25-lecie Akcentu

Z życia redakcji i fundacji

25-lecie „Akcentu”

 Od lewej: Waldemar Michalski, Bogusław Wróblewski, Bohdan Zadura
Od lewej: Waldemar Michalski, Bogusław Wróblewski, Bohdan Zadura

Lublin zwykle bywa kojarzony z Unią Lubelską (z akcentem na Litwę) i freskami w kaplicy na lubelskim zamku (z akcentem na Ruś) oraz z „Akcentem”, pismem, które nieprzypadkowo właśnie tutaj powstało. (…) Lubelski „Akcent” zapamiętale penetruje literackie ostępy i artystyczne mateczniki – raz będzie to literatura węgierska lub ukraińska, innym razem Polacy tworzący w USA czy Kanadzie. „Akcent” umiejętnie koloryt wielokulturowości potrafił podnieść do roli osobnego zjawiska, ukazać nową jakość i szczególne piękno kultury rodzącej się ze ścierania pierwiastków. W ten sposób z lokalnej tradycji stworzył program realizowany konsekwentnie od prawie 25 lat. (…)

„Akcent” jako pierwszy w Polsce wyakcentował problem Europy Środkowo-Wschodniej, kilka numerów tematycznych poświęcając zjawisku „kulturowego pogranicza” i badając sąsiedzkie związki kultury polskiej z kulturą żydowską, ukraińską, cygańską, niemiecką czy austriacką. Nie bez racji Lublin do dziś uchodzi w powszechnej świadomości za modelowy przykład miasta zachodniego, będącego zarazem oknem stale otwartym na Wschód. Nabyć można „Akcent” w księgarniach całej Polski, a jest on również jednym z niewielu polskich periodyków kulturalnych stale dostępnych na rynku amerykańskim. Wziąwszy pod uwagę, że pismo nosi podtytuł „literatura i sztuka”, że na sponsorów prywatnych może liczyć sporadycznie i że redagowane jest (po godzinach) głównie przez pracowników naukowych lubelskich uczelni, trzeba uznać, iż mamy do czynienia z fenomenem. (…)

Znakomitym poprzednikiem „Akcentu” była „Kamena” – pismo literackie założone w roku 1933 w Chełmie, a potem przez wiele lat wydawane w Lublinie. „Kamena” przez cztery dziesięciolecia absorbowała wszystko, co istotnego dokonywało się w literaturze, wystarczy powiedzieć, że do współpracowników pisma należał Józef Czechowicz, Józef Łobodowski czy Bruno Schulz, a po wojnie Edward Stachura. W drugiej połowie lat 1970. nadal środowiskową nobilitacją była publikacja w „Kamenie”, chociaż pismo zaczęło tracić temperament i publicystyka polityczna poczęła dominować nad literaturą. Od roku 1977 początkujący pisarze z Lublina mieli tam nawet dodatek „młodoliteracki” pt. „Źródła”, ale przewodników literackich szukali już sobie gdzie indziej; zapraszano do Lublina Annę Kamieńską, Tadeusza Nowaka, Adama Zagajewskiego (do Dominikanów), Artura Sandauera; uważnie czytano Stanisława Barańczaka. Redaktor dodatku, student polonistyki UMCS, Bogusław Wróblewski, artykuł wstępny do 10 numeru zakończył zdaniem: „Lubelskiej literaturze potrzebny jest nowy akcent”. Czasem (na szczęście) życzenia się spełniają i „Akcent” rzeczywiście się narodził. Autor wspomnianego zdania został wiosną 1980 r. redaktorem naczelnym almanachu (który po Sierpniu stał się kwartalnikiem), pozostając nim do dnia dzisiejszego. (…)

Wacław Oszajca wspominał, że „Akcent” narodził się na Orlej w mieszkaniu Bogusława Wróblewskiego, gdzie przyszły naczelny mieszkał z żoną, synem, matką i siostrą. W gruncie rzeczy „mieszkali” tam jeszcze młodzi literaci z Lublina – co Oszajca kładzie na karb stoickiej cierpliwości rodziny Wróblewskiego. Że pismo takie było w Lublinie potrzebne, dowodzi fakt, że odzew nastąpił nie tylko ze strony literatów, publicystów czy krytyków literackich, ale też naukowców różnych specjalności.

