Ewa Dunaj. Ból i zachwyt

Spis treści numeru 1/2017

Ból i zachwyt

Wróż to kolejna książka Jadwigi Mizińskiej wydana przez Wydawnictwo UMCS. Podobnie jak w przypadku kilku wcześniejszych publikacji tej autorki, niełatwo ustalić przynależność gatunkową jej nowego utworu, usytuowanego gdzieś pomiędzy literaturą fikcjonalną a literaturą faktu. Wróża czytać można na wiele sposobów: jest to i quasi-pamiętnik, i dziennik lektur, i wielowątkowy esej, ale także zbiór wspomnień lub powieść (autobiograficzna). Najważniejszą cechą owej prozy wydaje mi się jej literackość, przejawiająca się poprzez obecność cytatów, zapożyczeń, odwołań i aluzji tworzących wielopoziomowy komentarz do przedstawianych zdarzeń. Pozornie prosta opowieść o kilkorgu mieszkańcach niewielkiej wioski została wyraźnie obudowana kulturowymi archetypami i toposami. To zanurzenie w kulturze, zarówno tej wysokiej (dla przykładu wymienię choćby nazwiska Czesława Miłosza i Emila Ciorana), jak i tej codziennej, potocznej, na którą składają się zwyczaje, obrzędy, rytuały, banalne czynności dnia powszedniego, zmienia opowiedzianą „po prostu” historię Wróża Wojciecha w traktat aksjologiczno-kulturowy.

Sama opowieść snuta jest niespiesznie, fabuła odsłania się fragmentarycznie, rozdział za rozdziałem, jakby czas przeżywania i czas relacjonowania zdarzeń miały się ze sobą zrównać. Uderza szczegółowość, drobiazgowość opisów, przy czym narracja nie skupia się na głównych bohaterach, którzy stanowią osnowę historii. Bardziej liczy się tło, drugorzędne wydarzenia i postaci – osoby znane tylko z fotografii albo spotkane raz, zapamiętane w jednej scenie, zatrzymane w kadrze, niczym powidoki. Dominującą formą wypowiedzi jest tu miniatura (obrazek), co pozwala czytelnikom na lekturę powolną, nieciągłą, chociaż poszczególne rozdziały tworzą przecież zwartą całość. Ale ważniejsze od wydarzeń zdają się nasycenie emocjami i eseistyczny tok narracji opartej na skojarzeniach. Wspomniane już wcześniej odwołania kulturowe i cytaty (słowa dziadka Mieczkowskiego i sentencja Marii Janion) stawiają znak równości pomiędzy kulturą wysoką a popularną (być może nawet uznając przewagę tej ostatniej).

Cały czas poruszamy się na pograniczu wspomnienia, eseju i prozy fikcjonalnej. Jak napisałam wcześniej, jest to ulubiona forma wypowiedzi autorki, stosowana z dobrym skutkiem od wielu lat, bo Mizińska jest pisarką płodną i ma dużo do (o)powiedzenia. Wybór takiej właśnie formy nie jest, rzecz jasna, przypadkowy. Dzięki niej autorka dociera bowiem do treści uniwersalnych, a czyni to nie za pośrednictwem naukowego dyskursu, lecz poprzez jednorazowe, osobiste doświadczenie, sama stając się obiektem własnej obserwacji i ciekawości badawczej.

