Marek Kusiba. Zielony rower

Spis treści numeru 2/2024

Zielony rower
(fragmenty)1

Z dala od miasta: skamandryci2

6 września 1943 roku Józef Wittlin pisał do Jana Lechonia: Wyjeżdżam z Haliną i Elżunią na dwa tygodnie do Hunter3. Osada Hunter, razem z pobliskimi miejscowościami letniskowymi, leży dwie godziny drogi na północ od Nowego Jorku. Teren górzysty, porośnięty lasem mieszanym przypomina Beskidy i Bieszczady, rodacy nazywają te góry „Katskillami”. Beata Dorosz wyjaśnia: Spolszczenie od Catskill Mountains – pasmo górskie w południowo-wschodniej części stanu Nowy Jork, około 160 km od Nowego Jorku; region ten upodobali sobie Polacy ze środowiska emigracji niepodległościowej na miejsce spędzania wakacji, w miejscowościach Margaretville i Hunter bywał też kilkakrotnie Lechoń na krótkim wypoczynku4.

W przypisach tłumacza do wspomnień Elżbiety Wittlin Lipton czytamy i taką definicję terenów wypoczynkowych polskojęzycznej inteligencji z Nowego Jorku: Obszar w większości nieistniejących już letnisk w Górach Catskill w hrabstwach Sullivan, Orange i Ulster w północnej części stanu Nowy Jork. Począwszy od lat dwudziestych XX wieku po lata sześćdziesiąte zjeżdżali tam chętnie na wakacje nowojorscy Żydzi. Nazywany również „Żydowskimi Alpami”5.

W następne wojenne wakacje Wittlinowie też tam odpoczywali, razem z innymi rodakami. Elżbieta Wittlin Lipton wspomina: kiedy jeżdżę na wakacje, chcę być sama, żeby móc spokojnie zwiedzać, moi rodzice natomiast jechali do Hunter po to, żeby rozmawiać i kłócić się po polsku, także żeby zjeść coś polskiego (w tamtejszym pensjonacie była taka możliwość)6.

Jeździli tam także po inne doznania. Justyna Budzik przywołuje wspomnienie autora przekładu Odysei: Latem pamiętnego roku 1944, na parę tygodni przed Powstaniem Warszawskim czytałem „Pana Tadeusza” mojej, dwunastoletniej podówczas córce – na werandzie polskiego pensjonatu w górzystym ustroniu stanu New York. Zwabieni głośnym czytaniem, letnicy i letniczki, uchodźcy i uchodźczynie przerwali partię brydża, plotkowanie, rzucili gazety i zaczęli zbierać się na werandzie. Przerwałem edukację córki, nie chcąc popisywać się publicznie. Na próżno. Współuchodźcy nalegali, żebym czytał dalej, więc ustąpiłem. Słuchali w takim skupieniu, jakbym czytał jakiś naprawdę sakralny tekst7. Relację ojca potwierdza wspomnienie dojrzałej już córki. Pisze ona, że na wakacje w Hunter Wittlin zabierał mnóstwo książek, w tym obowiązkowo Pana Tadeusza: Podczas całego pobytu oboje rodzice czytali go głośno i dramatycznie niczym serial w odcinkach na werandzie naszego domku przy stale powiększającym się audytorium. Niektórzy mieli łzy w oczach8.

O wielu innych, pozytywnych wrażeniach z tych właśnie wakacji w Hunter Wittlin napisał do Tuwima. W odpowiedzi otrzymał reprymendę: Podziwiam, kochany Józiu, wytrzymałość Twoich nerwów, jeżeli całe lato możesz spędzićśród (jak piszesz) „rodaków, towarzysko miłych, ale przeważnie o reakcyjnym usposobieniu”. Z anielską pobłażliwością nazywasz tych ludzi „reakcjonistami” – a to są po prostu hitlerowcy, polscy hitlerowcy. (…) Zresztą, szkoda słów, żeby o tej padlinie politycznej mówić. (…) Prowadzili Polskę do polskiego hitleryzmu9.

W tym samym liście Tuwim informuje Wittlina o przygotowaniach do powrotu do Polski. W kolejnym, pisanym rok później z Toronto, namawia Wittlina do powrotu: Myślę, Józiu, że i ty powinieneś poważnie zastanowić się nad powrotem. Zwłaszcza ze względu na Elżunię, bo grozi jej, jak wszystkim dzieciom europejskim na tym kontynencie, ajskrimizacja uczuciowa i intelektualna. Obserwuję to na jej rówieśniczkach, przebywających w Kanadzie10. „Ajskrimizację” poeta wysnuł z angielskiego „ice cream” – lody. Tuwim chyba nie rozumiał – zaślepiony obietnicami Związku Patriotów – różnicy pomiędzy „ajskrimizacją” Elżuni Wittlin w Stanach, a niedoszłą, na szczęście, indoktrynacją w stalinowskiej Polsce.

