Ogród o rozwidlających się ścieżkach
Najnowszy zbiór opowiadań Pawła Huellego Talita przypomina ogród o rozwidlających się ścieżkach. Przywołuję słynny Borgesowski utwór, przekonany, że dzięki niemu można opisać w jakimś stopniu realność meandrycznego, nieoczywistego świata stworzonego przez polskiego pisarza (mimo że jest to też świat w pewnej mierze dobrze już oswojony – świat Gdańska). W prozie Huellego pointa często ulega przecież zawieszeniu, aby otworzyć przestrzeń dla domysłów i hipotez urągających prawom kostycznego racjonalizmu. Owszem, można zamienić się w M-skiego – niechlubnego bohatera debiutanckiej powieści pisarza Weiser Dawidek, który z taksonomii uczynił rodzaj fetysza – i starać się wszystko skategoryzować czy zinterpretować. Niemniej rozsądniej jest głosić pochwałę wątpliwości niż uzurpować sobie prawo do boskiej wszechwiedzy, zwłaszcza gdy ma się do czynienia z materią tak utkanych opowieści. Każda z nich bowiem prowadzi w innym kierunku, inną ścieżką czasu. I każda wydaje się poszerzać formułę tradycyjnie rozumianego realizmu o sferę niewiadomego, niczym niewidoczny zerwany most, o którym można powiedzieć niewiele lub zgoła nic: Zrozumiałem, że na zawsze pozostanie dla mnie niewyjaśnioną tajemnicą, tak jak dla niego [ojca bohatera – przyp. K.A.] pozostaną nią najmniejsze cząstki atomu o nieprzewidywalnych pozycjach (Most).
Spróbuję jednak wyjść poza tę metaforykę i powiedzieć wprost: w dwunastu opowiadaniach zamieszczonych w Talicie dochodzi do intrygujących zmian perspektyw, wszak mówi się tu tyleż o przeszłości, co o teraźniejszości. Huelle daje w ten sposób odpór tym spośród krytyków, którzy zarzucają mu pewien tradycjonalizm czy anachroniczność, i dowodzi, że interesuje go również nasze „tu i teraz”. Zbiór został ujęty w znamienną klamrę, wyznaczaną przez opowiadanie tytułowe i opowiadanie Cadyk – fabuły na wskroś współczesne, z realiami łatwo rozpoznawalnymi dla czytelników. To samo dotyczy zresztą także Szewca i Dnia biblioteki, a usytuowanie tych tekstów w książce, sprawiające, że np. z osiemnastego stulecia (Słoneczny dzień) przenosimy się w rzeczywistość dzisiejszą (wspomniany Szewc), przywodzi na myśl zasadę kontrapunktu. To z pewnością zabieg znaczący, do tego silnie rzuca się w oczy, bo akcja pozostałych opowiadań rozgrywa się w przeszłości, nawet bardzo odległej, jak w stylizowanych na narrację historyczną utworach Dąb i Miasto (opatrzonych swego rodzaju podtytułem Z kronik opactwa oliwskiego). W konsekwencji owa zmienność perspektyw czasowych pozwala Huellemu podkreślić uniwersalizm doświadczeń i zachowań postaci niezależnie od epoki, jej społecznego czy politycznego entourage’u, ponieważ pragnienie miłości, zmaganie się z utratą, pokusą lub grzechem niezmiennie znamionują kondycję ludzką.
