Bogdan Kolomijczuk. Pojedynek

Spis treści numeru 3/2017

Pojedynek

Hrabina Sieniawska nijak nie mogła wyzbyć się niepokoju. Po wyjściu z karety kobieta poczuła podmuch jesiennego wiatru na mokrym od potu czole. Wzdrygnąwszy się, zakryła czoło ręką, ale rękawiczka okazała się równie chłodna. Jednak przede wszystkim dokuczał jej niezrozumiały strach. Obok stało czterech oddanych strażników, lecz to jej nie uspokajało. Jeden z nich trzymał w ręku zapaloną lampę, która bez powodzenia wydzierała nocy niewielką rozjaśnioną przestrzeń. Czuć było gryzący zapach oleju i rozgrzanego szkła.

– Ty ze mną – krótko rozkazała pani Sieniawska strażnikowi z lampą – wy zostańcie tutaj i zaczekajcie.

Mężczyźni skłonili się. Ten, który otrzymał rozkaz towarzyszenia swej pani, podał jej rękę. Kobieta wsparła się na niej i ostrożnie ruszyli krętą ścieżką w dół.

Ścieżka prowadziła do ustronnego domu zajezdnego, który migał w ciemności dwoma przymrużonymi oknami, z oddali przypominającymi czyjeś czujne oczy. Gdy podeszli bliżej, hrabina i jej strażnik zatrzymali się.

– Wejdź do środka i zapytaj gospodarza, czy zatrzymał się u niego człowiek, który nazywa siebie Ostrożaninem – rozkazała kobieta.

Strażnik skinął, zostawił jej lampę i poszedł wykonać rozkaz. Po kilku minutach wrócił, informując, że taki mężczyzna faktycznie przybył tu przed godziną i siedzi za stołem, na prawo od wejścia. Hrabinę z jakiegoś powodu poruszyła ta wieść, jakby nie dla spotkania z nim odważyła się na nocną podróż tutaj aż z Lwowa.

Zdecydowanym ruchem przekazała mu lampę, znów podała rękę, po czym strażnik wprowadził ją do niewielkiego zatęchłego pomieszczenia, gdzie siedzieli ci, którzy zatrzymali się tu na noc. Ktoś się upijał, ktoś grał w karty, a komuś po prostu chciało się pogadać dla zabicia czasu. Hrabina Sieniawska spojrzała w prawo, na ciemną męską postać za pustym stołem. Ze względu na to, że przybyły nie zamówił nawet kwarty piwa, oszczędny gospodarz nie przyniósł mu świeczki. Strażnik postawił przed nim lampę. Światło wydobyło z ciemności chuderlawe oblicze z krótko przystrzyżoną brodą około czterdziestoletniego mężczyzny. Jego oczy były zamknięte, wydawało się, że śpi i obudzi się dopiero wtedy, gdy ktoś się do niego zwróci.

– Witam, panie… Ostrożaninie – powiedziała hrabina.

Jej głos był twardy i nic nie zdradzało niedawnego niepokoju.

Mężczyzna otworzył oczy, nieśpiesznie wstał i skłoniwszy się, znów usiadł na ławie.

– Nie znam twojego prawdziwego imienia – ciągnęła dalej kobieta – jeśli je zdradzisz, będę się do ciebie zwracała, jak należy. Ten, kto umówił nasze spotkanie, nazwał cię Ostrożaninem.

– Nie przejmuj się tym, waszmość pani – odpowiedział – większość właśnie tak się do mnie zwraca. Poza tym naprawdę jestem z Ostroga.

Jego głos był nieco zachrypły i wyczuwało się w nim ukrytą ironię. To trochę denerwowało, jednak hrabina Sieniawska udała, że jej nie zauważyła. Nie pozostawało jej nic innego. Zresztą ona sama chciała spotkać się z tym mężczyzną.

Uśmiechając się w odpowiedzi, usiadła naprzeciw, bokiem do rozmówcy. Po krótkiej pauzie dała znak strażnikowi, by odszedł dalej. Kiedy ten był już kilka dobrych kroków od nich i przysiadł się do grających w karty, nie tracąc przy tym z oczu swojej pani, hrabina powiedziała:

– Nasz wspólny przyjaciel, którego już wspominałam, mówił, że jesteś mistrzem szermierki… To prawda?

Mężczyzna uśmiechnął się. Nawet przez woalkę można było zauważyć, że hrabina Sieniawska jest niebywale piękną kobietą – Ostrożanin na chwilę wstrzymał się z odpowiedzią, próbując w myślach domalować rysy, których nie mógł dojrzeć. I mimo że jego wzrok zupełnie nie zdradzał takiego zainteresowania, hrabina odczuła je. Niewątpliwie teraz ta rozmowa miała potoczyć się inaczej. Jednak Ostrożanin odpowiedział z tą samą chłodną obojętnością:

– Pułkownik sam nieźle zna się na sprawie, toteż pozwolę sobie się z nim zgodzić.

– Dokładniej, powiedział, że nikt w całej Rzeczypospolitej nie włada szablą jak ty – mówiła nieco zdziwiona jego tonem.

– Myślę, że znajdzie się dwoje, może troje, którzy zaprzeczą Waszej Miłości.

– I tak sławetny człowiek nie ma ani tytułu, ani herbu1, ani nawet nazwiska? – szczerze zdziwiła się pani Sieniawska.

– Jestem znany i tytułowany pośród rycerzy, Wasza Miłość. W pełni mi to wystarcza. Cała reszta mało mnie interesuje – wyjaśnił.

Hrabina uśmiechnęła się.

