Kamyczki, kamienie, gabion…
Często mówi się, że pamięć jest ulotna i nietrwała, jednak prawdziwszy wydaje się sąd Johna Irvinga, który nazywa ją straszliwą, bo człowiek może o czymś zapomnieć – ona nie. Po prostu odkłada rzeczy do odpowiednich przegródek. Przechowuje dla ciebie różne sprawy albo je przed tobą skrywa – i kiedy chce, to ci to wszystko przypomina. Wydaje ci się, że jesteś panem swojej pamięci, ale to odwrotnie – pamięć jest twoim panem (Modlitwa za Owena). Tak więc są postaci, rzeczy, wydarzenia, które „opuściły nas”, przynajmniej do czasu, ale są też takie, które dręczą nas przez lata – nie umiemy się od nich uwolnić, staramy się dostrzec ich znaczenie, choć to dawno się zatarło. A może dopiero z odpowiedniego dystansu tamta, powracająca chwila nabiera wyraźniejszego sensu? Z wiekiem, dojrzewając, zyskujemy coraz większą samoświadomość i to pozwala nam lepiej ocenić sytuację. Garść takich z pozoru błahych momentów, które jednak były po coś, postanowiła zebrać w swojej najnowszej książce Magdalena Jankowska. Krótkie fragmenty, ledwie zaczątki jakiejś większej narracji układają się obok siebie jak kamień przy kamieniu, aby powstał tytułowy gabion.
Gabion to – najprościej rzecz ujmując – ciężki blok zbudowany z kamieni umieszczonych w metalowym koszu, przyjmującym kształt prostopadłościanu. Dzięki swej masywnej konstrukcji może zastępować worki z piaskiem na wałach przeciwpowodziowych, zapobiegać osuwaniu się ziemi, a nawet służyć jako barykada w działaniach wojennych. Poza tym gabion może być też elementem dekoracji, coraz częściej bywa wykorzystywany do budowy płotów i ogrodowych ławek. Niezależnie od zastosowania jego budowa się nie zmienia – drobne otoczaki, granit, piaskowiec czy wapień wypełniają wnętrze kosza, tworząc stabilną i trwałą konstrukcję.
Magdalena Jankowska obraz takiego właśnie kosza umieściła na okładce omawianego tomu. Zamysł autorki można rozumieć na wiele sposobów. Z jednej strony to człowiek może się czuć niczym szary otoczak wrzucony do bezdusznego kosza, w którym inne kamienie próbują zająć najwygodniejszą pozycję. W końcu nawet podczas jazdy autobusem znajdujemy się w „klubie samolubów”, gdy dochodzimy do wniosku, że nie mamy nic wspólnego z pozostałymi pasażerami, a każdy z nich myśli tylko o sobie, o swojej wygodzie. Kiedy z bliska popatrzymy na ten gabion z ludzi, okaże się jak bardzo ich łączyła idea obrony własnego terytorium (s. 18). Z drugiej strony pojedyncze „kamienie wspomnień” mogą się składać na indywidualny żywot. To, kim jesteśmy, zależy od wielu czynników/kamieni, a może być i tak, że choć inni widzą w nas twardą, niezależną, radzącą sobie w różnych sytuacjach osobę, w środku wypełnia nas gruz, w jednej chwili potrafiący się rozsypać. Zdrada, oszustwo, stracone złudzenia („obrączka z tombaku”), porzucenie lub czyjaś śmierć – wydaje się sugerować pisarka – są w stanie zniszczyć misterną stalową konstrukcję.