Kim są bohaterowie Tality? Wielu z nich to w jakimś sensie postacie zwyciężone przez czas, jego miażdżącą siłę, która zmaterializowała się czy to w niełaskawym losie (jak w przypadku ciotki Fiony z Krawca), czy to w okrutnej Historii (jak w przypadku rozdzielonych przez wojnę zakochanych z Koncertu). Zawiedzione uczucia nie pozbawiły ich jednak pragnienia miłości, przeciwnie, jest ono wciąż silne, ale bohaterowie nie potrafią zerwać z postawą emocjonalnego wycofania, aby uczynić pierwszy krok i podjąć próbę zmiany swojego życia. Niewątpliwie wydarzenia z przeszłości kładą się cieniem na ich codzienności, którą cechują: cicha rezygnacja, jałowość, rozpamiętywanie tego, co mogło być dane, a do czego nigdy nie dojdzie. Do tytułowego opowiadania, rozgrywającego się w kaszubskiej scenerii podczas tzw. pustej nocy (czuwania przy zwłokach zmarłego), pisarz wprowadził enigmatyczną figurę Pana chłodu (mimowolnie nasuwa się tu skojarzenie z atmosferą Opowieści chłodnego morza, innego ze zbiorów prozy Huellego). Maryjka nie może się uwolnić spod jego władzy od wielu lat: Raz tylko była zakochana. Chłopak z akademika oczarował ja śpiewem i grą na gitarze. Chodzili na spacery przez leśne wzgórza, skąd widok chłodnego morza rozciągał się aż po Hel. Ale kiedy w studenckim pokoju zaczął miłosną grę, a raczej niezdarnie do niej zmierzał, odsunęła go stanowczo i na zawsze. Jakby Pan chłodu upomniał się o swoje prawa. Kiedy pojawia się dziwny nieznajomy (pątnik, może zakonnik…?), ani Polak, ani Kaszuba, w Maryjce odzywa się uśpione pragnienie miłości. Jest jednak za późno, chociaż gdyby ją ze sobą zabrał, Pan chłodu nigdy nie miałby już do niej przystępu.
Pan chłodu wydaje się pseudonimować rodzaj uczuciowej pustki, niespełnienia, rozczarowania, a może jest czymś zgoła innym, co daje się wyrazić tylko poprzez metaforę? Huelle bez wątpienia świetnie zobrazował ów rodzaj doznania, zresztą ponadjednostkowego. Ostatecznie staje się ono udziałem nie tylko Marii, bohaterki tego utworu, lecz również np. Szaula, izraelskiego stolarza wirtuoza, budującego wykwintną a zmyślną biblioteczną szafę dla Pianistki (Dzień biblioteki), czy gdańskiego szewca Joachima, od lat odmierzającego solennie czas niejakiej Kosterke-Trzebiatowskiej sprzątającej ulicę (Szewc). Huellego w obu przypadkach zajmuje to, co pozornie jest bez znaczenia, co wydaje się wręcz kuriozalne, a co kryje w sobie ulotną prawdę o czyimś życiu. Dla wyraźnie zauroczonego Pianistką stolarza przygotowany dla niej prezent w postaci niełatwego do odkrycia zdobienia mebla jest jak wyznanie miłosne, które musi pozostać niedopowiedziane, zawisnąć w pół słowa bądź taktu, być ulotne jak motyl. Nieistotny i niczemu niesłużący od lat rytuał okazuje się dla Joachima czynnością wypełniającą czas, jaki mu jeszcze pozostał, ponieważ jego energia życiowa już dawno się wypaliła. Wojna, podczas której zginęła jego jedyna ukochana (zresztą przez pomyłkę), sprawiła, że ten wygnaniec ze Lwowa utracił nie tylko zdolność do wzbudzenia w sobie równie głębokiego uczucia, ale też poczucie sensu.
Nie, nie ma w tych losach ostentacyjnego fatalizmu czy dramatyzmu, pisarz jest od tego daleki, a w przypadku postaci Szaula i Joachima zakończenie opowiadań przynosi kruchą nadzieję. Niemniej gdy w pomieszczonych w Talicie utworach mowa o pogmatwanych dziejach narodów i kultur – a to w zbiorze temat niezwykle ważny – Huelle jest pozbawionym złudzeń obserwatorem dramatu europejskiego. Szczególne miejsce zajmuje w nim Shoah, niezabliźniona rana. Tragedia Żydów w wymowny sposób zostaje przywołana zarówno w parabolicznym opowiadaniu Ryfka, jak i w pośpiesznie dodanych, wtrąconych niby mimochodem słowach narratora utworu Słoneczny dzień: Chaskiel (…) dwa lata później, kiedy zmarł rabin Szudrich, został kantorem. Potem ożenił się z Ewą, córką reb Beszta. (…) Jego wnuki i prawnuki zginęły w czasie zagłady. Wszystkie. Dlatego go wspominam. Tytuł zbioru można zatem interpretować nie tylko w kontekście opowiadania Talita, w którym wspomniany przybysz dokonuje (?) wskrzeszenia zmarłej dziewczynki, Bernatki. Możliwe wydaje się też odmienne odczytanie: pisarz symbolicznie uobecnia w swych utworach tych wszystkich, którym odmówiono prawa do istnienia lub których zawsze traktowano jako obcych (mam na myśli również tytułową postać z opowiadania Cyganka). Mogą o tym świadczyć te wszystkie postaci, które tworzą wspólnotę Innych ponad granicami narodu, państwa, religii, a zarazem są takie same w swoim człowieczeństwie. Dostrzeżenie w nich ludzi to moralna powinność, tylko pozornie oczywista, skoro literatura musi o tym nieustannie przypominać.
