Piasek, woda, dym…
Fortuna bywa kapryśna – nigdy nie wiadomo, kogo obdarzy swoimi łaskami, a kogo zignoruje. Jednak Norwid nie miał wątpliwości, że historia to wieczna korektorka. Jest to niewątpliwie pocieszające dla pisarzy, którzy z różnych względów nie doświadczają takiego rozgłosu, na jaki zasługują. Jednym z nich jest Tadeusz Mikołajek, autor dziś – niesłusznie – w dużej mierze zapoznany. Debiutował już w latach 50. na łamach „Gazety Robotniczej”, a pierwszy zbiór opowiadań – Po deszczu, wydał w roku 1960. Jego kolejne powieści, m.in. Żarówka (1961), Tryptyk na śniegu (1964), Zamykanie koła (1971), Ślepe gwiazdy (1978), Amba (1978), Mrok (1982), tworzyły cykl, którego głównym tematem były wojenne i powojenne losy grupy młodych ludzi, urodzonych w latach 20. ubiegłego wieku.
Temat akowski z dużym powodzeniem, choć jednostronnie i z przekłamaniami, podejmowali już wcześniej m.in. Roman Bratny w słynnych Kolumbach czy Jerzy Andrzejewski w Popiele i diamencie. Na tym tle powieści Mikołajka wydają się dzisiaj zdecydowanie bardziej przekonujące i uczciwe, jakkolwiek oczywiście ślady cenzury są w nich widoczne (trudno ocenić wewnętrznej czy zewnętrznej, pełna ocena lat PRL-u możliwa jest dopiero w Innych snach). Czy właśnie ze względu na ów drażliwy temat nazwisko ich autora nie jest obecnie wymieniane jednym tchem z nazwiskami jego rówieśników: Marka Nowakowskiego, Włodzimierza Odojewskiego, Zbigniewa Herberta? Bo chociaż za Tryptyk na śniegu Mikołajek otrzymał nagrodę w II konkursie literackim Wydawnictwa MON (wyróżnienie odebrał wtedy Janusz Przymanowski za Czterech pancernych i psa – sic!), w 1968 roku został laureatem nagrody miesięcznika „Odra”, a na podstawie jego Żarówki Stanisław Jędryka nakręcił w 1982 film Amnestia, to przez ostatnie lata o wrocławskim autorze było głucho. A może rację ma jego przyjaciel Jerzy Bodgan Kos, który ów fakt tłumaczy perfekcjonizmem pisarza i nieustępliwością wobec czytelników – nie pisał on „łatwych”, przygodowych książek, życie duchowe jego bohaterów było pełne meandrów, świat zwykle mroczny i pozbawiony nadziei. Ostatni tom cyklu – Mrok (ostatni, ale przedstawione w nim wydarzenia dzieją się przed tymi ukazanymi w Ambie), był bez wątpienia najbardziej ponury w dorobku Mikołajka. W roku 1982, gdy w kraju trwał stan wojenny, pisał on o ponownych aresztowaniach akowców, o torturach, jakim byli poddawani na przesłuchaniach – niewątpliwy przykład mowy ezopowej. A potem cisza. Przez kolejne 25 lat Mikołajek nie wydał żadnej nowej książki. Dopiero Inne sny przerywają jego milczenie. Jednak publikacja ta nie doczekała się, niestety, takiej akcji promocyjnej, na jaką zasługuje. Szkoda byłaby ogromna, gdyby czytelnicy ją przeoczyli i gdyby znów o Mikołajku zapomniano.