Gdy wpatruję się w gabion na okładce, przychodzi mi do głowy jeszcze jedna analogia. Łacińskie pojęcie „tabula rasa” oznacza czystą kartę (duszę, umysł), którą bez możliwości poprawek i wymazywania zapisujemy w toku swojego życia. Książka Jankowskiej pozwala dostrzec podobieństwo człowieka do gabionu – zbioru kamieni symbolizujących przeszłe zdarzenia, przez lata gromadzące się w koszu naszego „ja”. Wydaje się to o tyle uprawniona interpretacja, że już pierwsze słowa w tomie poświęcone są procesowi odtwarzania tego, co minione: Topografia miejsca zaczęła ją osadzać w sytuacji, czy doświadczenia wydobyły jego właściwości – nie wie. Pamięta tylko parę pierwszych spostrzeżeń, a może dopiero przeczuć (s. 3). Pisarka wychodzi od wspomnień dziewczynki lubiącej chodzić z dziadkami do kościoła – jej uwaga skupiała się wtedy nie na Bogu i nabożeństwie, lecz na kapeluszu babci, który wyróżniał się w tłumie wiejskich, kolorowych chustek. Po latach Jankowska widzi w tym obrazku metafizyczne zjawisko – kapelusz w przejściu głównym (…) stawał się osią symetrii, ale już w nawie bocznej tylko ją zakłócał (s. 5).
Gabion pamięci wypełniają reminiscencje z dzieciństwa, takie jak wspomnienia zazdrości o własnego ojca (Ruiny cerkwi) czy pierwszego wyjazdu na kolonie, który oprócz tęsknoty za domem na zawsze już będzie się kojarzyć z „plackiem z mrówkami” (ss. 13-14). Niewątpliwie w dalszych losach człowieka ważna jest też seksualna inicjacja, poprzedzona dziecięcą nieświadomością i niewiedzą na przykład o tym, czym różni się zużyta prezerwatywa od „pękniętej duszy” (pęcherza pławnego karpia). Ponieważ pierwsze intymne kontakty szczególnie ostro rzutują na dalsze relacje kobiety z mężczyznami, ważnym elementem „kosza kamieni” zdaje się miłość cielesna narratorki Poligonu z Tomkiem, który później został reżyserem i w jednym ze swoich filmów nakręcił scenę na podstawie tego, czego doświadczyli. Zakochana para, szukając ustronnego miejsca do zbliżenia, wybrała się na tytułowy poligon, gdzie niestety nakrył ich kręcący się tam zboczeniec. Onanista zakłócił na zawsze relacje między młodymi, podobnie jak trzech mężczyzn zniszczyło szacunek i miłość pary z opowiadania Marka Hłaski Pierwszy krok w chmurach. Również w tym utworze dziewczyna została potraktowana obraźliwie – to jej odmówiono prawa do rozkoszy, ją nazwano „kurwą”. Lubelska poetka nie zgadza się na piętnowanie kobiet. Wiele razy w omawianej książce daje wyraz buntowi przeciwko ich (seksualnej i wiekowej) dyskryminacji. Uważa, że kobiety mają prawo decydować o własnym ciele, odczuwać radość i żądać przyjemności bez poświęcania się i całej otoczki kulturowej, która zmusza je do rezygnacji z własnych potrzeb, do bycia wyłącznie matkami i żonami (Nasza demokracja, Okoliczności łagodzące, Opinia).
W tym miejscu trzeba podkreślić, że najlepsze w twórczości Jankowskiej są właśnie portrety kobiet. Owszem, mężczyźni się pojawiają, są nawet narratorami swoich historii (np. Nomen omen) albo bohaterami, wokół których skupia się akcja (np. CA – 1), niemniej to płeć piękna nadaje koloryt „gabionowym” opowieściom. Piszę „gabionowe opowieści”, bo w sensie gatunkowym trudno te fragmenty zaklasyfikować – ani to opowiadania, ani miniprozy, ani miniatury, ani swoiste scenki rodzajowe czy powiastki. Pojawia się nawet wiersz „przerobiony” – z drobnymi zmianami – na prozę. Początek drogi w połowie trasy był już wcześniej publikowany w tomie poetyckim Skrzyżowanie (Lublin 2011), w którym – jak teraz – stanowił rodzaj metafory oddającej istotę poszukiwania „prawdy”, przy czym pierwotnie do celu prowadziła „geografia złudzeń”, teraz zaś dokładniej robią to „izobary” (s. 52).
