Słoje drzewne
Myślałam, że czas to oddech świata.
Wielki duch lasów, zwierząt, kamieni.
Żywot wieczny. Niewidzialne amen.
Usiadłam na nisko ściętym pniu
jak na tarczy zegara. Boże mój,
jestem tak stara, jak jeszcze nigdy nie byłam.
I teraz dopiero, w środku eterycznej duszy,
odnalazłam swoje ciało. Jest. Pięknie jest,
dotknąć i uwierzyć.
Odgarniam z czoła blady kosmyk. Wierzę.
Przykładam dłonie do kolan. Wierzę.
Wierzę w fizyczne ciepło moich rąk,
jak jeszcze nigdy. Jest. Dobrze jest,
tak się zestarzeć przed śmiercią.
To wszystko
Przychodzisz do mnie z innego języka
i muszę siebie uprościć, żebyś zrozumiał
choćby tylko tę pierwszą mnie – w dwóch słowach.
Pytasz, jaka jestem.
Przez kilkanaście dni opieraliśmy się na obrazach, może tylko dzieci
bawiły się na dworze, może jeszcze ktoś wyszedł, bo musimy pracować i wtedy
nie zawsze mamy dostęp, poza tym ekran i relacje na gorąco, płoną, w każdym
kanale dym i głosy, głosy, a my w tych kanałach, a my tak bardzo blisko, a przecież mówiliśmy, tylko nikt nas nie słuchał, a teraz patrzcie, patrzymy, czerwony
pasek u dołu, płoną nowe relacje na żywo, młody chłopak opuścił ten świat,
mówił, że nie chce umierać, będzie bohaterem, nie ma wyjścia, z każdej sytuacji
jest jakieś wyjście, szukamy wyjścia, szukają, my w obrazach, liczymy, że znajdą,
liczymy, że się nie powtórzy scenariusz, o którym wiemy, że może, my naród,
my honor, my ziemia współczująca, obyśmy się mylili, w obrazach siła i moc,
mówią, mówią, działają w tle, żółte paski, niebieskie paski, u dołu ekranu, dzieje się,
piękna pani w hełmie w kolorze piasku pustyni, wstrząśnięta, zajmuje pierwszy plan,
kto ciebie, babo, tam posłał z nienagannym makijażem, my chcemy tła, chcemy
wiedzieć, co się dzieje w tle, ono jest tak blisko, głosy, głosy, dymy, ogień,
tu naprawdę nie chodzi o miłość, wierność i że nas nie opuszczą, aż do śmierci.
Może jednak mają jakiś plan B. Może mamy. A ja mam to wszystko ująć
w dwóch słowach –
jestem zmęczona.
Taka jestem. Tylko w swoim języku mogę jeszcze cokolwiek zrozumieć.
I po raz pierwszy tu, w wierszu, ryzykuję wspólnotę. Jakąś zbiorowość.
W obrazach. Od kilku dni mówią, wyciszamy fonię. Patrzymy na paski,
żółte, niebieskie, czerwone. Na chwilę wstajemy, żeby pokroić chleb,
posmarować masłem. Co się z nami stało? Nic. Jesteśmy normalni,
może po raz pierwszy, robimy, co się da, robimy to wszystko
i oszczędzamy krew. Kanały płoną, my tu, w bliskim dymie,
posyłamy dzieci do szkoły.
A ty przychodzisz do mnie z innego języka
i pytasz, co teraz robię.
– Siedzę w fotelu i boję się wojny.