Na Inne sny składają się cztery obszerne opowiadania. W centrum świata przedstawionego każdego z nich znajduje się wyraźnie nakreślona postać bohatera: w Placu odpustowym jest nim Don Tadeo, w Noc szła za nocą Nurt, w Kwietniowym zmierzchu Adrian, a w Biegu po krzyż Oleg Sakow. Losy, emocje i przemyślenia owych bohaterów są dla pisarza najważniejsze: nie wykracza on poza świat właściwych im doznań, rzeczywistość powieściową rozpoznaje niejako razem z nimi. Jakkolwiek życie każdego z nich układa się w różny sposób, a wszyscy są silnymi indywidualnościami, można odszukać w ich biografiach punkty wspólne. Należą do generacji ludzi urodzonych w latach 20. XX wieku – okres ich dojrzewania przypadł na trudne czasy wojny, okupacji, a następnie na pierwsze lata PRL-u (to notabene rówieśnicy samego Mikołajka, urodzonego w 1927 roku). O tym pokoleniu Kazimierz Wyka pisał, że już za młodu zostało „zarażone śmiercią”, jego pierwszy kontakt ze światem nacechowany został przeżyciami niejednolitymi: grozą, lękiem, rozczarowaniem, rozwianymi nadziejami, pragnieniem heroizmu. Zamiast chodzić do szkoły, uczyli się strzelać i zabijać. Wspomnienia z domu rodzinnego szybko blakły, a prawdziwe przygotowanie do życia zyskiwali na szkoleniach wojskowych i w oddziałach partyzanckich – w lesie. Takie wychowanie kształtowało ludzi niezależnych, odważnych aż do brawury, obojętnych na śmierć, a jednocześnie nieprzystosowanych do życia w społeczeństwie, indywidualistów z trudem odnajdujących się w powojennej rzeczywistości. Problemy ideologiczne, tryumf komunizmu jeszcze bardziej skomplikowały sprawę – często koniec oficjalnych działań wojennych nie oznaczał kresu walki. Po drugiej stronie mógł teraz znajdować się przyjaciel i niedawny towarzysz broni (we wczesnych powieściach Mikołajka wybór oddziału przeważnie jest wynikiem przypadku, a nie świadomą decyzją – młodzi walczą w AL, AK, NSZ, BCh).
Z wojny każdy z nich wynosi jakieś tragiczne, traumatyczne przeżycie. Nurt dostarczał jedzenie dla dzieci w getcie: zamiast satysfakcji, że go Niemcy nie zastrzelili, był narastający ból – całych pokoleń pomordowanych, torturowanych ludzi, obozów koncentracyjnych, łagrów, Hiroszimy i Nagasaki. Don Tadeo był kawalerzystą w 5. Pułku Strzelców Konnych Armii Krajowej (jak sam Mikołajek). Ma poczucie, że pokolenia żyły nie swoim życiem. Za sprawą armii, które przemieszczały się po tylu różnych stepach, tych zawszonych i białych od pyłu lub śniegu piechurów, którzy krążyli też po błotach i bagnach, niepojęci, niezrozumiali. Raniony w czasie wykonywania misji Oleg traci przytomność i widzi kobietę obejmującą słup dymu – to jego pierwsze wtajemniczenie w śmierć. Adrian jest świadkiem pacyfikacji rodzinnej wsi. Aby ochronić matkę przed gwałtem, sam zabija ją nożem na oczach zaskoczonych Niemców. Ten obraz powraca do niego w snach, szaleństwo tej chwili naznacza całe jego życie.
Jednocześnie intensywne lata wojenne to dla bohaterów czas, kiedy wybory były proste, nikt nie proponował kompromisu, a człowiek mógł liczyć tylko na własną siłę i wypróbowanych towarzyszy. Po latach Oleg nie ma wątpliwości, że prawdziwe były tylko tamte przeżycia i wojenna miłość: bo żywy był tylko bieg pod ostrzałem i Anna Siergiejewna, choć i to zbladło. Don Tadeo wie, że nowe życie jest mniej realne niż to, które przyniósł 1944 i 1945. Wtedy można było przynajmniej uciekać lub walczyć. A teraz? Przeżycia prawdziwe i wymyślone, tak przemieszane z sobą, że jak je oddzielić? Bo czasy PRL-u to u Mikołajka tryumf fikcji, życie w obłudzie i kłamstwie. Don Tadeo, szukany przez UB, wyjeżdża do Paragwaju, Nurt przerywa studia, bo nie może znieść indoktrynacji i namów, by wstąpił do ZMP, co „pasowało (…) mu jak świni chomąto”. Nie ma zamiaru wiązać się, zakładać rodziny: w miarę czasu buntował się coraz bardziej: żadnej nauki, żadnej