Skip to content
Dostosuj preferencje dotyczące zgody

Używamy plików cookie, aby pomóc użytkownikom w sprawnej nawigacji i wykonywaniu określonych funkcji. Szczegółowe informacje na temat wszystkich plików cookie odpowiadających poszczególnym kategoriom zgody znajdują się poniżej.

Pliki cookie sklasyfikowane jako „niezbędne” są przechowywane w przeglądarce użytkownika, ponieważ są niezbędne do włączenia podstawowych funkcji witryny.... 

Zawsze aktywne

Niezbędne pliki cookie mają kluczowe znaczenie dla podstawowych funkcji witryny i witryna nie będzie działać w zamierzony sposób bez nich.Te pliki cookie nie przechowują żadnych danych umożliwiających identyfikację osoby.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Funkcjonalne pliki cookie pomagają wykonywać pewne funkcje, takie jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób użytkownicy wchodzą w interakcję z witryną. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o metrykach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania użytkownikom spersonalizowanych reklam w oparciu o strony, które odwiedzili wcześniej, oraz do analizowania skuteczności kampanii reklamowej.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Bogusław Wróblewski. Trudna sztuka autoironii

Spis treści numeru 3/2005

Trudna sztuka autoironii

 

Przedmiotem relacjonowanych w „Pryzmatach” seminaryjnych rozważań studentów polonistyki UMCS były zarówno wybitne książki uznanych twórców (np. „Heban” Ryszarda Kapuścińskiego – „Akcent” nr 1-2/2001), jak i obiecujące utwory debiutantów (np. „Kobalt” Magdaleny Bożko – nr 3­4/2004). Autorzy obu wymienionych dzieł swoje porozumienie z czytelnikami budują na fundamencie „ponadpokoleniowej” świadomości – wiedzy o świecie dostępnej jednakowo dla dwudziestoparolatków, jak dla ludzi po pięćdziesiątce. Natomiast nakłaniając młodych polonistów do lektury „Z głowy” Janusza Głowackiego zdawałem sobie sprawę, że jest to decyzja ryzykowna – autor umocował większą część swoich rozważań w realiach PRL-u, które dla studentów urodzonych w roku stanu wojennego mogły mieć walor wyłącznie muzealnych eksponatów. Tymczasem z przedstawionych wypowiedzi wynika, że książka Głowackiego odczytana została niemal w całej swojej wielowymiarowości! Stało się tak prawdopodobnie z dwóch powodów. Po pierwsze – „pozapodręcznikowa” wiedza o tamtych czasach jest większa niż się spodziewamy, głównie za sprawą filmów Piwowskiego i Barei (sam Głowacki odsyła wielokrotnie do znanego wszystkim studentom „Rejsu” i do postaci Himilsbacha i Maklakiewicza), komediowych seriali telewizyjnych („Alternatywy 4”), a nawet lektur szkolnych („Mała apokalipsa”, „Hańba domowa”) czy uniwersyteckich („Piękni dwudziestoletni”). Po drugie – sens anegdot opowiedzianych przez Głowackiego nie wyczerpuje się całkowicie w PRL-owskim układzie odniesienia.

Ten drugi wzgląd – nazwijmy go „światopoglądowo-warsztatowym” – wydaje się znacznie ważniejszy. Dźwignią, która pozwala Głowackiemu przenieść to co partykularne (lub wręcz prywatne) w wymiar uniwersalny, jest wszechogarniająca (ale kontrolowana) ironia i autoironia. Jedna płynnie przechodzi w drugą, jak w opisie demonstracji przed londyńskim konsulatem po ogłoszeniu stanu wojennego w Polsce, gdy w odpowiedzi na pojawiającą się w oknie kamerę filmową „posiadacze polskich paszportów, narzekając na chłód, rozpoczęli natychmiastową akcję podnoszenia kołnierzy i naciągania czapek na oczy. Boją się, pomyślałem z pogardą i wtedy zauważyłem, że mam podniesiony kołnierz i naciągniętą na oczy czapkę” (str. 10). Bezwzględnie i wiarygodnie deheroizuje Głowacki swoją decyzję pozostania na Zachodzie, co widać nie tylko w obszernej relacji na początku książki, ale także w drobnych z pozoru, a wiele znaczących sformułowaniach: „w 1981, kiedy mnie przytrzasnęło w Londynie” – pisze np. na str. 97.

W pewnym miejscu, komentując swą skłonność do ciągłego udawania, stwierdza wprost: „żyję ironicznie” (str. 138). Ironia Głowackiego czasem przeradza się w czarny humor („Nasz grób na cmentarzu ewangelicko-augsburskim był rozbity i dzięki temu zobaczyłem pierwszy raz swojego dziadka, Walerego Głowackiego” – str. 57), by kilka stron później uformować przenikliwą opinię psychosocjologiczną, gdy mowa o warszawskiej premierze „Pianisty” Polańskiego przeznaczonej dla najbardziej liczących się VIP­ów: „Podejrzewam, że może biliśmy też brawo sami sobie za to, że jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, ogólnie zamożni i eleganccy, a w szczególe tolerancyjni i otwarci. Potrafimy się i litować, i wybaczać, i robić dobre filmy” (str. 61).

Głowacki jest zachwycony językiem ironisty Gombrowicza, któremu poświęca bardzo zgrabny esej przytoczony w końcowych partiach książki, ale także zaskakująco (i przekonująco!) zestawia go z Dostojewskim przy okazji rozważań o pisarskich upokorzeniach (str. 54-56). W innych miejscach zostają odsłonięte pozostałe źródła językowej formacji Głowackiego, przede wszystkim jego wyczulenie na walory potocznej polszczyzny.

Po Gombrowiczowsku autor „Z głowy” wymyka się formie, co widać w skrajnie odmiennych odczuciach wyrażonych w publikowanych poniżej w całości tekstach młodych polonistów: czy rzeczywiście „autor ujawnia, jakim jest draniem”, jak twierdzi Aleksandra Zińczuk, czy może przeciwnie – bywa „nieobecny w książce, która z założenia powinna być o nim”, jak sądzi Wojciech Sołtys? (…)

Całość w tradycyjnym wydaniu „Akcentu”.

Wpłać dowolną kwotę na działalność statutową.
"Akcent" jest czasopismem niezależnym. Wschodnia Fundacja Kultury -
współwydawca "Akcentu" utrzymuje się z ograniczonych dotacji
na projekty oraz dobrowolnych wpłat.
Więcej informacji w zakładce WFK Akcent.