Spis treści numeru 1/2008
Lepiej mieć Boga niż być Bogiem
Krzysztof Karasek, współtwórca Nowej Fali, jest artystą o niekwestionowanej pozycji w polskiej literaturze. Najnowsza książka poetycka – Gry weneckie – wyznacza ważny rozdział w jego artystycznej biografii. Tom złożony z ponad pięćdziesięciu wierszy oszałamia czytelnika uderzającą rozpiętością głosów, wielością konwencji i poetyk – tak piszą młodzi poeci, którzy dopiero szukają własnego języka, albo doświadczeni, którzy ze swobodą posługują się różnymi stylami. Zabawa formą łączy się tu z samoświadomością, odwagą i dyscypliną, nie zmienia się w logoreiczny nadmiar, tak niebezpieczny w poezji, skupionej przecież zwykle na osobie „ja” mówiącego.
Przywołane w tytule miasto-legenda, miasto-mit, wywołuje całe szeregi obrazów i skojarzeń, które wracają niczym echo, stanowiąc tło dla głosu poety. Wenecja to miasto konającego piękna, wyrafinowanego przesytu, zakazanych uciech, zabawy, rozpusty, rozkładu, zgnilizny, śmierci. Malowana, opisywana przez pisarzy i poetów (Mann, Zagajewski, Brodski), uwieczniana w fotografii i filmie (Visconti, Fellini, Roeg), stała się nawet stylową dekoracją popkultury (powieści kryminalne Donny Leon).
Różnorodność stylistyczna wierszy składających się na Gry weneckie jest podporządkowana konsekwentnemu zamysłowi artystycznemu. Poszczególne utwory to w większości małe formy liryczne. Czytelnik ma wrażenie, że autor „ścisza głos”, dążąc do prostoty, ascetycznej skromności. W poprzednim tomie – Gondwana i inne wiersze – Karasek komentuje ten sposób pisania następująco: Od kiedy wydałem pierwszą książkę, moja koncepcja poezji, zadania, które stawiałem przed nią i które ona przede mną stawiała, zmieniały się kilkakrotnie. Najpierw były to postulaty społeczne, potem etyczne i filozoficznej natury. Dziś uległy one jeszcze jednej mutacji: redukcji, a zarazem pogłębieniu. (…) Poezja jest ścieśnianiem, mową bardziej zgniecioną, sprasowaną, ścisłą (…) a zarazem bardziej pojemną niż inne. (…) To mowa, z której wycięto „nudne” słowa, słowa pozbawione znaczeń – lejącą się wodę narracji.
Refleksje na temat wagi słowa pojawiają się wielokrotnie i w tym tomie, niczym lejtmotyw. Czasem przybierają one formę wyrażonych wprost konstatacji: Milczenie jest wymowne, / mowa jest głucha, oszukuje, / zdradza, zawodzi. (ARTYKULACJA), innym razem na pozór żartobliwego napomnienia: Stop! Wtargnąłeś na zaminowany teren. / Wyhamuj. (WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO RYMU). Mogą także mieć postać życzenia, żeby: (…) wyłonić z mgły interpretacji tę jedną, / najdoskonalszą i najczystszą metaforę (CAR JE UN AUTRE). Ale najdobitniejszym przejawem umiłowania poetyckiego słowa jest klarowność wiersza, ot, taka choćby, jak w wierszu IZBICA:
Jaskółki
z górnej półki
mnie wybrały
coby usta śpiewały.
Ale usta są nieme,
nie w niebo wpatrzone
lecz w ciebie,
otworzyłem je na chwilę,
a one gniazdo uwiły.
Teraz ich zamknąć nie mogę
by gniazda nie połknąć
i drogi.
Nie karmię się jaskółkami,
poruszam tylko ustami
kamień mając na języku.
Ni smaku w tym,
ni dotyku.