pozycji, żadnej rodziny w tym pierdolonym ustroju. Wszyscy żyją z dnia na dzień, nie pragną kariery, zamykają się we własnym wnętrzu, do którego dostęp ma tylko (i nie zawsze) ukochana kobieta, zapomnienia szukają w alkoholu. Praca to dla nich konieczność (Don Tadeo jest robotnikiem w Pafawagu, Nurt konstruktorem w biurze technicznym, kreślarzem, a potem recenzentem, Adrian redaktorem w piśmie, a Oleg kierownikiem w narzędziowni), jednak w sercu nie przestają być „niebieskimi ptakami”, włóczęgami bez zajęcia i „zapchajdziurami” (tak określa się Adrian). Mikołajek w tle, w syntetycznych obrazach, odtwarza PRL-owską rzeczywistość. Niektóre z owych obrazów to tragiczno-komiczne anegdoty, np. nie wolno (…) było słowa Stalin dzielić i przenosić z jednego wiersza do drugiego. Na przykład Sta-lin. Kiedyś redaktor dyżurny z konkurencyjnej – jak żartobliwie mówiono – gazety przepuścił podczas superrewizji błąd w tym nazwisku. Nazajutrz zachorował i po kilku dniach znalazł się w szpitalu (…) zmarł (…). A po pewnym czasie zaczęto poszeptywać, że (…) skrętu kiszek to on dostał ze strachu po przeoczeniu błędu w nazwisku Ojca Narodów. Powstaje wrażenie, że między bohaterami a światem PRL-u istnieje rodzaj szklanej bariery; dostrzegają absurd tego życia, biorą w nim udział, ale stale zachowują ironiczno-tragiczny dystans – ważniejsze jest życie osobiste, które zresztą rozpływa się w fantazmatach i nieuporządkowanych wspomnieniach. Co prawda np. Don Tadeo należy do „Solidarności”, zostaje pobity w czasie stanu wojennego, kolportuje nielegalną prasę, ale wydaje się, że nie przywiązuje do tego zbytniej wagi. Każdy z bohaterów narzeka na sytuację w kraju, ale także w pewnym stopniu istnieje „obok” i „w tle”. Jak gdyby na wszystkie wydarzenia, w których bierze udział, patrzył jednocześnie „spoza”, z nieokreślonej, odległej perspektywy (podobne wrażenie powstaje niekiedy podczas lektury prozy Wiesława Myśliwskiego).
Przełom roku 1989 przynosi krajowi wolność. Jednak i ona dla bohaterów Mikołajka okazuje się gorzka. Dla starzejących się ludzi oznacza niekiedy samotność, brak celu i sensu – wolność zewnętrzna i wewnętrzna to przecież także zagubienie, które wynika z „nieznośnej lekkości bytu”. Don Tadeo popełnia samobójstwo, strzelając sobie w głowę, w sylwestra 2000 roku, Nurt 11 września 2001 roku widzi to, co zobaczył z nim cały świat. Na który powrócili: Czyngis-chan, Hitler, Stalin, a wraz z nimi tysiące bezmyślnych, bezdusznych i głupich okrutników. Fiolkę z trucizną rozgryza 14 października 2002 roku.
Opowiadane wydarzenia i fakty tworzą u Mikołajka snop światła, dzięki któremu możemy obserwować to, co inspiruje go najbardziej. Wszelkie uogólnienia wynikają organicznie z fabuły – czytelnik nie odnosi wrażenia, że autor na siłę forsuje jakąś z góry obmyśloną tezę. Bo wrocławskiego pisarza interesują przede wszystkim zagadnienia fundamentalne: problem czasu, przemijania, ludzkiej osobowości, miłości, sensu życia. Mimo filozoficznej proweniencji refleksje te wypływają w Innych snach naturalnie z przebiegu akcji – nigdzie ani śladu manipulacji, uczonych, sztucznych tyrad – to zwarta, „męska” proza. Warsztat pisarski Mikołajek opanował świetnie: trzecioosobowa narracja niepostrzeżenie przechodzi w mowę pozornie zależną, chaos kompozycyjny w rzeczywistości jest wyrafinowanym porządkiem, dyskretny symbolizm nie razi, a buduje niepowtarzalny nastrój, niezaprzeczalna jest uroda niektórych fraz dalekich od pustosłowia, nachalności i sentymentalizmu „pisarzy-wzruszeniowców” (jak np. w wyrażeniu: usłyszał szelest czasu codziennego umierania – taki zwrot nie razi, a zwraca uwagę jedynie wtedy, gdy jest wpleciony w tekst napisany w całości jędrnym, potocznym językiem). Przede wszystkim jednak nie są to tylko formalne tricki – stanowią pochodną prezentowanej wizji świata.