Pomimo przewrotnego zastrzeżenia, że wszelkie podobieństwo do rzeczywistych osób i zdarzeń jest przypadkowe, czytelnicy mają jak zwykle u Mizińskiej nieodparte wrażenie obcowania z dokumentem – bardzo osobistym i bardzo autentycznym. Jak w wielu wcześniejszych jej książkach najważniejszą bohaterką jest „ja”, nazwane tutaj – Heleną. Można powiedzieć, że nic w tym oryginalnego, pisarz zawsze mówi o sobie, wysnuwa nić narracji z głębi swojej (pod)świadomości. Eksponowane „ja” autorskie nie ma tu jednak nic wspólnego ani z egocentrycznym „ja” Gombrowicza, ani z groteskowym Watowskim Ja z jednej strony i ja z drugiej strony mego mopsożelaznego piecyka. W zastosowanej konwencji nie znajdziemy śladu narcyzmu czy prowokacji. Mizińska opowiada o „Helenie” (o sobie) tonem chwilami żartobliwym, czasem lekko i dowcipnie, ale w tle są zawsze spokój i powaga, wynikające z szacunku dla czytelników.

Wybór takiego bohatera jest efektem daleko posuniętej rzetelności, gdyż „ja” to obiekt najlepiej rozpoznany, najdłużej znany, nieustannie dostępny obserwacji, analizie, a jednocześnie zawsze kryjący w sobie tajemnice, niespodzianki, głębinowe warstwy przesłonięte wspomnieniami, skojarzeniami, reminiscencjami lekturowymi, doświadczeniem i wyobraźnią. A zasadniczą treścią „księgi poznania” jest nie autoanaliza, lecz identyfikacja i wartościowanie elementów świata zewnętrznego. W trakcie lektury czytelnicy mają się nieustannie zastanawiać, o kim naprawdę pisze Jadwiga Mizińska. Czy opowiada o sobie i o autentycznych osobach należących do własnej rodziny (jeśli tak, byłoby to imponujące „drzewo genealogiczne”, nie tyle ze względu na rozmiar, ile z uwagi na indywidualności – osobowości wyraziste, choć szkicowane kreską lekką, zaznaczającą jedynie najbardziej charakterystyczne rysy postaci)? A może przy pomocy skrótu – jak w reportażach Melchiora Wańkowicza – przedstawia syntetyczny portret kilku osób w jednej postaci literackiej albo też stosuje narrację pierwszoosobową jedynie jako literacką konwencję, pozwalającą na włączenie zasłyszanych opowieści we własną historię (bo Mizińska, jak każdy rasowy pisarz, „ma ucho”)? Czy może wreszcie tworzy byty całkowicie fikcjonalne, fantomy skonstruowane na użytek opowieści, którymi ilustruje swój wywód?

Tytułowy Wróż to wiejski prorok, który nie każdemu chciał wróżyć, bo gdy czyjaś przyszłość rysowała się w zbyt czarnych barwach, wolał odmówić lub obrócić przepowiednię w żart. Żyjący we własnym świecie iluminacji i objawień Wojciech „nie mieli serca do roboty” (Mizińska konsekwentnie używa gwarowego pluralis), więc gospodarstwem zająć się musiała żona – Aniela. Wojciech zaś – wystrojeni w papuzie, pstrokate szatki (niczym „ptak malowany”) – budowali kapliczki, rozmawiali, przepowiadali przyszłość, wieszczyli… Wokół pojawiają się liczne postaci tła, i to one współtworzą klimat i koloryt tej dziwnej opowieści, której narracja jest prowadzona językiem literackim wymieszanym z gwarą i w której wiejskie odpusty bezpośrednio sąsiadują z radą wydziału lub sesją egzaminacyjną. Każdy chce być „opowiedziany” i każdy musi być wysłuchany, gdyż „każdy ma swoją opowieść”. Pierwszoosobowa narracja staje się więc niepostrzeżenie wypowiedzią chóralną, polifoniczną, w której to, co mówi Helena, jest tylko jednym z głosów.

Helena współdzieli los ludzi, o których opowiada, i współuczestniczy w ich egzystencji. Jest profesorem i pracuje na uniwersytecie, ale jest też wnuczką swojej babki, małą Helenką, kobietą ze wsi, człowiekiem. Postrzega świat tyleż głęboko, co prosto, pierwotnie, naiwnie (w najlepszym rozumieniu tego słowa). Jest postacią szczególną, egzystującą na wielu planach, usytuowaną pomiędzy światami (w „międzyświatach”) niczym wróż Wojciech. Rozumie życie i ludzi nie poprzez mądrość nabytą z ksiąg, lecz poprzez rzadką zdolność utrzymania więzi z własną przeszłością, dzieciństwem, genealogią, źródłem, korzeniami.