5.08.2006
Szlachetna prostota i piękno formy przywodzą na myśl liryki lozańskie. Poeta mówi do Boga i do siebie, spowiada się i zarazem dokonuje rozrachunku, podsumowania życia. Symboliczne obrazy – jaskółki, niebo, droga, gniazdo – połączone zostały z obrazem mówiącego (modlącego się) człowieka. Otwarte usta, poruszający się język i… zamiast lekko unoszących się w niebo słów – kamień milczenia. Zmysłowość opisu i ludowa stylizacja – będąca wykładnikiem autoironicznego dystansu – pozwalają nieco złagodzić ekspiacyjny charakter wyznania poetyckiego. Jaskółka zamienia się w kamień, gdyż usta zwrócone są nie ku Bogu, lecz „w ciebie”.
Pozostaje więc żmudna droga dochodzenia do prawdy, odzyskiwania najdoskonalszej formy (artykulacji), wyjścia poza własne ograniczenia, skazy, ułomności. Droga do SŁOWA jest trudem, poszukiwaniem, pracą. Zródłem poezji nie jest natchnienie, iluminacja, lecz obserwowanie świata, człowieka, siebie samego – skupiony namysł.
Tak rodzą się „gry weneckie”. Poeta „chowa się za słowami”, zmienia style, konwencje, formy poetyckie, miesza porządki wersyfikacyjne, zestawia ze sobą obrazy, tworząc surrealne i groteskowe wizje z pogranicza snu i jawy (Kafka w gondoli i w różowej masce). Odwołuje się do tradycji antycznej, biblijnej, narodowej, romantycznej, ludowej, nowofalowej, ale korzysta też z motywów egzotycznych, filozofii i sztuki Dalekiego Wschodu, technik medytacyjnych. Zestawianie, przymierzanie, próbowanie, chciałoby się wręcz powiedzieć – kalkulacja.
Mamy tylko jedno wyjście: podjąć grę
z Bogiem i śmiać się, śmiać
z tego ogromnego żartu
który nam uczynił.
(ŚMIERĆ W RAMACH KOMPOZYCJI)
Własna twarz obserwowana w lustrze staje się maską. Umysł wychodzi poza ciało, „tu i teraz” przestaje istnieć, istota ludzka zmienia się w czystą energię łączącą się z Bogiem. Można odczuć niewyrażalne, doświadczyć niewyobrażalnego. Ktoś, kto „nie potrafi myśleć o śmierci”, jest w stanie poczuć ją jakby od wewnątrz, nie jako umieranie (odchodzenie, przechodzenie), lecz jako stan constans, niebyt, kosmiczną pustkę.
Mam wrażenie, że Karasek próbuje dochodzić do wiary posługując się argumentami intelektualnymi, czyniąc z poezji rodzaj gry, szarady, której rozwiązaniem ma być „najczystsza metafora”. Poeta nie ma wątpliwości, że literatura (słowo) jest wystarczającym dowodem na istnienie Boga. A jednak doświadcza lęku, zwątpienia, które odnosi się do jego twórczości (a nie poezji w ogóle), własnych umiejętności. Karasek „skacze po stylach” i konwencjach poetyckich, demonstruje różnorodność stylistyk i porządków wersyfikacyjnych, a akcentując intertekstualne powiązania (dedykacje, cytaty i aluzje są zawarte najczęściej w tytułach, ale obecne i wewnątrz wierszy) tworzy czasem skomplikowane, wielopiętrowe konstrukcje. Jakby chciał sam siebie przekonać, samemu sobie udowodnić, że słowo poetyckie zbliża go do sacrum.
Interesująca grupa wierszy nawiązujących do malarstwa (Tarasin, Monet) dowodzi wrażliwości plastycznej, ale także ukazuje metafizyczne podłoże aktu tworzenia. Karasek zdaje się zazdrościć malarzom, że – posługując się pozawerbalnym przekazem – łatwiej mogą dotrzeć do jądra tajemnicy. Poeta skazany jest na żmudne poszukiwania, kiedy obraz, znak plastyczny potrafi stworzyć znakomity skrót, pełen zaskakujących i oryginalnych treści.
