Przejdź do treści
Dostosuj preferencje dotyczące zgody

Używamy plików cookie, aby pomóc użytkownikom w sprawnej nawigacji i wykonywaniu określonych funkcji. Szczegółowe informacje na temat wszystkich plików cookie odpowiadających poszczególnym kategoriom zgody znajdują się poniżej.

Pliki cookie sklasyfikowane jako „niezbędne” są przechowywane w przeglądarce użytkownika, ponieważ są niezbędne do włączenia podstawowych funkcji witryny.... 

Zawsze aktywne

Niezbędne pliki cookie mają kluczowe znaczenie dla podstawowych funkcji witryny i witryna nie będzie działać w zamierzony sposób bez nich.Te pliki cookie nie przechowują żadnych danych umożliwiających identyfikację osoby.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Funkcjonalne pliki cookie pomagają wykonywać pewne funkcje, takie jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób użytkownicy wchodzą w interakcję z witryną. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o metrykach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania użytkownikom spersonalizowanych reklam w oparciu o strony, które odwiedzili wcześniej, oraz do analizowania skuteczności kampanii reklamowej.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Łukasz Marcińczak. Józef Czapski – człowiek maksymalny

Józef Czapski – człowiek maksymalny

Spis treści numeru 1/2023

Mówię za dużo, za daleko, za otwarcie – bo za łatwo – o Bogu, o religii.
Czy moje głębokie odruchy, żeby być w tej dziedzinie milczącym
i tylko operującym dyskretnie jednym słowem,
aluzją – czy to strach przed „pozytywistami”,
chęć powiedzenia co chcę, sam się chroniąc w niedopowiedzeniach,
czy to, przeciwnie, strach łatwizny i tego, że jestem niegodny.

(Józef Czapski: Wyrwane strony. 9 VI 1965)

Czapski, jaki jest – każdy widzi: gdyby tylko zapuścił bródkę, do złudzenia przypominałby Don Kichota. Dwa metry wzrostu przy przenikliwej chudości – więc patykowate nogi, słaby wzrok i płuca, z umiejętności wojskowych: gra na fortepianie. Jednak w październiku 1917 roku (taką wybrał datę, łatwą do zapamiętania), poniesiony patriotycznym entuzjazmem – choć nie rozstaje się wtedy z pacyfistycznymi pismami Tołstoja o niesprzeciwianiu się złu siłą – wstępuje do ułanów krechowieckich, czyli z założenia kawalerzystów wielkiej fantazji. Próbuje godzić własne sprzeczności, dopóki się daje; indaguje rotmistrza dowodzącego oddziałem na linii frontu, niejedzącego mięsa i z przekonania buddystę, jak on to w sobie łączy. Usłyszał: „Proszę pana, robi się, co może”. Jako maksymalista Czapski opowiada się ostatecznie po stronie Tołstoja – występuje z wojska i razem ze swymi dwiema siostrami oraz braćmi Marylskimi (Antoni założy kiedyś sławne Laski) powołują w Petersburgu religijny falanster. W rozpadaniu się starego porządku dostrzegają rodzaj apokalipsy prowadzącej do świata bez przemocy i pragną aktywnie włączyć się w tę przemianę albo nawet przyspieszyć ją intensywnym życiem modlitewnym. Po latach Czapski tłumaczy to podświadomym wpływem, jaki wywierała na nich, żyjących w obrębie kultury rosyjskiej, rozpowszechniona wtedy religijność szerzona przez wiele ekstremistycznych sekt oczekujących rychłej paruzji. Antek Marylski przemówił do nich tak: „Męka Chrystusa jest niewystarczająca. Ja muszę tę mękę dokonać do końca”, od razu stając się w ich oczach – aby nie szukać daleko – kimś w rodzaju głośnego w tamtych czasach na Białostocczyźnie proroka Illi, który również otaczał się apostołami, do żadnego Kościoła nie przynależąc. Gdy Marylski modlił się na śniegu, Czapski z siostrami – w oczekiwaniu na pierwszy dokonany przezeń cud – w zrewoltowanym Petersburgu z narażeniem życia zdobywali dla niego mleko. Prorok jednak pewnego dnia stracił wiarę i wyjechał do Kijowa.

Bez proroka, za to z łatką dezertera, 21-letni Czapski pragnie ekspiacji. Wyobraża sobie, nasiąknąwszy rycerskimi wzorami z książek, że dla zmazania win musi przedsięwziąć czyn heroiczny. W listopadzie 1918 roku (najwidoczniej jest wyczulony na daty) zwraca się do znanych już sobie oficerów I pułku o powierzenie mu w ogarniętej amokiem rewolucyjnym Rosji misji możliwie najtrudniejszej, którą naturalnie mógłby spełnić bez użycia broni. Dostaje polecenie wywiedzenia się w Petersburgu (gdzie dzięki rodzinnym parantelom zachował pewne stosunki) o losach zaginionych kolegów z pułku; otrzymuje sporą sumę na ich wykupienie. Znowu zatem wyprawia się nad Newę, gdzie z własnej woli – podobne pomysły są jego specjalnością – po informację o polskich oficerach udaje się do bolszewickiego sztabu, mieszczącego się wówczas w dawnej Szkole Błagorodnych Diewic. Tam rzeczywiście znajduje „dziewicę” (wygląda jak osoba, która umyślnie nie chce wyglądać lepiej1), niejaką Stasową, zaprowadzającą wówczas w mieście komunistyczne porządki, zwaną sumieniem rewolucji. Prawdopodobnie w tym przydomku pokłada Czapski całą nadzieję i jakimś swoim rodzajem czaru (naiwność, entuzjazm, szczerość dziecka zmieszana z subtelnością olbrzyma, spojrzenie świętego męża, który nie wie, gdzie jest – wszystko to razem) namówi ją do poruszenia całego więziennictwa Rosji. Dopnie swego i przez telefon w biurze Stasowej bezpośrednio z ministerstwa wojny podyktowano mu protokół rozstrzelania Polaków. Za kilkadziesiąt lat z tego czaru niedoszłego apostoła skorzysta Giedroyc, który wysyłał będzie Czapskiego w kolejnych misjach albo skłaniał go do pisania setek listów, tworząc w ten sposób podwaliny pod najważniejsze polskie pismo emigracyjne. W każdym razie, wychodząc od Stasowej, wzburzony otrzymanymi wieściami Czapski zapomina „portmonetki” ze wszystkimi pieniędzmi, a przede wszystkim kompromitującej go przed bolszewikami kartki, która – jak mówi – „mogłaby mnie natychmiast zlikwidować”. Kiedy tam wraca, nietknięty portfel zwracają mu z kurtuazją.

(…)

1 J. Czapski: Świat w moich oczach. Rozmawiał P. Kłoczowski. Ząbki-Paris 2001, s. 40.


Tekst powstał w ramach stypendium Prezydenta Miasta Lublin.

Dalszy ciąg w wydaniu tradycyjnym „Akcentu”.

Wpłać dowolną kwotę na działalność statutową.
"Akcent" jest czasopismem niezależnym. Wschodnia Fundacja Kultury -
współwydawca "Akcentu" utrzymuje się z ograniczonych dotacji
na projekty oraz dobrowolnych wpłat.
Więcej informacji w zakładce WFK Akcent.