Bez stwierdzeń niepodważalnych. Z profesorem Jerzym Bralczykiem o języku, językoznawstwie i polityce rozmawia Łukasz Janicki

Spis treści numeru 3/2016

Bez stwierdzeń niepodważalnych

Z profesorem Jerzym Bralczykiem o języku, językoznawstwie i polityce rozmawia Łukasz Janicki

Łukasz Janicki: Jest pan profesor autorem znakomitej książki o języku polskiej propagandy politycznej lat 70. XX w. Można chyba uznać, że praca ta, odsłaniając mechanizmy językowej manipulacji, demaskuje fałsz dyskursu publicznego tamtych czasów. Czy – zapytam nieco przewrotnie – nie jest tak, że w rozwoju językoznawstwa ważną rolę odgrywa właśnie nasilanie się zjawisk propagandowych?

Jerzy Bralczyk: Według niektórych badaczy język powstał dlatego, że w naszych przodkach zrodziła się chęć przekonywania, namawiania kogoś do czegoś (nawiasem mówiąc: w pewnym momencie uzgodniono, że nie będziemy się zastanawiali nad początkami języka, bo to nie przystoi, a poza tym nie wiadomo, jak to właściwie wyglądało, potem jednak do tych rozważań wrócono). Wśród językoznawczych historyjek znajdowały się takie na przykład anegdoty: jeden z małpoludów – naszych praszczurów – zaczął mówić, bo chciał, by inny zerwał jabłko czy przeszedł przez rzekę. Moim zdaniem prawdą jest, że właściwie każda wypowiedź ma walor zarówno informacyjny, jak i perswazyjny. Pytanie brzmi, jak dalece konkretne działania, które wpływają już nie na poszczególnych ludzi, ale na zbiorowiska, mogły prowadzić do wytworzenia się teorii, czyli retoryki. Retoryka najpierw była przez Greków pojmowana nieco naiwnie jako wspólne poszukiwanie prawdy. Rzymianie – też trochę idealistycznie – mawiali, że retor to „mąż prawy, przygotowany do mówienia” (łac. „Vir bonus, dicendi peritus”). Cały czas jednak – w większym lub mniejszym zakresie – dbano o to, żeby doskonalić formuły naszego wpływania na innych. Mamy zatem wybór, w zasadzie etyczny, czy będziemy wpływali na kogoś dlatego, że chcemy się porozumieć i jak najprecyzyjniej wyrazić swoje myśli (co byłoby uczciwe, a nawet piękne), czy też chcemy namówić go do czegoś, czego on wcale nie musi chcieć. A najlepiej się namawia, gdy ludzie nie wiedzą, że są namawiani. Dlatego też powtarzano, że w retoryce największą sztukę stanowi osiągnięcie naturalności, czyli ukrycie, że jest ona sztuką.

Cały tekst do przeczytania na stronie: www.webnalist.com – 23 gr