podczas gdy losy Stettina pozostawały niewiadomą. Miasto mogło w każdej chwili przejść pod niemiecki zarząd. Odra wydawała się dość naturalną granicą. Odetchnęła, postanowiła zatrzymać się przed dalszą drogą do Krakowa. O ile tam nie zapuszczą się sowieci.

Przetrwała w na poły zburzonej kamienicy, w jednopokojowym mieszkaniu w oficynie, prawie dziesięć lat. Syna ochrzciła w kościele Najświętszej Marii Panny, nadając mu imię Bazyli. Wydawało się najdalsze od szaleństwa i okropności, których doświadczyła przez całe życie. Gdy myślała, że zostanie tam już na zawsze, dociekliwy komendant miejscowego Urzędu Bezpieczeństwa i Porządku Publicznego trafił na ślad jej i niemieckich, i żydowskich koneksji, co oznaczało, że lepiej było zniknąć z oczu miejscowym. Z majątkiem w tobołku, z małym, wiecznie smutnym chłopcem dotarła nad odległy wschodni brzeg jeziora.

Wydawało się jej, że uciekła w zapomniany zakamarek świata. Zamieszkała w ruderze na obrzeżach Czarnej Łąki. Z czasem dołączył do niej Darek, a w rzeczywistości Derek Whitaker, rybak, po trosze kowal, który w osadzie żył nieco na uboczu. To ich złączyło. Po czasie okazał się prawdziwym mentorem Bazylego. Miał wykręcone nogi, chodził dziwacznie podrygując i kołysząc się na boki. Niemcy zestrzelili go, gdy bombardował niemieckie fabryki w Pölitz. Już do swoich nie wrócił. Można też powiedzieć, że nie wrócił do siebie. Przeżył Akne o trzy lata, Bazyli został sam.

(…)

Ciąg dalszy w papierowym wydaniu „Akcentu”.

Wpłać dowolną kwotę na działalność statutową.
"Akcent" jest czasopismem niezależnym. Wschodnia Fundacja Kultury -
współwydawca "Akcentu" utrzymuje się z ograniczonych dotacji
na projekty oraz dobrowolnych wpłat.
Więcej informacji w zakładce WFK Akcent.