Bohaterka i narratorka tej opowieści doświadcza nieustannej wspólnoty z ludźmi, jaką jest przecież codzienna egzystencja, oznaczająca podległość prawom natury, pogody, chorobom, umieraniu, powtarzalnym zdarzeniom i czynnościom, rytuałom, obrzędom, rozmowom. Najważniejszym wykładnikiem tej wspólnoty jest, oczywiście, język. Prosty, służący porozumieniu, „odkłamany”, przekazujący, a nie skrywający, myśli i emocje.

Głównym tematem Wróża i osią konstrukcyjną książki jest wątek doświadczenia mistycznego prowadzącego do odzyskania wiary. To jedno zdarzenie musiało jednak zostać obudowane fabułą i polifoniczną narracją, aby umożliwić czytelnikom dotarcie do sedna przeżyć, których efektem staje się „testament znaleziony w wannie”. Budując napięcie i opisując ten niezwykły moment swojego życia, autorka odwołuje się (co byłoby niemożliwe bez wcześniejszego nakreślenia kontekstu) do świetnie znanych symboli, motywów i toposów, takich jak uzdrowienie, kąpiel, utrata wagi (ciało zanurzone w wodzie), zmycie brudu, przemiana, samooczyszczenie, chrzest.

Kluczem do tej powieści są – jak mi się wydaje – emocje. Tylko przy ich udziale można pokusić się o pełne zrozumienie historii Wróża (proroka) i jego obserwatorki (uczennicy, apostołki). Bowiem według Mizińskiej właśnie emocje stanowią narzędzie do poznania świata. Nie scjentystyczne analizy i dywagacje, nie intuicja i nie iluminacja nawet, ale przeżywanie – głębokie i pozarozumowe (przynajmniej w pierwszej chwili). Później następuje etap analizowania własnych uczuć, ich rozpoznawanie, nazywanie i powtórne (już świadome) doświadczanie, do którego dochodzi w trakcie pisania. Ta metoda, która wydaje się całkowicie oryginalna, łączy cechy naukowego (auto)badania i artystycznej kreacji.

Zawsze uderzała mnie w osobowości Jadwigi Mizińskiej zdolność do dziwienia się i zachwycania życiem i sobą jako elementem i odbiciem świata. Przed laty napisałam o niej, że jest jedyną znaną mi osobą, której mądrość nie przerodziła się w zgorzknienie. W życiu i w pisarstwie autorka Wróża trzyma się z dala od polityki, doraźności – i ta perspektywa (dystans, mądry spokój) pozwala jej oddzielać ziarno od plew. Mizińska nie stworzyła szkoły filozoficznej, za co ją zresztą parę razy (z sympatią i w żartach) upominano przy okazji jubileuszu (Księga przyjaciół), ale ma wyznawców i uczniów. Ma też własny, oryginalny styl (widoczny w życiu i rozpoznawalny w literaturze). A przecież – jak wiadomo – styl to człowiek.

Wróż jest powieścią i esejem, jest tym wszystkim, o czym napisałam w pierwszych akapitach tego tekstu, ale jest też (a może przede wszystkim) świadectwem otrzymanej od życia lekcji pokory – nauczycielami zaś są Pociągowa, Cioran, Matka, Janion, Bolek, Miłosz, Wróż Wojciech, Tokarczuk i inni. Pomiędzy nimi słychać głos autorki – przepojony bólem i zachwytem, grozą i miłością do ludzi i świata.

___________________________

Jadwiga Mizińska: Wróż. Wydawnictwo UMCS, Lublin 2016, ss. 386.