Punkt wyjścia przypomina filozofię egzystencjalną – bohaterowie są wrzuceni w rzeczywistość, z którą w żaden sposób nie mogą się utożsamić: świat jest obcy, niezrozumiały, często wrogi. Oleg odczuwa „ironię życia”, gdy uświadamia sobie, że przenosząc ważny meldunek, biegł po krzyż, zamiast chwalebnego i metalowego zagroził mu biały i brzozowy. Podobnie uważa Don Tadeo: Potwierdziła się towarzysząca mu całe życie ironia. Nastał stan wojenny i on, świeżo upieczony robotnik, dostał jak najbardziej solidne baty. Najdobitniej jednak myśl tę formułuje Adrian: Fatalizm? A czymże było, jeśli nie fatalizmem, że się urodził, a następstwa tego przychodziły niezależnie od jego woli. Fatum ciąży nad bohaterami, uniemożliwiając im życie zgodne z ich wnętrzem. Nie żywią oni złudzeń, że cokolwiek zależy od nich. Rzeczywistość opisywana przez Mikołajka, mimo że zwyczajna, jest zagadkowa – nie sposób przewidzieć, co wydarzy się za chwilę. Młody Adrian jest o krok od pierwszego erotycznego doznania, a wieczorem tego samego dnia jego przyjaciółka już nie żyje – zamordowano ją podczas pacyfikacji wsi. Gdy odnajduje wreszcie miłość swego życia, Tatianę, zostaje ona z nieznanych nam przyczyn zastrzelona przez byłego męża – Adrian przebywa wtedy w sąsiednim pokoju. Podczas rewolucji w Paragwaju Don Tadeo zabija przypadkowo Carmen – kobietę, w której się zakochał, piękną dziewczynę z bogatej rodziny (analogiczny wątek pojawił się już u wrocławskiego pisarza w powieści Mrok). Jednak tych zbiegów okoliczności jest stosunkowo mało (inaczej niż we wcześniejszych utworach Mikołajka, gdzie np. żona Amby zdradza męża z oficerem bezpieki, który wcześniej skatował jego przyjaciela – Ryszarda; za Ryszarda i Ambę z kolei zemści się w bójce Pat, którego narzeczona okaże się byłą żoną owego oficera). W Innych snach nieprzewidywalność losu często ujawnia się poprzez zaniechanie. Zdarzenia, które powinny mieć dalszy ciąg, pozostają bez konsekwencji, ludzie, zdawałoby się sobie przeznaczeni, rozchodzą się i nigdy do siebie nie wracają. Oleg nie odnajdzie swojej największej miłości z czasów wojny – Rosjanki Anny Siergiejewny, Nurt rozstaje się z żoną Ireną i już do niej nie wróci, mimo że obydwoje tego pragną.
Inne sny otwiera cytat z opowiadania Jorge Luisa Borgesa pt. Biografia Tadea Isidora Cruz1. Tytułowy bohater, gauczo Cruz, wdał się w bójkę, został schwytany przez policję i karnie wzięty do wojska. Po latach, gdy sam już był policjantem, dostał rozkaz, by schwytać uciekiniera z armii, który zabił dwóch ludzi. Z oddziałem odszukał zbiega, jednak gdy obserwował go walczącego, doznał objawienia: Zrozumiał swoje głębokie powołanie wilka, a nie zwierzęcia stadnego. Zrozumiał, że tamten człowiek jest nim samym2. Zaczął walczyć przeciw żołnierzom, ramię w ramię z uciekinierem. Mikołajek jako motto książki wybrał słowa: Zrozumiał, że jedno przeznaczenie nie jest lepsze od drugiego, ale że każdy człowiek musi być wierny temu, które w sobie nosi3. Odnoszą się one do każdego z jego bohaterów. To urodzeni samotnicy, stanowiący zagadkę dla otaczających ich osób, a także dla samych siebie.
Całe życie szukają miłości, a niekiedy udaje im się stworzyć szczęśliwy związek. Inne sny to w dużej mierze książka o miłości – uczuciu niepowtarzalnym i niezwykle silnym, jedynym, które może nadać sens egzystencji. Większość dialogów stanowią flirty, radosne przekomarzania kochanków, wyznania miłości, której tak naprawdę nie można wypowiedzieć. Ty i ja, Oleg i Anna. Wmiestie… – szepcze Rosjanka Olegowi, Adrian, Adrian, po prostu jest (…) Adrian, Ty jesteś kochany, czy ty przynajmniej o tym wiesz? – powtarza Tatiana. Zwierzenia zajmują całe strony, aż w końcu wybrzmiewają znakiem zapytania lub urywają się w połowie. Żaden ze związków nie przetrwa. Don Tadeo nie zwiąże się z żadną dziewczyną, którą pokochał: Carmen, Annuszką-Iwoną, Annuszką Śliczną. Irena, jego żona, która „była we wszystkich trzech” tamtych, jest mu równie bliska, jak daleka. Paradoksalnie, największą miłością może być tylko kobieta, którą widział jedynie przez chwilę – Dziewczyna Kiedy Jechał Do Rosji. Nurt rozwodzi się z ukochaną Iloną, wybranka Adriana ginie, Oleg nigdy nie spotyka już po wojnie Anny Siergiejewny. Pozostaje mu miłość do kobiety obejmującej słup dymu – symbolizującej być może transcendencję, jednak bardziej prawdopodobne, że po prostu śmierć.
