Przez most i dalej
I.
I ta podróż, jak każda, jest złotą suwmiarką,
przemyślnym aparatem siedemnastowiecznych
okulistów: rozwiera szeroko powieki
na tramwajowe szyny, krzewy, niedopałki
i zamek: jego rdzawy kolor jest z pewnością
znaczący (te powstania i wojny, i szarpie).
Każda dziesięciolatka to reprezentantka
innej kultury. Ale ta reprezentuje
całkiem inną kulturę, z drugiej strony rzeki:
kurteczka z różowawym futerkiem i dżinsy
o oczywistym kroju, obcisłe, tamtejsze.
Widzisz jej siostry, matkę, szwagierkę, teściową,
jej dzieci, w obfitości, i dzieci ich dzieci.
I różowe futerka przyszłości, syntetyk
w rozmaitości odmian. Sekwencję wydarzeń
i pokoleń jak wykres w książce od biologii:
gonady, ślub, seks, ciąże, praca, renta, śmierć.
II.
Jedzie się jak przez morze, bez pośrednich lądów,
jakby ci, co wychodzą, skakali w odmęty,
a innych zaś autobus podnosił łaskawie
z morskich toni jak jakichś rozbitków w polarach,
zagubionych wioślarzy, syreny lub kryl.
Cerkiew, tłum, krzyki „Janeeeek”, ogolone głowy.
Menelka z manelami, jej spuchnięte nogi
jak kończyny denatki (cztery dni w wersalce).
Pot. Perfumy za 8,99,
człowiek z blizną idącą od kącika ust.
Gdzieśmy zstąpili, listku, leszczynowa witko,
oposku, królewiczu, myszko, pyszczku, słonko,
w tych płaszczykach z Harrodsa i butach na miarę,
zamszowych rękawiczkach, szalikach z okładki?
Czy przecena w Ikei tłumaczy ten krok?
Potem na krótko inny wymiar: chrom i drewno,
przepierzone fantomy domów, gdzie szeregiem
stoją kolejne kuchnie, łazienki, sypialnie,
rozległe scenografie rodzinnego szczęścia
gdzie trwa, od wejść po kasy, dobór dobrych dóbr.
I powrót: odwrócona kolejność neonów,
znów ścisk, P. opowiada mi o Justynianie
II Obciętonosym. I nikt nas nie słyszy,
mówimy obcą gwarą, nieznanym dialektem,
w pokrowcu z włókien szklanych, flicu, trudnych słów.
Po drugiej stronie widać nasze miasto świateł,
z laptopem, cafe latte i cywilizacją:
tamci się nieco kulą, my się odgarbiamy,
chiński i cyrylica się anglicyzują,
jak końcowe napisy thrillera ten most.