„Akcent” od początku przełamywał stereotypy, i nie mogło być inaczej, skoro pismo objął najmłodszy bodaj w Polsce redaktor naczelny, liczący sobie wówczas lat dwadzieścia i pięć. Najważniejsze persony w „Akcencie”, obecne w nim od samego początku do dzisiaj, to puławianin Bohdan Zadura (absolwent UW), lublinianin Bogusław Wróblewski (absolwent UMCS), rodem z Włodzimierza Wołyńskiego Waldemar Michalski (absolwent KUL). Puławy, Lublin, Wołyń – linia, w której jest coś z symbolu. Oczywiście, kiedy rodzi się nowe pismo, wiele rzeczy trzeba wykoncypować – był już tytuł i przemyśliwano nad formą graficzną. Narodziła się ona w nieistniejącym już barze „Maleńki” przy ul. Narutowicza (…), gdzie specialite de la maison stanowiła golonka podawana do wódki, żargon właściwy szewcom i dorożkarzom, gdzie jednym słowem – „można było dostać kiścią winogron po pysku”. Tam grafik Jan Popek przyniósł projekt, który bardzo przypadł Wróblewskiemu do gustu. Nowatorstwo pomysłu leżało w tym, że typowy arkusz drukarski podzielono nie na 16, ale na 12 części, otrzymując wydłużony kształt elgrekowski; dodatkowo – poza wizualną – zaletą projektu było i to, że do minimum zredukowano obszar niezadrukowanego papieru, a motyw oszczędnościowy był w tym czasie nader istotny. Tak więc już pierwszy numer „Akcentu”, z wiosny 1980, posiadał wszystkie te walory, które do dziś stanowią o jego specyfice.

Zrekapitulujmy rzeczy najważniejsze, które „wydarzyły” się w „Akcencie” przez prawie 25 lat: ukazały się trzy numery monograficzne, poświęcone delikatnej kwestii „pogranicza narodów i kultur” – wówczas prawie nietkniętej, a wywoływanej jedynie w powieściach Kuśniewicza, Stryjkowskiego czy Wittlina. W roku 1981 (sic!) numer o powstaniu listopadowym zawierał reprodukcje ówczesnych dokumentów, a także obszerne omówienie recepcji powstania w literaturze niemieckiej, angielskiej i amerykańskiej. Furorę zrobiły pieśni powstańcze publikowane po raz pierwszy w całości, signum temporis była także współczesna poezja polityczna Stanisława Barańczaka. W 1984 powstał numer monograficzny o powstaniu warszawskim; inne redakcje prześlizgiwały się po tym temacie, gdy w „Akcencie” – co stało się regułą – zjawisko analizowano wszechstronnie piórami historyków, literaturoznawców, historyków kultury. W numerze omówiono m.in. twórczość plastyczną w czasie powstania, unikatowe zjawisko powstańczej poczty, a także przypomniano pieśni Warszawy, nawet historykom znane dotąd jedynie we fragmentach. Niemal każdy numer przynosił pogłębioną analizę jakiegoś zjawiska rozpatrywanego przez przedstawicieli różnych nurtów w humanistyce. Jednym z tematów tabu w państwie socjalistycznym było samobójstwo – w „Akcencie” analizowali je filozofowie, socjolodzy, teksty poświęcono Sylvii Plath, Bolesławowi Wieniawie-Długoszowskiemu, Witkacemu. W trzechsetną rocznicę wiktorii Sobieskiego pod Wiedniem ukazał się numer nt. związków polsko-austriackich, później wyszedł numer „polsko-niemiecki” oraz „węgierski”, ukazały się jedne z pierwszych tekstów o Polakach w Estonii, o społeczności tatarskiej w naszym kraju, esej o polskich realiach w powieściach I. B. Singera, będący zarazem pierwszym ważnym polskim tekstem o Singerze (1980!).