Przeznaczenie osacza bohaterów Mikołajka – są Don Kichotami, którzy walczą o niezależność i ponoszą klęskę. Ucieczka jest niemożliwa, wolność okazuje się zatruta, świat często wydaje się nierealny, absurdalny, całkiem inny od tego, jaki powinien być. Wnioski są jednoznaczne: Nie było przed nim ani za nim żadnego innego życia. A to, które było, niosło udrękę – konstatuje Don Tadeo, Nurt zostaje przykuty do coraz dłuższego cienia własnego życia, które się nie spełniło, Oleg wie, że nie było już żadnych innych dróg. Cierpienie i trochę lepkiego lukru na co dzień. (…) Wybrał to nieistniejące.
Kompozycja opowiadań odzwierciedla życie wewnętrzne postaci – achronologiczna, pełna przeskoków narracja szczególnie kunsztownie prowadzona jest w Placu odpustowym i Noc szła za nocą. W pierwszym z opowiadań czasy nakładają się na siebie, sceny zmieniają się podług logiki snu. Ich przepływ można porównać do ujęcia filmowego – kamera przybliża się do jakiegoś szczegółu, a potem, gdy się od niego oddala, sceneria jest już całkiem inna: a to niebo, które wisiało teraz nad nim, pełne żaru i przeddeszczowej duchoty, pociemniało do fioletu, aż sczerniało całkowicie i zamiast upałem objęło go potężnym chłodem i chłostaniem twardego śniegu po twarzy i ciele. Zdarzenia oddalone w czasie zaczynają współistnieć, zadaniem czytelnika jest zamiana porządku artystycznego w chronologiczny – ma on odtworzyć biografię Don Tadea (walka w 5. Pułku Strzelców Konnych, miłość do Anny, wyjazd do Paragwaju, śmierć Carmen, powrót do kraju, małżeństwo z Ireną, pobyt w więzieniu, śmierć Ireny, wyjazd na wycieczkę do Moskwy, spotkanie z Niką, pobicie w stanie wojennym, romans z Annuszką-Iwoną, poznanie Annuszki Ślicznej, samobójstwo). Tak jak czytelnik, zaczyna się gubić sam bohater, który w gąszczu zdarzeń szuka sensu, wątku przewodniego: twarze nakładają się na siebie, czas faluje. Podobnie odczuwa Adrian: Wielowarstwowość powiązanych ze sobą zdarzeń – byłych, obecnych i czasem myślał, że i przyszłych – powtarzała się, narastała i rozpływała. Jeszcze inaczej zorganizowana zostaje opowieść o Nurcie. Najpierw posuwamy się ku przeszłości (spotkanie na wernisażu, rozstanie z Iloną, powojenna podróż do Zamościa i Sandomierza, służba w wojsku, wojenne i przedwojenne losy Nurta), potem, już zgodnie z chronologią, epizody są uzupełniane, aż wreszcie (od spotkania na wernisażu) poznajemy dalsze losy bohatera, zakończone samobójstwem. Kompozycja i narracja odzwierciedlają rozdarcie, pogrążanie się bohaterów we wspomnieniach i marzeniach (Oleg pod koniec życia tworzy wyimaginowany świat). I chyba nie do końca ma rację Adrian, gdy mówi, że czas jest jednym z najbardziej udanych i nieudanych pomysłów Pana Boga (…): ani przyspieszyć czy opóźnić, ani cofnąć czy zatrzymać. Próbą właśnie zatrzymania, odwrócenia, zabełtania nurtu czasu jest książka Mikołajka.