W dekadę po wakacjach z „reakcjonistami” i „polskimi hitlerowcami” w pobliżu Hunter, w sierpniu 1954 roku Józef Wittlin zamieszkał w tym samym pensjonacie Raczyńskich razem z Janem Lechoniem, który notował: Józio Wittlin zupełnie inny tutaj niż w mieście, jakby uzdrowiony ze wszystkich przywidzeń i niepokojów, bogaty bogactwem dawno nabytym we wspomnieniach i lekturach. Klasycyzm i katolicyzm są w nim nie systemem, tylko aurą duszy, szczęściem życia11.

Górskie okolice Margaretville zapewne przypominały Wittlinowi bieszczadzką Średnią Wieś, położoną w pięknej dolinie Sanu, gdzie jeździli do posiadłości Sołowijów. Może też nasuwały skojarzenia z doliną Prutu w Jaremczu, gdzie także spędzali wakacje. Porównywał je też do Beskidów – na przykład w liście do Wacława Iwaniuka z 27 września 1961 roku: Przez trzy dni byliśmy na wakacjach w górach (…), przypominających nasze Beskidy Śląskie, ale to bardzo mało, jak na człowieka wyczerpanego anemią, upałami i New Jorkiem12. Lechoń podawał podobne powody wyjazdu z molocha: tutejszy klimat i ośmiomilionowy New York zjadają ludzi jak najgorsze przejścia13. Kazimierz Wierzyński notował w wierszu pisanym w Stockbridge, w górach Berkshire:

Wracam z Nowego Jorku zmęczony,
Zbity, zły, ogłuszony,
Do mojej nory, lasów i skał.
Przez cztery godziny,
Przez całą drogę,
Marzę tylko o jednem:
Że będę spał.
I przyjeżdżam i właśnie usnąć nie mogę.14

O wiele lepiej w „Katskillach” Wittlin czuł się dwa lata później, gdy pisał do Iwaniuka z Grand View Manor w Callicoon Center: Jak Pan widzi, jesteśmy tu na tzw. wakacjach. Już czwarty tydzień – na zacisznej, podgórskiej farmie, gdzie zostaniemy jeszcze 10 dni. Staram się „przyjść do siebie” po tych różnych choróbskach, które mnie trapiły w ubiegłym roku i wywołały dość silną anemię. Dodawszy ją do innych dolegliwości, o których nie chcę mówić, jestem Łazarzem. Całymi dniami weranduję i może jakoś wrócę do „formy”15. O „werandowaniu” pisał do Iwaniuka także w lipcu 1958 roku z „Patrii” w Highmount, w górach Catskill: Jestem, tu od 4 dni, przeważnie leżę, w dzień na werandzie, na leżaku, a w nocy nareszcie śpię po długotrwałej nowojorskiej walce z bezsennością16.

W dwa miesiące później Wittlin wysłał Iwaniukowi z Nowego Jorku przekład Odysei z dedykacją: Poecie Wacławowi Iwaniukowi, autorowi nowoczesnej i oryginalnie skomponowanej „Pieśni nad pieśniami” tę starą „pieśń nad pieśniami” starożytności, która jest młodością naszej duszy i umysłu w koleżeńskim upominku ofiarowuje serdecznie Józef Wittlin. W Nowym Jorku (niestety) 5 września, Roku Pańskiego 195817. W dedykacji uderza skarga, że pisarz znajduje się „niestety” w Nowym Jorku. A w przedmowie tłumacza pisze: Itaka! Kiedy w upalnym sierpniu roku Pańskiego 1953, a czternastym roku mej bezdomności, na peryferiach Nowego Jorku tłumaczyłem na nowo piątą, gniewem Posejdona huczącą pieśń „Odysei”18.