25 lat „Akcentu” to także kompendium współczesnej polskiej sztuki. Jana Lebensteina polskiemu odbiorcy „Akcent” przedstawił już w numerze pierwszym z roku 1991, niedługo po tym, gdy Bogusław Wróblewski odwiedził artystę w jego pracowni w Paryżu (…) Retrospektywna wystawa Lebensteina w Muzeum na lubelskim Zamku odbyła się kilka lat później. Głośna wystawa Chagalla (2003r.) również poprzedzona była bogatym omówieniem twórczości malarza z Witebska 6 lat wcześniej – w pierwszym numerze „Akcentu” z roku 1997. Można by rzec, że i tu „Akcent” przecierał szlaki. W roku 1982 zaprezentował prace Jerzego Dudy-Gracza, mieli swoje „numery” Zdzisław Beksiński i Kazimierz Mikulski, a także malarze z Lubelszczyzny (…). Publikował tu cały lubelski parnas naukowy. Jerzy Bartmiński tutaj ogłosił po raz pierwszy zarys swej koncepcji etnolingwistycznej (numer ten jest dzisiaj białym krukiem) i szkic o języku folkloru na pograniczu polsko-ukraińskim. Światło dzienne ujrzała tutaj rozprawa Anny Pajdzińskiej i Heleny Borowiec, które zrobiły badania językoznawcze na terenie Lubelskiego Zagłębia Węglowego, błyskawicznie zmieniającego się pod względem językowym. Równie chętnie publikowali w „Akcencie” literaturoznawcy. Jerzy Święch przez dłuższy okres dawał się tu poznać jako autor felietonów w cyklu refleksji o współczesnym świecie z pozycji uczonego zatytułowanym „Słowa i metody”. Bywali też na łamach: Alina Kochańczyk, Alina Aleksandrowicz, Krzysztof Stępnik, Barbara Jadczak, Arkadiusz Bagłajewski, Paweł Nowak, Artur Timofiejew, a spośród profesorów KUL, m.in. Irena Sławińska (badaczka z „Akcentem” zaprzyjaźniona), Józef Fert czy Władysław Panas, który umieszczał tu swe pierwsze teksty na tematy żydowskie. Z grona anglistów sporo publikował Jerzy Kutnik, m.in. o współczesnej literaturze amerykańskiej (przybliżył polszczyźnie Johna Cage`a). Były znaczące wypowiedzi germanistów – Janusza Golca czy Jana Mizińskiego, który wprowadzał polskiego czytelnika w prozę Güntera Grassa, zamieszczając tu m.in. w roku 1980 swe tłumaczenie fragmentów arcyważnej powieści Spotkanie w Telgte. Wiele publikowali w „Akcencie” historycy: Jan Lewandowski, Zygmunt Mańkowski, Adam Andrzej Witusik. Odkąd Krzysztof Jarosław Brozi zadzierzgnął więzi „Akcentu” z filozofią, pismo obfitowało w eseistykę filozoficzną, w latach 1980. zawsze odbiegającą od marksistowskiej ortodoksji. Stefan Symotiuk rozwijał tutaj swój oryginalny cykl ejdetyczny, Tadeusz Szkołut przybliżał czytelnikom meandry postmodernizmu. Nie brak było uznanych autorów spoza Lublina – Ryszard Kapuściński nie tylko napisał specjalnie dla „Akcentu” bardzo ważny tekst o globalizacji, ale także zrobił coś, czego nie robił od dziesiątków lat. Kapuściński debiutował przed wielu laty tekstami reporterskimi o polskiej rzeczywistości, ale później raczej się na tematy krajowe nie wypowiadał. Wyjątek zrobił dla Nałęczowa w roku 1996, a ów tekst przeznaczył właśnie dla „Akcentu”. Na 70. rocznicę urodzin Tadeusza Konwickiego naczelny „Akcentu” nakłonił Adama Michnika do osobliwej wypowiedzi – Michnik skomentował prozę jubilata bardzo osobiście, przywołując cytaty, które go szczególnie obeszły (na 75 urodziny pisarza „Gazeta Wyborcza” dokonała przedruku „akcentowego” tekstu bez zmian). Sam Konwicki w roku 1993 powierzył „Akcentowi” swe refleksje po zbyt chłodnym przyjęciu Lawy – tekst to kanoniczny dla zrozumienia tego, jak na percepcję dzieła wpłynąć może społeczno-polityczny kontekst. W numerze „Akcentu” poświęconym literaturze science fiction ukazało się nigdzie indziej nie publikowane wyznanie Stanisława Lema – Czy odchodzę od science fiction? W lubelskim kwartalniku umieścił pierwodruki kilku swoich tekstów eseistycznych Tomas Venclova, tutaj ukazało się pierwsze polskie tłumaczenie Szatańskich wersetów Salmana Rushdiego czy Malowanego ptaka Jerzego Kosińskiego (zaopatrzone w przypis, że tytułowy ptak powinien być raczej Po-malowany). Były różne inedita, np. nieznany wiersz Andrzeja Bursy Majakowski mówi nie, zdjęty przez cenzurę w roku 1988, mógł „Akcent” wydrukować dwa lata później. Po raz pierwszy wypłynęły tu też na światło dzienne nieznane listy Józefa Czechowicza. Od początku popularyzowano literaturę emigrantów: Jeleńskiego, Łobodowskiego, Mostwin, Wata. Publikowali tu najwybitniejsi twórcy białoruscy, stale obecni są Ukraińcy, łącznie z najpopularniejszym pisarzem ukraińskim młodego pokolenia Jurijem Andruchowyczem, który swoją podróż na Zachód, ku Europie, wraz z Mykołą Riabczukiem i całą grupą „BuBaBu” rozpoczynał z końcem lat 1980. m.in. właśnie w „Akcencie”. Lubelskiemu pismu kontakt z krajem zawdzięczają też „polscy Amerykanie” i „polscy Kanadyjczycy” – emigranci i potomkowie emigrantów, często noszący w sobie dwie ojczyzny czy może w gruncie rzeczy już nie dającą się rozdzielić megaojczyznę polsko-amerykańską. (…)