– W dzisiejszych czasach rzadko można usłyszeć taką odpowiedź, nawet z ust mężczyzny – powiedziała.

– Ale interesuje mnie złoto, Wasza Miłość – zaznaczył Ostrożanin – i taką odpowiedź można usłyszeć na każdym kroku. Nie jestem pod tym względem wyjątkiem…

– Cóż, panie Ostrożaninie, właśnie dlatego tutaj przyszłam. Zaproponować pieniądze w zamian za twoje umiejętności – powiedziała hrabina.

– Moja szabla do twoich usług – odpowiedział krótko.

Mężczyzna, wydawało się, ucieszył się, że w rozmowie pojawił się wątek finansowy.

– Potrzebujesz, pani, zaufanego strażnika? – zapytał, przenikliwie spoglądając w kierunku tego, który siedział niedaleko.

– Nie – zaprzeczyła. – Potrzebuję kogoś, kto będzie bronił mojej czci.

Ostrożanin, nie wstając, ukłonił się.

– Kogoś, kto pomściłby obrazę – doprecyzowała hrabina.

Mężczyzna spochmurniał. Potarł czoło i odwracając wzrok, westchnął ciężko, jakby już żałując, że przemierzył tak daleką drogę z Ostroga na próżno. Gdy znów spojrzał na hrabinę, w jego oczach błyszczały żal i rozczarowanie.

– Wasza Miłość – zaczął – jestem szermierzem, nie zabójcą. Jeśli chcesz czyjejś śmierci, znajdź mistrza w tym rzemiośle.

– Nie powiedziałam, że chcę jego śmierci – odparła hrabina. – Powiedziałam, że chcę zemsty.

W głosie kobiety wyczuwalna była taka władczość, że Ostrożanin zamilkł i spuścił głowę.

– Wyjdźmy na zewnątrz – nakazała, podając mu rękę.

Wstali i ruszyli do drzwi. Strażnik natychmiast udał się w ślad za nimi.

– Ten człowiek jest rycerzem, tak jak i ty – powiedziała hrabina, gdy byli na zewnątrz – i ponad wszystko kocha sztukę fechtunku. Cała jego cześć i honor jest w szabli… Chcę, by poniósł porażkę na oczach przyjaciół, sług, na oczach każdego, kto będzie w tym momencie w pobliżu. Tylko wtedy ten niegodziwiec poczuje to, co ja czuję teraz.

Wiatr szarpnął woalkę i odsłonił twarz hrabiny Sieniawskiej. Ostrożaninowi wydało się, że zobaczył na niej drobne, błyszczące łzy. Kobieta odwróciła się. Na moment zapanowała cisza.

– Powiedziałaś, że lubuje się w sztuce fechtunku – wreszcie odezwał się mężczyzna – w takim razie ten, który cię skrzywdził, może mnie znać.

Hrabina stanowczo pokręciła głową.

– Jest obcokrajowcem. Poza tym z jeszcze innego względu mogę uznać, że się nie znacie… Powiadomię cię, gdzie i kiedy będzie ze swoim pocztem. Wybrawszy odpowiedni moment, podejdziesz i wyzwiesz go na pojedynek. Widzisz, nie wymagam zabójstwa… Jeśli zechcesz, darujesz mu życie.

– A po wszystkim bez trudu mnie pojmą – uśmiechnął się Ostrożanin.

– To będzie miejsce, gdzie rzadko zjawiają się straże albo hajducy – zapewniła kobieta.

– A jego słudzy?

– Czyż kodeks rycerski nie mówi, że zwycięzca może odejść wolno? Co prawda, po tym trzeba będzie jak najszybciej opuścić Rzeczpospolitą. Dam wystarczającą ilość pieniędzy, żebyś mógł rozpocząć nowe życie gdzie indziej.

Ostrożanin ze zdziwieniem spojrzał na nią. Więc chodzi o ogromną sumę pieniędzy! Co w takim razie uczynił ten mężczyzna? Próbował odgadnąć, uważnie obserwując hrabinę, wsłuchując się w jej głos, jednak mrok chował wszystkie tajemnice, a bezużyteczna lampa nie była w stanie ich odkryć.

– Odpowiedz – bardziej poprosiła, niż nakazała pani Sieniawska.

Szermierz zdecydował się nie zastanawiać nad drobiazgami, które go nie obchodziły, i zapytał:

– Jaką dokładnie sumę otrzymam od Waszej Miłości?

Kobieta odpowiedziała natychmiast:

– Dwadzieścia dukatów, z których dziesięć jestem gotowa zapłacić już teraz, jeśli zgodzisz się zająć tą sprawą.

Ostrożanin jęknął, jakby ktoś z całej siły uderzył go w brzuch. Potem cicho wymamrotał coś w stylu „a niech mnie kule biją” i ciężko wypuścił powietrze.

– Zgadzasz się? – nieco zdenerwowana zapytała hrabina.

– Rany boskie! – wykrzyknął. – Oczywiście, że się zgadzam! Za takie pieniądze…

– Ciszej – pohamowała go pani Sieniawska.

– Daj mój zadatek i jutro pohańbię tego niegodziwca na oczach całego miasta – mówił jak natchniony.

– Nie nazywaj go tak – powiedziała kobieta. – Nie tobie decydować, kim jest.

Ostrożanin skłonił się pokornie. Hrabina dała znak strażnikowi i ten, przystępując do nich, podał mu skórzaną sakiewkę. Szermierz poczuł jej przyjemny ciężar.

(…)

1 Chodzi o stan rycerski, oprócz tytułu i nazwiska brakuje herbu.

Ciąg dalszy w papierowym wydaniu „Akcentu”.