Jankowska filozofuje i nie ucieka od poetyckiej nuty, angażuje rośliny i zwierzęta, by ukazać piękno świata, niemniej – powtórzmy – najciekawsze są postaci kobiet: tych dojrzałych, które niczym kwiaty dość długo stojące w wodzie lekko zwiędły i straciły kuszącą moc zapachu i kształtu. Tyle tylko, że autorka nie zgadza się na taką generalizację. Kwiaty niech cieszą oko krótką chwilę, ale kobieta to podmiot – chce poznawać świat wszystkimi zmysłami, chce akceptacji do samego końca. Co warto zaznaczyć – pisarka nie ucieka od tematów starości i śmierci; znajdziemy w Gabionie pampersy dla dorosłych, demencję i myśli o samobójstwie, gdy nie ma już nikogo bliskiego, a człowiek bardziej przypomina niepotrzebny mebel niż ludzką istotę (Szansa, Zdrowy rozum). Gorzkie są to obrazy, ale i tak lepszy zdaje się taki los niż ten ze Skończonej historii, w której młoda kobieta umiera na raka, a jedyną prawdą jest to, że towarzyszyliśmy jej przerażeni i niepewni własnych zachowań. Świadomi, że kto żyje, ten umiera. Ale nie w takim, jak ona tempie (s. 46).
Autorka Billingu (Lublin 2001) dzieli swoje bohaterki na te świadome siebie i pozorów, w jakich muszą grzęznąć, rozgoryczone, samotne i nierozumiane, ale zbyt silne, aby się poddać, oraz na te, których życie dzieje się w serialach, a młodość minęła bez głębszej refleksji, wierne społecznym normom, ograniczone tym, „co ludzie powiedzą”. Pierwsze na co dzień obcują z ironią, czyniąc z niej broń przed zwątpieniem w jakikolwiek sens ludzkich zmagań i dążeń. Chciałyby żyć i odczuwać głęboko, namiętnie, tylko mężczyźni zawodzą, więc pozostaje Prysznic i myśli wypełnione takimi określeniami jak „tchórz”, „pieprzony katolik”, „mistrz uników” (s. 62). Drugie z kolei są bierne, poddają się schematom, żyją tylko do czasu, gdy zostaną wdowami (np. Pani tu nowa). Zanim to jednak nastąpi, męczą się w chorych związkach z alkoholikami, łajdakami i oszustami. Mężczyźni u Jankowskiej to twory karłowate, egoistyczne i podłe. Jednocześnie żadna z bezimiennych bohaterek nie potrafi się wyzbyć pragnienia, by być kochaną i spełnioną w miłości.
Jakże daleko od stalowego kosza wydają się być „stalowe magnolie”, a jednak intuicja każe mi je przywołać jako ważny punkt odniesienia, pozwalający lepiej zrozumieć Jankowską. Opisywane przez nią kobiety – podobnie jak bohaterki filmu Herberta Rossa – nie pochodzą z wielkiego miasta, są w wieku, gdy woli się już nie pamiętać o dacie urodzin, a ich życiowe doświadczenia skupiają się wokół ogólnych rozczarowań i usilnych prób zatrzymania odchodzącego piękna. Wspólne dla tych postaci jest poczucie więzi w obrębie kobiecego świata, choćby chodziło tylko o to, by móc się wygadać (Przewijanie taśmy). Jednocześnie bliska jest im postawa bohaterki Afirmacji, która „była sama”. Teraz i przez całą noc. Przez wiele kolejnych nocy i dni. Komu chciała powiedzieć to »kocham cię«? A jednak tym wyznaniem zaczęła dzień. // Pomyślała: życiu (s. 70). Ta nuta optymizmu to dowód, że napełnianie swojego gabionu kamyczkami uśmiechów czy kamieniami życiowych rozkoszy ma sens.
Magdalena Jankowska: Gabion. Ex-Libris, Lublin 2015, ss. 96.