Przepisuję te wyznania współemigranta w siedemdziesiątą rocznicę ich powstania, w upalnym sierpniu AD 2023 na peryferiach Toronto, w blisko czterdziestym roku mej bezdo… I tu drży ręka nad klawiaturą, i pyta się serce rozumu, czy emigracja jest istotnie bezdomnością. Mamy drugi dom – Kanadę, a Polska odzyskała niepodległość… Gdy Kazimierz Wierzyński pisał w roku 1942 w Nowym Jorku: Ktokolwiek jesteś bez ojczyzny, / Wstąp tu, gdzie czekam po kryjomu: / W ugornej pustce jałowizny / Będziemy razem nie mieć domu19 – Polska była wymazana z mapy Europy, a perspektywa zapuszczenia korzeni w nowej ojczyźnie nie wyglądała dlań obiecująco: Pięć pierwszych lat mieszkałem w Stanach nieobecny w tym kraju. Myślami byłem w Polsce. (…) Gdy po wojnie okazało się, że powrót do Polski byłby powrotem do kraju bez własnej woli, ocknąłem się w Ameryce jak śród nieznanej, prześlepionej rzeczywistości. Trudny to był okres, nie wiedziałem, gdzie się podziać, co robić20.

(…)

  1. Fragment tomu esejów Adresy diaspory. Szkice z podróży przez kraje i książki (w opracowaniu) [przyp. red.]. ↩︎
  2. Tytuły śródrozdziałów pochodzą od redakcji „Akcentu” [przyp. red.]. ↩︎
  3. Cyt. za J. Lechoń, K. Wierzyński: Listy 1941-1956. Oprac. B. Dorosz przy współpracy P. Kądzieli. Warszawa 2016, s. 70 (przypis 32). ↩︎
  4. Tamże, s. 306. ↩︎
  5. E. Wittlin Lipton: Z dnia na dzień. Reportaż z modą w tle z czasów zawieruchy. Wstęp J. Zieliński. Tłum. L. MacMillan. Toruń 2012, s. 314. ↩︎
  6. „Mój ojciec żył pisaniem, ono go pochłaniało”. Z Elżbietą Wittlin-Lipton rozmawia Wojciech S. Wocław (w:) Etapy Józefa Wittlina. Red. W. Ligęza, W.S. Wocław. Kraków 2014, s. 238. ↩︎
  7. J. Budzik: W teatrze świata. Ojczyzny artystyczne Elżbiety Wittlin Lipton. Kraków 2020,s. 38. Zob. także J. Wittlin: Uwagi o „Panu Tadeuszu” (w:) tegoż: Orfeusz w piekle XX wieku. Paryż 1963, s. 521. ↩︎
  8. E. Wittlin Lipton: Z dnia na dzień…, dz. cyt., s. 226. ↩︎
  9. List z 2 VIII 1944 roku, pisany w White Plains. Zob. B. Dorosz: Lechoń i Tuwim – dzieje trudnej przyjaźni. Warszawa 2004, s. 148. ↩︎
  10. Tamże, ss. 149-150. ↩︎
  11. J. Lechoń: Dziennik. T. 3. 1 stycznia 1953 – 30 maja 1956. Warszawa 1993, s. 450 (notatka z 31 sierpnia 1954 roku). ↩︎
  12. Samotność słowa. Z listów do Wacława Iwaniuka. Józef Wittlin, Kazimierz Wierzyński, Aleksander Janta-Połczyński. Opracował i wstępem opatrzył L.M. Koźmiński. Lublin 1995,ss. 32-33. ↩︎
  13. J. Lechoń: Listy do Anny Jackowskiej. Oprac. R. Loth. Warszawa 1977, s. 176 (list z 1 grudnia 1946). ↩︎
  14. K. Wierzyński: Wiersz napisany na pocieszenie (w:) tegoż: Korzec maku. Londyn 1951, s. 114. ↩︎
  15. Samotność słowa…, dz. cyt., s. 46. ↩︎
  16. Tamże, s. 11-12. ↩︎
  17. Homer: Odyseja. Przekład z greckiego J. Wittlina, odznaczony w r. 1935 nagrodą polskiego PEN Clubu. Wydanie trzecie, zmienione. Londyn 1957. Cytowane zdania Wittlin zapisał dla Iwaniuka na stronie przedtytułowej wysłanego egzemplarza. ↩︎
  18. Tamże, s. 27. ↩︎
  19. K. Wierzyński: Ktokolwiek jesteś bez ojczyzny (w:) tegoż: Poezje zebrane. Londyn-Nowy Jork 1959, s. 347. ↩︎
  20. Tenże: Moja prywatna Ameryka. Londyn 1966, s. 23. ↩︎

Ciąg dalszy w wydaniu tradycyjnym „Akcentu”.