Bogusław Wróblewski wśród pisarzy, którzy ukształtowali jego sposób myślenia o świecie, wymienia Teodora Parnickiego, eksponującego (np. w powieściach Koniec Zgody Narodów, Muza dalekich podróży) niezwykle ciekawe zjawisko mieszańca kulturowego, po trosze należącego do różnych światów, którego widnokrąg jest nienaturalnie, twórczo rozszerzony. „Akcent” zgłębiał pogranicze jako pierwszy, wierząc, że rodzą się tam zjawiska kulturowo intrygujące. Dzisiaj wydaje się już oczywiste, że mniemanemu zderzeniu cywilizacji zapobiec mogą jedynie enklawy powstałe na pograniczu; przeciwieństwo rzymskiego limesu, który dzielił świat na swoich i barbarzyńców. Cały świat stał się dziś sienkiewiczowskim postawem sukna, ale zszywanego przez stulecia z wielu mniejszych. „Akcent” od lat nie ustaje w pracy nad wzmocnieniem owego kulturowego szwu, bo na zszyciu (czyli pograniczu) materiał pęka najłatwiej. Naczelny „Akcentu” powiedział kiedyś: „Po roku 1989 […] „Akcent” nie musiał się specjalnie zmieniać, nastąpiło raczej zestrojenie ze światem, który – przynajmniej częściowo – zbliżył się do naszych wyobrażeń”.

fragmenty artykułu Łukasza Marcińczaka pt.„Lubelski Akcent”, AS UMCS nr 3 (12) 2004