Huelle niewątpliwie wierzy w moc literatury, w jej magię pozwalającą w odczarowanym świecie odnaleźć piękno starych opowieści, w których w życie bohaterów wkraczało to, co niesamowite. W Talicie jest podobnie, tak jakby realizm tych opowiadań unosił się kilka centymetrów nad ziemią. W ten sposób o swoim pisarstwie mówił wprawdzie Julian Stryjkowski, ale to samo można chyba powiedzieć również o prozie Huellego. Zarówno np. mnisi z oliwskiego opactwa, jak i chłopiec z Cyganki stają się świadkami wydarzeń niezwykłych, niewytłumaczalnych, sytuujących się na obrzeżach prawdopodobieństwa. Dlaczego ni stąd, ni zowąd w klasztornym ogrodzie wyrósł dąb? Czy przez przybysza z Włoch została odnaleziona sztabka srebra w dawnym pruskim gaju? Czy sterowiec sunący nad łąką był realny, skoro niczego nie zdołały utrwalić zdjęcia, o czym ze zdumieniem mówi narrator: Jakbym fotografował nieokreśloną przestrzeń. Jakbym wychodząc z pokoju, widział w zwierciadle swoją oddalającą się postać, która znika w końcu po drugiej stronie (Cyganka)? Owa „druga strona”, istniejąca gdzieś w bezczasie, w rzeczywistości albo też nierzeczywistości, często objawia się w Talicie na granicy jawy i snu, świadomości i nieświadomości. Nie wiemy przecież, czy wskrzeszenie Bernatki śniło się Maryjce, czy też było projekcją jej pragnień. Tak jak nie będziemy w stanie stwierdzić, czego zwiastunem jest biały pies, który pojawia się i w tytułowym opowiadaniu, i w Cygance. Niewyjaśnionych zjawisk jest zresztą więcej, a pytania się mnożą.
Ale Huelle wierzy w moc literatury także dlatego, że czerpie z jej Biblioteki, gra motywami utrwalonymi w tradycji, sięga po język aluzji. Nie chodzi mi wyłącznie o archetypowe obrazy (np. kochanka, mędrca), nawiązania do postaci z własnej twórczości (ks. Dudak znany jest z Weisera Dawidka) czy przywoływanie dzieł cudzych („młyn Lewina” to aluzja do powieści pod tym właśnie tytułem autorstwa Johannesa Bobrowskiego). W kunsztownych opowiadaniach, pełnych zmysłowości, smaków i zapachów, przestrzeń kulturowych zapośredniczeń jest imponująca: pobrzmiewa muzyka, odnajdujemy motywy zaczerpnięte z malarstwa. Tylko że to nie wszystko… Mam na myśli również umiejętność twórczego inspirowania się legendą pisarza tak niezwykłego jak Bruno Schulz. Czyż ekscentryczny ojciec narratora Mostu, oddający się nader osobliwym naukowym eksperymentom, nie przypomina trochę Jakuba ze Sklepów cynamonowych? Czy Krawiec nie stanowi pięknego hołdu złożonego autorowi Xięgi bałwochwalczej? Czy wreszcie proza Huellego nie jest przywołaniem „genialnej epoki” – dzieciństwa postrzeganego jako okres, gdy nic nie może okiełznać spontanicznej potrzeby tworzenia (np. motyw rysowania pojawia się kilkakrotnie w ostatnim z opowiadań)? Młodzi bohaterowie-narratorzy Tality mimo wszystko nie znają jeszcze goryczy przemijania i potrafią ulec pokusie istnienia, słabnącej coraz bardziej wraz z upływem czasu. Dość stabilna granica między sacrum a profanum pozwala im z wiarą przemierzać świat, który później będzie już mniej łaskawy.
Paweł Huelle: Talita. Znak, Kraków 2020, ss. 312 + 4 nlb.