Jednym z najbardziej przejmujących wierszy jest CZARNA MADONNA:
Warszawa była wtedy szara,
śnieg padał bez ustanku a mróz pętał nogi,
kobiety w sidła ulicy złapane jak wiersz,
spóźniony autobus skręcał do zajezdni.
Za oknem śmietnik,
fasada kościoła, przystanek,
a ponad nami sztywna jak opaska
nałożona na oczy
krata nieba.
Zza drzwi, które przezornie zamknąłem na klucz
słychać było muzykę i głośne rozmowy,
patrzyłem w kwadrat lustra, przytwierdzony
do śliskiej ściany mocnymi
śrubami.
Tam w środku stałem ja, z krwawym
przecinkiem na czarnym policzku.
13.12.2006
„Wskrzeszona” poetyka nowofalowa (motyw miasta, kolorystyka, typ metafory), przywołane wspomnienie stanu wojennego (potwierdzone datą), tworzą interesującą retrospekcję, w której poeta odtwarza przeżycie mistyczne związane z wydarzeniami, które zresztą kilkakrotnie już opisywał w swoich wcześniejszych wierszach. Znamienny jest tu motyw „okaleczenia” – tym bardziej przejmujący, że męski podmiot wiersza (rodzaj gramatyczny) pozostaje w opozycji do kobiecych atrybutów (krew, Madonna) androgynicznego „ja”.
Przeglądam Gry weneckie, czytam po wielekroć wiersze, które już zdążyłam oswoić, ale wciąż natrafiam na coś nowego, zaskakującego, poruszającego. Pisarstwo Karaska – tak różnorodne, bogate i zarazem ascetycznie stonowane – to efekt ogromnego doświadczenia, samoświadomości, dystansu i pokory. Myślę o tym, że natura nie znosi pustki. Miejsce artystów, którzy do niedawna zajmowali szczególne, uprzywilejowane pozycje „najwyższych autorytetów”, a których dziś nazywamy Wielkimi Nieobecnymi, zajmują „nowi” Starzy Poeci. Potrafią wyrzucić z siebie krzyk szaleństwa, ale również spojrzeć na świat i samych siebie z mądrym dystansem, łagodną drwiną, autoironicznym grymasem. Zapowiedzią takiej właśnie ironii jest EPILOG: małpa we mnie się śmieje, małpa mnie widzi, małpa się we mnie patrzy. Czuje się tu smutek i spokój, wynikające z poczucia zbliżania się do kresu drogi, do drugiego brzegu. Przechodzenie od dojrzałości do starości to chyba najtrudniejsze z ludzkich doświadczeń, ale może właśnie dlatego artystycznie najciekawsze. Wymaga bowiem znalezienia języka, który by temu przeżyciu sprostał.
Jeden z ostatnich wierszy Gier weneckich, zatytułowany BYĆ KOTEM NA DACHU PIEKARNI, w żartobliwym tonie podejmuje tematykę ostateczną – śmierci, wiary, Boga. Przenikliwa ironia Karaska prowadzi nas ku rozwiązaniu dylematu, który tylko z pozoru brzmi niepoważnie. Zachęcam czytelników, by sprawdzili, dlaczego poeta wypowiada słowa: Gdybym miał raz jeszcze się urodzić / chciałbym być psem.
Oby więc jak najdłużej tylko retorycznym chwytem pozostało przejmujące zdanie z wiersza przyjaciela poety, Jacka Napiórkowskiego: Jeżeli kiedyś nie napiszesz / Ani jednego słowa więcej…1
_________________________________________________
1 Jacek Napiórkowski: List (Krzysztofowi Karaskowi) [w:] Tegoż: Rozjaśnienia. Warszawa 2000, ss. 31-34.
_________________________________________________
Krzysztof Karasek: Gry weneckie. Biblioteka „Toposu” T. 35, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2007, ss. 64.