Kondycję egzystencjalną postaci najpełniej oddają niektóre obrazy: realistyczne, ale w swej wymowie symboliczne. Wszystkie one związane są z naturą i żywiołami (bohaterowie urodzili się na wsi lub w malutkich miasteczkach). Pod koniec życia Don Tadeo wspomina, że w dzieciństwie spotkał tajemniczego człowieka, który siedział na piasku nad brzegiem rzeki, przebierał kamyki i puszczał kaczki na wodzie. Obraz uwalnia się od pierwotnego kontekstu i staje się wielką metaforą: nigdzie nie było dla niego miejsca. Dlaczego nie mógł być nim ten mały początkowo spłachetek piasku, na którym stał krowi stołeczek, a na nim siedział człowiek w nieokreślonym wieku? (…) Szedł przez ten piasek z Niką, Iwoną, Carmen i Ireną. Uciekał stąd i powracał, jak do śnieżnego gniazda między torami (…). Śnieg zmienił się w piasek. (…) Czy zawsze był tylko piasek, piasek, piasek. A on szedł przez ten piasek z towarzyszami broni i pracy, z kolegami z dzieciństwa, i ze wszystkimi kobietami, które przewinęły się przez jego życie. Tytułowy „plac odpustowy”, na którym Don Tadeo popełnia samobójstwo, także jest symboliczny. Bohater filmu Popiół i diament Andrzeja Wajdy, akowiec Maciek Chełmicki, w słynnej scenie zginął na śmietnisku, w podtekście – śmietniku historii. Bohater Mikołajka, także żołnierz AK, strzela sobie w głowę w miejscu, gdzie odbywają się odpusty. Czy to znaczy, że przebaczone mu zostały wszystkie winy? A może jego życie okazało się tandetne, jak odpustowe błyskotki i zabawki?
Takie samo znaczenie jak piasek dla Don Tadea ma dla Nurta woda: symbol przemijania (bo do tej samej rzeki przecież nigdy nie wchodzimy dwa razy) i trwałości (zamojska Łabuńka pozostaje ta sama, gdy Nurt po latach wraca do tego miasta). Ksywka „Nurt” także jest ważna – czy w głównym bohaterze jest coś stałego, czy jego psychika to tylko przepływ obrazów? Adrian stale wspomina wojenną noc, kiedy z towarzyszem z partyzanckiego oddziału miał zabić sprzyjającego komunistom wójta. Jednak utknęli w grzęzawisku: Był w tych bagnach, tonął i wypływał, nie mógł sobie nawet wyobrazić, jak ten drugi wygląda, jak wygląda ich tylokrotnie wynurzana w bagnie broń i amunicja, musieli taplać się w tej nocy i mazi jak w przeznaczeniu. Historię o Olegu organizują dwa obrazy: pęd na koniu i, wspominana już wcześniej, wizja kobiety obejmującej słup dymu. Jazda konno oznacza szaleństwo, spełnianie się przeznaczenia (Oleg na spienionym koniu przybywa do gorejącej wioski, spalonej przez hitlerowców – za chwilę zabije swą matkę), a jednocześnie wolność, pogrążanie się w wyobraźni i coraz większe wyobcowanie ze świata w śmierć (na koniu przemierza Oleg fantazmatyczne krainy, w których rośnie drzewo poznania dobra i zła, tam znów spotyka dziewczynę obejmującą dym – śmierć). Mikołajkowskie metafory nigdy nie są jednoznaczne, pozwalają nam zajrzeć do wnętrza psychiki stworzonych przez niego postaci – ludzi wyobcowanych, zranionych, przegranych, a jednocześnie dumnych, upartych i niezależnych.
Czym są tytułowe „inne sny”? To owe wspomnienia z różnych okresów życia, pokawałkowane i pokruszone, powracające w nocy lub w chwili śmierci, których sensu nie byłby w stanie odgadnąć żaden wieszczek czy psychoterapeuta. Także Mikołajek nie odpowiada na pytanie, czy jest możliwe, by w ich przepływie ukrywał się jakiś nadrzędny, boski zamysł. Bardziej prawdopodobne, że są tylko chaosem, co jednak nie umniejsza ich znaczenia, oznacza bowiem, że żadne przeznaczenie nie jest lepsze od drugiego, (…) każdy człowiek musi być wierny temu, które w sobie nosi.
1W Innych snach podany jest tytuł Bibliografia Tedea Isadora Cruz. Inne tłumaczenie? Chyba raczej błąd…
2 Jorge Luis Borges: Alef. Przeł. Zofia Chądzyńska, Magda Potok-Nycz. Warszawa 2003, s. 61.
3Tamże.
Tadeusz Mikołajek: Inne sny. Oficyna Wydawnicza ATUT, Wrocław 2007, ss. 407+3 nlb.